|
Arreta pełnym godności delikatnym skinieniem głowy, przyjęła złożone jej hołdy.
- Wielki Katan w swojej nieskończonej mądrości porozdzielał stany według predyspozycji znajdujących się w nich ludzi jednakże wewnątrz każdego stanu znajdują się pewne ...specjalizacje…. i tak o ile dobrze pojęłam nauki Wielkiego Katana, sprostuj me słowa jeśli się mylę szlachetny kapłanie, każdy w ramach jednej klasy powinien podejmować właściwe dla niego obowiązki. Dolą wojownika jest prowadzenie wypraw, dowodzenie obozami, walka z nieprzyjacielem, dolą kapłana jest szerzenie mądrości i sławy swego bóstwa, dolą księżniczki krwi jest zapewnienie domowi potomków, wojownik zaś zapewnia im bezpiecześntwo. Tylko bowiem w ten sposób, gdy każdy będzie pełnić swoją rolę zapewnimy imperium wielkość po wsze czasy. Wybaczcie ale nie widzę powodu dla którego Kapłan miałby odrywać swe myśli od spraw przeznaczonych ścieżce kapłańskiej i w miast tego skupiać swą uwagę na trywialnych detalach przeznaczonych drodze wojownika myśląc aprowizacji, zmianach wart, odnajdywaniu właściwych ścieżek… wszak sam Wielki Katan przeznaczył kapłanów do wyższego dzieła i tak rozumiemy to w imperium aż do chwili obecnej… - to mówiąc skłoniła głowę się w geście szacunku. - dlatego winnam wykorzystać pobierane przeze mnie nauki dla zapewnienia bezpieczeństwa innym, a mogę zrobić to jedynie obejmując dowodzenie w tej misji. Gdybym nie podjęła ciążącego na mnie obowiązku i wskutek czego któremukolwiek z kapłanów działających legalnie ku pożytkowi imperium przydarzyły się krzywda, nie mogłabym niczym okupić swej winy.
Tan Tellon wzruszył tylko ramionami.
- Pokrętne twe wywody. Nie jesteśmy w Imperialnej Armii, gdzie owszem powinni przewodzić wojownicy, o ile tylko nie wydają rozkazów czarodziejom i kapłanom, gdyż kończy zawsze się to destrukcją ich oddziałów, i to z winy ich dowódców, którzy nie mając pojęcia o zawiłościach magii skazują się na przegraną. Moja Słodka Pani z chęcią ustąpi ci miejsca, jeśli tylko przewyższasz ją w hierarchii. Denelorze jesteś tu gospodarzem nie chcę uchybić Twoje gościności, lecz nie zamierzam brać udziału w zbędnych przepychankach. Dobitnie wyraziłem się na samym początku tej rozmowy. Nie przyjmujemy rozkazów od nikogo z tu obecnych. Rady wysłuchamy.
Arreta spojrzała na kapłana
- Pycha kroczy przed zgubą, ani magia ni łaska bogów nie uchronią nikogo przed śmiercią na skutek popełnionych przez siebie błędów. Oczywistym jest, że dowodzenie winno być przekazane tym którzy są w stanie je udźwignąć nie zaś takim którzy w milczeniu poddają się woli innych - spojrzała przelotnie na kapłankę po czym kontynuowała wypowiedź. - niestety, żaden z obecnych tu kapłanów nie przekonał mnie swoją argumentacją, że posiada kompetencje wystarczającego do dowodzenia w tej misji
Ryk wściekłości a przynajmniej coś bardzo do tego podobnego przerwało tyradę.
- Śmiesz występować przeciwko prawom ustanowionym przez Katana.
- Nie występuje przeciw prawom - odpowiedziała spokojnie - a jedynie przeciw ich błędnej interpretacji, przez niektórych. Interpretacja przedstawiona przez szanownego kapłana, prowadzi do degeneracji w jaką popadły inne ludy. No i brak reakcji naszej potencjalnej dowódczyni…. jest przynajmniej zastanawiający….
