arada dobiegła końca i zgromadzeni rozeszli się za przykładem
Moama. Wychodząc zobaczyli jeszcze, jak niziołki omawiały coś jeszcze w swym gronie. Tupot wychodzących zagłuszał jednak wszystkie słowa, to też niczego niczego nie dane im było usłyszeć. Stojąc przed domostwem
Dunina ujrzeli wchodzącego pomiędzy zabudowania półorka, którego niespodziewana obecność w centrum osady wywołała małe poruszenie wśród niezagonionej jeszcze do roboty dzieciarni. Ten samej, która jeszcze bardziej zainteresowana była wyjściem z chaty Starszego grupki nieznajomych. Przyglądając się im niziołki szeptały coś między sobą i tak to też czyniły przez całą drogę do świetlicy.
pewnej chwili
Astine spostrzegła, iż trójka młodzików – nie dane jej było jeszcze rozeznać się w tym, jakiego dokładnie wieku mogli być – żywo jej się przygląda. Niemożliwym było stwierdzić od jak dawna to czynili, lecz najwyraźniej tylko czekali, aż kobieta spojrzy w ich stronę, bowiem najwyższy z niziołków łokciem szturchnął najmniejszego i szepnął mu coś do ucha. Tamten w mgnieniu oka zrobił się cały czerwony i czym prędzej czmychnął za najbliższą szopę, a pozostała dwójka zaniosła się śmiechem. Odruchowo
Astine przyjrzała się pozostałym i wyłapała podobną grupkę do tej co przed chwilą, z tą różnicą, iż tamta skupiona była na
Helenie.
opiero teraz, zapewne dzięki ożywiającemu wpływowi dyskusji oraz nowin, podczas powrotu do świetlicy ujrzeli na własne oczy, a w stopniu jeszcze większym usłyszeli, dobrobyt inwentarza, którym dysponowała Ostoja. Z każdej strony osady dochodziły wszelkiej maści odgłosy świadczące o obecności kur, kaczek, gęsi, kóz, owiec i
Yondalla raczyła wiedzieć czym jeszcze cieszyła się ma niewielka społeczność. Niemniej nie posłyszeli i dostrzegli jedynie zwierząt, gdyż co i rusz natknąć się można było na krzątających się niziołków, młodych i starych. W tym całym zamieszaniu
Torin miał wrażenie, iż do jego uszu doleciał nawet besztający syna głos
Amatorna. Nie było to w żadnym razie wykluczone, gdyż w kierunku, którym trzeba się było kierować, wznosił się dym.
od ich nieobecność w świetlicy zapanowały małe zmiany, a dokładniej trzy, które stały przed drzwiami. Dwie z nich trzymały w rękach wiklinowe koszyki, a trzecia dzban z piwem, oczywiście obdarzonym ziołową nutą. Widząc powracających poszukiwaczy przygód najstarsza z nich wyszła przed szereg i miłym dla ucha głosikiem powiedziała:
–
Nasze mamy przysyłają nas ze śniadaniem dla Państwa.
–
Na prośbę Pani Elely – dodała ta trzymająca dzban, a trzecia z koszykiem spojrzała na nią jakby z wyrzutem.
ajwyraźniej z samego ranka
Elely zadbała nie tylko o stawienie się wszystkich na zebraniu, ale i o posiłek dla gości. Wpuszczone do środka dziewczynki zwinnie doskoczyły do stołu i wyłożyły nań wszystko co miały, po czym równie zgrabnie zniknęły w świetle ranka. Przyniosły świeżo wypieczone podpłomyki, kaszę, zawiniętą w materiał kawałek koziego sera, masło oraz rzeczony dzban z piwem. Już na pierwszy rzut oka jadło prezentowało się skromniej, lecz w żadnym razie nie można się temu było dziwić, wszak nie byli u szlachcica na dworze, a bądź co bądź jednak na wsi. Niemniej posiłek był smaczny, a ci posiadający co większe rozeznanie w kuchni i przyprawach wyczuwali, iż podpłomyki oraz kaszę doprawiono jakimiś przyprawami, lecz nie sposób było dociec cóż to mogło być. Tak, czy inaczej głód został zaspokojony, a perspektywa kilkudniowego żywienia się sucharami i tego typu jedzeniem sprawiała, iż nie pozwolono, by coś się zmarnowało.
biórka nastąpiła jakiś czas później. Słońce zdążyło wznieść się na wyższe partie nieba, to też nie raziło tak intensywnie, a parująca rosa sprawiała, iż momentami bywało nawet odrobinę parno. Spotkali się przed domostwem Dunina, który ich oczekiwał. W rękach trzymał mały tom oprawiony w ciemną skórę i opatrzony tłoczonym wzorem w postaci obrysu psiej głowy. Wraz z chwilą swego przybycia awanturnicy dostrzegli wychodzącego zza zabudowań
Arvana.
–
Elely zaraz… unin nie miał okazji dokończyć, gdyż jego małżonka wyszła właśnie zza domu prowadząc u swego boku rosłego mastifa o ciemnym, pręgowanym umaszczeniu z założonym siodłem. Niziołka ubrana była podobnie jak w czasie pierwszego spotkania, lecz teraz skórznia wyposażona była w żelazne ćwieki, przedramiona opinały mocne karwasze, a pierś przecinał pas od kołczana, który spoczywał obok plecaka. W pasie mocno trzymał się przytroczony nóż o zakrzywionym ostrzu oraz niewielka buteleczka. W prawej dłoni spoczywał krótki refleksyjny łuk, a przy siodle wisiał krótki miecz.
lely spojrzała po wszystkich upewniając się, iż są gotowi do drogi, by na koniec wymienić spojrzenia z
Duninem. W oczach niziołka dostrzegalna była zarówno zgoda, jak i niepewność oraz malutka iskierka, która to pojawiła się również u kobiety. Ich znaczenie oraz pochodzenie pozostawało dla postronnych tajemnicą. Wreszcie przemówiła:
–
Ruszamy?