Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2018, 16:34   #20
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Spotkanie z Dzikiem:

Kliknij w miniaturkę

Waleria przywitała się grzecznie, aczkolwiek nie skłoniła głowy zbyt nisko nie chcąc wywoływać wrażenia, uległości. Następnie usiadła wygodnie opierając się na fotelu.

- Rozumiem, że mieliście swoje powody, aby mnie tu sprowadzić, wybaczcie ale jednak nie mogę pochwalić waszych metod działania, zniewolenie mnie zaś zamiast zaproszenie nie nastawiło mnie pozytywnie do waszej sprawy, pomimo że jeżeli dobrze zrozumiałam co wspominał mi jeden z waszych, Adam, jest ona w znacznej mierze zbieżna z moimi celami. - następnie zrobiła delikatną pauzę - oblężenia?

- Wszyscy mamy swoje sekretne wojny. Nie inaczej jest ze społeczeństwem spokrewnionych. Chociaż nie nazwałbym drugiej strony całkowicie… wampirzą. Raczej, jak może ci wspomniano, wysoce demoniczną. To będzie długa opowieść. - Dzik uśmiechnął się. Z jednej strony przyjaźnie, z drugiej jakoś tak śmiesznie i groteskowo, zadzierając usta o własne kły. - W takim razie zamieniam się w słuch - odpowiedziała Waleria odwzajemniając uśmiech.

- Niewielu śmiertelnych zyskuje wgląd w nasze sekrety. Znałem nawet takich którzy twierdzili, iż jakiekolwiek zrozumienie naszego świata niemożliwe jest nie będąc samemu nieśmiertelnym. Jestem inne zdania. Chciałbym tylko, abyś doceniła ten dar. Informacje są cenne. - Dzik mówił powoli, spokojnie lecz niebywale pewnie.Mimo groteskowej aparycji, wydawał się na swój sposób fascynujący. I potężny. Niekoniecznie w sensie mentalnym czy fizycznym. Potężny jak powinien być przywódca. Waleria dostrzegła w nim tę siłę. Siłę której należało się obawiać.
Czarownik kiwnął głową jakby w potwierdzeniu słów Dzika. Ten po chwili kontynuował, dając przebudzonej chwilę czasu na namysł.
- Jesteśmy z samej swej natury istotami drapieżnymi. Czy, mówiąc wprost, drapieżnikami najwyższymi. Ten fragment naszego jestestwa określamy mianem Bestii. Wiąże się z tym pewna smutna przypadłość. Jeśli nie trzymamy jej w odpowiednich ryzach, opanowuje nas. Czyni nie tylko potworem lecz wrogiem każdego życia. Im wampir starszy, tym jest to trudniejsze. Wiele pośród nas, starych, potężnych, przesypiających wieki, jest po prostu potworami. Złem jakiego świat nie widział. Niektórzy bratają się z demonami, usługują im i szykują nasz świat niczym stół na ich nieskończoną ucztę. Inni nie marzą o niczym innym jak samodzielnym utopieniu kontynentów w morzu krwi. Wytrwale snują intrygi i przygotowania, a są niebywale wręcz potężni. Jak nietrudno się domyślić, nasze społeczeństwo jest bardzo opresyjne. Starsi manipulują młodszymi, kontrolują strachem i przemocą. Lecz narodził się Sabat. Chcesz o coś zapytać?
Pomijając potworną aparycję, Dzik wydawał się niesamowicie wręcz miły. W pewien sposób przypominał Walerii jej mentorkę pod względem spokoju, wyrozumiałości oraz nieco flegmatycznym, powolnym lecz pełnym jasności przekazu, formułowaniu wywodów oraz wyjaśnień. Stwarzało to też niesamowity kontrast z zachowaniem innych wampirów. Wydawali się przy nim być jak stado szczyli, nie rozumiejące jeszcze wszystkiego.

- Napijesz się czegoś, Walerio? Rozumiem, jeśli odmówisz. Ostrożność jest cnotą.

Wtrącił trochę od niechcenia Dzik. Jego zachowanie pewna atencja, a także inwestycja w nią, poprzez dzielenie się historią swego gatunku (z grubsza fakty zgadzały się, na ile – trudno było jej powiedzieć) przyjemnie łechtały ego verbeny.

Waleria wiedziała, że znajduje się w rękach wampirów i w tej chwili jest od nich uzależniona i jeśli będą chciały będa mogły ją skrzywdzić bez uciekania sie do podstępów. Skinęła więc głową

- oczywiście, że doceniam okazane mi zaufanie - skinęła głową - i jeśli nie byłoby to problemem napiłabym się wody odrobinę wody.- po czym kontynuowała. - Czym jest zatem tak naprawdę Sabat? Słyszałam już o was co nie co, ale zakładam, że wiedza jaką posiadam jest skażona uprzedzeniami albo w najlepszym razie brakiem zrozumienia. Rozumiem to jako Verbena, gdyż nawet inne tradycje, nawet jeśli głośno o tym nie mówią uważają nas Verbeny za krwiożercze suki niespełna rozumu - zakończyła z uśmiechem - jeśli mamy więc współpracować musimy się lepiej poznać, aby znaleźć drogę która zrealizuje i Wasze i Nasze cele równocześnie.

Dzik klasnął w dłonie. Nie minęło kilka chwil gdy paskudny kamerdyner pojawił się w drzwiach, odebrał instrukcje i z pośpiechem wrócił z tacą na której leżał kieliszek oraz mała, nienapoczęta butelka wody. Ten z pietyzmem odkręcił ją przy przebudzonej i nalał wody. Butelkę zostawił, słonił się głową i odszedł cichym, niemal kocim krokiem.
Przez ten cały czas Waleria doznawała ciągłego dysonansu poznawczego. Z jednej strony porwano ją, uwięziono w śnie, a podczas wymuszonej, magicznej drzemki, wręcz próbowano zastraszyć. Świadczyło to albo o dość pokrętnej logice wampirów (acz do pewnego stopnia nie pozbawionej racji, jeśli zależało im na szybkim kontakcie) albo przejawie wewnętrznych gier połączonych z wręcz niebywałą zdolnością do adaptacji swych zachowań. Dzik kontynuował wykład.

- Będę z tobą szczery, Walerio. Ci co nas nienawidzą, mają ku temu powody. Historycznie ujmując, swe początki bierzemy w małej rewolucji jaka miała miejsce w społeczeństwie spokrewnionych. Wielu z nas nauczyło się zrzucać mistyczne więzy za pomocą których sterowali nimi starsi. Jak każda rewolucja, i ta wiązała się z rozlewem krwi i śmiercią. Sabat powstał właśnie z wampirów które zrzuciły jarzmo swych starszych. Dzik po raz kolejny spauzował, pozwalając Walerii, z dziwną wyrozumiałością w oczach, przetrawić to co rzekł. - Od Camarilli odróżniają nas dwie, zasadnicze kwestie. Po pierwsze, to my jesteśmy pierwszymi którzy przeciwstawią się przebudzenie przedpotopowców. Jesteśmy mieczem i tarczą tego świata. Rozumiem też, iż po przeistoczeniu zaczęliśmy się istotnie różnić od ludzi. Zachowywanie pozorów człowieczeństwa jest najszybszą drogą do poddaniu się bestii i staniu się tym, z czym walczymy. To jest też powód dlaczego się nas nie kocha. Wiem coś o twej tradycji, Walerio. Mam nadzieję, iż rozumiesz. W pewnym sensie jesteśmy jak antyczni herosi. Achilles też pohańbił kapłanki i wlókł ciało pokonanego aby go upokorzyć. Mimo tego, walczył w słusznej sprawie. Jego brutalność była jego siłą. Tak możesz na nas patrzeć. Nie proszę o zaufanie, proszę o sojusz. I doceń, iż proszę. W mieście spoczywa potężniejszy przeciwnik.
Mimo czegoś, co mogło przypominać groźbę, ton głosu wampira pozostawał tak samo miły.

Waleria uśmiechnęła się drapieżnie, po czym sięgnęła po szklankę z wodą poruszyła kieliszkiem, patrząc na poruszającą się wodę. Następnie zbliżyła kieliszek do ust. Z zadowoleniem nie dostrzegła ani nie wyczuła niczego niepokojącego dlatego jednym płynnym ruchem pociągnęła łyk.

- powiedz mi zatem proszę kim jest ten przeciwnik i dlaczego likwidacja leży również w moim interesie - powiedziała.

- Stary wampir pamiętający ziemię jeszcze sprzed wielkiego potopu. Trudno podać mi dokładne imię, gdyż imiona są złudne, a tacy jak on często giną w cieniach intryg i w historii trudno dostrzec coś więcej niż odcisk ich dłoni. Jednakże nie będę nalegał na bezpośrednią pomoc w tym dziele, to jest nasz obowiązek. Aktualnie prowadzimy wojnę z wampirami którymi zależy na jego przebudzeniu. Rządzą w mieście. Proponuję tylko sojusz. Przysługi za przysługi. Nie chcę cię Walerio wplątać w fizyczną walkę. Potrzebujemy niekiedy tylko twego kunsztu, wiedzy oraz innych sztuczek. Jesteśmy w stanie zrekompensować się podziałem wpływów mieście, częściom naszych sekretów oraz ochroną. Prawdziwą ochroną. W ramach szczegółów, możemy pozostać w stałym kontakcie.

-Wytłumacz mi jeszcze proszę ostatnią rzecz. Dlaczego ktoś kto śpi od tysięcy lat mógłby stanowić większe zagrożenie dla mnie i dla ludzi których chronię niż wy? - Zapytała się Waleria. -Moim celem jest chronić wszystkie gatunki. W zdrowym ekosystemie jest potrzebna i zwierzyna łowna i drapieżca. Rozumiem waszą rolę w przyrodzie. Do pewnego stopnia kontrolujecie nadmiernie rozrastającą się populację ludzką, jednak obawiam się, że mówicie o drapieżniku, który jest nieaktywny i nie wykazuje żadnych oznak życia, na jakiej podstawie twierdzicie, że się budzi, jakie mogą być jego cele, czy stanowić może czynnik zaburzający równowagę w naszym ekosystemie?
Wampir spokojnie wyprostował się na fotelu zakładając nogę na nogę.
- Jako Sabat,regulujemy, jak to ujęłaś, również populację innych spokrewnionych. Chciałem to zaznaczyć. Co do snu… Widzisz, po pewnym wieku wampir się zmienia. I jego ciało, i umysł ulegają swego rodzaj wypaczeniu. Musi spać, coraz dłużej i dłużej. Niektórzy zapadają w letarg i ze zdziwieniem budzą się kilkaset lat później. To nie jest świadoma decyzja wampira. Niekiedy utrzymuje pewną świadomośc otoczenia, włada mocami mentalnymi lecz sam nie jest w stanie ruszyć swego ciala. Pełne przebudzenie prastarego wampira porównałbym do niekończącej się katastrofy.
- skąd wiadomo, że się starszy się budzi i dlaczego to przebudzenie miałoby być katastrofą? - zapytała, miała bowiem wrażenie, że Dzik unika odpowiedzi na jej pytania. - wybacz jestem człowiekiem i nie wiem wielu rzeczy które dla Tobie mogą wydawać się oczywiste. - po chwili dodała - w jaki sposób można byłoby unieszkodliwić i konkretnie do czego jestem potrzebna.

- Pozwolę sobie nie zdradzać poszlak mogących doprowadzić do naszych informatorów - Dzik zaczął bardzo grzecznie. - Co do niebezpieczeństwa… Mało wiesz do czego są zdolne starsze wampiry. Znasz epizod Czarnej Śmierci? To było narzędzie jednego ze starszych wampirów. Powiedzmy, iż zaraza wymknęła się mu z rąk.
Waleria nie miała wiedzy na ile prawdziwe są słowa wampira. Czarownik milczał pokornie. Ciągle mówił Dzik.
- Na początek, proponuję tylko abyśmy zostali po słowie. Drobne przysługi, brak wzajemnej wrogości. Niewielki, wzajemny gest.
- mogę zgodzić się na brak złej krwi między nami - odpowiedziała Waleria - a drobne przysługi niech będą tego konsekwencją. Rozumiem, że kiedy już wszystko sobie ustaliliśmy, Twoi wybacz, że użyję słowa ludzie, ale nie wiem jakiego innego bardziej odpowiedniego słowa odwiozą nas na lotnisko *
- Gdzie tylko sobie życzycie. Chociaż proponuję po prostu zamówić taksówkę spod pobliskiej stacji benzynowej.
Dzik wstał wyciągając w kierunku verbeny dłoń. Jak poparzony wstał też drugi wampir, jakby bojąc się uchylić honorowi szefa.
Waleria pożegnała się z godnością, wspominając jednak grzecznie że w takim razie poczeka na podstawienie samochodu. Po czym zapisała sobie w komórce nr telefonu d dzika i jego służby. W sercu poczuła lodowatą złość. Nie zamierzała zamawiać taksówki, byłoby to okazanie zbytniej słabości, a na to verbena nie zamierzała sobie pozwolić. Jakby to zresztą wyglądało, porwali ją, w jakiś dziwny niezrozumiały dla niej samej sposób wykorzystali a teraz każą jej wracać taksówką jak taniej kurwie. O nie panowie, tak się nie bawimy...

Kolejny Dzień

Przed rozstaniem wstąpili do McDonalda na śniadanie. Gdy tak siedzieli i pili kawę Waleria zrozumiała jak bardzo jest już zmęczona i ile rzeczy ma jeszcze do zrobienia. Spojrzała na zegarek, było wcześniej niż się spodziewała. Ziewnęła, zamówiła ubera przez aplikacje, gdy kierowca był już blisko pożegnała się z towarzyszem i pojechała prosto do jedynego komisu w okolicy, który o tej godzinie powinien być już otwarty. Miała rację, witryna była otwarta, a na podjeździe stało kilkanaście samochodów. Skierowała się ku tym starszym, gdy była już blisko zamknęła oczy i szła dalej kierując się przeczuciem, które zaprowadziło ją do starutkiej żółtej skody octavii. Gdy skierowała się do środka była pewna, że interesuje ją tylko ten samochód. Zaspany dealer, zdziwił się, że tak szybko podjęła decyzję,a jeszcze bardziej że wybrała takie starocie… no ale gdy zobaczył dokumenty Walerii zmienił zdanie.


Wal zadowolona wsiadła w samochód i pojechała odebrać klucze do wynajętej i opłaconej już z kraju Hytty. Poszło jej to również całkiem sprawnie. Gps pokazał jej w którym miejscu powinna skręcić w niejszą drogę, później zaś w kolejną dróżkę i jeszcze kolejną i już po pół godzinie od wyjazdu z miasta była na miejscu.

Kliknij w miniaturkę
Chatka była maluteńka i składała się z małej ciemnej sieni i dużego pomieszczenia łączącego w sobie funkcje salonu i kuchni po prawej stronie. Natomiast po lewej stronie znajdowały się małe drzwiczki do schowka na drewno który jakas dobra dusza przerobiła na ślepą, mikro sypialenkę. Wszystko było czyste, ale w powietrzu czuć było, że żaden z gość nie zatrzymał się ty już od dawna. Waleria otworzyła więc okna chcąc wpuścić do środka jak najwięcej świeżego powietrza. Zostawiła walizkę przy drzwiach i wyszła. Obeszła domek w koło mrucząc coś pod nosem, od czasu do czasu coś podnosiła i chowała w lnianą chustę, a to grudkę ziemi, a to kamyk, a to jakieś lokalne zielsko, na koniec zebrała z kilku drzew po odrobinie kory. Gdy wróciła do domu, rozłożyła zdobycz na kuchennym stole, wyciągnęła z torby swój zestaw ziół i zaczęła coś ucierać w moździerzu mrucząc pod nosem. W powietrzu unosił się zapach ziół i wilgotnej ziemi. Gdy konsystencja wydawała się już dobra Wal wyciągnęła nóż i jednym śmiałym ruchem przecięła swoją rękę. Spokojnie patrzyła jak krople jej życia sączą się do moździerza. Nie tamowała jej, byłoby to bowiem ze szkodą dla rytuału, zamierzała zapłacić za bezpieczeństwo domu tyle ile trzeba.Cały czas nie przestawała ucierać. Gdy krew przestała płynąć położyła na rękę odrobinę utartej papki, tak aby żadna kropla się nie znarnowała. Następnie zabrała ją i znów włożyła do moździerza. Było to już prawie gotowe, postanowiła jednak na tym nie przestawać. Sięgnęła do walizki i wyciągnęła małą wytłaczankę, pełną prawdziwych wiejskich jaj. Wbiła jedno, ponieważ jednak ziemia łaknęła życia dobiła też drugie zanim osiągnęła właściwą konsystencję. Następnie zabrała się za utaczajnie jaj z żywiej ziemi. Na koniec owinęła je w tą samą lnianą chustę i wyszła. Trzy po trzy razy okrążyła szerokim łukiem chałupę. Za każdym razem prosząc ziemię i przodków o ochronę tej chaty, we dnie i w noce, w słońcu jak i w deszczu, tak w zimie jak i w lecie, aby domownik wiedział, o zbliżającym się niebezpieczeństwie i aby ten kto ma złe intencje wobec mieszkańców tej chaty zgubił drogę, aby drzewa zasłoniły mu drogę, aby korzenie podstawiały mu nogę, aby wszystko co żyje utrudniło krzywdzenie mieszkańca tej chaty. Ni to mrucząc ni to śpiewając zakopała cztery ziemne jaja na granicach, zaś piąte większe pod korzeniami największego z drzew. I tak oto podłożyła pierwszą warstwę czarów ochronnych, a następnie poszła spać jak stała, zamykając za sobą drzwi do chałupy.

Śniła

Gdy obudziłą sie było już ciemo, przez moment pomyślała, że zaspała spojrzała jednak na telefon i poczuła ulgę miała jeszcze czas aby dojechać na miejsce. Przebrała się szybko, zjadła wczorajszą kanapkę którą popiła wodą od wampirów i pojechała. Na szczęście w telefonie miała gps. Chociaż nie zapowiadało się na deszcz wchodząc do samochodu upewniła się, że zabrała ze sobą parasol.


 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 22-06-2018 o 12:35.
Wisienki jest offline