Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 13:10   #27
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292015160SY
Okręt gwiezdny Matryoshka
Jedną rzeczą, o której nie wiedział Tsar, była popisowość Akh'nura. Kosmita w pancerzu wspomaganym przypadkiem zniszczył drogę z pasażu sklepów do hangaru oraz windę do sal treningowych. Z tego powodu Opus musiał szybko myśleć i jeszcze szybciej biec. Naukowiec udał się przez korytarze z mostka do kwater specjalnych, następnie wbiegł do kwatery kapitańskiej, której drzwi otworzył mu będący na mostku Raz. Tam skorzystał z windy do rdzenia.

Rdzeń był okrągłym, szerokim pomieszczeniem z wielką kulą plazmowej energii unoszącej się w mechanizmie pośrodku pomieszczenia. Nie było tu już admirała i jego siły uderzeniowej, a wyłącznie pozostawiona przez niego mała grupa żołnierzy. Część z tych, którzy biegli wraz z Opusem, zatrzymała się, aby z nimi porozmawiać. Profesor nie miał czasu na tego typu przyjemności. Zamiast tego przeszedł do zbrojowni.

Tam bez większej troski zaczął wyrywać drzwiczki z wszystkich szafek i kufrów. Większość broni była już zabrana. Nie było karabinów, strzelb, ani nawet wyrzutni, których często używano przeciwko ludziom wekwipowanym tak, jak Opus. Jakkolwiek niewielka była grupa abordażowa, ich działania zasiały dość paniki na statku, aby zmobilizować wszelkie wojska. Szczęście jednak w końcu dopisało profesorowi: znalazł materiały wybuchowe. Tych w walce na własnym okręcie się nie używa, zwłaszcza jeżeli jest się optymistą.

Uzbrojony w eksplozywne pakiety naukowiec ruszył prędko w stronę sal treningowych. Korytarz był długi, ale pozbawiony przeszkód i pojemny, dostosowany do przeprowadzania grup ludzi. Dzięki temu opancerzonemu Opusowi biegło się bez trudu.

Sala treningowa była masywna, miała miękkie podłogi i ściany, oraz mnóstwo stojaków na drewnianą broń. Były tu oczywiście też kabiny do symulacji lotów oraz strzelnica. Na podłużnym przekroju okrętu służącym za mapę nie dało się tego zobaczyć, ale dzięki swojej głębi, sala ta mogła być jedną z największych na statku. Opus natychmiast dopadł do jej ściany, przywalił w nią młotem, robiąc w niej znaczne wgłębienie, następnie zapełnił je materiałem wybuchowym i oddalił się. Eksplozja rozerwała ścianę, odsłaniając wnętrzności okrętu: pełne rur i kabli. Mężczyzna przedarł się przez nie bez trudu, rozrywając je, jak leci, a następnie powtórzył swój trick młota i dynamitu na drugiej ścianie. W ten oto sposób wreszcie dostał się do środkowego hangaru. Grupa towarzyszących mu żołnierzy zatrzymała się w przestrzeni pomiędzy pomieszczeniami, aby Opus mógł sprawdzić możliwości swojej pirackiej persony.

Wewnątrz hangaru czekała go wizja ostatniej szansy: Megaton zabiła prawie całą swoją załogę w walce o ostatni wolny statek. Gdy Opus wszedł do wnętrza hangaru przez dziurę w ścianie, agresywna kobieta właśnie wyrywała swoje ostrze z przedostatniego żywego pirata. Oprócz niej był tu jeszcze jeden mężczyzna: dowódca drugiej drużyny, którą Opus spotkał, gdy lądował na statku.
Opus wyszedł z dziury w ścianie, pokryty odłamkami stali oraz kroplami smaru. Jego plan ataku na Megaton z zaskoczenia, raczej nie miał już szansy bytu. Nie przewidział braków w wyposażeniu ratunkowym statku.
- Cóż za spotkanie. - zagrzmiał spod hełmu, pewnie chwytając młot. - Czyli trzech dowódców spotyka się pod ostatnim statkiem, czyż to nie filmowe? - naukowiec spojrzał na umięśnionego kompana Megaton. - Mam nadzieje, że zdanie nie było zbyt złożone?
- Kurwa dowódców?! - zagrzmiała Megaton. - Pierwszy raz widzę twój ryj, taki z ciebie dowódca knypie. - splunęła na podłogę, po czym ruszyła w stronę statku. Niewielki pojazd mógł spokojnie zmieścić całą trójkę, więc najwidoczniej kobieta nie przejmowała się tymi, którzy jeszcze nie próbowali jej zdradzić.
- Chyba dałem się ponieść chwili, fajnie było po prostu dowodzić! - Opus ruszył w stronę okrętu, chwytając się kolejnej możliwości. Niestety wchodzenia na statek nie było mu na rękę, mała przestrzeń okrętu nie działała na korzyść gigantycznej zbroi. Musiał szybko wymyślić jak obrócić sytuację na swoją korzyść. - Kto pilotuje? - krzyknął w stronę kobiety.
-Ja. Zanim znowu ktoś coś dzisiaj spierdoli. - powiedziała, otwierając drzwi do kabiny pilota. Jej szeroki towarzysz szybko rzucił się na boczne drzwi dla pasażerów: nie spodziewał się, aby szefowa miała zamiar na kogokolwiek czekać.
Opus z marszu płynnie przeszedł w ciężki bieg, jednocześnie krzycząc do kobiety. - A czemu właściwie uciekamy?! - miał nadzieje, że potrzeba wywrzeszczenia frustracji, chociaż minimalnie opóźni jej reakcje, a tym samym start statku.
-NIE WKURWIAJ MNIE! - Megaton trzasnęła drzwiami za sobą. Opus się pomylił, reakcja kobiety była zupełnie odwrotna. W swoim tantrum natychmiast uruchomiła silnik, a jej towarzysz ledwo wdrapał się na statek, gdy ten od razu zaczął nabierać wysokości.
- Tak chyba będzie najbezpieczniej… - Opus mruknął, przenosząc ciężar na przednią nogę pancerza. Blachy lekko ugięły się gdy, pewniej chwycił rakietowy młot blisko głowicy. Skierował wizjer hełmu na silniki, a mechaniczne siłowniki wspomagające ramiona zazgrzytały z wysiłku. Naukowiec wziął szeroki zamach, wykorzystując pęd swego biegu by cisnąć nagle młotem niczym włócznią. Celował w silniki umieszczone z tyłu pojazdu. Model statku był stary, a młot ważył kilka ton. Trafienie powinno w najgorszym wypadku zdyskwalifikować pojazd z jakichkolwiek podróży, a w najlepszym wysadzić paliwo, a tym samym cały myśliwiec.
Statek zaczął ruszać w przód, gdy młot uderzył w jeden z silników, który eksplodował. Zniszczyło to tył statku i rozerwało spory kawałek kabiny pasażerskiej. Pojazd został wyłączony i opadł na ziemię. Niestety, był to niewielki transportowiec, przeznaczony do przesyłania personelu pomiędzy okrętami. Wobec tego nie miał na tyle potężnego napędu, aby pilot musiał się martwić o tego typu uszkodzenia. Drzwi odleciały na drugi koniec hangaru, a w ich miejscu widać było tylko but Megaton.

Kobieta wysiadła z kokpitu i spojrzała na hełm Opusa. - KURWA NIE ŻYJESZ. - wrzasnęła, unosząc swój miecz, który zaczął emanować jasnym światłem, prawdopodobnie energią magiczną. Na to wojownicze hasło, drużynowi Opusa wyskoczyli zza rozerwanej ściany i otworzyli ogień w stronę kobiety. Część ich pocisków została przecięta przez wymachy miecza, reszta odbiła się od tarczy energetycznej w stroju kobiety. Nie poprawiło to jednak jej humoru.
Opus zacisnął pancerne rękawice w pięści, w głowie przetwarzając wiele planów i scenariuszy. Według informacji od Raza, miecz kobiety potrafił zwiększać wagę tego w co się wbije. Nie była to pełna informacja, naukowiec nie wiedział, czy wystarczy mała rysa ostrzem, czy wymagane jest by ostrze utkwiło w materiale. Mógł więc założyć, że jedno trafienie jakiejś części pancerza sprawi, że ta stanie się zbyt ciężka do użytkowania. Ponadto jego młot leżał teraz wśród odłamków statku, więc naukowiec miał mocno ograniczony zasięg. Oczywiście jego broń nie była świetnym wyborem na artefakt kobiety, jednak na pewno ułatwiłaby starcie. Kolejnym czynnikiem był umięśniony wielkolud, Opus wątpił by eksplozja go zabiła, musiał być czujny. Jego jedyną przewagą było to, że Megaton nie miała pojęcia jakimi umiejętnościami dysponuje. Cała zbliżająca się potyczka zbiegała więc do wojny informacyjnej.
- Wydaje mi się, że nie jest to poprawnie zbudowane zdanie, wciąż bowiem dycham. -zadrwił naukowiec, chwytając w lewą dłoń ciężki, gruby metalowy pręt z jakiegoś transportowca. - Powiedz jakie to uczucie, gdy ktoś wodzi Cię za nos? Ja dobrze się bawiłem. - dodał ruszając biegiem w stronę kobiety. Chciał utrzymywać jej zdenerwowanie na stałym, wysokim poziomie. Krew buzująca w żyłach zazwyczaj utrudniała podejmowanie racjonalnych decyzji. Opus chciał zaatakować prętem od góry, tak by kobieta pewniej czuła się unikając w prawo. Zakładał, że wściekła piratka wyprowadzi szybki kontratak, na co czekał. Atak prętem był bowiem zwykłą zmyłką. Planem naukowca było aktywować tarczę energetyczną w prawej dłoni, by przy jej pomocy odbić miecz, a następnie silnym ruchem uderzyć energetyczną barierą w Megaton.
Opus zważył swoja broń w ręce po czym wykonał bardzo wyraźnie telegrafowany wymach. Sycząca przez zęby Megaton nie miała ani cierpliwości ani litości. Natychmiast ruszyła z krokiem w przód, robiąc szeroki zamach na Opusa, chcąc odciąć uzbrojoną rękę. Opus spodziewał się tego, właśnie to chciał zwabić. Na jego prawej dłoni aktywowała się tarcza, którą wykonał szeroki wymach, cofając jednocześnie lewą ręką. Uderzenie rozbiło nos Megaton, odrywając ją od ziemi i rzucając w tył, ta jednak wylądowała na ziemi niemal natychmiast. Zmieniona waga broni zniwelowała siłę pchnięcia, pozwalając kobiecie na odzyskanie równowagi. Bez zwłoki Megaton rzuciła się do ataku, szykując broń do szerokiego wymachu.
Opus wiedział, że jeden cios w główną część jego pancerza oznacza tak zwany “Game Over”. Mimo, że nie znał dokładnych właściwości miecza, zakładał że jest on w stanie obciążyć go na tyle, by nie mógł się ruszać. Nie mógł więc pozwolić sobie na tradycyjną wymianę ciosów, licząc na defensywne właściwości pancerza. Opuścił więc swój energetyczny pawęż by osłonić się przy jego pomocy. Była to teraz jego największa przewaga wobec kobiety - nie mogła ona zwiększyć masy czystej energii.
Miecz przeleciał błyskawicznie naprzeciw Opusa, zderzając się z tarczą energetyczną na chwilę po jej uziemieniu. Zaiskrzyło przy kontakcie, tarcza rozjaśniała i zaczęły po niej skakać iskry. W tym samym ruchu Megaton wykorzystała swoje momentum i okręciła się wraz z ostrzem, przesuwając się w bok. Ruch ten rozerwał tarczę, prowadząc do eksplozji energii. Ten nagły wybuch poparzył bok Megaton, kobieta jednak wyglądała na zadowoloną. Odpowiednio zmieniając wagę ostrza, zachowała zarówno momentum, jak i olbrzymią siłę uderzenia. Wystarczającą, aby przeciążyć maksymalny wypust energii generatora w zbroi. Nie były to stałe obrażenia, jednak generator będzie musiał ochłonąć, zanim Opus będzie w stanie ponownie go wywołać.
- Zaczynam łapać… - burknął Opus lekko potrząsając rękawicą by strząsnąć z niej iskry - Nie pozostaje mi więc nic innego niż… - zaczął, by nagle obrócić się i rozpocząć bieg w stronę rozbitego wraku. Wiedział, że Megaton jest od niego szybsza, dlatego ponownie liczył, że wciągnie ją w pułapkę. Mechanik chciał poczekać, aż kobieta będzie naprawde blisko jego pleców by uruchomić wtedy umieszczone w nich silniki rakietowe. Pozwalało mu to upiec dwie pieczenie na jednym, i to nie przysłowiowym, ogniu. Po pierwsze złapać Megaton w objęcia płomieni, a po drugie wystrzelić Opusa w stronę gdzie leżał jego młot.
Opus znajdował się bardzo blisko Megaton. Gdy tylko rzucił się w stronę wraku, ta natychmiast wyskoczyła w górę, chcąc opaść na naukowca ze swoim ostrzem. Opus zobaczył jej cień nad sobą. Odpalił silniki.

Megaton opadła w dół błyskawicznie. Kontrola, jaką miała nad swoim ostrzem, była wyjątkowa: gdy atakowała tarczę Opusa, waga jej broni był marginalna w trakcie wymachów, a niepojęta w ułamkach sekundy podczas kontaktu ostrza z celem. Teraz było podobnie. Waga broni zwiększyła się na tyle, że kobieta spadła i w biła się w Opusa, wpadając prosto w ogień jego silników, ale jednocześnie też wbijając się w plecy olbrzyma i przybijając go do żelaznej podłogi, która ugięła się pod siłą upadku. Zaćmiony od siły uderzenia profesor mógł tylko domyślać się, co zaszło dalej: Megaton, podpalona przez płomienie silnika odskoczyła do tyłu, puszczając wbitą w Opusa broń. Ta nietrzymana przez nikogo natychmiast straciła całą wagę. Rozbrzmiała też salwa wystrzałów broni energetycznych. Niewielka drużyna wsparcia, jaka towarzyszyła Opusowi, wykorzystała swoją szansę, aby podziurawić organizm pirackiej liderki, nim ta zdołała stłamsić płomienie.

Opus doszedł do siebie jakieś cztery minuty później. Był ranny, nie śmiertelnie, ale ciężko. Czwórka żołnierzy wyjęła z niego miecz i pomogła mu wstać. - Przerżnęła cię na wylot, nie mam pojęcia, co mogła trafić wewnątrz twoich bebechów. - ostrzegali.
- Uhhh… - jęknął Opus chwiejąc się na nogach. Cieszył się że pancerz miał systemy wspomagające utrzymanie stabilności. - Na szczęście jestem zapobiegawczy...i znam dobrego medyka. - dodał, w duchu dziękując za lecznicze kapsuły od Karasu. Pakiety zamontowane wewnątrz zbroi zostały aktywowane, jeden po drugim. Opus nie za bardzo wiedział ile musi ich sobie zaaplikować, więc zaczął od dwóch dawek. - Dorwaliście ją i miecz? Oraz czy ktoś sprawdził, czy ten drugi nie przeżył eksplozji? - jęknął jeszcze, poprawiając hełm.
- Mam miecz. - przytaknął dowódca drużyny, pokazując ostrze, które trzymał przez szmatę, po czym odwrócił się w stronę wraku. - Tam jeszcze nie zaglądaliśmy... - przyznał i machnął ręką. Czwórka żołnierzy zaczęła cichymi krokami obchodzić pojazd naokoło, aby stanąć z różnych stron.
- Tylko ostrożnie… ten typ wyglądał na takiego co potrzebuje nawet chwili, by do niego dotarło że nie umarł. - Opus stanął pewniej na nogach. Powoli zaczął iść w stronę wraku, by dobyć swego młota leżącego pośród odłamków. Środek Karasu zadziałał świetnie, jednak profesor wiedział, że nadmierny ruch mógł szybko spowodować otwarcie rany. Wolałby by mięśniak nagle nie wypadł wściekły ze statku.

Strzelcy zaczęli celować we wrak, gdy Opus podnosił swój młot. Gdy tylko naukowiec wstał, zobaczył dłoń wystającą pomiędzy metalowymi odłamkami. Kilka sekund później Opus zrozumiał, że to nie jest ręka pod stertami odłamków, to barbarzyńca ze stertą odłamków wbitą w ciało. Metalowe płyty, druty i pręty wystawały z różnych części jego półnagiego ciała. Wyglądał jednak na żywego. Leżał z otwartymi oczyma i zirytowanym wyrazem twarzy, wydając jakiś stłumiony dźwięk dezaprobaty pod nosem. Zobaczył Opusa, możliwe, że nawet zanim tamten podniósł swój młot, jednak nic z tym fantem nie robił.
- Nie strzelajcie póki nie musicie. - zakomendował naukowiec. - Nie zdziwię się, jeżeli jego iskra sprawia, że im bardziej zdenerwowany jest, tym bardziej odpornym się staje. - dodał profesor, patrząc góry na leżącego mężczyznę.
- A więc jak to z tobą jest? Umiesz mówić? Czy coś sprawiło, że twój mózg nadaje się tylko do podtrzymywania funkcji życiowych? - zapytał naukowiec, zręcznie obkręcając młot i zarzucając go sobie na ramię.
- Rrhhgn. - zawarczał barbarzyńca. - Zjadłbym i poruchał. - wykrztusił wreszcie. - Hujowy dzień.
- Rozumiem. - profesor odparł krótko, unosząc delikatnie głowę . - Zazwyczaj jestem zdania, że branie jeńców jest bardziej humanitarne niż egzekucja. - westchnął, a jego ręka lekko zadrżała na rękojeści młota. - To prawo miłosierdzia… ale przecież piraci są poza prawem, prawda? -rzucił pytanie w przestrzeń, dokładając drugą rękawice do trzonu. - Nie będę więc odbierał ci twego przywileju wolności, na który się zdecydowałeś. - dodał unosząc młot wysoko nad głowę. Palec aktywował silniki rakietowe wewnątrz broni, gdy ta ruszyła w stronę głowy barbarzyńcy w celu dokonania egzekucji.
- RAARGH - Barbarzyńca ryknął przez zaciśnięte zęby, jednym ruchem zrywając się i rzucając na młot. Uderzenie wywołało grzmot, gdy siła wbiła klęczącą, ranną postać jeszcze głębiej w podłogę, która zaskrzypiała i zerwała się, posyłając pirata piętro niżej, na wysadzony hangar. Wróg odleciał w przestrzeń kosmiczną jak szalona kometa. Widząc, co się dzieje, żołnierze rzucili bronie, wyjęli dyski energetyczne i rozstawili barierę na podłodze, aby odciąć pomieszczenie od dziury w przestrzeń gwiezdną. Z podziwem patrzyli zarówno na siłę urządzeń Opusa, jak i wytrwałość dobitego przeciwnika.
- To chyba wszystko… - Opus stwierdził beznamiętnym głosem, chwile patrząc za odlatującym w przestrzeni piratem. Oparł młot niedaleko wraku, ściągając z głowy hełm, był to pierwszy raz gdy żołnierze mogli zobaczyć jego twarz. Metalowe palce rękawicy przygładziły siwe włosy, ścierając nich pot. To co teraz? Gdzie porozmawiamy? - Opus spojrzał w górę, gdzie zapewne znajdowały się kamery, którymi obserwował ich Raz.
Zaszumiało, po czym z okolicznych głośników rozległ się odgłos klaskania. - Świetnie! Brawo! Wszystko zgodnie z planem. - ucieszył się Tsar. - Spotkajmy się w restauracji, albo raczej tym, co z niej zostało. Jeżeli nie wiesz jak tam trafić, to poszukaj grupy, która biegła was wesprzeć, doprowadzą was. - poinstruował.
- Raczej trafimy. - odparł naukowiec, kiwając dłonią na żołnierzy. - Zabieramy się chłopaki, wyłupaną dziurą powinno być najszybciej. - poinstruował, ostatni raz rozglądając się po hangarze. Rosomak został na najwyższym piętrze, lecz wątpił by jeszcze tam stał. Było wielce prawdopodobnym, że Bobowi udało się opuścić strefę zagrożenia i bezpiecznie leciał w tylko sobie znanym kierunku. Z tą pocieszająca myślą w głowie, profesor ruszył na spotkanie Tzara.
 
Fiath jest offline