Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2018, 11:16   #201
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Dwa dni zajęły przygotowania do wyprawy, w której nasza zacna drużyna złożona z rycerza-nierycerza Brentona, przypadkowo znalezionego zwiadowcy Gareda i najemnika o bardzo wątpliwej reputacji Franza miała usiec niejakiego Czopka, który skutecznie ubił Ragnara i wciąż polował na samego Franza Schierke. W tym czasie zwerbowali dwójkę rekrutów – Lamberta, łotra ze środowiska Franza, który na wszelkie świętości zaklinał, że lepszego od niego turysty zwiedzającego mieszkania możnych nie ma. Oczywiście było to tylko jego niegroźne zainteresowanie, wszak przecież nikogo nie okradał. Lubił po prostu otwierać w nocy drzwi i okna, pospacerować trochę po bogatych korytarzach i wychodzić. Wszystko, co podkreślił wielokrotnie, zostawiał na miejscu; drugim nabytkiem był niejaki Kallus, który ponoć szył z łuku, jak doświadczona żona szyła igłą i nicią. Jakie były jego prawdziwe umiejętności, nikt nie wiedział, ale otrzymał rekomendację Amalyn, która pomogła go zwerbować. Brenton patrzył na niego krzywym okiem, Kallus był co najmniej urodziwy i gładki w słowach. Chwat, krasnolud najęty przed paroma dniami, bez długiego namawiania zgodził się ruszyć do Stulejkowej Jamy, by tam pomóc Czopkowi spotkać się z własnym przeznaczeniem.

Grupa podróżowała na południe przez cztery dni, spowalniania głównie przez krótkie nogi krasnoluda. Ale przez to także była mocno wypoczęta i gotowa do boju. W końcu dotarła do miejsca, które zaznaczone było przez pobitego nieco przez Franza informatora na szybko nakreślonej mapie. Niecałe pół dnia drogi od teoretycznego wejścia do jaskini rozbili obóz, gdzie uwiązali konie i ukryli skrzętnie dobytek. Na zwiad ruszył Lambert, który wrócił koło południa z całkiem dobrymi wieściami. Otóż jaskinia była na miejscu, a jej wejścia pilnował pojedynczy strażnik uzbrojony w włócznię. Miał pod nawisem skalnym rozbity mały obóz, wyglądał na myśliwego. Całkiem zgrabne przebranie. Ale to nie wszystko, co widział Lambert, o nie! Zarzekał się na lewy pośladek Ranalda i medalik żony Elektora (który znalazł na ulicy, żeby nie było), że w kosodrzewinie kryje się jakiś niezwykle włochaty, dobrze zamaskowany osobnik i rozgląda się po okolicy. Albo to inna drużyna, albo też inteligentnie wystawili dwójkę wartowników.

I tak grupa ruszyła z tylko niezbędnym ekwipunkiem w ślad za Lambertem. Pod wieczór, gdy słońce powoli zamierzało chować się za drzewami na zachodzie, grupa spomiędzy pni dostrzegła wejście do jaskini, znajdujące się jakieś sto metrów przed nimi. Faktycznie malutki obóz przycupnął przy niskim, mrocznym otworze w skale.

Teren oczywiście pełen był skałek, wzniesień i malutkich kotlinek, znajdowali się bowiem na przedmurzu gór. Dodatkowo lewa strona skały zamieniała się w skarpę pędzącą jakieś pięćdziesiąt metrów w dół, cała była porośnięta wspomnianą przez Lamberta kosodrzewiną. Żaden jednak mężczyzna, także Lambert, nie byli w stanie dostrzec tajemniczego włochacza, który miał być w niej ukryty. Pomiędzy wejściem do groty a nawisem, pod którym obozował wartownik, spływał wartki, rzeczny strumyk, szemrząc na tyle głośno, by stłumić odgłos lekkich kroków. Należało rozpocząć rajd na Stulejkową Jamę!
Zapraszam na doca. W komentarzach napiszcie mi dokładnie co ze sobą zabieracie. Postaram się raz na jakiś czas zaglądać na doca w przyszłym tygodniu, ale nie wiem, jak będzie z dostępem do Internetów.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline