Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2018, 17:02   #10
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- A gdzie to dziecko z tym zwierzątkiem idziesz? - lokalny kupiec zmierzający jak co tydzień na targ postanowił zainteresować się zabłąkaną na gościńcu dziewczynką. Czwartego syna miał, co powoli za panną rozglądać się powinien, a taki muł mógłby się przydać. Młody jeszcze, to dorośnie i będzie do noszenia towarów na targ. Ten jego niebezpiecznie zahaczał już o starość.
- No więc? - zapytał nieco zirytowany brakiem odpowiedzi od wlepiającej oczy w ziemię podróżniczki. Przyglądnął się jej. Czarne włosy na których spoczywał wciśnięty na głowę wianek z czerwonych i fioletowych kwiatów. Nietutejsze trochę, ale w sumie gustowne, uznał. Do tego lniana sukienka zniszczona już, lecz w miarę czysta. Po jakiejś starszej siostrze, bo rękawy sięgały do połowy dłoni, a u dołu było widać ledwo palce od nóg. Czyli pracowita, wychowana i sierota najpewniej. Muła już wpisywał po stronie aktywów.
- Hę? - czuł powoli, że ktoś nie chce mu oddać, tego co do niego należało.

Teraz jednak, im dłużej patrzył, tym więcej dostrzegał szczegółów, które nie pasowały do świeżo stworzonego obrazu. Dziewczyna patrzyła w ziemię i mamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak powtarzane w kółko zaklęcie. Wariatka, albo dziecko czarownicy. Do muła obok torby z zapasami przypięty był długi ostro zakończony miecz. Broń zdecydowanie dla dorosłego. Wtedy też dostrzegł coś, czego nie zauważył początkowo, bo wisiało po drugiej stronie zwierzęcia: duża dziwacznie wyglądająca kusza. Dziecięca czarownica – morderca. Diablica z koszmarów szła teraz tuzin kroków przed nim. Spocił się w momencie i niczym za młodzieńczych lat przyspieszył kroku. Prawie biegł. Zamierzał być dziś pierwszy na targowisku, aby nie marnować czasu. Nie zauważyła go chyba. Tak mogło być. Zagryzł zęby i pognał wyciągając nogi i ciągnąc za sobą coraz mocniej oporne zwierzę.

- Nigdy nie okradłaś grobowca. Nigdy nie okradłaś grobowca. Nigdy nie okradłaś grobowca – Benedicta Vesper podniosła oczy i zobaczyła kilkanaście kroków przed sobą jakiegoś mężczyznę. Chyba coś mówił.
- Hej! Panie! Mówiliście coś? - ale mężczyzna jeszcze bardziej przyspieszył. Na drogę poturlał się owoc, który spadł z muła. Bena podniosła go i chciała oddać, ale nie było komu. Wytarła go o lnianą sukienkę i schowała do własnych juków.
- Grobowiec, idziemy – westchnęła i ruszyła ponownie gościńcem, a zwierzę bardzo zadowolone ruszyło za nią. Ledwo rozpoczęło swoją przygodę z dorosłym życiem, a już trafiło los na loterii. Nosiło drobne pakunki i karmione było jak królewski rumak. Wspaniała przyszłość do czasu, aż ktoś nie zabije jego lub jego Pani. Na razie jednak było dobrze. Złapał zębami kępkę ziół i ruszył niemal jak pies. Gdyby mógł to by podskakiwał. Boskie plany nie przewidywały jednak podskakiwania w przypadku mułów. Rozpędził się więc tak, że niemal sznur, do którego był przywiązany zerwał się z ręki dziewczyny.


- Siegfriedhof, miasto położone nad rzeką Stir w pobliżu Lasu Głodu. Należy do Zakonu Rycerzy Kruka, morryci. Klasztor z czarnego kamienia umiejscowiony kilka kilometrów od miasta na wzniesieniu. Posiada bliźniaczy klasztor w Essen, patrz Essen klasztory. Głównie tereny rolnicze. Las Głodu nie nadaje się do wykorzystania w gospodarce leśnej. Targ Backertag. Karczma „Uśmiech Morra” jedzenie przyzwoite, ceny średnie. Interesujące, prawda Grobowiec?


Dziewczyna stała przy ladzie ściskając w ręce kilka miedziaków. Drugą skubała kwiatek, który wystawał jej z wianka na włosach. W końcu się oderwał.
- Kaszę ze skwarkami, pięć pajd chleba i piwo, poproszę – wyrecytowała.
- ...i piwo – powtórzył karczmarz patrząc się w oczy dziewczyny i pokiwał głową jakby zahipnotyzowany. Z racji tego, że był niziołkiem mógł jeden z nielicznych razy spojrzeć na człowieka jak równy z równym. Dziewczyna tymczasem zaczęła zjadać powoli kwiatek.
- I piwo – uśmiechnęła się zadowolona – znakomicie. Ile to będzie?
Pieniądze wylądowały na stole i karczmarz ruszył do kuchni, nalewając wpierw do kufla jakiegoś sikacza. Dziewczyna stała w miejscu.
- Zawołam – mruknął.
- Poczekam.
Wzruszył ramionami i zniknął w kuchni.


Rzut oka na salę wystarczył, aby zorientować się gdzie siedzą tutejsi, a gdzie ci nie stąd. Wśród tych drugich tylko przy jednej ławie siedzieli ci wyraźnie obcy. Benedicta karnie ruszyła w tamtą stronę ostrożnie niosąc miskę na której leżały pajdy chleba. Uśmiechnęła się i jak zwykle usiadła w kącie, aby nikomu nie przeszkadzać. Potem zamieszała kaszę tak, że jej zapach uniósł się ponownie w powietrzu i wyciągnęła z plecaka cztery duże liście kapusty. Wdychała zapach gorącego posiłku i jednocześnie ostrożnie pakowała kolejne pajdy, w liście. Robiła to starannie, aby nawet okruszek nie spadł na blat. Wreszcie niespiesznie zjadła kaszę, przeciętną w smaku, ale skwarki były przyrządzone znakomicie. Nie to co w poprzedniej karczmie, gdzie Benedicta wyraźnie czułą stęchliznę. Nic jednak nie równało się z kaszą robioną przez Guthera w Zipf. Jadła ją ostatni raz 18. Vorgeheima i była jak zwykle wyśmienita. Aktualny posiłek umiejscowiła gdzieś w okolicy przeciętnej. Często bywało dużo mniej smacznie. W zasadzie bywało też obrzydliwie, ale przecież jeść trzeba. Ostatnią pajdą chleba wytarła miskę do czysta, podobnie jak palce i zjadła do końca. Okruchy wyzbierała palcem wskazującym.

- ...co się dzieje – powiedział Biały wstając i biorąc łuk do ręki. Benedicta odruchowo wstała również. Elf był ładny i miał łuk, który zabierał ze sobą. Znaczy to że szedł coś zabić, co następnie można by sprzedać i za to kupić jedzenie. To był w zasadzie jej plan od trzech dni, czekać, aż Biały i Czarny gdzieś pójdą i wtedy pójść za nimi. Zapakowała więc plecak na muła i ruszyła we wskazanym kierunku, czyli na cmentarz.

Trochę trzeba było tam iść. Zauważyła już dawno, że jak masz krótkie nogi to musisz robić więcej kroków. A każdy krok kosztuje tyle samo siły, prawda? Nic więc dziwnego, że była bardziej zmęczona niż inni. W połowie drogi wdrapała się więc na Grobowca i kawałek drogi przejechała na jego grzbiecie. Nawet nie stawiał wielkiego oporu. Wiedział już, że to nie potrwa długo i zanim się zmęczy Pani już będzie szła na własnych nogach. Tak było i tym razem. Zanim się zorientował co się dzieje już stał przywiązany tuż przy smacznych zielonych zaroślach. Najwyraźniej przyszli się tutaj najeść.

Benedicta wiedziała, że szperanie po cmentarzach to zły czyn, którego należy się wystrzegać. Na szczęście nigdy nie okradła grobowca. Tak sobie powtarzała. Niemniej Czarny i jego Pani szperali, więc albo był to cmentarz, po którym wolno szperać, albo mieli jakieś specjalne pozwolenie. Skoro tak, uznała, że nie powinna czekać, bo jeszcze zabiorą wszystko co sami znajdą. Zdjęła lnianą sukienkę pod którą miała dużo wygodniejsze spodnie, założyła skórzany kubrak i odpięła z muła kuszę. Potem szybko przeszukała każdy zakamarek do jakiego udało jej się dostać. Czarny raczej nie umiał szukać. Był duży, ociężały i prędzej zburzył by wszystko nim cokolwiek znalazł. Ona natomiast wiedziała. Wiedziała gdzie montuje się ukryte skrytki, zakamarki, gdzie potrafi wpaść moneta tych co stali tutaj podczas ceremonii pogrzebowej. W końcu gdy zostały już tylko krypty uważnie obejrzała ślady pod każdą z nich, przyłożyła ucho do drzwi i delikatnie obmacała zawiasy i zamki. Można by je otworzyć na pewno, ale trzeba by mieć klucz. Albo wytrychy. Na razie jednak czekała patrząc na Czarnego i Jego Panią. To oni mieli pozwolenie na szperanie po cmentarzu. Też chciałaby sobie takie załatwić. To byłby czysty zysk.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 17-06-2018 o 22:18.
druidh jest offline