Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2018, 02:40   #11
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Tura 2

Biuro Wywiadu było okupowane przez operatorów X-COM z Wydziału Skanu niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czwórka informatyków poświęciła się swojemu zadaniu, jakim było przygotowanie legend dla ludzi, którzy mieli zapuścić się w miasto. Stworzenie nowej tożsamości nie było czymś trudnym. Stworzenie tożsamości na solidnym fundamencie, której przeciętny funkcjonariusz Adventu nie byłby w stanie przejrzeć nawet podczas ścisłej kontroli, to już było niemałym wyczynem. Bez legendy, operator znajdujący się w terenie był jak mysz wpuszczona do stodoły zamieszkałej przez koty. Prędzej czy później musiało dojść do wpadki. Placówka X-COM, zwłaszcza tak świeża jak w St. Louis nie mogła sobie pozwolić na wpadki.

Projektem tworzenia tożsamości przewodził sam Law-Tao. Yoshiaki mogła być genialną hakerką, George znakomitym sabotażystą a Ruben ponadprzeciętnym technikiem, ale to Japończyk posiadał cechę, jaką nie wyróżniali się pozostali. Wrodzona chęć do poznawania prawdy. Ona była dla niego absolutem. Robił wszystko i był gotowy na wiele poświęceń, by ją odkryć. Dążąc do niej, pracował skrupulatnie i gorliwie. Dlatego tworzenie tożsamości nie było dla niego zwykłym wymyślaniem historyjek. Wszystkie legendy rozpatrywał pod każdym kątem, doszukując się w nich luk. Tworzył własną prawdę, która według jego standardów musiała być niepodważalna. Dopieszczanie detali, również tych najmniejszych, wymagało nie lada umiejętności i determinacji. Całe szczęście on był takim człowiekiem.


- Padam na pyyyysk - pożalił się „Bo1”, wpół leżący na swoim biurku. Na blacie wokół miał rozstawiony rząd papierowych kubków po kawie, a tu i tam walały się opakowania po batonach. Podobne odpadki można było również znaleźć na stanowiskach pozostałych skanerów, jednak u Bitterstone’a zdawały się najbardziej rzucać w oczy.

- Może upadek pomoże w czymś na jego atrakcyjność - rzucił kąśliwie Ruben, siedzący z nogami na własnym stole i bawiący się małą piłeczką. Czarnoskóry technik okazywał najmniejsze zmęczenie, co najwyżej znudzenie. George spiorunował go wzrokiem.

- Który my właściwie mamy dzień? - zapytał dwudziestopięciolatek, mrużąc oczy.

- Trzydziestego stycznia, piątek - odpowiedziała „BlackR4in”, pracująca nieopodal. Niemal bez przerwy pochylała się nad monitorem swojego komputera i coś na nim wystukiwała. Koledzy byli pełni podziwu jej dłoni potrafiących tyle wytrzymać.

- To już pięć dni minęło? Bez jaj, obstawiałem, że przynajmniej pięć lat - mruknął George, wodząc palcem po biurku.

Tymczasem przy głównym stanowisku siedział Law. Jak zwykle w czasie długiej i napiętej pracy, wyglądał blado oraz miał podkrążone oczy. Jako pracoholik nawet w czasie przerw rozmyślał o kolejnych legendach. Odpoczynku z kolei nie potrafił zaznać, dopóki nie skończył swojego zadania.

Tworzenie tożsamości było najbardziej znienawidzonym zajęciem w jego wydziale. Zazwyczaj wyglądało to tak, że pytał swoich podwładnych o pomysły. Następnie je spisywali i brali się za wyszukiwanie informacji. Na przykład jeśli wymyślili pracownika firmy x, wychowanego w mieście y, to zadaniem pozostałej trójki operatorów było znalezienie wszystkich wiadomości o danych miejscach. Później Law każdy pierwowzór legendy brał na warsztat i doszukiwał się w nim dziur. Zazwyczaj taka legenda, opatrzona ówcześnie uwagami, była odsyłana do twórcy. Czasami nawet po wielu godzinach pracy, mogło się zdarzyć tak, iż Law ową tożsamość wyrzucał do kosza. Jeszcze nikomu z całej trójki nie udało się stworzyć takiej legendy, która nie wymagałaby co najmniej kilku znaczących poprawek. W tej kwestii praca z Lawem wyglądała jak niekończące się zaliczanie projektu na studiach. Mało powiedzieć, że był bardzo upierdliwym profesorem.

- Może być - odezwał się znienacka Law, nie odwracając się nawet do pozostałych. Ci zaś jak jeden mąż się wyprostowali i wpatrzyli w jego sylwetkę. Był to bowiem moment, kiedy zatwierdzał bądź odrzucał legendę.
- Poprawcie tylko doświadczenie zawodowe po ukończeniu szkoły, bo to, co jest teraz, kompletnie nie mogło przygotować do objęcia aktualnego stanowiska - dodał, wreszcie spoglądając na swoich podwładnych. Bez trudu mógł dostrzec na ich twarzach ogromną radość i niemałą ulgę. Po dwóch nieudanych podejściach, w końcu udało się im coś przepchnąć przez Lawowe sito.

- Robi się, szefie! - zawołał z wymuszonym zapałem George, szczerząc się do Japończyka głupio. Ten wstał z fotela, zabierając ze sobą kartki, na których miał wydrukowane już ukończone legendy. Przejrzał je po raz setny tego tygodnia i pokiwał głową.

- Poszło nam nie najgorzej, chociaż mogło być lepiej - powiedział, nie podnosząc wzroku znad papieru. - Osiem legend, na tym się zatrzymamy. To i tak więcej, niż potrzebujemy na tę misję. Zostaną więc na następne okazje, a zdarzą się takie niewątpliwie. Dobra robota, ludzie. Skończcie to i macie wolne.

Jako iż nic lepiej nie motywuje, jak zbliżający się fajrant, operatorzy ze zdwojonym skupieniem wrócili do swojej pracy. Law w tym czasie sięgnął po swój datapad i zaczął coś w nim wystukiwać.
- Tak jak zapowiadałem, chłopaki. Bierzecie dwie legendy dla siebie. Z tego, co wiem, biolab i szybkiego reagowania chcieli po jednej. To zostawia nas z czterema w zapasie. Napiszę wiadomość do pozostałych Wydziałów o wakacie, może ktoś się będzie chciał załapać.

- Jak w końcu będzie z transportem? - wtrącił Graham, unosząc na chwilę głowę na przełożonego.

- Pojedziecie vanem. Produkcja zamontowała w jednym niewielką skrytkę przy silniku. Umożliwi to nam przemycenie na miejsce jakiejś małogabarytowej broni. Podobno żadne skany tego nie wykryją, zwłaszcza przy uruchomionym samochodzie. Ruben, tak jak się umawialiśmy, poprowadzisz. Nasi agenci mają własne pojazdy, więc nimi się nie martwimy. Jak będzie trzeba, to weźmiemy drugi średni pojazd, ale na te kilka osób nie widzę potrzeby. Jeszcze jakieś pytania?

- Już wszystko jasne - odparł „Ace”, zatapiając się na powrót w pracy.

- Za półtorej godziny mam zebranie. Idę się przygotować, później dam wam znać. Tylko mi tu nie pośnijcie. - Law skończył majstrować z datapadem i odłożywszy go, skierował się do wyjścia.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline