Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2018, 20:16   #29
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
292015211SY
Zapomniana zerówka

Victor Corvus
Corvus udał się do najbliższych biur. Ogromne pomieszczenie o szklanych ścianach posiadało dziesiątki małych stanowisk z komputerem na biurku i krzesłem. Maszyny te były wszystkie jednakowe: tanie, produkowane masowo, i w obecnie niemożliwe do uruchomienia. Wobec tego Corvus zaczął spędzać swój czas przeszukując szafki pracowników placówki, szukając ich osobistych szpargałów, które rozjaśniłyby nieco sytuację. W tym procesie towarzyszył mu robot Lu, choć ta nie miała możliwości samodzielnego przeszukiwania.

- Może to, co teraz robię, jest lekko niebezpieczne, ale muszę dbać o przyszłość tej operacji. - odezwała się Lu za pośrednictwem maszyny, będąc teraz samą z Victorem. - Mam nagrania, wedle których Karasu zrzucił jeden z moich laptopów do kwasu. Był on podłączony do droidów, które podawały wam broń w oceanie. Jeżeli chce was pozabijać, pewnie teraz się to okaże, gdy ma ku temu magiczną wymówkę. - wyjaśniła się. - Sam klejnot niczego w nich nie wymusi, póki mają realną szansę go zdobyć, będzie on tylko gnił na końcu ich myśli. - dodała po chwili. - Tak więc przyglądaj im się. Jak teraz nic nie wykręcą, to raczej możesz im ufać na dłuższą metę. Jeden jest przestępcą a drugi wariatem, ale stanowią unikalne zasoby z obiecującym potencjałem.


Wertując szuflady w rytm tej dyskusji, Victor znalazł kilka zdjęć grupowych, niektóre przedstawiające dzieci, inne zespoły badawcze z placówki. Ten drugi typ zdjęć robot Lu natychmiast skanował, aby wyszukać je w bazie danych. To mogło jednak trochę potrwać, przyjmując, że ci osobnicy nie zostali z niej usunięci. Victor zauważył też kolejny plakat promujący placówkę przyklejony do jednej z kolumn. Był w nieco lepszym stanie niż poprzedni. Zerwana była tylko jego prawa część. Widać było połowę T, końcówkę AN, oraz mniejsze, niekompletne zdanie pod nim. Było ono jednak napisane w tym dziwnym języku, który Victor dopiero zaczynał kojarzyć.

Co ważniejsze, na plakacie było widać też kobietę. Była to młoda dziewczyna, dwadzieścia kilka lat. Miała na sobie brązową bluzę i czarne spodnie. Jasne włosy związane były w kok na tyle głowy. Lu przeskanowała tę postać, po czym zamilkła. Przynajmniej na chwilę. - Seditionist Cognitionis. Najdziwniejsze imiona na niektórych planetach nadają. - wytknęła Lu. - Musiałabym złożyć podanie o udostępnienie danych, a nie mamy setki zbytecznych godzin. Mam pewne teorie, ale nie jesteście w szlachcie, więc... Wedle protokołu nie będzie to naruszeniem, jak sami dojdziecie do tego, co się tutaj dzieje. A przynajmniej nie wprowadzę was w błąd zgadując. - stwierdziła w końcu.
- Wiedziałem że jest niebezpieczny kiedy go własnoręcznie pacyfikowałem. - Odparł Victor przyglądając się zdjęciom. Pewnie wszystkie osoby na tych zdjęciach były już martwe, co wywoływało u niego gniew. Chciał dopaść osobę odpowiedzialną za ten incydent. By nie oddawać się emocją postanowił o coś zapytać przełożoną.
- Miałem dziwny sen… Po którym zacząłem rozumieć poszczególne słowa. Związane z wojną, śmiercią i równie przyjemnych rzeczy. Co mi się stało? -
- Przebudzenie magiczne. - odpowiedziała Lu. - Niektórzy ludzie używając swoich iskr zaczynają śnić cudze wspomnienia, nie mam pojęcia jakie jest ich powiązanie z nami. Za to zastanów się, czy we śnie pojawił się jakiś rytuał? - spytała Lu. - Przykładem jest moja migrena. Nie mogę stosować leków podczas jej trwania. Jeżeli będziesz przestrzegał zasad swojego rytuału, twoja magia może się wzmocnić. - doradziła.
- Przelewanie krwi. Swojej, przed snem, gdy kogoś zamorduje. Był tam jakiś archaiczny wojownik, który rozmawiał z kimś kogo mi ciężko opisać słowami. Słyszałem też nazwy które wyłapałaś w jadalni. - Victor nie widział sensu dłużej tutaj zostawać. Postanowił przejść dalej w głąb, mijając równoległe pomieszczenia biurowe. Nagle usłyszał wołanie medyka, by się do niego udał.

