Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2018, 21:35   #30
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
To był spokojny dzień. Nie pamiętali takiego, od dłuższego już czasu nie przydarzył im się taki. Pomimo tego uczyli się nowych umiejętności, jakby spodziewali się, że ten spokój nie potrwa wiecznie. Wungiel zdawkowo odpowiadał na zaczepki Galiny i pytania Griszy, zgrabnie przy tym omijając tajemniczą postać o imieniu Navarro. Jedyne, co udało się z niego wycisnąć w tym temacie to informacja, by wytrzymali z nim tyle, ile zdołają. Krasnolud w górach najwyraźniej był osobą trudną we współżyciu.

Wieczorna mgła zwiastowała zmianę pogody. Już w nocy nakrywali się mocniej kocami szukając ciepła. Nad ranem zaczęło padać, początkowa mżawka zamieniła się w kapuśniaczek, ten w deszcz, a gdy ruszyli w drogę nad nimi otwarło się niebo. Wyschnięta na wiór ziemia nie przyjmowała wody, ze wzgórza na którym nocowali zjeżdżali w strumieniu deszczówki rwącym w dół zbocza. U podnóża wzniesienia woda gromadziła się już w kałużach, wsiąkała w podłoże i rozmakała grunt. Kopyta wołów zaczęły zapadać się coraz głębiej , a koła wozu oblepiały się błotem. Kto mógł, ten schował się pod płachtą wozu. Na krótką chwilę, bo i tak furmankę trzeba było od czasu do czasu wypchnąć z błotnej pułapki. Wydawało się, jakby chmury chciały nadrobić kilka miesięcy zaległości za jednym razem. Kiedy już chcieli zrezygnować z dalszej jazdy deszcz przestał padać tak jak wcześniej zaczął, nie nagle, ale stopniowo. Zachmurzone niebo zaczęło się przejaśniać, promienie słońca przebijały się coraz śmielej. I wtedy zobaczyli ich.

Było ich siedmiu, dobrze uzbrojonych i opancerzonych. Dwóch zdążyło już zejść z koni i ustawić się po bokach z naładowanymi kuszami. Pozostali blokowali szlak siedząc na swych wierzchowcach, z rękami ustawionymi tak, by sięgnąć po broń w ułamku sekundy. Krople ciągle skapywały z końskich grzyw i uprzęży. Sierdżant i sześciu debili, tak określili by w Kislevie taki patrol strażników dróg. Odetchnęli na swoim wozie z ulgą, gdy ujrzeli jednolite umundurowanie, i tylko Wungiel zareagował cichym, krótkim, krasnoludzkim słowem, którego znaczenia mogli tylko się domyślać.

- Dokąd to drogi prowadzą, dobrzy ludzie?– odezwał się szorstkim głosem ten najstarszy, z sumiastym wąsem, najprawdopodobniej sierdżant. Debile, jak zawsze, milczeli znudzeni i obserwowali.

- Do Geihselhoff, kapitanie, a da się tędy jeszcze gdzieś dojechać? – Krasnolud potarł nos siedząc na koźle. – Towary wieziem na targ.

- Targ za trzy dni dopiero.

- Kto pierwszy, kapitanie, ten ma lepsze miejsce. Wiecie jak to działa.

- Wiem, wiem...

Mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę. Strażnik w końcu machnął ręką, a dwóch jego podwładnych wbiło pięty w boki swoich wierzchowców ruszając w stronę wozu.

- Sprawdzimy te wasze towary krasnoludzie. Tylko bez nerwowych ruchów.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline