Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2018, 01:40   #5
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Czym jesteś?
Co zrobiłeś?
Dlaczego?
Kim jestem?
Co ja tu robię?
Czy to…?



O nie!
...
Musisz się obudzić!
Teraz!
Natychmiast!


*


Sadim zerwał się do pozycji siedzącej, głośno dysząc i łapiąc się za głowę, dziękując wszystkim bogom, że wyrwał się z okropnego koszmaru - bardzo podobnego do tych, które go dawno temu prześladowały. Jego oczy poraziło światło. Otępiałe zmysły z trudnością odbierały bodźce zewnętrzne, rejestrując jedynie ból i osłabienie. Jego świadomość wracała do prawdziwego świata… jednak myślami wciąż jednak wracał do snu, jaki go nawiedził. Miasto… Gdy był jeszcze młody, to przestraszony przechadzał się jego ulicami, czując wszystko tak, jakby był tam naprawdę. Przenikliwy zimny wiatr, zapach soli, skrzypienie mokrego piachu pod stopami, widok oblepionych koralowcem budynków, przecinających niczym kawałki szkła gwiazd oraz żółtej mgły. Docierające do jego uszu szepty…
Ale zawsze był sam. I to był tylko sen.
A teraz… teraz to było coś innego.
Cisza… i krew. Istota… brzytwa... i Kennick. Martwy. Martwy tak bardzo, jak to tylko było możliwe.
Nie!
Szeroko otworzył oczy, nawet nie przejmując się bólem wywoływanym przez blask lampy. Próbował się zerwać na równe nogi. Wyszarpnąć się z tego marazmu, jaki go dopadł! Biec!
Na próżno. Poczuł się tak, jakby odebrano mu wszystkie siły. Upadł na podłogę u stóp współwięźnia, dotkliwie obijając sobie przy tym głowę. Nigdy nie był tak słaby. Jego wychudzone ciało mu ciążyło. Był blady, cały w jakichś dziwnych zadrapaniach. Dygotał. Było mu zimno. Zbyt duże ubrania szpitalne nie dawały żadnej ochrony przed chłodem. Nawet pharasmijskie krypty uważane przez niego za więzienie były bardziej gościnne niż ten loch. Jedynie dzięki silnej woli zdołał się znów unieść i usiąść.

Rozglądał się gorączkowo, próbując przeanalizować sytuację i nie panikować. Nie wszystko do niego docierało. Wzrok był rozmyty, a lampa wcale nie pomagała. Słyszał tylko krzyki… i muzykę. Tę cholerną muzykę, która również się czasami pojawiała w jego snach. Muzykę w tym dziwnym języku, jaki opanował z dnia na dzień…

Time is short, all the eons paused
Here rides the winter with stellar fall
Hide this soul from the morning’s dawn
A birth of darkness, in shadows crawl[...]



~ Idź precz! ~ krzykiem zagłuszył pieśń w myślach, odruchowo chcąc złapać za wisior z świętym symbolem boga magii zawsze wiszący na jego szyi, by dodać sobie odwagi, ale…
… nie znalazł go tam.
Tak samo nie miał szans na odnalezienie swojego pamiętnika, który zawsze nosił przy sobie, ponieważ był w innych szatach!
Na zewnątrz jego panika nie była widoczna, jednak wewnątrz aż się w nim gotowało. Gorączkowo próbował sobie przypomnieć ostatnią rzecz, nim się tutaj znalazł. Wracał do swojego domu z biura Kennicka, gdy to razem zajmowali się sprawą bestialskiego zamordowania dwóch kapłanek Pharasmy, ale to… tyle. Nie pamiętał w ogóle szczegółów oraz wniosków, do jakich doszli. Nie pamiętał nawet czy w ogóle przeszedł przez próg swego mieszkania. Jego myśli były jednym wielkim bałaganem. Tak jakby ktoś mu coś z głowy wyciął brzytwą pamięć.
Brzytwa… Nie, to był tylko sen. Tylko sen. Kolejny z koszmarów. Tak, Sadimie? Kolejny. Kennick na pewno żyje. Sny nie pokazują rzeczywistości.
To dlaczego tak bardzo odczuwasz te sny?

Brak odpowiedzi.

Poczuł się dopiero nieco lepiej, gdy jego zmysły wyostrzyły się na tyle, by ujrzał swego brata. Tylko nieco, bowiem on był dokładnie w takiej samej sytuacji, jak wszyscy pozostali. Kim w ogóle oni byli? I czemu wydawali się tacy znajomi, choć ich imiona przesłaniała mgła?
Na razie uznał za najrozsądniejsze siedzenie cicho. Kennick coś kombinował. Mimo wszystko cieszył się, że ten wiele się nie zmienił i w ogóle nie stracił bystrości swego umysłu nawet w takiej chwili. A człowiekowi będącemu teraz na stole zawdzięczali życie. Musieli mu pomóc.

Brzytwa… Skalpel… Kobieta i potwór ze snu… Zdawali mu się tacy podobni.

Gdyby tylko znał prawdziwą magię… tą tajemną… może by był w stanie ich ocalić, jednak w tym momencie miał problem, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.

Nethysie, daj mi siłę.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 25-06-2018 o 01:50.
Flamedancer jest offline