Eddie, Karasu
Eddie i Karasu postanowili przejść w głąb placówki. Po przejściu obok biur natknęli się na otwarte pomieszczenie ze zmniejszoną obecnością zmutowanej tkanki. Było to nietypowe, ale po chwili Karasu zorientował się, co tutaj zaszło. Był to pokój do przerw. Oprócz kanapy i stołu znajdowała się tutaj lodówka i wysokiej klasy ekspres do kawy. Maszyna była zniszczona, spadła na ziemię najpewniej strącona przez wszędobylskie macki zarażonego organizmu kosmity. Spowodowało to jednak rozlew kawy oraz reakcję alergiczną na kofeinę. Było to dość znane, choć niepopularne zjawisko wśród kosmitów. Znał je też Eddie, który zajmował się przemytem wszystkiego. Niestety, było to schorzenie występujące u wyjątkowo groźnych gatunków kosmitów. Na myśl nasuwały się masywne behemoty z Arii, kart'ronny z Kretanii, oraz malhusy Erejskie. Na czymkolwiek prowadzono badania w kompleksie, nadmierna wysokość od podłogi do sufitu, która rzuciła im się w oczy na parterze, musiała być przystosowana właśnie pod problem transportu okazów do eksperymentalnych.

Spacerując dalej wzdłuż piętra, dwójka zobaczyła aż cztery pokoje spotkań. Były w nich rzutniki, nie podpięte, oraz typowe umeblowanie przeznaczone dla grup. Za nimi piętro kończyło się drzwiami z napisem "Sekretariat". Oglądając się z tego punktu w prawo, dwójka zobaczyła też drzwi do pokoju o nazwie "ochrona".
- Myślę że uzbrojenie jakie tam trzymają da nam trochę informacji o zagrożeniach szybciej niż przeglądanie całej dokumentacji. - stwierdził niebieskoskóry, wskazując wzrokiem na pomieszczenie. Niestety nie mieli dostępu do żadnej elektronicznej bazy danych. Właściwie, to pewnie mieli, ale Lu zwyczajnie nie fatygowała się nikogo o tym poinformować.
- Przeszukam zatem “Sekretariat”. - stwierdził medyk bez entuzjazmu. Cała ta wyprawa nie miała według niego sensu. Nawet nie dane mu będzie poeksperymentować. Ten cały nadmiar żywego organizmu zamiast go fascynować, wzbudzał przerażenie.

Karasu
Drzwi do sekretariatu otworzyły się bez problemu. Wnętrze było równie zniszczone co reszta placówki. Narośla dostały się do środka nawet przez otwory wentylacyjne, w dodatku pomieszczenie było niewielkie, więc mutacja miała łatwą robotę. Znajdowało się tutaj kilka szafek oraz stół należący do sekretarki. Na nim znajdowało się obrośnięte metalowe pudełko i nic więcej. Żeby je wziąć Karasu będzie musiał zdecydować się na przecięcie kilku pulsujących lian. Zresztą stoją mu one na drodze też wtedy, gdyby zamierzał dostać się do pokoju dyrektora drzwiami po lewej stronie sekretariatu.
Medyk z niesmakiem wyciągnął laserową katanę i ciął paskudztwo. Wolałby wszystko potraktować ogniem, ale chwilowo nie miał dostępu do Victora. Obawiał się również, że dowódca spopieliłby za dużo. Syntetyk uznał, że po utorowaniu sobie drogi, przeszuka szafki i stół, a następnie zajmie się oględzinami pudełka.
Na szafkach znajdowały się zabrudzone książki, głównie rozrywkowe. Była tam jakaś fantastyka, romanse i książki detektywistyczne. W biurku Karasu znalazł rysę papieru oraz długopisy. Ktoś musiał biurko wyczyścić, najpewniej za sprawą jakichś protokołów.


Pudełko było metalowe. Otwierało się je z góry rozsuwaną klapą na elektrycznym zamku. Po przetarciu wieka kashirą Karasu zdołał odczytać instrukcję:

"Utajnione dane cesarskie.
Wprowadzić kod awaryjnego dostępu A6-29 lub dostarczyć do punktu wojsk cesarskich. Nieuprawnione otwarcie karane śmiercią."


W wojsku Karasu był cywilem na służbie. Zajmował się sprawami teoretycznymi, opisywał artefakty. Nie miał wysokiego stopnia, ale poznał zasady działania tego typu procedur. Kodów typu A było około tysiąca, a im wyższą miało się rangę, tym więcej się ich poznawało. Karasu nie znał żadnych. Dostarczane mu tajne dokumenty miały zaledwie rangę C, zaś same artefakty przychodziły w pudełkach typu A0, dostępnych tylko admirałom i wzwyż, więc nigdy nie mógł ich samodzielnie otworzyć.
- Victorze, mam tutaj małą zabawkę z klasyfikacją kodową typu A. Łaskawie ktoś wygrawerował informację o karze śmierci przy otwarciu przez nieuprawnioną osobę, czyli np. mnie. Jako, że życie jeszcze mi miłe, nie tykam dziadostwa, zostawiam do Twojej dyspozycji. - rzekł Karasu przez komunikator, a po chwili dodał - Sprawdzę teraz pomieszczenie dyrektora. - dodał medyk, aby dowódca wiedział, co jego podwładny aktualnie robi.
Victor ciężkimi krokami przekroczył próg sekretariatu. Chwycił w dwa palce pudełko i podsunął pod “nos” droida którym kierowała Lu.
- Znasz ten, musisz. - odpowiedziała Lu. Victor spojrzał. A6-29. Faktycznie, znał go.
Victor Corvus był zawziętym łowcą kosmitów. Nigdy nie dostał wysokiej rangi. Nie miał znajomości ani nie wywodził się z szanowanej planety. Wobec tego zdołał wspiąć się zaledwie do najwyższej rangi przeciętnego żołnierza, nawet jeżeli wykazywał potencjał na więcej. Musiałby jednak zostać ponownie szlachcicem, a to był nie lada wyczyn w centralnym cesarstwie, tak więc również w wojsku. Mimo tego, za swoje zasługi dostawał wiele tak zwanych "przywilejów" oraz "rozszerzeń zakresu obowiązków". Były to pseudoawanse. Na ten moment Corvus znał wszystkie kody od rangi C-12 do A-5. Powyżej nie miał o czym marzyć, ale w tym wypadku to absolutnie wystarczało.

W tym czasie Karasu wszedł do pomieszczenia dyrektora. Pokój był równie zarośnięty i równie obrzydliwy co cała reszta. Wyróżniał się za to swoją dekoracją, był kompletnie czarny. Wszędzie znajdował się proch i ślady pożaru. Jedynym co zostało tutaj oprócz skażenia, był zamknięty sejf pod jedną ze ścian.

Gdy Corvus otworzył ogromne pudełko, znalazł wewnątrz zaledwie niewielki list:
“Laboratorium zajmowało się projektem TITAN. Asteroida uderzyła po drugiej stronie farmy słonecznej. Straciliśmy zasilanie i kontakt z cesarstwem.
Ludzie umierają od choroby, nie możemy znaleźć lekarstwa. Zostawiam dyski danych z projektu w sejfie dyrektora. Dyski są zakodowane hasłem A0-22.
Sejf jest zakodowany hasłem A5-99. Oddać dyski osobom upoważnionym.”


Karasu ponownie oczyścił co się dało z pętającego się plugastwa. Widząc sejf znowu uznał, że lepiej poinformować Victora i niczego nie ruszać. Widocznie placówka miała jakieś strategiczne znaczenie i wszystko było tu zakodowane. Patrząc na zachowanie Lu, syntetyk wolał się nie narażać. Medyk domyślał się również, że i Corvus potraktowałby ruszanie takich przedmiotów jako pogwałcenie przepisów. Dlatego nadał przez komunikator: - Victorze, tutaj również niespodzianka dla Ciebie. Tym razem sejf. - zakończył Karasu.
Winnym nie była jakaś zbyt wysoko postawiona świnia przy korycie lecz asteroida. Obecni tu ludzie musieli walczyć z tym bez wsparcia i żadnej możliwości posiłków od cesarstwa. Nieskończone pokłady pogardy i nienawiści do kseno Victora jeszcze bardziej się utrwaliły.
Corvus idąc w stronę syntetyka zakomunikował przez radio.
- Jakaś asteroida uderzyła w ich farmę słoneczną, odcinając ich od wszelkich posiłków od cesarstwa. Populację tutaj wybiła choroba. Zachowajcie szczególną ostrożność. - Po tych słowach zbliżył się do sejfu i wbił niezdarnie dużymi palcami rękawicy kombinację by go otworzyć.
Wewnątrz znajdowały się dwa dyski twarde.
Jako że pancerz Victora nie posiadał kieszeni zwrócił się do syntetyka.
- Karasu przechowaj te dyski. Ich bezpieczeństwo to twój priorytet - Rozkazał Corvus.
- Jeśli znajdziemy działający komputer, można byłoby sprawdzić ich zawartość. Wiesz dobrze, że może nas spotkać tutaj wszystko, dlatego chyba byłoby lepiej, jakbyś poznał jakąkolwiek zawartość. - rzekł medyk, po czym ulokował dyski w swoim płaszczu. Po chwili zapytał - Co teraz?
- Jak dotąd nie spotkaliśmy nawet jednego sprawnego komputera. Jeśli nadarzy się okazja to ją wykorzystamy. Na tą chwilę dołączymy do Eddiego. - Odpowiedział mu od razu Corvus.

Eddie
W tym czasie Eddie otworzył drzwi do gabinetu ochrony. Wewnątrz znajdował się naprawdę niewielki pokój z dwoma kanapami i stołem. Mógł służyć do przesłuchań, ale prawdopodobnie odbywały się tu głównie przerwy, biorąc pod uwagę karty do gry gnijące na blacie. Z tego pokoju można było przejść do dwóch innych: naprzeciw Eddiego było pomieszczenie podpisane „nadzór” z metalowymi drzwiami i panelem na kod. Z kolei po prawej znajdowały się drzwi do zbrojowni. Był to ten sam typ zabezpieczenia, choć tym razem wzdłuż ściany przebiegało pasmo szkła kuloodpornego. Nie dawało one wyraźnego obrazu, służyło do sprawdzania, czy ktoś nie jest w środku. Mimo tego Eddie był w stanie stwierdzić, że na ścianach zwisa broń.
Eddie postanowił przejrzeć znajdujące się na stole karty i inne, wyraźnie nadgryzione przez czas, przedmioty. Dla bezpieczeństwa nie dotykał ich dłońmi, a raczej trącał je lufą karabinu. Szukał czegoś, co mogło przypominać notatki bądź identyfikator. Znając ludzką głupotę, straż pewnie zostawiła sobie jakąś formę przypominajki. Wolał nie wołać od razu Kurasu, syntetyk pewnie miał coś innego do roboty.
Poza kartami i niedopalonym papierosem, na stole nie znajdowało się nic interesującego. Po głębszych oględzinach ścian dostrzegł na jednej z nich coś, co wyglądało na kalendarz albo plan służby. Był dosyć zniszczony i nieczytelny, ale wspominał coś o patrolach w laboratorium i przy klatkach.
- Kurwa - Eddie zaklął, wyraźnie niezadowolony z bezowocnych poszukiwań. Dopiero po chwili spędzonej na kontemplowaniu pomieszczenia przyjrzał się rozkładowi pracy strażników. Nie był pewny innych informacji, ale przynajmniej mógł w głowie zaznaczyć kilka bardziej niebezpiecznych miejsc na mapie.
- Czy mamy informacje gdzie znajdowały się klatki czy inne pierdoły tego typu? - przemówił do słuchawki.
- Nie. - odpowiedziała Lu. - Nie znalazłam działającego terminala, więc nie miałam okazji pobrać mapy tego miejsca. Jeżeli jednak trzymają się typowych procedur i standardów, to na drugim końcu kompleksu względem wejścia. - stwierdziła. - Z zasady składy niebezpiecznych organizmów mają być jak najdalej od centrów mieszkalnych.
- Przyjąłem - niebieskoskóry odparł krótko, służbowo. Po kilku chwilach dalszego, bezowocnego przeszukiwania pomieszczenia usłyszał swoich towarzyszy. - Kurasu, mamy tutaj dwa zamki do zhackowania - zakomunikował od razu.
Ciężkimi krokami kapitan drużyny przeszedł przez próg pomieszczenia ochrony. Widząc problem Eddiego, zacisnął pięść i uderzył w szkło z całej siły.
Za Victorem do pomieszczenia wszedł Karasu. Odezwał się do Eddiego - Nie ma problemu, ale znaleźliśmy sporo wojskowych danych. Nie dla osób niepowołanych, wliczając mnie. Dlatego lepiej, aby Victor zdecydował, czy mogę ruszyć ten sprzęt. Wolałby nie zostać przez niego spacyfikowanym, bo zhakuję coś, czego nie powinienem ruszać. - westchnął syntetyk.
Pięść pancerza wspomaganego Victora uderzyła w szybę z grzmotem. Szkło przeleciało do środka razem z częścią ściany. Zwisająca na suficie lampa fluorescencyjna zabujała się, zamigała i zgasła, wraz ze światłami w korytarzu. Bez ostrzeżenia grupa znalazła się w kompletnej ciemności...ale nie w ciszy. Do uszu zgromadzony zaczęło dochodzić powoli wzrastające w nasileniu szumienie i bulgotanie.
Victor natychmiast zwrócił się w stronę hałasu unosząc pięści z wycelowanymi palnikami. Gdyby nie fakt że jest pijany pewnie trzęsły by mu się ręce… i głos.
- Eddie zobacz co za broń tu mają, Karasu gotowość bojowa… chyba w końcu mamy kontakt. - Zarządził kapitan drużyny.
- To zaświeć w tą stronę, jak coś przyjdzie z zewnątrz to i tak wiemy gdzie strzelać - poprosił, przechodząc na drugą stronę. Zamierzał sprawdzić znajdujące się w pomieszczeniu bronie. W swojej burzliwej przeszłości nie całkiem legalnych transakcji biznesowych, zapewne nie raz przewoził broń kosmicznych kłusowników. Widział karabiny w wielu sektorach, potrafił całkiem dobrze określić ich wartość oraz potencjalne zastosowanie.
- Eddie… nie wziąłeś latarki? - Dobrze że nie widzieli miny Corvusa.
- Zluzuj, wolę mieć jasne całe pomieszczenie, nie tylko jego fragment - stwierdził, klikając odpowiedni przycisk na znajdującym się niedaleko lufy zewnętrznym module. Ten zaś okazał się standardowym oświetleniem bojowym.
- Zastanawiam się, czy to odpowiedni moment, aby powiedzieć Wam, że boję się ciemności. Żartuję, oczywiście - stwierdził swobodnie Karasu. Naszła go bowiem nagła zmiana nastroju i miał ochotę coś rozszarpać. Wyciągnął laserową katanę, wcześniej odmontowując latarkę od karabinu snajperskiego. Przyczepił ją sobie do ramienia, dzięki czemu nie zajmowała mu ręki. Sama katana również generowała lekkie światło, co w tej sytuacji mogło okazać się zbawienne. Medyk ustawił się plecami do Victora i obserwował teren.
Eddie wszedł przez nowy otwór w ścianie do magazynu broni. Znajdujące się tam karabiny i strzelby były typowym uzbrojeniem wojskowym w cesarstwie. Za jedną z szafek znajdował się nieco bardziej unikalny ekwipunek: pistolet na strzałki paraliżujące. Same strzałki miały wersję średnią, przeznaczoną dla dorosłych, oraz znacznie mniejszą. Otwierając jedną z większych, dolnych półek, Eddie znalazł też całkiem ogromną strzelbę ze strzałkami większymi od jego dłoni. Wersja dla kosmitów.
Szukając źródła bulgotu i szumu prowadziło wzrok Victora wzdłuż ścian. Najpierw podejrzewał otwory wentylacyjne, jednak dźwięk był zbyt czysty, aby odbijał się w ich wnętrzach. Zaskrzeczało i zaiskrzyło. Potem zamigotało. W końcu światło wróciło, generatory wyzwoliły się z czkawki. Victor obrócił się do drzwi do pokoju z kamerami. Szum był gdzieś blisko. Nagle słychać było krótkie, zwięzłe "tyk". Plastikowe stuknięcie stanowiące dzwonek Pavlova w większości społeczeństwa. Dźwięk czajnika, który właśnie przestał gotować.
Dopiero wtedy Victor, jak i Karasu zrozumieli, że dźwięk wynosił się z głośników na lewitującym robocie Lu.
- Lu… robisz sobie herbatkę? - Rzucił lekko zażenowany Corvus opuszczając ręce. Było to trochę nieprofesjonalne z jej strony.
Na odpowiedź Victor musiał poczekać około dwóch minut.
-Kawę, a co?
- Ja tutaj odwalam samuraja, a ona nas straszy. I to niby ja jestem ten pierdolnięty… - powiedział Karasu pod nosem.
- W tym wypadku zgodzę się z Karasu, wyciszaj proszę mikrofon gdy zajmujesz się czymś trywialnyn. - Oznajmił Victor, po czym zwrócił się do Eddiego. - Co tam znalazłeś? - Oświetlił reflektorami jego znaleziska.
- Raczej standard - westchnął, przez grzeczność nie komentując całego zajścia z ich wspaniałą admirał. Kobieta najwidoczniej bawiła się niesamowicie, raz za razem wykorzystując drona nie jako źródło dodatkowych informacji czy wsparcia, lecz powód dodatkowych testów. Dokładnie tak jak w przypadku wcześniejszego kamienia. Niebieskoskóry coraz bardziej wątpił w autentyczność tej misji.
- Z wyjątkiem tego, może się przydać - stwierdził, podnosząc ciężki dystansowy aplikator morfiny. - Tak jak większość jest na strzałki usypiające, zapewne eksponaty nad którymi prowadzono badania były zbyt wartościowe by je odstrzelić za złe zachowanie - dodał po chwili. Podszedł do odzianego w pancerz szlachcica. Czasem miał wątpliwości co do wyboru uzbrojenia Victora. Tym razem był jednak pewien.
Ich dowódca nie tyle chciał zwiększyć swe możliwości ofensywne. Za włożenie power-armora stała potrzeba fizycznej bariery między jego ciałem i tą zerówką.
- Równie dobrze możemy wziąć jedno czy dwa na statek - podsumował, wpychając Corvusowi strzelbę.
- Mogą się przydać. Za tak trafną ocenę sytuacji możesz Alberta poprosić o whisky… jedną.- Oznajmił Victor, a fakt że kopuła zasłania jego twarz utrudniał domyślanie się czy mówił serio czy, co się rzadko zdarza, żartował. Zaczął oglądać z każdej strony strzelbę, po czym oparł ją na naramienniku pancerza i przemówił. - Wracamy do holu, nic tu po nas. Tam udamy się w głąb placówki. - Zarządził Corvus.



-Czekaj, mamy jeszcze drugi pokój. Skoro całość nadal ma zasilanie, pewnie zobaczymy też kamery - stwierdził, wskazując wzrokiem na drzwi do pokoju nadzoru.
- *Hyp* Dwie… idziemy - Kiwnął ręką kierując się w stronę drzwi i postanowił użyć tej samej metody otwarcia jak w wypadku zbrojowni.
- Victorze, czy będziesz miał coś przeciwko, jak opróżnię jeden nabój z toksyny i wypełnię nią kilka swoich pocisków? Dodatkowo chciałbym zabrać drugi nabój do bazy, aby zanalizować skład i najwyżej ulepszyć swoje trutki. - rzekł Karasu. Był żywo zainteresowany możliwością ulepszenia skuteczności swojej toksyny. Kapitan jedynie skinął mu ręką dając pozwolenie, zanim wziął zamach w stronę drzwi. Pięść pancerza zderzyła się z drzwiami, które ugięły się od siły uderzenia. Kolejny cios, wyrwał je z zawiasów gdzie wylądowały na środku pomieszczenia.
Pokój nadzorczy był obszerny i czysty. Z wentylacji dochodził dźwięk obracającego się wentylatora, który musiał uniemożliwiać pladze rozprzestrzenianie się równie dobrze, co ogromne żelazne drzwi.
Przed grupą znalazła się ściana monitorów oraz dwa puste fotele. Niestety, nie każdy obraz był funkcjonalny: część była z jakiegoś powodu wyłączona, a kamery przypisane do innych zostały zarośnięte, prezentując w wysokiej rozdzielczości ociekające posoką pory pulsujących pasm nowotworowych.
Z tych funkcjonalnych, zgromadzeni mogli zobaczyć puste wejście do kompleksu, biura, które odwiedzili, oraz pokój z klejnotem. Oprócz plagi znajdowały się tam zwłoki jakiegoś osobnika, który usiadł pod ścianą przed wydaniem ostatniego oddechu. Zostawił on też otwarte drzwi do środka, od strony korytarza naprzeciwko schodów..
Kamery z dolnego piętra pokazywały drogę do toalet oraz dwa laboratoria, obydwa zadbane. Karasu nie rozpoznawał na stołach żadnych specyficznych środków. Jedynie fotele dla pacjentów jakkolwiek się wyróżniały, ponieważ wyjaśniały kto był operowany.
Nadzór miał też wgląd na fabrykę. Ograniczone zasilanie było za słabe, aby nią operować, więc była wyłączona. Znajdowało się w niej sporo sprzętu, elementów, które wyglądały albo na części dużego robota, albo przerośnięty pancerz. Nikt ze zgromadzonych nie był w stanie więcej z tego obrazu wyciągnąć.
W rogu jednego z pomieszczeń fabrycznych coś dygotało. Przybliżając obraz i przyglądając się tej postaci, drużyna zrozumiała, że jest to humanoidalny robot. Bardzo podobny do tych wykorzystywanych przez Lu. Maszyna ta miała uszkodzony system, najprawdopodobniej przez brak prac konserwacyjnych. Jej nieregularne ruchy były niesamowicie podobne do zachowania sylwetki za sterami walca drogowego, z którym zmierzyli się wcześniej.
Poza kamerami, w pokoju znajdowało się kilka szafek z dyskami, z których każdy podpisany był konkretną datą. Przeglądając półki i pojemniki, załoga natknęła się na dziennik, który wypisywał istotne wydarzenia z nagrań. Podane były daty dla "Kradzież uspokajaczy", "miłość toaletowa", "incydent ucieczki", "niewyjaśniony zgon", oraz sporo innych, na pewno nieistotnych, chociażby z uwagi na to, jak dawno miały miejsce.
Jedyne co z dziennika przykuło uwagę Victora było “incydent ucieczki” oraz “NIewyjaśniony zgon”. Corvus miał zamiar obejrzeć nagrania nawiązujące do tych tytułów. - Obejrzymy te dwa nagrania, potem wrócimy do głównego holu. Stamtąd udamy się do laboratoriów. - Zarządził, po czym mocno mu się odbiło czkawką.
- Jasne. - odparł medyk, nie mając nic więcej do dodania. Oczami wyobraźni widział masakrę w placówce i zastanawiał się, gdzie zmutowane coś grasuje. Przeczuwał bowiem, że istota nie padła z głodu i strzałki paraliżujące się im przydadzą.
Na pierwszy rzut ognia poszedł ‘incydent ucieczki’. Drużyna podpięła odpowiedni dysk, po czym uruchomiła nagranie.

Na ekranie pojawiło się ogromne pomieszczenie z grubych, metalowych ścian. Znajdowały się w nim dwie postaci. Pierwszą była nastoletnia dziewczyna posiadająca więcej wszczepów i mechanicznych protez niż faktycznego ludzkiego ciała. Dziesiątki drobnych części drgało i kręciło się, a diody migały rytmicznie.
Kobieta ta patrzyła na drugiego osobnika: Olbrzymiego kosmitę z planety zdominowanej przez dinozaury. Był to Behemot. Stworzenia te dorastają nawet do dwudziestu metrów. Posiadają muskulaturę zbliżoną człowiekowi, jednak znacznie bogatszą i silniejszą. Istota ta była obita żelaznymi płatami. Nosiła na sobie pancerz, który zasłaniał jej łeb. Prawdopodobnie była ślepa i niepełnosprawna. Nie licząc sapania z jej otwartej paszczy, kreatura nie ruszała się.
Po kilku minutach przyglądania się stworzeniu, dziewczyna uniosła dłoń, a kosmita zrobił to samo. Następnie stanęła na palcach, a monstrum podniosło się, dotykając głową sklepienia. W ten sposób dziewczyna sprawdziła swoją kontrolę nad bestią. Za każdym razem wykonywała swój gest mniej zamaszyście i mniej szczegółowo, jednak stwór odpowiadał na to pełnymi wymachami i krokami. W końcu przestała. Stanęła w miejscu na jakąś minutę. Na chwilę skierowała wzrok w stronę głośnika zawieszonego na suficie. Chwilę później odwróciłą się do kamery, a potem do niewidocznej pod tym kątem ściany. Moment później bestia ruszyła biegiem, a nagranie zostało urwane wraz z trzaskiem i szumem.

