Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2018, 14:05   #18
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Miejscowe rzezimieszki najwyraźniej nie zamierzali odpuścić. Stajnia mogła nie być już bezpiecznym schronieniem. Dymitr sprawdził okolicę, wykorzystując każdą możliwą kryjówkę czy cień, ale nie spostrzegł niczego podejrzanego. Ci, którzy ich szukali, robili to już pewnie w innej części Maylhof. Gdy wrócił, Galina spała już w najlepsze. Popatrzył na Griszę, który wzruszył jedynie ramionami. -Wyruszymy przed świtem. – Wejścia do stajni pilnowali na zmianę całą noc. Drugi raz nie chcieli dać się zaskoczyć.

Godzinę przed wschodem słońca byli już gotowi. Mroki nocy jaśniały już lekko, gdy przemykali cichymi uliczkami śpiącego miasteczka. Nie widzieli żywej duszy, jedynym świadkiem ich skradania się był biało-szary kocur liżący łapę na parapecie jednego z mijanych okien. Minęli opustoszały o tej porze targ, potem niedużą świątynię z symbolem młota wyrzeźbionym nad drewnianymi, dwuskrzydłowymi drzwiami i dotarli wreszcie do jedynego miejsca tętniącego życiem o tej porze. Z zaułka przyglądali się ukradkiem niskiemu, długiemu budynkowi o brudnych, żółto-szarych ścianach i zakratowanych oknach. Przy otwartej bramie wjazdowej, prowadzącej jak sądzili na wewnętrzne podwórze, kręcili się krasnoludowie. Część z nich rozładowywała stojący przy bramie wóz zaprzężony w dwa woły. Każdy brał ciężki wór na ramię, jakby był wypełniony pierzem. Zauważyli też wśród nich znajomego już Wungla. Ten jedynie pokrzykiwał na pozostałych poganiając do pracy. W odpowiedzi dostawał jedno przekleństwo za drugim, ale nie wydawał się zwracać na nie uwagi.

Zdecydowali się wreszcie i ruszyli w kierunku magazynu. Czarnowłosy szybko ich spostrzegł i pokazał palcem na bramę za sobą.

- Szybciej psie syny! Nie dostajecie wypłaty za spacery!

- Wal się na ryj, Wungiel! Som byś wzion worek na plecy! Spierdalaj!
– Chór głosów rozbrzmiał natychmiast, żaden z tragarzy nie zmarnował okazji na mniej lub bardziej ostrą reakcję.

Niezrażony krzykami pracowników wprowadził ich na dziedziniec, potem tylnymi drzwiami do magazynu pełnego skrzynek i worków, a tam otworzył jeszcze drzwi do małego kantorka.

- Widział was kto? – Nie czekał nawet na odpowiedź. – Lepiej, żeby nie. Tu będziecie bezpieczni, ale nie wychodźcie stąd, nikt z obcych nie powinien was tu widzieć. Pan Sigridson spotka się z wami później.
 
Phil jest offline