Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2018, 16:17   #19
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Noc pierwsza, w drodze na spotkanie z Dzikiem.

Lin pojawiła się nagle. Jednak Gerarda to nie dziwiło. Ostatnio była przy nim coraz częściej. Lubił myśleć o tym, że więź z avatarem pogłębiała się wraz ze zbliżającym się Wstąpieniem. Czuł, że dzięki niej jest bliżej Pana. Bliżej Jedynego. Jej głos niósł w sobie JEGO melodię.

Gerard widział w wampirach tylko to czym były. Przeklętymi bestiami. Istotami skazanymi na potępienie. Gdyby nie konieczność ustanowienia fundacji i konieczność wykonywania poleceń Kurii nigdy nie byłby na tym miejscu w samochodzie z dwoma z nich.

Miał ochotę porozmawiać z Linder’el, ale gdyby zaczął mówić sam do siebie, to wyglądałoby to co najmniej dziwnie. Zamiast tego obserwował wampiry. Myślał czy je rozbroić. Mógł to zrobić tak, że żaden by tego nie zauważył. Czy spodziewał się walki? Oczywiście, że tak. Wszak stwory nocy sączą swe kłamstwa.

Ale czy na pewno? Twarz Adama była pokiereszowana. Czy sam wybrał taki los? Klan Ter… trem… tref… tremere. Długo starał się przypomnieć sobie nazwę Gerard. Nigdy nie walczył przeciw tym wampirom. Tak naprawdę do dzisiejszej nocy myślał, że są miejską legendą. Wampiry-magowie. Jeżeli sam wybrał taki los, żeby zmienić się w krwoipijcę, to zasługiwał na potępieni. Długą i bolesną śmierć. Ale co jeśli był magiem jak Gerard i przemieniono go tak poprostu? Dla kaprysu? Te potwory są zdolne do takiego okrucieństwa. Odebraliby mu wtedy szansę na uzyskanie jedności z Jedynym. Odebraliby mu szansę na Wstąpienie. Zabili nieśmiertelną duszę. Cóż… jeśli tak było, to zasługiwał na łaskę szybkiej śmierci. Tymczasem Gerard ukazał mu słońce prosto w twarz. Zastanawiał się, czy wampir czuł ból. Pytanie wprost było czymś nie do pomyślenia dla inkwizytora. Nie odzywał się, jeżeli naprawdę nie musiał. Magya zaś w takim momencie była wysoce nie wskazana. Choćby ze względu na niestabilne podwaliny ledwie budowanego wzajemnie zaufania.

Noc pierwsza, oczekiwanie na Walerię.

Inkwizytor był zawiedziony. Mieli chronić tę małą rudą dziewczynę. A jak mieli ją chronić nie będąc na spotkaniu? Może jeszcze nie było za późno, żeby zacząć zabijać tutejsze wampiry? Jakby w odpowiedzi na to pytanie natrafił na wzrok Eutanatosa. W tym momencie Gerard pomyślał o niewinnych ofiarach.

Po tym do jego głowy przybył Tomas. Gerard westchną. Minęły lata odkąd ktoś się z nim kontaktował mentalnie. Choć postrzeganie czasu przez inkwizytora było zachwiane od ostatniej epifanii. Jakże wspaniały dar od Lin.

Teraz Tomas oczekiwał od niego wyprowadzenia wampira z równowagi.
Być może nie wiedział, że zmieniały się w krwiożercze bestie, które nie panowały nad sobą? Cóż… opcje stojące przed inkwizytorem były dwie. Mógł wkurzyć go rozmową, albo od razu przejść do rękoczynów. Gerard nie znosił rozmawiać…

Spojrzał na Alvara i zbliżył się. Wyjął z kieszeni różaniec i owinął go wokół prawej dłoni.
- Skoro już tak sobie szczerze rozmawiamy - inkwizytor podsumował kilkanaście minut milczenia - to powiedz mi, naprawdę boicie się krzyża?
Wyciągnął dłoń przed swoją twarz, tak, że krzyż z różańca zwisał w niej wyraźnie widoczny.
- Słowa modlitwy ranią wasze uszy? Ave Maria, gratia plena. Dominus tecum, benedicta tui…
- ...muliéribus, et benedictus fructus ventris túi, Iesus. Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatóribus, nunc et in hora mortis nóstrae. Amen.

Inkwizytor dostrzegł na twarzy wampira rozbawienie. To samo wyczuł w jego emocjonalnym spektrum które niemal zafalowało jak brzuch w skurczach śmiechu. Alvar wyprostował się na krześle podpierając rękami głowę.
- Gdyby za każdym razem gdy ktoś mnie wypędza modlitwą… zresztą, dostawałbym coś, miałbym tego dużą. I jeszcze do tak młodej religii. Wstydź się, mości gościu nasz.
- Młodej powiadasz? Czyli masz wiecej lat niż przypuszczałem. To skąd ten niemodny ubiór? -
Gerard powoli schował różaniec do kieszeni.
Aura wampira zafalowała. Nawet jeśli mag zirytował wampira, chyba bardziej skomplementował go posądzeniem o aż tak duży wiek. Alvara wręcz rozpierała duma. Tymczasem Tomas siedział z założonymi rękami i oglądał paznokcie. Przypominał bardzo znudzonego człowieka który właśnie czeka na dostawcę pizzy.
Gerard był naprawdę kiepski w te gry. Nie był on salonowym lwem, który dyskusjami porywał tłumy i potrafił rozgrywać rozmówców jak pionki na szachownicy. Gdyby Tomas powiedział „trzeba ściąć mu głowę” to Gerard przyjąłby zadanie z radością. A tymczasem męczył się.
- Jak to jest umrzeć? - wypalił w końcu nie doczekawszy się odpowiedzi na zaczepkę o modzie.

Wampir zupełnie naturalnie zmarszczył brwi. Nabrał groźnej powagi, lecz mag nie zauważył ani iskry gniewu czy irytacji w nim. Natomiast dostrzegł, gdy wampir pochylał się do przodu, iż nie rzucał cienia.
- Przestajesz się bać. Nic straszniejszego już nie może cię spotkać. Nieśmiertelność wymaga wiele dyscypliny, młody czarnoksiężniku, który nie raczył się nam przedstawić z imienia. Ot, robaki...
Wampir uśmiechnął się. Nienaturalnie, drapieżnie. Lecz nie wrogo.
- Trzeba dyscypliny aby ich unikać. Kilka wieków po śmierci znika instynkt. Nie unika się owadów, brudu, zarazków, nie istnieje obrzydzenie. Wszak to tylko mechanizm obronny śmiertelnego organizmu. Gdy zagrożenie staje się niebyłe, atawizm słabnie. Teraz już wiesz jak to jest umrzeć. Będziesz dalej zawracać mi dupę?
- Tak -
odpowiedział bez wahania Gerard. - W końcu zostałeś naszą niańką na czas spotkania z Dzikiem. To efekt tak wielkiego zaufania? Czy uznania cię zbyt mało ważnym, żeby uczestniczyć w spotkaniu?
Alvar poirytował się. W zasadzie, to wybuchł płomiennym gniewem. Inkwizytor niemal niemal odskoczył kierowany zaskoczeniem. Lecz przypominało to wybuch petardy. Mimo to, był ciągle zły. Głośnej, lecz tlącej się krótko. Tomas drapał się w tył głowy.
- Lepiej bierz przykład ze swego towarzysza w zgłębianiu milczenia.
- Czyli jednak nie widzicie w nas zagrożenia, a ty jesteś tutaj bo jesteś zbyt słaby, żeby być tam. To zrozumiałe -
pokiwał głową jakby faktyczne ze zrozumieniem. Może Gerard nie był dobrym aktorem, ale na jego twarzy pojawiła się mina drwiny.
Wampir zamilkł. Ścisnął usta tak mocno, iż Gelard nie mógł uwierzyć, iż mogą być jeszcze bledsze. Tomas zupełnie niedyskretnie po prostu trącił Inkwizytora nogą pod stołem. Na tyle stanowczo, iż wystarczyło to do uspokojenia wampira. Przynajmniej częściowego. Jego aura wciąż falowała. Chórzyście zdawać się mogło, iż słyszy zeń trzaski płomieni.
Gerard spuścił wzrok na dłonie, które mimowolnie splótł.
- Wybacz. Często brak mi pokory - powiedział nieco ciszej. Po czym wyjął z kieszeni białe słuchawki, wcisnął jedną do ucha i włączył cicho muzykę w telefonie. Miał nadzieję, że nie będzie już musiał gadać z wampirami.
Nic wielkiego nie inkwizytor nie wykrył w zaburzeniach Pierwszej siły, może poza nudą. Zastanawiał się czy faktycznie słyszy melodię prawdziwego znużenia czy też jego zmysły wariowały. Nikt nie lubi bezczynności.

Waleria szła schodami, powoli, dumnie tak jakby coś tu naprawdę od niej zależało, a nie tylko została tu ściągnięta cholera wie po co. Mocno zaciskała zęby, starając się nie dać po sobie poznać toczącej jej irytacji. Paskudny służący odprowadził ją do pozostałych magów. Tomas wyglądał jakby się na jej powrót nawet ucieszył.

McDonald

Eutnatos ze spokojem wysłuchał nowinek reszty magów sącząc przy tym przez słomkę już drugą colę. Mimo atrakcji dzisiejszego dnia, nie wyglądał na szczególnie strapionego. Machinalnie, lecz z jakąś tam iskrą troski, upewnił się, że Waleria dobrze przeżyła porwania, a następnie, siląc się na maksymalnie beznamiętny ton, oświadczył inkwizytorowi serią eufemizmów, iż jego działania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, a sam Tomas dowiedział się bardzo niewiele i woli nie szczerzyć przypuszczeń. Dodał, iż musi to przemyśleć w domu, a wtedy podzieli się dokładniej tym co uzyskał.
- Co udało ci się wyciągnąć z tego bez cienia? - zapytał Gerard znad pustej części stołu.
Na słowa o wampirze bez cienia zareagował zamyśleniem lecz nie skomentował tego. Wyglądał na człowieka który wie coś więcej lecz jest to wiedza którą nie powinno się przechwalać.
Wyraz twarzy inkwizytora nie wskazywał kompletnie na nic.Zdawał się on być dziwnym człowiekiem. On zasugerował nocną wizytę w restauracji, jednak sam nie kupił nawet napoju.

Dzień drugi.

Wrócili późno. Czy raczej wcześnie, według niektórych standardów. Noc dała mu do zrozumienia, że musi pozostawać w najlepszej formie. Gerard szybko zasnął. Następnego dnia wstał krótko po godzinie ósmej. Nadchodził czas na zabezpieczenie swojego lokum. I na modlitwę.
Guivere wyłaczył telefon, zamknął mieszkanie na klucz i zapalił świece. Potem rozstawił krzyż, biblię, wodę święconą i kadzidło. Wyjął też podręczny bicz.

Zaczął od czytania pisma na głos. Później recytował modlitwy z psałterza. Gdy skończył padł na twarz przed krzyżem i kontynuował modlitwę. Gdy uznał, że już czas rozpoczął umartwianie ciała. Rozebrał się do naga i rozpoczął biczowanie. Ofiarował Panu swój ból.

Kilka godzin później….

Ból oczyszczał. Gerard czuł się jak nowo narodzony.. Włączył telefon. Kwestia samochodu była najmniejszym problemem. Auto było z wypożyczalni. Z pewnością miało GPS. Z pewnością miało informacje o stłuczkach wysyłane do właściciela. Czy miało czujnik magii wampirów? Pewnie nie. W każdym razie było jednym z bieżących problemów. Jednak nie najważniejszym.

Kolejne godziny poświęcił na zaadoptowanie swojego biura. Wreszcie miał czas na zapoznanie się z dokumentami dla Interpolu. Miał nadzieję znaleźć jakiś trop pominięty przez zwykłych gliniarzy. W końcu na ścianie zawisła korkowa tablica ze sznurkami i szpilkami. Po chwili kolejne zbiory akt lądowały na tablicy okraszone krótkimi notatkami. Lubił to. Śledztwa miały w sobie ten przyjemny dreszczyk. Dochodzenie do celu, a później polowanie. W końcu gdy stwierdził, że nie jest w stanie posunąć śledztwa dalej doszedł do wniosku, że czas coś zjeść.

Przy późnym obiedzie myśli znów wróciły do tematu samochodu. Postanowił nie wychylać się w tej kwestii na ten moment. Kwestia Verbeny lawirującej między wampirami była zbyt ważna, żeby rozpamiętywać rozbite auto. Najgorsze dla Gerarda było to, że biedaczka zdawała się nie rozumieć powagi sytuacji.

Inkwizytor wrócił do domu. Wziął upragniony prysznic. Założył jeansy i skórzaną kurtkę pod którą schował broń. Wziął też ze sobą odznakę, żeby omówić wniesienie gnata z ochroną. Czasem bywali upierdliwi. W końcu zamówił taksówkę do miejsca w którym mieli się spotkać.

Na miejscu gdy znalazł dziewczynę powiedział tylko:
- Nie chciałbym, żebyś z którymkolwiek z nich rozmawiała beze mnie
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline