Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2018, 19:46   #1
Slan
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
[Pathfinder RPG] Dziwne Wieki (18+)

Arthmyn Zheevys

Nie był sam. To było najstraszniejsze. Leżał przywiązany do nie czarnego kamienia i wpatrywał się w morze oświetlane trupiobladą poświatą księżyca. Półsiedział, półleżał i jak się obejrzał, mógł zobaczyć pokraczne sylwetki będące jawną parodią istot człekokształtnych. Ludzi o zdeformowanych twarzach, skórze niczym rybia łuska i wyłupiastych oczach stali cicho skandując jakąś cichą pieśń, która jednak wżynała się aż do jądra jego świadomości. Wysoka postać ubrana w groteskową wariację na temat szat kapłana i nosząca tiarę idealnie dopasowaną do jego pokracznej głowy, wpatrywał się w falującą toń wody, która nagle uległa wzburzeniu. Wynurzyły się z niej blade istoty, podobne do tych, jakie go otaczały, lecz po tysiąckroć potworniejsze, Obłe białe kształty o rybo podobnych łbach z wolna sunęły w jego stronę. Wiedział, że idą po niego. Jeśli będzie miał szczęście, zostanie pożarty żywcem, ale miał świadomość, że najpewniej zabiorą go do jednego ze swoich miast, gdzie... Kątem oka zobaczył wysoką postać, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Nagle coś się zmieniło w śpiewie, przebiła się w nim obca myśl. Jakby ktoś chciał coś mu przekazać. W końcu usłyszał: „Musisz się obudzić! Teraz! Natychmiast!”. Nagle powrócił do rzeczywistości.
Koszmar trwał.

Umorli Longhammer

Byli wszędzie. Jego bliscy i przyjaciele, wszyscy których znał. Jednak stali się czymś innym. Przemienieni w ohydne zielonkawe stwory o śluzowatej skórze. Wyciągały ku niemu ręce, chcąc zabrać go do swego pana. Nie mógł na to pozwolić, walczył i mordował, kierowany nie świętym gniewem, a nieopisywalnym strachem przed podzieleniem ich losu. Padali pod ciosami jego młota, a potem z braku wody, która była potrzebna im do życia. Ze łzami rozpaczy w oczach wzosił raz po raz swój młot odbierając życie swym krewnym, przyjaciołom, a nawet dawnym towarzyszom broni. W tłumie widział tylko jedną postać jakiej nie spotkał wcześniej, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę.
Na początku mordowani przez niego przyjaciele nic nie mówili, ale gdy zostało ostatnich pięciu, dwie póelfki, diabelstwo, człowiek i Aasimar, każde z nich wypowiadało jedno słowo tuż śmiercią, które razem układały się w zdanie „Musisz się obudzić. Teraz! Natychmiast!. Został sam z potworną istotą w łachmanach, który zadał błyskawiczny cos swoją brzytwą, ale nim ostrze rozpłatało mu brzuch, obudził się.
Koszmar trwał.


Kennick

Był przypięty pasami do krzesła, a cała jego głowa była unieruchomiona przez metakowy stelarz, tak, że nawet nie mógł mówić, tylko ruszać gałkami ocznymi. W mroku jaki go otaczał, widział bluźniercze istoty, przywodzące na myśl wielkie insekty, o głowach dziwnego kształtu. W owadzich kończynach trzymały przyrządy sprawiające wrażenie narzędzi chirurgicznych Lu przyrządów oprawcy . Naprzeciw siebie zobaczył swego brata, przywiązanego do podobnegogo krzesła, ale nie miał unieruchomionej głowy. Nieco powyżej brwi usunięto sklepienie czaszki, której wnętrze było pozbawione mózgu. Wiedział już co tajemnicze insekty zamierzają mu uczynić, ale choć miał usta, to nie mógł krzyczeć. Gdy skalpel zaczął kreślić krwawy okrąg wokół jego głowy, z cienia wyłoniła się postać, mężczyzna o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. W dziwnym przerażającym bzyczeniu jaki porozumiewały się owady usłyszał nagle zrozumiałe słowa. „Musisz się obudzić. Teraz. Natychmiast”. Nagle pokój zniknął i obudził się.
Koszmar trwał.


Sadim

Szedł ulicami pradawnego miasta spowitego przez żółtą mgłę. Był tu już kiedyś i to wielokrotnie, ale teraz było inaczej. Szepty i prawie niesłyszalne rozmowy ustały, a zapach soli mieszał się ze smrodem krwi, który zdawał się dobiegać z jakiegoś miejsca przed nim. Wiedział, że jest obserwowany przez jakąś istotę lub istoty, które wzbudzały grozę w samym mieście. Czuł jakby cały świat zamarł w pełnym napięcia oczekiwaniu. Nagle zobaczył w mgle jakieś dwa kształty… Gdy podszedł bliżej, ujrzał postać, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Stała nad ciałem należącym do jego brata Kennicka. Tiefling miał rozpruty brzuch i otwartą klatkę piersiową, z której z chirurgicznym kunsztem wycięto serce i płuca krew układała się w słowa: „Musisz się obudzić. Teraz!.Natychmiast!”. Gdy to przeczytał, zrozumiał i przebudził się.
Koszmar trwał.

Imra Orirel

Była w domu, u swojej matki odwiedzić ją po tych wszystkich latach… Naprawdę tyle minęło? Nie była pewna, ale dawno musiała nie być w rodzinnym pałacu, bowiem miała problem z odnalezieniem drogi pośród ciemnych, cuchnących stęchlizną korytarzy. Te nieliczne okna jakie mijała były zamknięte, ale miała niejasne wrażenie, że widoki rozciągające się za szybami nie przypominały okolicy w jakiej się wychowała, po okresie, który zdawał się trwać niezliczone epoki w dziejach multiuniwesum, trafiła do pokoju swej matki. Panowała tu ciemność rozświetlana ledwie przez lodowato zimny blask księżyca. Kobieta siedziała na fotelu, ale jej oblicze znajdowało się w nieprzeniknionym cieniu. Matka wykonała gest, nakazujący córce podejść. Gdy jednak się zbliżyła, zobaczyła w zwierciadle jakąś postać, której nie było w pokoju, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Nim zdążyła zareagować, jej matka pochyliła się i ujrzała jej oblicze. Twarz kobiety była nabrzmiała i sinoczarna, a włosy brudne i zlepione jakąś ropną substancją. Oczy były dwiema otchłaniami ciemności, a czarne wargi wykrzywione były w szyderczym, sadystycznym uśmiechu. Wyszeptała cicho: „Musisz się obudzić. Teraz! Natychmiast!” Przebudziła się
Koszmar trwał.

Wszyscy.
Przebudziliście się z koszmarnego snu w koszmarną rzeczywistość. Znajdowaliście się w ciasnych celach w lochu lub piwnicy. Cele były trzy, dwie naprzeciw siebie i jena kawałek na uboczu, na lewo od górnej celi. Wszystkie były ciasne i z trudem mogły pomieścić troje humanoidów normalnej wielkości i pozbawione były jakikolwiek posłań czy czegoś innego, co pozwoliłoby przetrzymywać więźniów przez służszy czas. Jednak prawdziwy horror dział się pomiędzy dwoma celami, tej na górze i tej na dole. Na wielkim stalowym stole operacyjnym leż mężczyzna. Był prawie nagi a całe jego ciało pokryte było setką drobnych nacięć. Usiłował się uwolnić z bandaży, którymi przywiązano go do stołu.
- Słyszeliście co mówiłem? Musicie się obudzić – krzyknął. Nad nim pochylała się wysoka brązowowłosa w zakrwawionym kilcie lekarskim. Wpatrywała się z fascynacją w rany mężczyzny i oblizawszy się zaczęła wodzić nad mężczyzną swym szkarłatnym skalpelem. Przy pasie miała pęk kluczy. Za kobietą znajdował się blat pełen lekarskich i ogrodniczych narzędzi. Tu też znajdowała się lampa oświetlająca jasno pomieszczenie.
Obserwowaliście to wszystko ze zgrozą, która tylko się nasiliła, gdy zdaliście sobie sprawę, że nie macie właściwie pojęcia gdzie jesteście, ani jak się tu znaleźliście. Nosiliście białe piżamy szpitalne oraz bieliźnie, ale po za tym nic nie mieliście. Wiedzieliście kim jesteście, ale nie rozpoznawaliście pozostałych(za wyjątkiem Kennicka i Sadima oczywiście, którzy znają się z dzieciństwa ), choć wydawali się wam skądś znajomi i godni zaufani. To ich Umorli zgładził w końcówce swego sny. Mieliście niejasne wrażenie, że nie pamiętacie nic spośród ostatnich kilku miesięcy… Przynajmniej kilku.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 24-07-2018 o 20:05.
Slan jest offline