Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2018, 21:33   #2
Vetala
 
Reputacja: 1 Vetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputację
.......Od paru dni po uliczkach i zaułkach Nar Shaddaa kręciła się wybitnie niecodzienna para – kobieta i mężczyzna – która u obserwujących wywoływała intrygujący efekt. Najpierw wnikliwe, pożądliwe spojrzenia spoczywały na dziewczynie, lecz zaraz potem uciekały gdzieś w bok lub w dół, udając, że wcale ich nie było, gdy w polu widzenia pojawiał się jej ochroniarz. Gdyby ktoś ich śledził, uznałby zapewne, że zwiedzają. Przemierzali okolicę, siadywali w barach oraz knajpach, parę razy zawędrowali nawet do kasyna. Gdziekolwiek się pojawili, mało rozmawiali, nawet między sobą, chętnie natomiast słuchali. A kobiecie nieźle szło nakłanianie do zwierzeń…
.......Była to bowiem Barah Vobris, uderzająco piękna Zeltronka. Wyglądała tak, jak mogłyby wyglądać panie z krzykliwych reklam na Nar Shaddaa… gdyby się bardzo postarały. Barah starać się nie musiała: natura hojnie wyposażyła ją we wszystkie atuty sprawiające, że znajdowała się pod niemal stałym ostrzałem lubieżnych spojrzeń. Była smukła, miała gładką, różową skórę oraz burzę lśniących, ciemnoniebieskich włosów spływającą na odsłonięte ramiona. Na czoło dziewczyny z celową niesfornością opadała grzywka, a kąciki jej pełnych fioletowych ust często unosiły się w uroczym, acz nieco zaczepnym uśmiechu. Niebieskie oczy Zeltronki błyszczały filuternie.
.......Nie dawałoby to tak spektakularnego efektu, gdyby nie jej sposób poruszania się: Barah potrafiła wprawić swe kluczowe rejony w niemal hipnotyzujący ruch, a przychodziło jej to zupełnie naturalnie; gdy szła, całe jej ciało tworzyło harmonijną, płynną całość. Dodatkowo podkreślał to obcisły strój. Wszystko w niej zdawało się mówić do gapiących się: „Wiem, że patrzycie. I wcale mi to nie przeszkadza”.
.......Z tych powodów obserwujący Zeltronkę niejednokrotnie nie wiedzieli, gdzie spojrzeć najpierw. Prędzej czy później ich wzrok musiał jednak spocząć na jej obfitym dekolcie – wyciętym tak mocno, jak to tylko możliwe bez naruszania zasad dobrego smaku. Był to dekolt, w którym większość mężczyzn chętnie by… utonęła.
.......Za kobietą podążał jak cień wielki, szpetny i uzbrojony po zęby Dashade o imieniu Seki Teeki. Pod jego szaro-zielonkawą skórą piętrzyły się węzły mięśni, a w zakazanej gębie lśniły uważne, czerwone oczka. Kroczył za Zeltronką, raz po raz kręcąc osadzoną na masywnym karku łysą głową, by mieć pod kontrolą całą okolicę. Ilekroć ktoś zbyt nachalnie okazywał jej swoje zainteresowanie, Seki wydawał z siebie gardłowy warkot i szczerzył ostre kły. To zazwyczaj w zupełności wystarczało – Dashade wyglądał tak, jakby mógł jednym ciosem wypchnąć komuś nos przez tył czaszki. Mimo to w tym potężnym, groźnym mężczyźnie kryło się coś więcej niż tylko wiedza, gdzie uderzyć, żeby zabolało: wobec Bary Vobris był dżentelmenem. W dodatku dżentelmenem małomównym, co było Zeltronce wyjątkowo na rękę. Odkąd zgodził się na współpracę z zapłatą po tygodniu – skuszony obietnicą, że w takiej formie, jaka tylko przyjdzie mu do głowy – nie zadawał pytań, nie narzekał, nie robił żadnych uwag. Szedł za nią krok w krok, dbał, by włos nie spadł jej z głowy i odzywał się tylko wtedy, kiedy musiał lub kiedy został o to poproszony. Zeltronka właśnie tego oczekiwała.

.......Zrobimy sobie mały i zupełnie przypadkowy spacerek obok pałacu. Może przy okazji spotkamy tam mojego znajomego – rzuciła pogodnie Barah, zadzierając głowę, by spojrzeć na swego rosłego towarzysza. Mijali właśnie ozdobiony jaskrawymi neonami klub, z którego dobiegało stłumione dudnienie muzyki. Zabrzmiało głośniej, gdy otwarły się drzwi i z ciemnego wnętrza na ulicę wyległo kilku słaniających się na nogach jegomościów. Wśród odgłosów wymiotowania już dało się słyszeć przeciągły gwizd uznania, który Zeltronka puściła mimo uszu. – Co ty na to, Seki?
.......Dashade nie odpowiedział od razu. Łypał spode łba na jednego z pijaków, niewysokiego, ale mocno zbudowanego człowieka z zaróżowioną gębą, który jako jedyny z grupki potrafił jeszcze zogniskować swój wzrok. Obecnie z wygłodniałym wyrazem twarzy ogniskował go na Barze. Seki Teeki wbił w niego wrogie spojrzenie i obnażył zęby w czymś, co prawdopodobnie byłoby drapieżnym uśmieszkiem, gdyby jego usta były zdatne do wykonywania takiego grymasu. Wzrok człowieka od razu przeniósł się z Bary na nagle wyjątkowo interesujący neon z nazwą klubu.
....... Duża budowla, panno Vobris – powiedział Dashade jakby nigdy nic. Z jego krzywego, nieco zwierzęcego oblicza Barah nie potrafiła wiele wyczytać, jednak ten wyraz czegoś w rodzaju skupienia gościł na nim zawsze, gdy się do niej zwracał. – Duże mury. Dużo straży.
.......To była właśnie wypowiedź w stylu Seki Teeki: krótka i konkretna. Nie był głupi – pod jego kanciastą czaszką krył się świetnie działający mózg. Po prostu nie uznawał za stosowne wypowiadać więcej słów, niż to absolutnie niezbędnie.
.......Przecież tylko spacerujemy, Seki. – Barah uśmiechnęła się niewinnie, zwalniając nieco, by jej krok sprawiał wrażenie, że z nadmiaru czasu wraca na kwaterę dłuższą drogą. Zrównała się przy tym ze swoim ochroniarzem i szli teraz obok siebie. Delikatnie musnęła dłonią ramię Dashade, mrucząc: – Rozluźnij się i podziwiaj widoki.
.......Jednak nawet rozluźniony Seki Teeki wyglądał jak zaproszenie do mordobicia, toteż Barah wiedziała, że tym razem pałac obejrzy sobie jedynie z bezpiecznej odległości. Ona sama również rzucała się w oczy i łatwo zapadała w pamięć, wolała więc, by zbyt wiele osób nie widziało jej w pobliżu siedziby Grakkusa. Raczej nie pomogłoby jej to ani w wywiązaniu się z umowy zawartej z Orflickiem, ani w załatwieniu własnego interesu.

.......Wreszcie wychynęli zza zakrętu i ich oczom ukazała się siedziba Grakkusa w pełnej okazałości. Budynek był olbrzymi – idąc nieśpiesznie, Barah musiała nieźle zadzierać głowę, by objąć go wzrokiem. Nieco klockowata bryła sięgała wysoko w niebo, górując nad całą okolicą. Istotnie otaczał ją mur – gruby, wysoki oraz gładki. Sprawiał wrażenie niemożliwego do sforsowania i z pewnością taki był. Pałac już na pierwszy rzut oka mówił dobitnie, a wręcz krzyczał o tym, kto jest potęgą na Nar Shaddaa i jakim półgłówkiem musiałby być ktoś, kto zechciałby zmajstrować w nim coś wbrew woli mocarnego Hutta.
.......Ku niejakiemu zaskoczeniu Zeltronki przed pałacem nie było aż tak wielu osób. Tu i tam dostrzegła pojedynczych przechodniów oraz nieliczne rozprawiające o czymś grupki osób najróżniejszego autoramentu. Wyglądało na to, że mieszkańcy Nar Shaddaa woleli nie oglądać siedziby władcy bez wyraźnej potrzeby. Od razu spostrzegła natomiast kilku przedstawicieli milicji kręcących się parami lub trójkami po okolicy, nie poświęcali oni jednak mieszkańcom żadnej uwagi. Natomiast przed okazałą bramą, do której Barah nawet nie zamierzała się zbliżać, tkwili uzbrojeni po zęby strażnicy. Było ich wielu i wyglądali na takich, którzy najpierw biją, a potem zadają pytania. To z pewnością nie była droga, którą Zeltronka chciałaby dostać się do środka.
.......Nie tak wyobrażała sobie pałac Grakkusa, do którego w jej opinii nieco bardziej pasowało miano fortecy. Przede wszystkim nękało ją niepokojące uczucie, że już kiedyś widziała podobny gmach… Gdy wraz z Sekim szli z wolna ulicą, mając budynek po lewej stronie, raz jeszcze wzniosła wzrok i zastanowiła się głęboko. Wreszcie westchnęła z cicha, gdy na wierzch jej pamięci wypłynęły wspomnienia, które obiecała sobie zapomnieć. No, tak… Świątynia Jedi. Grakkus przecież fascynował się ich dorobkiem, zapewne stąd to podobieństwo… Nie było to aż tak dawno temu, gdy Barah ostatni raz opuszczała tamto miejsce, miała jednak wrażenie, jakby zdarzyło się to przed wiekami.

.......Otrząsnęła się z refleksji, które na nowo napełniły ją niesmakiem. U boku Bary Seki przyglądał jej się z zainteresowaniem oraz czymś, co prawdopodobnie było troską. Najwyraźniej niechęć do własnej przeszłości była widoczna na zwykle pogodnym i pewnym siebie obliczu Zeltronki.
.......Przejdźmy się tu jeszcze trochę – mruknęła, już nie patrząc na pałac.
.......Potem, wciąż tym samym wolnym, swobodnym krokiem, podążyła dalej wzdłuż ulicy. Wkrótce pewnie zajmie się tym interesem z Orflickiem i nie będzie miała czasu na takie wycieczki. Jeśli nie spotka swojego dawnego znajomego dzisiaj, później może już nie mieć okazji… Wprawdzie udało jej się dowiedzieć, że przebywał teraz na Nar Shaddaa, ale czy był gdzieś tutaj? Zaczynał nękać ją lekki niepokój, że coś poszło nie tak.
 

Ostatnio edytowane przez Vetala : 22-07-2018 o 21:54.
Vetala jest offline