David zaklął pod nosem, gdy hałas wyrwał go z niezbyt głębokiego snu. A potem humor do końca mu się zepsuł, gdy Nick raczył poinformować przebudzonych, w jakich to dla odmiany tarapatach się znaleźli.
Każdy znał bajkę o trzech świnkach i nie trzeba było wiele wyobraźni by dojść do wniosku, że 'dymowa' chatka bardziej przypominała tę z trzciny i badyli, niż solidny, kamienny domek, którego wilk nijak nie potrafiłby zdmuchnąć. A ten, o którym mówili stalkerzy, zdmuchnąłby (zapewne) nie tylko domek, ale i żywoty przebudzonych.
Pytanie zatem brzmiało, czy w sercach Nicka i Abi tkwiło jeszcze tyle człowieczeństwa (i tyle braku rozsądku), by zechcieli odciągnąć ducha (czy czym tam było czyhające na ich życie niebezpieczeństwo), czy też może nie byli dobrymi pasterzami i woleli porzucić swoje owieczki. Jaka była gwarancja, że tamci, bardziej obeznani ze Strefą i mniej dla niej widoczni, nie zamelinują się kilkadziesiąt metrów dalej, nie zapalą kolejnych świeczek i nie przeczekają cierpliwie i burzy, i nadchodzącego ducha? Żadna, prawdę mówiąc. Ale i tak jedyne, co pozostało do zrobienia, to uwierzyć w ich słowa. Bo jednej rzeczy David był pewien - gdzie tam, za ściankami z dymu, krążyło coś niebezpiecznego, coś, czego David do tej pory nie widział, o czym nie słyszał, a nawet nie przypuszczał, że coś takiego mogłoby istnieć.
Jeśli Nick i Abi chcieli po prostu uciec, to 'hibernatusów' czekał marny los. Stwór, nawet jeśli z prawdziwymi duchami nic nie miał wspólnego i nie potrafił przenikać przez ściany, to i tak znał lepiej strefę niż David i jego towarzysze, którzy wszak nawet o okolicy wiedzieli niewiele. A przynajmniej David niewiele wiedział. Wiedział za to, że wszystkie linie metra mają paręset kilometrów długości. W milach mniej, ale i tak nie zmniejszało to odległości, jaką trzeba by przebyć, tudzież stopnia skomplikowania 'pajęczej' sieci podziemnych tuneli. Nie mówiąc już o takim drobiazgu, jak niemożliwość odróżnienia zachodu od wschodu czy innych kierunków świata.
Co prawda gdyby zdołał dotrzeć do metra, to może by i znalazł, na jakiejś ścianie, plan londyńskiego metra, to jednak było - delikatnie mówiąc - pisanie palcem po wodzie.
Nie bardzo więc wiedział, ani dokąd iść (gdyby musiał opuścić chatkę z dymu), ani czy iść samemu, czy w grupie. Z pewnością jako grupa w większym stopniu przyciągali uwagę Strefy, niż jedna osoba. Z drugiej strony - gdyby szli w grupie, to zawsze była szansa, że potencjalny drapieżnik wybierze jako ofiarę kogoś innego, tak jak to w stadzie bywało.
Naturalna selekcja, jeśli dobre pamiętał ze szkoły.
Uznał, że każdy musi sam dokonać wyboru, dlatego też nie podzielił się z nikim swoimi przemyśleniami. Przygotował się za to na najgorsze - spakował swoje rzeczy, a gdyby jednak odwiedziło ich to, co Nick dowcipnie nazwał złym wilkiem... miał zamiar zgarnąć dwie świeczki i uciekać, nie oglądając się na pozostałych.