Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2007, 21:09   #1
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
[bajkopisarz] Dwóch pancernych i Kotecek

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, ze siedmioma latrynami, tam gdzie pies odbytem szczeka, takie działy się zdarzenia...

Gdzieś w Vaterlandzie, nad zielono-złotą polaną wesoło pobrzękiwały końskie muchy. Gdzieniegdzie pszczoły zapylały kwiatki, tu i tam subtelnie przelewał się czerwonawy blask zachodzącego słońca - słowem - sielanka trwała w najlepsze. Żuk Kleofas z namaszczeniem przeglądał się w podręcznym lusterku, albowiem miał się dzisiaj spotkać z Biedronką Antoniną, (z) którąże to zamierzał pofiglować trochę w cieniu traw słodkich i pachnących.
- Zali boski jestem - mruknął do siebie Kleofas, przesmarował czułkę brylantyną i założył na tułogłowie gustowny melonik. Jeno nabrał trochę wody kolońskiej i wtarł sobie w szczękoczułki coby zapach niemiły stłumić - bowiem, kochane dzieci, Żuk Kleofas był z tych Żuków, które, podobnie jak stróże prawa, zbierają g... z całego lasu.
- Antonina nie oprze mi się, albowiem wdzięk mój porażający jest! - zmotywował się Żuk Kleofas. Zali jednak ucho jego wychwyciło subtelny szmer w trawie... Podniósł jeno czułkę na wysokość i nasłuchiwać począł, jednakże bezskutecznie. Toteż rzucił ostatnie smętne spojrzenie w stronę lustra, wyłączył światło w przedpokoju i wyszedł na pachnącą, świeżą łąkę.
Odetchnął głęboko i poczuł jak do płucotchawek jego wpływa zapach... świeżej benzyny?..
...
ŁUP!
.... Zza pagórka wyskoczył czerwonoarmijny T-34 i przejechał biednego Kleofasa tuż ponad prawą płucotchawką, kończąc żywot jego smutny. Żółw Filonek z budionnówką naciągniętą na pyzaty łeb, wyjrzał ciekawie zza głównego włazu. Czapka trochę przeszkadzała mu w obserwacji, ale czegóż nie robi się dla matuszki Rosiji... to jest - księżnej Almenino. Bowiem, drogie dzieci, Żółwik Filonek, jak i towarzysz jego, Chomik Bartłomiej, a także ino i trzeci z nich - Kotecek podróżowali pomiędzy wymiarami, osiągając różne krzywe i różne gęstości, a także różne stany upojenia alkoholowego. Podróżowali by spełnić misję, powierzoną im przez ich MG - czyli księżną Almenino właśnie...
Przerwijmy jednak ten smutny, wykrętny wywód, bo oto Filonek i jego krasnoarmijny tank wjechali do jakiejś wrażej, faszystowskiej wsi... Tuż przed lufę wybiegła bowiem jakaś babina i poczęła zawodzić szwargocząc po niemiecku.
- Nicht verstehe! - wydarł się Filonek, poprawił czerwoną gwiazdę na czapce, po czym nacisnął magiczny guziczek. 76-milimetrowa armata splunęła ogniem, ziemia zatrzęsła się, jakoby w nagłym ataku kaszlu spowodowanym zaciągnięciem się "Startem"; wreszcie, kiedy opadł trochę dym, zobaczyli wielki krater wybity w gruncie.
- Prawie jak w 1910... - mruknął Filonek, mając zapewne na myśli słynny meteoryt tunguski. Nie uprzedzajmy jednak faktów, bowiem nie są one w tej chwili nam potrzebne - Prawie robi wielką różnicę - skonstatował swoją obserwację wzruszając ramionami.
Czołg stanął z wysiłkiem, wykręcając bączka i zostawiając za sobą długą bruzdę. Chomik Bartłomiej, zuch był nad zuchy - łysa główka, trzypaskowy dres adidasa naciągnięty na mundur czekisty - ale pęcherz miał słaby, i od razu skorzystał z okazji by polecieć za krzaczek, który z niezbadanych wyroków boskich przetrwał gehennę jaka się tu przed chwilą wydarzyła.
- Ech, a wszystko przez tego Borewicza... - miauknął koteczek i nieporadnie zajarał szluga. Zachłysnął się i splunął ponuro, po czym roztarł plwocinę łapą.
- Nie Borewicza, Kotecek, tylko Hansa Klosa! Borewicza żeśmy załatwili w zeszłym tygodniu.
- No co Ty... - zamyślił się Kotecek - A bo to ich policzysz... Dla mnie oni wszyscy tacy sami...
- No jakbyś tyle nie jarał, to byś kojarzył - zza krzaka wychynął Bartłomiej - Ale akurat Borewicza powinieneś pamiętać. W końcu w twojej kuwecie go kroiliśmy!
- A bo to kuwety spamiętasz... - Kotecek puścił "serduszko" z dymu.
- No panowie, nie ma bata! Nie ma Borewicza, to nie ma Sagali, nie ma Sagali to nam księżna Almenino whiskasa nie kupi i kamienie będziemy wpieprzać... - żółw Filonek skrzywił się na samą myśl. On po prostu lubił Whiskasa. Z wołowiną. Przy blasku świec i nastrojowej muzyce. Na przykład przy "Sonacie księżycowej". Albo "Keine grenzen" w wykonaniu Rubika.
- Ciekawe ile stąd może być wiorst do Berlina - zamyślił się Kotecek puszczając maślane oczka do Bartłomieja.
Dzielny chomik na szczęście nie zauważył kuszącego spojrzenia shomogenizowanej wersji Felis Domesticus albowiem grzebał właśnie w silniku poczciwej konserwy.
- W ch.j dużo - odpowiedział, i drogie dzieci, nie myślcie źle o naszym drogim chomiku! Bowiem w krainie gdzie wychował się tenże poczciwy gryzoń określenie "w ch.j dużo" było i tak najbardziej konkretną i grzeczną odpowiedzią z możliwych.
- Mam dobrą i złą wiadomość - mruknął, wyłażąc w końcu z silnika.
- Najpierw złą - miauknął Kotecek który z natury był pesymistą. A także melancholikiem i onirystą. I onanistą też był, ale to inna bajka. Chomik zmierzył Kotecka złym wzrokiem:
- Zła jest taka że kość piszczelowa tej babiny co żeśmy ją rozjechali wbiła nam się w bak. Znaczy się, bez paliwa jesteśmy.
- A dobra?
- Jak się uwiniemy przed 18 z Klossem, to zdążymy na "Na dobre i na złe"! A Kuba ma mieć nową laskę, czytałem w "Pani domu"!
Zszokowanemu Żółwikowi czapka spadła z wrażenia. Nawet Kotecek wyglądał na poruszonego, choć raczej bardziej na wzruszonego - Chomik Bartłomiej był coraz bardziej w jego typie...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline