- Danzen! - krzyknęła Verka i kolory zamigotały, wstążki zafurgotały, a czapa z pióropuszem tańczyła to dalej to bliżej ryjka Żółwika; Filonek zachwycił się pięknem świata przedstawionego, bo oto wszędzie widział gustowną Verkową spódnicę w kwiatuchy, uszy jego pieściła zaś jej delikatna muzyka :"Sieben, sieben, ai lyu-lyu/ Sieben, sieben, eins, zwei/ Sieben, sieben, ai lyu-lyu/ Eins, zwei, drei"... I Filonek nieomal zatracił się w tym głosie gdy nagle wszystko ucichło, reflektory zgasły; zrobiło się ciemno jak w tyłku u murz.. ups.. u afroamerykanina. Z rozpaczą spojrzał w kierunku swoich towarzyszy, ale ku jego przerażeniu zorientował się że nikogo tam nie ma.
- Tu jesteś, kochasiu - Verka wyrosła tuż przy jego uchu - Długo czekałam na ten moment...
- Ależ co pani... - Verka zaczęła dobierać się do jego skorupy - Tak bez gry wstępnej, bez romantycznych wieczorów przy kolacji, bez trzymania się za rękę?..
- Potrzymać to ja Cię mogę - zarechotała się Verka - Widzisz Filonku, Pan Soczewka nie interesuje się mną tak jak kiedyś. Całe swe moce seksualne spożytkowywuje na budowanie tej swojej rakiety którą chce lecieć na planetę Mango... A ja mam potrzeby... DUŻE potrzeby...
Naraz Filonek poczuł jej ciepłe usta na swoim dziobie, jej jędrne piersi, jej... penisa?! BLECH!
- Trzymaj, go trzymaj, chyba jeszcze będzie rzygał! - krzyknął Chomik który wraz z Koteckiem trzymali Filonka nad rowem.
- Gdzie ja jestem? - wybełkotał Filonek obcierając resztki sałaty ze śniadania.
- Patrz, a tyle razy Ci mówiłem, debilu skończony - Chomik zirytował się postawą Kotecka - Nie dawaj żółwiowi nic do jarania bo on ma mózg bardziej miękki niż tofi fi! On jest zdolny się najarać czystym powietrzem!
- E, daj spokój kochany - Kotecek machnął homołapą w charakterystyczny dla jego rodzaju sposób - Chłoptaś się musi wyrobić!
- Ty mi tu nie pierdziel głupot, bo ja wiem co ty mu chciałeś zrobić jak się najarał!
- Co mi chciał zrobić?! - przeraził się Żółwik.
- Małe homożółwie - szepnął mu zalotnie Kotecek do ucha.
I pewnie by się pobili gdyby nie fakt że zaczynało zmierzchać, a "Na dobre i na złe" zaczynało się już o 18.
Wyposażeni w pepesze, spaliwszy za sobą czołg wyruszyli główną autostradą w kierunku Berlina. Początkowo chcieli złapać jakiś samochód na autostop, ale większość z tych które z rzadka tamtędy przejeżdżały albo zaczynała na ich widok przyspieszać, albo - o, zgrozo! - próbowała ich ostrzelać. Rozeźleni tym faktem spalili kilka z nich, dzięki posiadaniu "cytrynek", po czym skierowali się traktem leśnym. Zaczynało się ściemniać; las stawał się dość ponurym miejscem.
- A słyszeliście, że ten las jest magiczny? - zainteresował się Filonek.
- E, pierdoły - skonstatował Chomik.
W tym momencie jak z pod ziemi wyrósł przed nimi tajemniczy osobnik. Osobnik był garbaty, niski, miał na łbie pozłacaną torebkę od "Tchibo", a na szyi wielki naszyjnik zrobiony z kawowych ziarenek.
- Kim ty do...
- Jestem Kawowym Borostworem! - wyznał im osobnik - Przybywam z innego wymiaru, aby ostrzec was, że wasz świat wkracza w Erę Wodnika. Nasze światy, Wasz i mój, łączą się, stają się jednością... Musicie temu zapobiec, inaczej nad tym światem również zapanuje zły Lord Matejko z Krainy Deszczowców!
- Ekhem - Żółwik przerwał wypowiedź nieznajomego - A kim Ty do k[urtyzany] nędzy jesteś, że śmiesz nam dawać side-questy?!
- Dokładnie! - zawtórował mu Chomik - A poza tym to wyciągaj frajerze cały bejcel i komórkę - Bartłomiej splunął ponuro i odbezpieczył pepeszę.
CDN Dzisiejszy wpis sponsorowało niskie ciśnienie i niemożność wstania z wyra. Kawa rulz.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |