Głośny trzask pękającego zamka postawił Sadima na nogi - i to dosłownie, choć z trudem. Czuł się dziwnie. Niepewnie. Prawie tak, jakby stał na szczudłach, mając się zaraz przewrócić. Nie mógł jednak siedzieć i patrzeć, gdy to… coś, bo trudno było osobę z takim charakterem nazwać człowiekiem, miało zamiar pokroić nie tylko jego, ale też Kennicka.
Trzymając się rękami krat, zebrał część energii magicznej zesłanej mu przez Nethysa, w myślach dziękując mu za dary, jakimi go wciąż obdarzał, nabrał powietrza w płuca, czując jak go wręcz kłują, i przelał wszystkie swe siły w jeden, odbijający się magicznym echem okrzyk skierowany w stronę “lekarki”.
- UPADNIJ!