Grupa włączyła drugie nagranie. Tym razem “nieprzewidziana śmierć” zagościła na ekranie.
Ekran pokazał jakieś niewielkie biuro. Prawdopodobnie jedno z tych na dole, które drużyna eksplorowała na początku. Wewnątrz biura jakiś mężczyzna pracował przed komputerem. Wyglądał nieco blado i miał podkrążone oczy. Po kilku minutach pisania na komputerze, zaczął kaszleć. Najpierw lekko i sucho, potem coraz gwałtowniej i brutalniej. W końcu, w którymś momencie zerwał się z krzesła, a następnie zatoczył i padł na ziemię. Martwy.
Gdy mężczyzna upadał na ziemię, a jego krzesło odjechało do tyłu, nagranie zaoferowało też spojrzenie na jego ścianę. Ścianę sprzed katastrofy i porośnięcia biologiczną masą. Znajdował się na niej jeden z wielu plakatów propagandowych, które Corvus widział podczas swojej eksploracji placówki. Drużyna w końcu miała okazję spojrzeć na jeden w stanie nienaruszonym.
Podpisany był on:

TITAN
FOR BETTER FUTURE

Pod napisem widoczne były dwie kobiety otoczone przez gromadę dzieci z zerówki. Po prawej stała czarnowłosa, którą Lu wcześniej zidentyfikowała jako “Seditionist Cognitionis”. Po lewej stała ponętna, wysoka kobieta o rudych włosach. Johanna Corvus.
Nagranie skończyło się, a ekran zgasł.
- Johanna… - Wymamrotał ledwie Corvus. Przeszedł go dreszcz po plecach, na samą myśl że może tutaj przebywać. Co gorsza mieć coś wspólnego z całym tym bajzlem.
- Dajcie… dajcie mi chwilę, muszę zebrać myśli. - Kapitan przykucnął na moment, splatając palce i patrząc się w sobie znany punkt na podłodze
- Nie mogę ci mówić takich rzeczy...ale doszłam do wniosku, że masz prawo samemu je odkryć. - odezwała się Lu za pośrednictwem droida.
- Co się stało? Eddie, może Ty mi wyjaśnisz, co tak rozbroiło Victora? - zapytał Karasu, po czym zaczął się głośno zastanawia - Ten wirus, który rozłożył człowieka na drugim nagraniu jest zastanawiający. Niestety, nie jestem w stanie stwierdzić, czy choroba zaatakowała natychmiastowo, czy ofiara była poddana jej działaniu przez dłuższy czas. Jedno jest jednak pewne - Wasza dwójka nie może czuć się tutaj bezpiecznie. Victorze, za cholerę nie możesz ściągać kopuły zbroi, a Ty Eddie postaraj się oddychać przez jakiś materiał. Nie wiem co tutaj panowało, ale być może nadal unosi się w powietrzu. - rzekł medyk, po czym zaaplikował nanobota niebieskoskóremu, dodając - Przyda Ci się, nie wiem czy coś pomoże, czy Twoja naturalna odporność zwalczy ewentualne paskudztwo w organizmie, ale wolę by moje nanoboty pobudziły Twoje ciało do działania. - zakończył syntetyk.
- Zobaczył córkę to wymięka. - odparł krótko niebieskoskóry. Nie było sensu odkrywać wszystkie szczegóły przed syntetykiem. Wyjawianie ich w środku misji wydaje się być jeszcze bardziej niedorzeczne. Victor właśnie patrzył na jedynego, żyjącego dziecica swej historii, swoich genów i wpojonych przez niego wartości. Zaskoczenie i roztrzęsienie Victora nie było niczym dziwnym.
- Jak eksperymentowała to na xeno czy innym gównie. Jeśli współpracuje, to nie wiem czego się spodziewałeś. - dodał, kładąc dłoń na znajdującego się w intergalaktycznym przykucu prawilności szlachcicu.
- A co do niewyjaśnionego zgonu, równie dobrze mogli kropnąć swojego. To nie jest szczególnie rzadka praktyka - dodał.
- Nie wychowywałem jej w ten sposób. Eksperymenty kosztem istnień ludzkich są poza moim marginesem tolerancji. - Były szlachcic nie czuł załamania. Po krótkiej chwili podniósł się i oparł opancerzoną dłoń na ramieniu Eddiego, doceniając jego gest. - Wracam do głównego holu i kieruje się do laboratorium, muszę wiedzieć czy Johanna, ma coś z tym wspólnego. - Oznajmił po czym dodał. - To już jest sprawa osobista i nie macie obowiązku iść za mną. -
Karasu powiedział do siebie, ale na tyle głośno, by reszta słyszała - Alkohol, emocjonalny problem oraz zaraz w powietrzu. Wybuchowa mieszanka, czego chcieć więcej? - medyk nie miał wątpliwości, że nie można Victora zostawiać samemu sobie. Ba, w ogóle nie powinno się rozdzielać.
- Sugeruję odebrać klejnot z tego piętra, póki tu jesteście. - odezwała się Lu. - Sam do was nie przyjdzie. - zauważyła.
- Ty nie, imperium… - niebieskoskóry nie zamierzał kończyć swojej wypowiedzi. Przynajmniej póki nie odstrzeli jakoś tej blaszanej puszki pełniącej rolę mobilnego konfidenta. Prawa dłoń mimowolnie zacisnęła się na uchwycie karabinu. Po kilku chwilach Eddie rozluźnił uścisk.
- Lu, w takim razie powiesz nam co dokładnie robi ten klejnot - spytał w końcu.
- Nie po to odmówiłam wam odpowiedzi, aby podać ją pół godziny później. - Zdziwiła się pytaniem Louise. - Chcę zobaczyć, czy jesteście w stanie rozpracować to samodzielnie.
- Eddie, widocznie musimy polegać wyłącznie na sobie. Nie wiem jak działa to ustrojstwo, ale obawiam się, że się pozabijamy. Normalnie zaproponowałbym oddanie broni Victorowi na tą chwilę, ale kij wie czy coś na nas nie zaskoczy. Masz jakąś propozycję, jak się do tego zabrać? No i, czy Victor poczeka…- dodał po chwili medyk.
- Nadal uważam że powinniśmy go zostawić. - odparł krótko niebieskoskóry. - Jeżeli nie wysadzimy całego ośrodka przez przypadek, nawet strata tej ewentualnej godziny poświęconej na powrót nie będzie tak straszna - dodał. W jego głowie szumiały informacje o jakimś czuciofilmie, martwi nie opowiadają historii, czy coś takiego…
- Jak mówiłem, idę do laboratorium. Jak stamtąd wrócę zabieramy klejnot i opuszczamy to miejsce. Możecie pójść ze mną albo tu czekać. Rozkazuje wam za to go nie dotykać bez mojej obecności. Wszystko jasne? - Nie czekając na odpowiedź, ruszył pośpiesznym krokiem we wcześniej wspomnianym kierunku. Musi mieć pewność czy Johanna, przeprowadzała jakieś niegodne człowieka eksperymenty. Nie uczył córki kłamać, ale wiedział że wszystkiego mu powiedzieć nie może. Chciał więc mieć jakieś dowody na swoje podejrzenia.
Karasu tak jak wcześniej zadeklarował, udał się za Victorem bez dalszej dyskusji. Podobnej decyzji dokonał niebieskoskóry. Nie zamierzał brać tego klejnotu w ciemno. Pieniądze były dla niego niesamowicie ważne. Coś jednak podpowiadało, że trupy nie zarabiają zbyt wiele.
 
Fiath jest offline