Po dziesięciu minutach szli leśnym traktem z posępnymi minami.
- Nie wybaczę wam tego! - Kotecek zacisnął usta.
- Oj, przestań pierdzielić Kotecek, on by Cię tylko wygrzmocił i zostawił! - Chomik sprowadził Kotecka brutalnie na ziemię.
- Kociaki by Ci zrobił, a kto podczas wojny Ci będzie alimenty płacił, a?! - dodał Żółwik.
- I tak wam tego nie wybaczę! - srebrna łza pociekła po Koteckowym policzku.
- Okej, ziomek, ale co mieliśmy zrobić? Skąd mogliśmy wiedzieć, że ten frajer, Borostwór klątwę na niego rzucił?
- Mogliśmy mu jeszcze pomóc dopóki tylko płonął i krztusił się serkiem Almette, ale jak już z brzucha wyskoczył mu mały Borostwór z okrzykiem: "Alleluja i do przodu!" to pozostało nam tylko...
- ... zabić jak psa... - powiedział zmienionym głosem Chomik.
Cisza zaległa w doborowych szeregach czołgistów. Po chwili jednak Kotecek odchrząknął i począł śpiewać: "Yes sir, I can boogie", ulubioną piosenkę Twinky'ego. Chomik z Żółwikiem spojrzeli po sobie, po czym przyłączyli się do chórku, aby chociaż w taki sposób złagodzić ból Kotecka po stracie przyjaciela.
Z pieśnią na ustach wyszli z zielonego lasu prosto na pola buraków. Zdaje się, że front już tędy przeszedł, bo sporo było wokoło zniszczeń, trupów i rozkładówek z Marleną Dietrich.
- Niezłe afterparty tu było - powiedział Chomik - Może trochę fantów się znajdzie - mruknął przeszukując zwłoki na okoliczność kasy i komórek.
Nagle z hukiem przeleciał nad nimi latający fortepian. Żółwik zadarł do góry głowę; fortepian był bogato zdobiony i inkrustowany złotem, miał na bokach wymalowane godło RAFu i dwa automatyczne działka z których pruł do lecącego przed nim Messerschmitta Bf-110, grając przy tym "Marsz Turecki" Mozarta. Wraży osprzęt latający wywinął beczkę próbując wejść fortepianowi na ogon, ale niezwykły instrument muzyczny był równie zwinny i uniknął oskrzydlenia.
- Czego to ci parszywi kapitaliści nie wymyślą - podsumował swoją obserwację Żółwik.
Tymczasem strzały Fortepianu dosięgły w końcu Meserschmitta, który płonąc, rozleciał się na kawałki. Pilot fortepianu, zauważywszy krasnoarmiejców, chciał się zapewne popisać: zaczął wykonywać potrójną pętle śmierci. Niestety, podczas tego karkołomnego manewru pękła mu struna w rejonie subkontry, rozsadzając przy tym cały pulpit. Fortepian, dymiąc z klawiatury, wrył się dziobem prosto w pola buraków.
- Ideał sięgnął bruku - mruknął posępnie Chomik, i nie wiadomo było czy miał na myśli kunszt samego instrumentu, czy butelkę 'Żołądkowej Gorzkiej', która wypadła pilotowi z kieszeni, a jej zawartość właśnie wsiąkała w glebę.
Zgodnym krokiem czołgiści podeszli do wraku.
- A mamusia mi mówiła - powiedział Chomik - Gdyby Bozia chciała żeby świnie latały, to by im skrzydła przypi[.. ekhem! przytwierdziła!], i tak samo z fortepianami jest!
- Cicho, Bartuś - zestrofował go Żółwik - Lepiej byś pepeszę odbezpieczył na wypadek gdyby trzeba było dobić gagatka, a nie językiem mielesz jak Paris Hilton.
Na szczęście jednak, nie trzeba było nikogo dobijać - pilot był tak dobrze wychowany że kopnął w kalendarz bez wsparcia osób trzecich. Żółwik zręcznym ruchem wyłowił nieśmiertelnik pilota:
- Porucznik Chopin - przeczytał - Ha, jakie to teraz fikuśne nazwiska robią! - zaśmiał się, po czym wyrzucił kawałek metalu za siebie. Bartuś w międyczasie przystąpił do rutynowej procedury obszukania zwłok z kasy i komórek. Jakoś nie docierało do jego pustego, łysego łba, że komórki w tych czasach mają kable, tarcze i nazywają się po prostu "telefonami". W międzyczasie jednak, uwagę żółwika przyciągnęła depesza którą świętej pamięci porucznik Chopin trzymał w kieszeni:
- "Do wszystkich jednostek!" - Żółwik zaczął czytać na głos - "Siły niemieckie szykują kontrofensywę w rejonie pola marchewek, kwadrant 35XB, kierując się na żyzne pola buraków, azymut 87 stopni. Zachować ostrożność. PS Manchester United, Liverpool 3:0."
- Psia mać - zaklął Chomik - Straciłem dziesięć zeta przez tych zawszonych frajerów!
- Bartuś, mamy gorszy problem, kochanie - zagadał Kotecek - Ci wredni faszyści idą w naszym kierunku... Musimy coś zrobić żeby nie wpaść zanim odnajdziemy Sagalę.
Żółwik jak na żądanie łypnął pożądliwym wzrokiem w kierunku zwłok leżących pomiędzy burakami.
- Myślę, że mam pomysł, meine gute Katze... - powiedział, dobierając się do niemieckiego munduru.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |