Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2018, 21:15   #15
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Jeszcze przed uruchomieniem przez Awatara tej karuzeli obrazów, Mervi wiedziała, że coś takiego nastąpi. Nie dość, że Glitch nie był istotą, która lekko znosiła krnąbrność, to jeszcze Wirtualna Adeptka najwyraźniej nie zgadzała się ze swoim Awatarem zbyt często jak dla tego bytu. Technomantka czuła się fatalnie, nawet mimo ustąpienia nudności, które przerodziły się tylko w irytujące piksele na granicy wzroku.
Próbowała ignorować Hannah, ale niezadowolenie Awatara nie pomagało. W końcu nawet, jeszcze na drodze przed Lillehammer, wyciągnęła niewielkie zielone Tamagotchi, którym zaczęła się "zajmować". Cóż, przynajmniej miała zwierzaka...

- Hannah... - odezwała się po chwili, nie patrząc nawet w kierunku prowadzącej samochód kobiety - Zatrzymaj samochód na poboczu, proszę.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, Mervi westchnęła ciężko i nacisnąwszy przyciski Tamagotchi w zrozumiałej dla siebie sekwencji, uczepiła zabawkę do paska spodni.

- Hannah. Musimy porozmawiać. - tym razem już patrzyła w kierunku fotela kierowcy. Wolała nie próbować inaczej z hermetytką, więc dawała jeszcze temu szansę na mniej inwazyjne podejście - Dąsaniem i złością do niczego nie dojdziemy, a wiesz, że musimy.
Hermetyczka nic nie odpowiedziała. Po prostu zjechała na pobocze i bez słowa zmieniła fotel kierowcy.
- Czy od momentu, gdy wysiądziemy z samochodu mamy się unikać? - zapytała Mervi bez żadnego wydźwięku - Zero litości? Mam już nigdy nie pojawić się w zasięgu twojego wzroku?

Klaus spokojnie przesiadł się na miejsce kierowcy. Poprawiając jego odległość od pedałów i przestawiając wysokość kierownicy.
- Nie myśl, że jest nam obojętna utrata wieży. Czy też śmierci, które zostały tam poniesione. Jednak krzykiem, gniewem i atakowaniem wszystkiego wokół niczego nigdy nie wskóramy. Jak i ignorowaniem siebie nawzajem.

Hannah pokręciła tylko głową zrezygnowana.
- Porozmawiamy spokojniej na naradzie.

Tym razem to Mervi zachowała milczenie, jedynie zamykając oczy z nadzieją, że zaburzenie grafiki w nich nie będzie i tak widoczne mimo tego...
Wiedziała jednak jedno - na naradzie na pewno nie będzie spokojniej.




"Porozmawiamy spokojniej na naradzie."

Czy Hannah naprawdę liczyła nas spokojną rozmowę, czy raczej na wsparcie ze strony innych mistyków z przeświadczeniem, że ich spojrzenie na czyn technomantów nie będzie tak delikatne, jak to okazane przez Jonathana? Na pewno byłoby to dla niej dobrym ubezpieczeniem na wypadek problemów z wykrzyczeniem sobie drogi do racji.
Tylko czy jej nie miałaby i tak chociaż w niewielkim stopniu?

Mervi zamknęła za sobą drzwi swojego domu szczęśliwa, że nie jest już w towarzystwie Hannah. Nie miała ochoty musieć dłużej znosić wściekłej na świat hermetytki, która najwyraźniej miała zamiar pozabijać technomantów nagromadzeniem złości w powietrzu. Adeptka nie wiedziała czy w jej wypadku wystarczy dzień lub dwa na ochłonięcie, ale w danej chwili niezbyt ją to obchodziło. Nie będzie głaskać po główce urażonej pannicy i przepraszać jej za istnienie.

Nie zdążyła nawet zdjąć płaszcza, gdy rozbrzmiał przyciszony dźwięk nadchodzącego połączenia przypisanego numerowi jednego z eterytów, dochodzący z wrzuconej do kieszeni komórki.


- Hej Mervi, nudzi ci się? - po odebraniu połączenia rozległo się radosne pytanie ze strony dzwoniącego.

Mervi nie odpowiedziała od razu, będąc bardziej zajętą zdejmowaniem płaszcza niż chętną na rozmowę z Patrickiem. Niemniej Irlandczyk z jakiegoś powodu zdecydował się do niej zadzwonić, więc wypadałoby chociaż dowiedzieć się czego chce...
- Jestem zajęta. - ton technomantki nie sugerował, jakoby była ona rozradowana rozmową.

- Z pewnością. I potrzebujesz też upuszczenia pary, po tej całe nawalance w wieży i obsobaczeniu przez BIG J’a, po tym jak wyrwaliśmy się z tej matni.- odparł przyjaznym tonem Irlandczyk.- Znalazłem całkiem fajną knajpkę, by wypić dwa głębsze za poległych. Piszesz się na to?
Mervi przetarła oczy, wyglądając jakby w danym momencie zaatakował ją potworny ból głowy. Na pytanie Patricka mruknęła jedynie w odpowiedzi:
- Nie brzmisz na poruszonego sprawą.

- Nie pierwsza to taka akcja i nie pierwsi polegli kamraci w moim życiu. - wyjaśnił Patrick. - Gdybym miał się załamywać za każdym razem, gdy widziałem śmierć człowieka, to byłbym bardzo załamanym człowiekiem. Na polu bitewnym giną ludzie, to się nie zmienia od wieków. Jedyne co można zrobić, to uczcić ich pamięć.

- A tak to tylko jesteś samotny? - zapytała bez wahania, nim weszła na pierwszy stopień schodów tego dwupoziomowego domu.

- Samotny? Powiedzmy, że teraz… tak. A ty? - zapytał w odpowiedzi Patrick.- Siedzisz sama i rozpaczasz nad straconymi żywotami czy… robisz coś innego?

- Mam nadzieję, że nie uważasz, iż siedzę bezczynnie? - zastanawiała się czy eteryta dosłyszał w jej wypowiedzi nieufną nutę - Mam masę stuffu do digitalizacji, muszę zająć się swoim mieszkankiem, podłączyć sprzęt... J. szczególnie chce to pierwsze. I tak nie sądzę, aby mistycy pojęli jak się posługiwać tekstem przerzuconym na inny nośnik niż paper, ale co tam... Do tego mogę się zająć kwestiami matematycznymi, jakich jeszcze nie tknęłam. - urwała na moment, gdy znalazła się na górze w pomieszczeniu, jakie miała zamieszkiwać większość czasu - I czym chcesz to przebić? - postawiła walizkę obok kanapy, na którą zaraz ciężko padła, sycąc się tym ironicznym poczuciem komfortu.

- Dobrym piwem… w miarę dobrym w każdym razie, miłym towarzystwem i nawet niezłą atmosferą. I obietnicą pomocy jutro. - stwierdził wesoło Irlandczyk.- W tym całym digitalizowaniu. Fundacji i tak nie założymy w jeden dzień.
- Za pomoc w digitalizacji podziękuję, jak się Fireson tu zwali to szybciej pójdzie. A skąd ty weźmiesz to miłe towarzystwo, Patrick? - głos Mervi nawet nie zadrżał,gdy wypowiadała to zdanie.

- Ja się nie liczę jako miłe towarzystwo? Dzięki za informację. - nadeszła ironiczna odpowiedź Patricka - I po co ja się narażałem więc zabierając staruszka z wieży, mimo że nasz J się temu opierał? Nie wiadomo zresztą, czy on przeżyje powrót do naszej sfery. Może czas go dogoni i… po prostu dosłownie się okaże, że śmierć tak czy siak na niego czekała.

Gdyby Patrick widział teraz Wirtualną, zobaczyłby jak znużenie widoczne w jej oczach, przeradza się w lodowatą irytację, a później nawet konkretną złość. Mervi jednak wstrzymała się z odpowiedzią, a gdy w końcu zdecydowała się odezwać, wypowiedziała tylko proste:

- Pierdol się.

- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam z niej.- odparł niezbyt przejęty jej słowami Haely, który po nich zamilkł... na chwilę - Cóż… wolisz siedzieć i rozwiązywać matematyczne formułki? Twój wybór… Nie zamierzam cię zmuszać do niczego.

