Wątek: [VtDA] Burza
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 15:09   #10
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dostawa Broni
W drodze do Anny Czerdog zamierzał zahaczyć jeszcze o ghula Tomasza. Którego umówił z Tomiłą. To jednak skomplikowało sytuację i zmieniło jego plan.

Czerdog nie wyczuł obecności ghula, z którym rozmawiał poprzedniego dnia, wystarczył jednak szybki rzut oka na wisielców przy bramie by go odnaleźć. Niestety nie tak szybko udało mu się podsłuchać jakichś sensownych plotek. Krzyżacy przy zwykłych strażnikach miejskich rozmawiali raczej o dziewkach i napitkach. Jednak po godzince poszukiwań udało mu się natrafić, na dwóch spacerujących rycerzy. W grupie która wyruszyła znajdował się kuzyn jednego z mężczyzn. Po wysłuchaniu na temat jego miłości do piwa udało mu się uzyskać jakąś sensowną informację. Podobno zbrojny oddział wyruszył przez złotą bramę i dalej na południe w stronę mazowsza.

Zbrojnych wyminął po krótkim locie. Poruszali się wolno dosiadając w pełnym rynsztunku koni i brnąc przez śnieżne zaspy. Czterech rycerzy, ale nie potrzeba było więcej by zająć się nie spodziewającymi się niczego buntownikami.

Ruszywszy dalej tą drogą, na kilka dobrych godzin przed ewentualnym spotkaniem, natrafił na ludzi którzy musieli być poszukiwaną przez niego i krzyżaków grupą. Powóz przykryty jakąś kapą pod którą znajdowało się kilka skrzyń poruszał się powoli w kierunku miasta. Dwa konie, w które był zaprzęgnięty, prowadzone były przez nie uzbrojonych ale ciepło ubranych mężczyzn. Na zydlu siedziało dwóch krzyżowców, a na tyle wozu jeszcze jeden mężczyzna uzbrojony w kuszę. W tym tempie trasa powinna im zabrać jeszcze z dzień.
Spojrzał im w aury by przekonać się czy któryś nie jest ghulem. Jak również w myśli by mieć pewność kto dowodzi. Zajrzał też do skrzyń czy wiozą broń czy również przesyłkę… innego typu. Broń była ukryta pod zapasami jedzenia. Z wierzchu leżało kilka trunków, zapewne po to by straż ukradła z dwa i dała im spokój. Dowodził jeden z mężczyzn przebrany za krzyżowca, ale ani on ani inni nie byli ghulami. Byli zmęczeni i zmarznięci, ale wyczuwało się w nich ten cień podniecenia na myśl o planowanych wydarzeniach.
Czerdog zastanawiał się jak to jest być śmiertelnikiem i słyszeć głosy w głowie. Pierwsze doświadczenie jest zawsze najgorsze. Byle nie wziął go za diabelskie szepty. Wyczytał imię z myśli dowódcy i jakieś sekrety z jego życia. Ot tak na wszelki wypadek żeby mieć co powiedzieć gdyby rozmowa się nie ułożyła.
- Witaj Kazimierzu. Nie reaguj gwałtownie albowiem tylko ty mnie słyszysz. - dał chwilę by człowiek oswoił się z zaistniałą sytuacją. - Mam wieści dodał po chwili.
Kazimierz rozejrzał się po towarzyszach i odezwał na głos.
- Mówił co, który do mnie? - Mężczyźnie spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Milczeli głos jest tylko w twojej głowie. Wiem, że wieziecie broń dla Gdańska. Jestem po waszej stronie. Tylko jakby ci to powiedzieć. Złapali jakąś grupkę waszych. Jedzie po was czterech rycerzy. Wiedzą o broni. Jeśli chcesz mi odpowiedzieć lub o coś zapytać. Pomyśl o tym. Gadanie do siebie jest wiesz…. Objawem szaleństwa. Dowodzisz tymi ludźmi i musisz ocalić ich życia, transport broni, no i siebie.
- Byli my cicho. - Siedzący obok krzyżak spojrzał na druha z niepokojem.
Kazimierz naburmuszył się, a Czerdog usłyszał jego myśli:
- To jakiś absurd. - Dało się w nim wyczuć zrezygnowanie. - To przez to cholerne zimno.
- Żadne zimno. Możesz mieć mnie za ja wiem. Anioła stróża, ducha opiekuńczego czy kogo tam chcesz. Zmęczenie czy choroba nie używają zbyt wielu skomplikowanych słów. Czterech Krzyżaków jedzie na was, wpadka w Gdańsku. Wróćmy do tematu. No chyba, że wolisz jechać i zginąć. Twoja wola.
- Dobra… jaka wpadka? - Kazimierz się poddał najwyraźniej uznając, że głos w głowie po prostu się nie zamknie.
Miał oczywiście rację.
- Złapali waszych w Gdańsku. Wymienił imiona spiskowców których myśli czytał, powiesili ich. Wiedzą o transporcie lądem o morskim chyba nie. Co tu dużo gadać jedzie na was czterech rycerzy. Są dzień drogi od was.
- Psiakrew. - Po tym krótkim wstępie głowę Kazimierza wypełniła seria przekleństw i wampir musiał przyznać, że spokojnie mógłby się od niego nieco nauczyć w tym zakresie. - Jeśli nie kłamiesz… a ja nie uderzyłem się za mocno po ostatniej popijawie… Ilu ich jest, jak uzbrojeni?
- Czterech rycerzy pełne zbroje i doświadczeni. Chcesz się z nim bić? Powiedzmy, że się uda jak wtedy wejdziecie do miasta? Ich zniknięcie postawi wszystkich na nogi.
- Są konno, aniołku? - Mężczyzna się zamyślił. - Za nic w świecie nie chciałbym się z nimi bić. Nie mamy szans mimo, że broni na tym wozie dostatek.
- Nie zapierniczają na piechotę w pełnej płycie. Oczywiście, że są konno mój ty strategu. - Czerdogowi dopisywał humor mimo trudnej sytuacji.
- Brzmisz jakbyś na mnie leciał. - Kazimierz aż mruknął pod nosem co przyciągnęło uwagę jego kompana. - Spróbujemy im zjechać z drogi i dostać się od innej strony. Najgorsze, że najlepsza byłaby rzeka, na lądzie będą się nas spodziewać.
- Nie pozwalaj sobie bo w następnej pułapce ci nie pomogę - zaśmiał się Czerdog. - Skoro rzeka lepsza to może się na nią przenieście. Teoretycznie jeśli mi powiesz komu można ufać w Gdańsku i da radę wam zdobyć łódź rzeczną… Mogę kogoś tam posłać z wiadomością. Tylko rozumiesz teraz musiałbyś mi zaufać. Nazwisko, adres i odzew. - podsumował wampir.
- Nie wiem czy droga jest przejezdna, to nie jest główny trakt. - Kazimierzowi wyraźnie nie odpowiadała dyskusja, która z jakichś niewyjaśnionych powodów odbywała się w jego głowie. - Durade, Eila Durade. Ona będzie wiedziała po kogo posłać. To wdowa mieszkająca w żółtym domku przy Piwnej. Powiedz, że jesteś od dzika.
- Wrócę przyzwyczaj się do mnie. Przynajmniej dopóki nie dostarczysz broni. - chwilę później szukał już żółtego domku przy Piwnej. Jak również kobiety w której myślach można było wyczytać odpowiednie nazwisko.
Żółty “domek” okazał się być sporych rozmiarów kamienicą, znajdującą się przy jednej z głównych ulic Gdańska. Uwadze wampira nie uszło, że nosiła ona ślady niedawnych walk. Kilka okien osłonięto, drzwi były wymienione na tymczasowe. W środku panowało zamieszanie, jednak służba mimo późnej pory uwijała się jak w ukropie by nad tym zapanować.
Rozglądał się za kobieta której by słuchano lub usługiwano. Zamierzał znaleźć wskazaną kobietę. Przeczytać jej myśli upewniając się odnośnie jej miana oraz co tu do licha się stało. Później zamierzał wysłać do niej bardziej tradycyjnego gońca. Panią domu odnalazł w jednej z sypialni. Modliła się przy wielkim łożu. Eila Durade, była wdową po Władysławie Durade… Potulnie nazywanym dzikiem. To od niego musiało wziąć nazwę hasło. Jak się okazało był jednym z zabitych przez krzyżaków mieszczan i sądząc po tym, że Eila była ghulem. Mógł być wampirem.
Skoro Elia była ghulem sens dodatkowego krycia się nie miał sensu. Jak zawsze powiedział coś na początek.
- Dobry wieczór jestem dobrym duchem Gdańskich mieszczan i tak gadam w twojej głowie. Nikt inny mnie nie słyszy. Więc nie róbmy scen. Jestem wampirem widzę twoją aurę ghula więc pojęcie nie jest ci obce.
Kobieta ucichła i skupiła się na słowach w jej głowie.
- Mój Pan nie miał takich zdolności. - Odezwała się szeptem. - Równie dobrze możesz być jakimś diablęciem.
- Kim są diablęcia? Zresztą powiem co miałem powiedzieć. Proszono mnie bym wspomniał, że jestem od dzika. Krzysztof ma kłopoty, wpadka zaprowadziła Krzyżów na jego trop. Są dzień drogi od niego. Prosi o przysłanie łodzi pod jedną z bocznych dróg. - wyłożył sytuację szczerze choć nie tłumaczył skąd wszystko wie.
Elia nie wydawała się być przekonana. Przysiadła na łóżku rozglądając się po pustym pokoju.
- Dobrze… Jak cię zwą? Władysław przedstawił mi wielu członków Gdańskiej rodziny.
- Jeśli ci to zdradzę i zostaniesz schwytana nie zawahasz się sięgnąć po truciznę gdy cię złapią? Na tyle skuteczną byś umarła po chwili? Nim wydobędą z Ciebie wszystkie informacje. Wasze kłopoty wzięły się teraz z przecieków. Wolałbym nie powiększać swoich problemów w już i tak trudnej sytuacji. - Czerdog wolał pozostać w cieniu.
Ghulica parsknęła, a wampir wyczytał w jej myślach, że nie wie skąd miałaby taką truciznę wziąć.
- Poślę łódź. - Powiedziała w końcu zniechęcona.
- Podaj mi wszystkie niezbędne szczegóły. Jakie hasło i odzew. Gdzie zawinie i kiedy. Wróciłbym za dwie godziny jak to wstępnie sobie przemyślisz i zorganizujesz. Krzysztof będzie tego potrzebował żeby przeżyć i dotrzeć tu z transportem dla was. - jednocześnie zaczął sondować jej myśli. Czy na statku którym miał przybyć drugi transport będzie coś więcej prócz broni? Jako żona wampira mogła wiedzieć od niego całkiem sporo pożytecznych informacji.
- Hasło dzik odzew łowy. - W głowie Elii pojawiła się myśl, o rychłej zmianie tych dwóch słów. Szybko zaczęła kalkulować ile zajmie jej wezwanie odpowiedni ludzi, tak by nie poznali się na tym krzyżacy i ich zajmie podróż pod prąd.- Łódź zacumuje na północ od Starej Wsi pojutrze około świtu.
Na statku miała przypłynąć nie tylko broń ale też nieco gotówki, zbroje, odrobina zapasów żywności, oraz… jeśli misja się powiodła, plany zamku krzyżackiego.

Elia rzeczywiście poznała kilku spokrewnionych. Znała Marię i była w jej elizjum. Poznała także jej syna Drogomiła. Widziała Daleborę i słyszała o księciu. Mąż pokazał jej nawet Pawła Beneke, odpowiedzialnego za działalność Hanzy na terenie Gdańska i Konrada Pfersfelder. Niestety tak jak w przypadku świętej pamięci ghula jej kontakt po śmierci męża z wampirzym światkiem się urwał, szczególnie gdy zniszczono elizjum. Elia postanowiła ratować dorobek swego męża i przeprowadzić jego plan do końca, przywracając władzę poprzedniego księcia. Zebrała w swym otoczeniu znanych sobie ghuli, którzy stracili swych panów. Było to zaledwie kilka osób, ale musiało wystarczyć.

Ghulica strzegła w domu zbioru listów i dokumentów swego pana, ale rozważała ich zniszczenie, by nie wydała się prawda o wampirach.
- Wiem, że będę musiał zapracować na zaufanie. Postaram się je zdobyć. Zaopiekuje się tobą po wszystkim i innymi którzy stracili bliskich… mojej natury. - słowo panów jakoś nie przeszło mu przez usta. Była jego żoną w jakiś dziwny sposób ale była. - Mogę przekazywać wiadomości. Nie chcę żebyście zginęli jak Tomasz. Wiem, że on, ty i inni wam podobni próbujecie dokończyć dzieła. Próbujecie choć nie musicie i z narażeniem życia. Doceniam to i chcę pomóc. Gdy będzie duże ryzyko dla gońca może lepiej użyć mnie. Będziesz się mogła pochwalić pierwszy ghul mający na usługach kuriera wampira. - Czerdog mówił szczerze. Wiedział, że ghule pcha miłość do dawnych panów ale i tak podziwiał odwagę.
Elia zmieszała się odrobinę.
- Poślę tam swojego człowieka. - Jej myśli podpowiedziały, że jest to jeden z dzieciaków, które jej pomagają. - Ale dziękuję za tą ofertę.
- Bądź ostrożna. Rzeczy waszych dawnych panów ukryjcie. Zwłaszcza te które mają nadnaturalne właściwości lub mogą wskazać naszą naturę. Nie niszczcie niczego na własną rękę. Efekty mogą być różne. Miasto po zakończeniu tego konfliktu będzie potrzebowało wielu rzeczy by zaprowadzić ład i porządek. Nigdy nie wiadomo kto lub co się przyda. Jesteś dojrzała. Wiesz, że będziecie potrzebowali nowych opiekunów. Krew ona daje talenty ale i uzależnia. Daje życie ale trzyma je potem w swojej garści. Znajdę tych opiekunów dla was. To niekoniecznie muszę być ja. Takich którzy będą bliscy waszym talentom i upodobaniom. Byście mieli wybór. Wybór zawsze jest darem. No ale dobra dość o tym. Polecę do Krzysztofa i przekaże mu wieści. Będę cię odwiedzał raz lub dwa na każdą noc. - poczekał czy kobieta coś odpowie następnie ruszył do Kazimierza i zdał mu relację z postępów ich sprawy.
Ghulica przytaknęła mimo iż jej głowę wypełniały wątpliwości.

Kazimierza nadal zmierzał pierwotnym szlakiem, po drodze nie było jednak żadnych rozwidleń.
Czerdog opowiedział o transporcie jaki zdobył dla konspiratorów oraz miejscu odbioru.
- Hasło dzik a odzew łowy. Mogę ci życzyć powodzenia i pamiętaj to nie zwidy. Wróciłem czyż nie?
- Tak… - Kazimierz aż mruknął pod nosem. - Dobra aniołku, co byś rzeczywiście okazał się tym za kogo podajesz.
Odwrócił się do swoich towarzyszy i zaczął im omawiać zmianę trasy, tłumacząc że została zaplanowana dużo wcześniej.
- Zostaniesz bohaterem albo głupcem. Na pocieszenie powiem, że skoro wiedziałem gdzie cię szukać…. I miałbym powiedzmy złe intencje. Sam rozumiesz nie wysilałbym się w jakieś ostrzeganie. Tylko uderzył na tej drodze. Powodzenia i do zobaczenia w Gdańsku. No przynajmniej ja cię tam zobaczę. - rzucił radośnie i wracał już do Stephana. Musiał się upewnić, że jego atak przebiegnie skutecznie.

Wyglądało jednak na to, że do ataku dojdzie w ciągu dnia lub następnej nocy. Oba wojska musiały niedawno wyruszyć i zmierzały w wyznaczonych przez dowódców kierunkach.
Czerdog nie narzekał na brak zajęć.Przeniósł się do Księcia by zdać mu relację ze swoich odkryć. (Intro Gdzie to zastał i przy czym)
- Książę… Władysław Durande został zgładzony. Ghul pani Mari wpadł za dnia. Musieli wpaść jakoś inaczej wszystkich konspiratorów obecnych na spotkaniu sprawdziłem. Powiesili ich... Wydali trasę transportu lądowego. Zmieniłem ją z pomocą Eli ghulicy… żony Władysława. - ostatnie słowa wypowiedział z lekkim wahaniem. - W drugim transporcie na statku ma być również broń, zapasy, złoto i najważniejsze plan zamku Krzyżackiego. O ile plan mieszczan wypalił. - Czerdog zaraportował wydarzenia jakby to czynił przed ojcem dziesiątki razy wcześniej.
- Elii, a co ona ma z tym wszystkim wspólnego. Władysław żyje? - Przyłapał księcia na kąpieli ten jednak nie wydawał się jakoś szczególnie zrażony. Miał ciało wojownika naznaczone licznymi bliznami. Siemomysł z jakiegoś powodu przemówił na głos, a Czerdog szybko zrozumiał czemu.
- Rozmawiasz z kimś ojcze? - Głos Dalebory dotarł do nich z za drzwi.
- Zaczekaj moja droga. - Siemomysł westchnął ciężko. - Widzisz wszystko, prawda?
- Przepraszam za dobór chwili. Tak widzę chociaż mogę się odwrócić. Nie chcę przeszkadzać. Władysław nie żyje. Eli przejęła inicjatywę i prowadzi niedobitki ghuli tych którzy polegli w spisku za rączkę. Idzie jej całkiem nieźle realizuje w końcu plan Władysława. Podratowałem ich z jedną wpadką.
- Dobrze. - Siemomysł zamyślił się na chwilę. - Widziałem, że szanowny komtur zwiększył ilość moich straży, obawiam się więc że nie będę mógł pomóc tak by ich nie narażać. Gdyby jednak sytuacja była bardzo ciężka, mów. Spróbuję przesłać kilku ludzi.
- Sam czekam na posiłki. Mam około setki Korsarzy. Czekam na zaprzyjaźnione stado Gangreli. Będą za około sześć dni. Co z szeryfem lub jakimś zabójcą. Przydałby się ktoś zaradny pod ręką. Sytuacja jest dynamiczna. Mam swojego człowieka ale może być różnie. Chciałbym też z Księciem porozmawiać o Annie, córce Komtura.
- Gdybym wiedział kto żyje mógłbym ci kogoś polecić… co z Anną? - Spytał z wyraźnym zaciekawieniem.
- Uciekła od ojca, jego ludzie zawzięcie jej szukają. Chciałbym przeciągnąć ją na naszą stronę. O ile Książę się zgodzi. Może też dowiedzieć się czegoś więcej o niej. To ułatwia zawsze negocjacje.
- A co jeśli trafią za nią do ciebie? - Książe oparł się o wannę.
- Ryzyko zawodowe. Równie dobrze może nam zdradzić ciekawe informacje. Zna drugą stronę na wylot zapewne. Ponadto córka Komtura w obozie Księcia to zawsze cios w jego prestiż. Takich Ventrue to zawsze boli najbardziej. - zakończył Czerdog.
- Jakich ventrue? - Książe spojrzał zaskoczony. - Tak, rzeczywiście to by ich ubodło, ale… wiesz z jakiego klanu jest komtur?
- Krzyżacy to w większości Ventrue. Nawet gdyby Komtur nim nie był to jest…. Komturem i Krzyżakiem. W kwestiach prestiżu wychodzi niemal na to samo.
- Chciałbym by tak było. - Siemomysł wyraźnie się zasępił. - Jest jednak więcej powodów dla których nie staram się odzyskać władzy na oficjalnej drodze. Nie Czerdogu, tutejsi krzyżacy to Tremere i z tego co mi wiadomo moi bracia bardzo zabiegają by dotyczyło to całego zakonu.
Czerdog aż zasyczał. Tremerzy byli najbardziej niebezpiecznym klanem jaki znał. Nawet swoich pobratymców byłby się mniej. Grali indywidualnie. Tremerzy zespołowo.
- To wesoło. - skomentował w swoim stylu. - Skoro doszliśmy do tego etapu mam dwa pytania. Czy Książę ma coś co pomogłoby ukryć Annę przed nadwrażliwością i ludźmi takimi jak ja. By nie trafili po niej do mnie. I… załóżmy że wywołamy powstanie. Następnie nastanie chaos i co dalej? - Czerdog pokazał po czyjej stronie stoi. Uznał, że to dobry moment również na pytania.
- Będzie trzeba zabić komtura. - Siemomysł powiedział te słowa beznamiętnie. - I… jeśli rzeczywiście miałbym wrócić, nie powienienem przyłożyć do tego ręki. Co do Anny mógłbym pomóc, ale musielibyśmy się spotkać.
- Mógłbym podesłać kogoś dyskretnie po odbiór. Jeden z moich ludzi dysponuje niewidocznością. Mogę też udać się osobiście jeśli Książę urwie się obserwatorom i zapewni dyskretne miejsce. Co do Komtura… Czy jako buntownik i osobą odpowiedzialna za śmierć wielu spokrewnionych - zamilkł na chwilę. - Nie zasłużył już na krwawe łowy? - Czerdog wiedział, że gdy trup w mieście ściele się gęsto. Sprawy się mocno komplikują.
- Muszę się spotkać osobiście z Anną inaczej to niemożliwe. A co do komtura… - Książe odwrócił wzrok, wpatrując się w drzwi za którymi czekała jego córka. - … Stąpa po cienkiej granicy… na razie uzasadnił swoje postępowanie samoobroną.
- Samoobroną nazwał zabijanie przeciwników politycznych, którzy zbuntowali się na nową władzę. Jak nazwał odebranie stanowiska prawowitemu Księciu?
- Wszystko pozostało w rodzinie. - Mruknął niechętnie Siemomysł i Czerdog odczuł że nie za bardzo chce wyjaśniać klanowe zawiłości.
- Oczywiście Książę. - odpowiedział z powagą. - Proszę jedynie pamiętać, że bliscy tych którzy zginęli w walkach z Komturem zadadzą takie same lub gorsze pytania. - jak każdy dyplomata Czerdog doradził i wyraził swoje obawy.
- I tak jak tobie odpowiem im, że nie mam wpływu na decyzje Rady, a jak się okazuje...Konrad chyba ma.
- Doszliśmy zatem do momentu w którym ktoś Konrada musi zgładzić. Mogę się rozejrzeć tylko…. Co oferujemy w zamian? I czy jesteśmy w stanie uchronić naszego zabójcę przed odwetem klanu Tremere? W zasadzie Konrad zginie w wyniku utraty kontroli nad miastem i sytuacją. To jednak nadal martwy czarnoksiężnik. Wasz klan łatwo nie odpuszcza takich rzeczy.
- Pertraktuję ze swoim klanem. - Siemomysłowi wyraźnie nie odpowiadał ten temat. - Nie martw się, jeśli na kogoś spadnie ich gniew to będę to ja.
- Mamy coś konkretnego do zaoferowania za to zlecenie. Czy mam być jedynie elastyczny?
- Moją przysługę jako księcia. - Powiedział spokojnie Siemomysł, a Czerdog wiedział że to bardzo wartościowa nagroda.
- Rozumiem. Biorę się w takim razie za Annę. Niech Książę wyznaczy miejsce i powie na ile wcześniej mam dać o spotkaniu. Proponuje by było to w ten sposób płynne. Ścigani rzadko trzymają się planu.
- Będę potrzebował całej nocy na przygotowania i… krwi wampira, którą Anna zgodzi się wypić. Mogę zaoferować swoją, ale to do niej należy decyzja.
- Niech będzie zatem końcowa część jutrzejszej nocy. Krew musi być dostarczona dziś czy może jutro? Muszę ją jeszcze do tego wszystkiego przekonać.
- Jutro, na sam rytuał. Nie potrzebuję jej wcześniej.
- Rozumiem. Znikam popracować. - zakończył rozmowę Czerdog który odczekał jedynie chwile czy Książę nie ma nic do dodania.
 
Icarius jest offline