"Na Bogów przeklętych...wieś gore!"
Bruno złapał co tam miał pod ręką.. trochę suszonych ziół, moździerz, trochę jadła, porwał derkę z wyrka.. spojrzał na izbę.. dobrze żyło mu się tu.. podbiegł do pieca... pogrzebał w skrytce, wyciągnął mieszek. Tłusty kot gapił się na niego. Bruno złapał go za kark i wsadził do wora.. "Co to za wróżycha bez kota.."
Wychodząc zatknął za pas sierp, wypędził kozy z sionki i popędził w stronę najbliższej kępy brzózek.
Patrzył jak otępiały na płonące chaty.. słyszał krzyki mordowanych mieszkańców i gwałconych kobiet... kot szamotał się w worze.. do jego nozdrzy doszła woń spalenizny wymieszana ze swądem palonego mięsa i sierści..
Brunem targnęły torsje. Gdy jego nieszczęsny żołądek przestał podskakiwać, wytarł gębę ręką i puścił się biegiem ku kolejnej kępie drzew. Nie myślał o tym by jakoś wspomóc kmieci- zresztą jaki by to sens miało.. napastników było zapewno wielu.. "Pewnikiem marudery Rudobrodego.. albo inne zbóje.."
W głowie tłukła się myśl jedna "Byle dalej" |