- Masz zamiar skontaktować się z Klausem? Czy może to już zrobiłeś? - zapytała beznamiętnie, ignorując temat "rozwiązywania matematycznych formułek". Ta zmiana odciągnęła ją od emocjonalnej reakcji, której wolała uniknąć.
- Zamierzałem… a czemu pytasz? - zapytał w odpowiedzi Irlandczyk ze słyszalną nawet przez komórkę nutką podejrzliwości.

- Bo jeżeli bym uznała, że chcę przyjść, aby ci ten ryj obić za przeszkadzanie mi... to chcę, aby był przy tym Klaus. - nuta rozbawienia w tonie Mervi była umiejscowiona tam, tylko dla złagodzenia efektu. Sama technomantka nie do końca żartowała.

- Dwie sprawy które powinnaś wiedzieć. Po pierwsze jestem za równouprawnieniem, po drugie… próbowanie mi obicia ryja to wyjątkowo kiepski pomysł. - stwierdził obojętnym tonem Patrick. - Wierz mi… twardsi od ciebie próbowali.
- Ostrzegasz czy obiecujesz? - zapytała nastroszona.
- Jedno i drugie… - odpowiedział Patrick.

Mervi jedynie parsknęła rozbawiona tymi słowami. Czy on próbował jej pogrozić na swój sposób, pokazać jakim to twardzielem jest?
- Jestem tak przerażona, że aż się skuszę. Dzwoń po Klausa i adres knajpy podaj.
Nie wiedziała po co w ogóle zasugerowała, jakoby mogła się pojawić... ale eteryta w końcu nie mógł wiedzieć, iż Mervi już w tym momencie wiedziała, że nie pojawi się w pubie.




To nie jest moja wina.
<, To nigdy nie jest twoja wina }



Sarkastyczna nuta w zniekształconym dźwięku wypowiedzi Awatara wbiła się bezlitośnie w myśli technomantki, według niej mając tylko na celu rozjuszenie jej; jednak Mervi nie odpowiedziała na zaczepkę Glitcha. Nie miała ochoty wysłuchiwać tego, co on sobie ubzdurał, a tym bardziej nie tęskniła za wchodzeniem w dysputy ze swoim złośliwym Awatarem szukającym najwyraźniej kogoś, komu może zatruwać życie.

Już wcześniej zapewniła sobie lokum. Mieszanie nawet jednego dnia z "mistyczną śmietanką Wstąpienia" wykraczało poza granicę jej tolerancji... i zakładała, że nie tylko ona w takiej sytuacji by cierpiała. Te relikty przeszłości zdawały się nie czuć najlepiej w obecności bardziej skomplikowanej technologii niż koło. Właśnie dla takich jak oni dodają obrazkowe instrukcje do wszystkiego. Pewnie większość z nich wpada w panikę, gdy ich stacjonarka nie daje znaku życia, mimo jej włączenia - przyciskiem zasilania monitora.

Nowe mieszkanie Mervi nie było willą, ale to nie willi potrzebowała. Lokalizacja także nie wpływała szczególnie na cenę wynajmu acz nie obyło się to bez konkretnego wertowania ofert w Internecie oraz sprawdzania oferowanego miejsca na odległość... oraz oczywiście dzięki wrodzonemu wdziękowi wcielonej upierdliwości, dzięki któremu ludzie dla świętego spokoju potrafili zejść z ceny.
Wybrany w końcu dom, znajdujący się w oddaleniu od centrum, wciśnięty był między dwa inne, bliźniaczo podobne, które tworzyły wraz z innymi dużą familię budynków jednorodzinnych... tylko w tym konkretnym zamieszkująca rodzina składała się z samotnej kobiety, elektroniki i zwierzaka-Tamagotchi. Mervi wątpiła, aby na tym zadupiu to było najdziwniejsze, co można było spotkać.

Przynajmniej komputery się nie przegrzewały przez pogodę, jak i ona sama na nią nie narzekać nie mogła.

Ostatni kabelek został właśnie podłączony, trinarka stacjonarna zbudzona do życia. Mervi przesunęła się z pomocą kółek krzesła dostawionego do szerokiego biurka ku niezastawionemu (jeszcze) elektroniką stołowi kreślarskiemu, którego blat ustawiony był poziomo. Zsunęła z blatu kilka pustych arkuszy B2, robiąc tym samym więcej miejsca dla laptopa. Zapatrzyła się na zmieniające się leniwie dane liczbowe zbierane i porządkowane, aby jak najdokładniej określić przestrzeń domu. Zobaczyła kolorowy artefakt, który mógł zdawać się niespodziewanie pojawić na ekranie, gdyby Mervi zdołała zapomnieć o "uszkodzonych pikselach", jakie zaimplementował jej własny Awatar na skraju jej naturalnego spojrzenia.

- Daj już z tym spokój. - fuknęła z irytacją do Glitcha - Nie bądź jak dziecko. Nie mam cię za co przepraszać.

Nie otrzymała odpowiedzi, a jedynie pojawiło się ziarno w całym polu widzenia, na chwilę przynajmniej... jednak ta chwila to i tak było już za dużo na nerwy Mervi.

- W dupę sobie wsadź tą swoją zranioną dumę, księżniczko!
Technomantka chwyciła leżącą obok komórkę, wybierając numer Patricka. Potrzebowała się uspokoić w tej chwili i miała nadzieję, że posłuchanie gadania irlandzkiego eteryty okupującego bar możliwe z drugim technomantą, będzie rozluźniającym doznaniem.

Nie musiała czekać długo, aby się dowiedzieć jaki będzie wynik tej rozmowy, jako że sam Patrick odebrał wystarczająco szybko, aby sugerowało to ilość wypitego alkoholu mniejszą niż spodziewana.
- Słucham? - głos irlandczyka nie był bełkotliwy, ku smutkowi adeptki.
- Już jesteście pijani? - zapytała dość beznamiętnie, zagłuszając rozmową myśli o Glitchu.

- I zakochani. Leżymy w łóżku i mierzymy kto ma dłuższego. Chcesz sędziować? - zapytał ironicznie Patrick, dodając po chwili.- Co to właściwie za pytanie. Robisz za naszą matkę?
- Gdybym miała być waszą matką, to popełniłabym aborcję pourodzeniową na was. - mruknęła kobieta - A sędziować nie mogę. Nie mam niestety mikroskopu elektronowego. - w jej głosie brzmiała zimna nuta... niezbyt pasująca do rozbawienia.

- To Mervi… mówi że nas kocha. Jak nasza wspólna matka której nie mieliśmy. Bo każdy z nas miał własną. - słowa Patricka skierowane do Klausa dotarły i do Mervi, która już powoli zaczynała żałować tej rozmowy - Jeśli pytasz czy jesteśmy na tyle pijani, by obmacać cię po pupie, to nie… musisz albo poczekać, albo sama nas rozpić. A piwo jest tu całkiem znośne… choć prawdziwy Guinness to to nie jest.

- Dorośnij. - parsknęła Mervi przez komórkę, wcale nie czując jakby uchodziła z niej irytacja jaką spowodował Glitch - Będąc miłą zadzwoniłam. Nie mogłam dołączyć, bo naprawdę mam co robić. Książkę czytam, kod piszę i przygotowuję się do instalacji Firewalla. To ważne sprawy.

- Naprawdę doceniam to że zadzwoniłaś. To miłe, że się o nas troszczysz. Aczkolwiek niepotrzebnie zajmujesz się robotą. Równie dobrze J może jutro zawieść i wywalą nas z tej fundacji na zbity pysk. - odparł eteryta - Z tego co do mnie dotarło, mamy dostać jutro burę. Nie wiem czy nie zakończy się to wezwaniem na dywanik u dyrektora i wydaleniem. Więc nie ma co się jeszcze rozpakowywać. I warto się cieszyć że Szpicbergen chyba należy do Techników. Tam nas nie poślą.

Mervi zacisnęła w pięść wolną dłoń, zamykając na chwilę oczy, aby pomóc myślom uspokoić się bez szalejących błędów graficznych na widoku.
- Mówiłam ci już, abyś się pierdolił, jeżeli chcesz takimi tekstami rzucać? - mruknęła z tłumioną złością - Robotą bym się zajmowała tak czy inaczej, a ty sobie daruj takie gadanie.

- Nie wiem czemu chce ci się zajmować tą robotą. - odparł Patrick, na moment pauzując, gdy najwyraźniej dopijał swoje piwo. - Ale skoro zadzwoniłaś, to… może jednak wpadniesz? I nie podsyłaj mi sugestii takich, bo uznam że mnie podrywasz na swój specyficzny sposób.

- Chrzań się, lamerze. - kobieta syknęła tylko przez telefon nim bez pożegnania przerwała połączenie.



Mervi prawie bezwiednie kreśliła ołówkiem na podniesionym z podłogi arkuszu papieru, w połowie zwisającego ze stołu. Proste formy geometryczne zamazywały w tym momencie nic nie znaczące obliczenia matematyczne, których rozwiązywanie miało tylko zająć technomantkę i pomóc odzyskać częściowo spokój. Jeżeli i tak miała czekać na wyniki...

Laptop wydał dźwięk oznajmiający zakończenie zbierania danych o pomieszczeniach mieszkania, co od razu odsunęło dziewczynę od projektowania kolejnej wielościennej niemożliwości.

Wiedziała, że i urażony Glitch wyszedł ze swojego sanktuarium dumy, aby móc zaangażować się w projekt... a przynajmniej móc zająć miejsce w pierwszym rzędzie dla najlepszego widowiska.

Przysunęła się bliżej laptopa, na którego ekranie wyświetlone były potrzebne Mervi dane, od razu posortowane i gotowe do wykorzystania.
Zdawało się, że przez moment komputer zastanawiał się nad opcjami analizując opcje wedle tych już poznanych, aby zdecydowawszy się na jedną, uruchomić jeden z wykorzystywanych częściej przez Mervi programów.
Gdy tylko narzędzie służące początkowo jedynie do komputerowego projektowania architektonicznego zostało otwarte, zgromadzone dane dotyczące przestrzeni mieszkania zostały zaimplementowane w komputerowej przestrzeni, tworząc tym samym potrzebny szkielet, jaki posłuży za pomoc w dokładnym nałożeniu Firewalla na rzeczywistą powierzchnię domu.

Glitch oczywiście nie był tylko biernym obserwatorem. Wspomógł graficznie barierę, którą Mervi budowała wedle zebranych wcześniej danych, z jakich wygenerowane zostały w programie rzuty 2D, później zmienione na pełnoprawną wizualizację 3D, opisującą całość kompleksu.

Kliknij w miniaturkę

Adeptka nawet nie miała sił już oponować, gdy jej Awatar wygłaszał złośliwe uwagi, odnośnie designu bariery czy samej jakości. Musiał wiedzieć, iż Mervi ma zamiar umocnić wszystko w ciągu następnych dni... jak i musiał zdawać sobie sprawę z tego, że technomantka po zakodowaniu Firewalla przestała reagować na zaburzony przekaz Glitcha.

...przynajmniej póki Awatar prawie jej nie ogłuszył, gdy zaatakował uszy Mervi dźwiękiem o wysokiej częstotliwości.

Tym razem zareagowała, więc dopiął swego.



Adeptka masowała palcami skronie, wciąż czując echa irytacji Glitcha. Ból głowy ustępował, teraz będąc już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem lecz dopiero, gdy była już od niego wolna, położyła otrzymaną księgę przed sobą na biurku.

Zaciekawiona skrytą w stronicach treścią, Wirtualna adeptka wczytała się w podarowaną jej książkę. Podarowaną oczywiście w celu przeprowadzenia procesu digitalizacji. Już na wstępie musiała przyznać, iż będzie to dzieło potwornie skomplikowane. Nie dość, iż te przeklęte, ręcznie zapisane literki mieniły się jej w oczach, rozpadały, układały na nowo i tworzyły dość skomplikowane obrazy run i innych „mistycznych szlaczków” gdy tylko zmrużyła oczy, w postaci przerw między wyrazami, to księga ciągle się zmieniała na dwóch płaszczyznach. Zupełnie inaczej tekst wyglądał gdy się nań patrzyło, inaczej zmieniał, a zupełnie różnie prezentował na filmach, acz dalej zachowując swą dynamiczną strukturę. Co ciekawe, w zależności czy filmując patrzyło się na tekst czy też nie, na filmie widoczne były inne cykle zmian treści.
Co więcej, treść zdawała się nie mieć żadnego większego sensu. Niekiedy składała się z mieszaniny liter i znaków różnych alfabetów, by po chwili wpaść w cytaty starych poematów (jak twierdził komputer trialny). Dopiero użycie typowej, hermetyckiej roty Umysłu ujawniającej teksty zakryte przez śpiącymi ujawniło nieco bardziej sensowne fragmenty. Znaczy sensowne dopiero po pięciu minutach na stronę filtrowania przez komputer który ze zbirów literowych które okazały się słowami z dodanymi lub wyciętymi literami. Słowami różnych języków, głównie martwych oraz przeklętego enochiańskiego w swej mistycznej wersji gdyż przy nim komputer trialny kompletnie zgłupiał.

W tekście od czasu do czasu, podczas kolejnej zmiany, pojawiały się cyfry, a nawet całe równania. Na pierwszych czterech stronach komputer zidentyfikował na pierwszym poziomie 153 cykle regularnych oraz minimalnie 89534 cykli nieregularnych skupionych wokół 2466 atraktór z czego zidentyfikowano dokładnie 67 z nich, 32 wykazywało zmienność charakterystyczną dla procesów stochastycznych, inne pozostawały stałe.

[media]https://sisbrazil.files.wordpress.com/2018/01/giphy5.gif[/media]

Liczby na drugim poziomie komunikatu osiągały monstrualne wartości i komputer stwierdził, iż będzie potrzebował dwóch dni pełnej mocy obliczeniowej na policzenie tego z pierwszych czterech stron. Aby było ciekawiej, przebudzona wpadła na ślady modulacji fazy w cyklach niosących informacje. Oznaczyła to jako poziom F odpowiednio 1F i 2F dla poziomu komunikatu. Komputer bez mrugnięcia zaakceptował nową listę etykiet.

Księga nie była sama w sobie talizmanem, tego była pewna, lecz ze względu na natłok informacji oraz wiek jej pierwszy wzorzec był wyjątkowo solidny. Badania rezonansu pseudoinformacyjnego (zwanego po prostu rezonansem podległym sferze umysłu przez ignorantów nie odróżniających rezonansu quasi-informacyjnego…) wykazały zmienność o cechach zbliżonych do białego szumu małej mocy. Komputer też wyliczył prawdopodobieństwo zaburzeń czasu na 0.76, przestrzeni 0.9 oraz prawdopodobieństwa na 0.98. Jednostka trialna na koniec wstępnych oględzin estymowała możliwą liczbę klas poziomu komunikatu na 586 o drzewiastej, hierarchicznej strukturze i silnym szyfrowaniu.

Któż by się nie uśmiechnął?



Mervi obserwowała jak oba komputery przeliczają niezliczony raz liczby zapisane w strukturze domowego Firewalla, szukając w nim luk, których adeptka nie zauważyła i nie planowała. Gdyby takowe znalazły technomantka nie czułaby się dobrze ze świadomością porażki na tym polu, choć z drugiej strony nie mogłaby zaprzeczyć, że sprawdzenie integralności zapory i statusu zabezpieczeń był ważniejszy od jej możliwego zranionego samopoczucia. W chwili obecnej nie czuła się także na siłach samemu sprawdzić każdej linijki kodu, a i czuła, że jutro także mieć sił oraz sposobności nie będzie. W końcu trzeba zająć się odszyfrowaniem tekstu tego tomu. Mimo przyjemności jaką miało to sprawić, niezależnie od stopnia skomplikowania, Mervi miałaby trudności ze skupieniem myśli i odpędzeniem od siebie nieistotnych bodźców; a wszak wzburzenie jedynie by przeszkadzało. Musiała wpierw sobie z tym poradzić. Musiała odpocząć.

Ułożyła się leniwie na rozkładanej kanapie, nie mając ani chęci, ani sił przenieść się do drugiego pokoju z łóżkiem. W sumie nie wiedziała po co go miała, skoro i tak zamierzała zastawić jego powierzchnię bardziej potrzebnymi w życiu elementami - większą ilością elektroniki między innymi,
Technomantka żuła resztkę ciasta, jakie żona Jacka Czackiego sprezentowała na odchodne każdemu z magów, którzy gościli w domu tego eteryty. Nie osłodziło to jednak gorzkiego uczucia gnieżdżącego się w niej od czasu wydostania się z wieży...
Będzie trzeba jutro porozmawiać z JMS'em, wyjaśnić kilka spraw, wywiedzieć się innych i zebrać odpowiednią ilość informacji pozwalających na choć pobieżną ocenę hermetyka. Czemu w sumie nie podał klucza do tego kodu, jakim zaszyfrowana była księga?
Nie mogąc się doczekać rozwiązania tej konkretnej kwestii, wysłała do Jonathana krótkiego SMSa, z nadzieją, że ten jeszcze nie poszedł spać... albo że odpowiedź nadejdzie już z rana.


hey M.J gr8 fun w/ txt. BTW y no key from u ?_? WFYR


Odłożywszy niepotrzebną już komórkę, sięgnęła do torby stojącej obok kanapy, z której wyjęła przekaźnik, a raczej jego cewkę, którą przyniosła Hannah jeszcze podczas pobytu u Jacka. Mervi zastanawiało czemu Porządek nagle taką miłością zapałał do Wirtualnej Tradycji, aby im oddać część urządzenia Alana Turinga; pomimo iż faktycznie ta rzecz była historycznie istotna właśnie dla byłych Technokratów, to czemu och jak szacowni SoB, mieliby się przejąć przekazaniem jej? W magazynach sprzątali i nie mieli co z tym zrobić?

I skąd do cholery to wytrzasnęły te dziady?

Adeptka wstała z kanapy i podeszła do kredensu, który w tym momencie służył za skład wszystkiego - nieznanego zastosowania kable wiły się wokół rozrysowanych planów architektonicznych (po co ona w ogóle je wciąż trzymała?), zakrywających części komputerowe. Mervi obawiała się zajrzeć głębiej. Nie dziś. Jutro.

Schowała starą masywną cewkę przekaźnika w drewnianym pudełku zawierającym jakieś pożółkłe już stare wyliczenia, których przeznaczenia nikt nie pamiętał... a wśród nich także znajdowały się imiona osób dawno zapomnianych, których istnienie potwierdzał tylko skrawek papieru.
Zabrała z tej samej półki także jeszcze jedną rzecz, niby piórnik na przybory kreślarskie, będący zwiniętym w rulon grafitowym materiałem. Na chwilę zawiesiła na nim wzrok, jakby niepewna dalszych kroków, jednak nie poniechała bynajmniej zamiaru. Jak by mogła?

Ponownie usiadła na kanapie, która już za chwilę miała posłużyć jej za łóżko. Powoli rozwinęła materiał i ostrożnie wyjęła skrytą w nim zawartość. Poczuła ukłucie wstydu, kiedy zorientowała się, iż dłonie zaczęły jej drżeć, prawie upuszczając zbyt delikatną ampułkę. Nie było tu nikogo więcej, kto mógł to zobaczyć. Jedynie Glitch... a jednak nawet w jego obecności czuła zażenowanie.

- Przecież nie okłamuję się. Nie ma sensu. Jest jak jest. - wyszeptała w przestrzeń pustego pokoju, choć nie wiadomo czy słowa zostały skierowane do Awatara... czy może do niej samej.

Przygotowaną strzykawkę napełniła zawartością ampułki. Wiedziała, że to jedyny sensowny wybór. Że w ten sposób się uspokoi.
I łatwo uśnie.
Jak zawsze.

Gdy sen w końcu zmógł Mervi, na monitory wciąż pracujących urządzeń wdarł się zglitchowany, niestabilny komunikat.




 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 02-06-2018 o 02:31.
Zell jest offline