- Jak powiedział mój małżonek nie przyjmujemy rozkazów. Nie przyjmę rozkazów od kogoś o niższym pochodzeniu…
Arreta spojrzała na nią przelotnie
- Nawet cesarz w razie choroby słucha medyków chociaż ci są niższego rodu, czy oni wydają mu rozkazy tak, a on mając świadomość ich wiedzy słucha. Czy cesarz spiera się z fabiarzem, albo kucharzem oczywistym jest że tego nie robi. Nie kwestionuje twej wysokiej pozycji, zasługującej na szacunek. Zważ jednak, iż kapłan nie ma takiej wiedzy jak wojskowy w zakresie organizowania misji, funkcjonowania oddziałów. Czy Wielki Katan nie kazał, ażeby każdy z nas służył swymi talentami jak najlepiej?.... Tak jak już mówiłam rola kapłana jest inna niż rola wojownika. Nie uzurpuje sobie twej godności, a jedynie walczę o możliwość wykonywania tego do czego zostałam powołana, do zapewnienia Wam bezpieczeństwa, bo jest to to co potrafię robić. Aby robić to dobrze zapewne czasami będę musiała przeforsować pewne rozwiązania dla dobra i bezpieczeństwa nas wszystkich, nie umniejsza to jednak mojego szacunku - skłoniła głowę w jej stronę - jeśli pani nie jesteś w stanie zrozumieć celu w jakim działam, będę musiała, z największym szacunkiem zrezygnować z tej misji, gdyż nie będę w stanie Cię chronić.
- Rady mogę wysłuchać, rozkazu nigdy. Rada różni się od rozkazu tym, że można ją zignorować. Rada nie implikuje przywództwa, doradca nie jest przywódcą. Denelorze jeśli zależy ci na tej misji, zakończymy te czcze przepychanki. Nie jesteśmy twoim kolejnym projektem socjologicznym, takim jakim jest półplan stworzony przez ciebie. - Ellenna kipiała gniewem, wrzał on w jej głębi. Potem skierował swe kryształowe okulary na Arrettę. - Nie uchybiając twej szlachetnej krwi, lecz czy gdy Najjaśniejszy Cesarz Katan postanawia wyruszyć w pole to przywódcami są jego generałowie? Nie oni mu jedynie służą, służą radami. Czy gdy ceduje część Swojej Boskiej Władzy na urzędników, nie jest przywódcą? Wysłucha rady, jeśli uzna ją za słuszną, zignoruje, gdy będzie miał na to ochotę. Zatem jeśli chcesz być moim doradcą od spraw walki to przyjmę twoją służbę, lecz nie będziesz przywódczynią tej wyprawy. - Kapłanka Morglitha gestem wyrażającym posiadanie położyła dłoń na ramieniu Tan Tellona.
Arreta zmierzyła ją wzrokiem. Wykładane jej przez starego niewolnika prawa dziedziczenia mówiły jasno, Uruk-Hai nie może być ojcem takiego smoczoelfio czegoś. Najjaśniejszy Katan jest niewątpliwie pierwszym wśród Uruk-Hai. Zatem to coś jest najwyżej Księżniczką krwi podbitego ludu, której przodek obecnego katana miłościwie pozwolił zachować swój status…. Kasty stworzył sam Wielki Katan i to on po tysiącach lat jest już przodkiem nieomal każdego uruh-hai, ona sama pochodzi od niego i jego konkubiny w nieprzerwanej żeńskiej linii… Złamaniem przykazań katana byłoby poddanie się tej elfiej wywłoce, kapłance pomniejszego bóstwa. Nieświadomie wyszczerzyła zęby, zaś jej brat odruchowo się odsunął.
- Szlachetna Pani, źle zrozumiała nie mogę się wam oddać w służbę gdyż jesteśmy sobie równe - “w najlepszym razie, wywłoko” - dodała w myślach.
- Zaproponowałem służyć radą i właśnie zamierzam się z tej obietnicy wywiążę. - Rzekł Herbert po raz kolejny wychodząc przed szereg. - Rozwiązanie naszego drobnego impasu jest arcyproste. No bo rozważmy jak wygląda sytuacja. Po pierwsze Tan Ve’Sell i jej małżonek odmawiają podporządkowania się Tan Arrecie, zaś Tan Arreta nie może w takim wypadku brać odpowiedzialności za Tan Ve’Sell. Wydawałoby się, że sytuacja jest patowa, ale rozwiązanie istnieje, Tan Ve’Sell po prostu nie uda się z nami na wyprawę. W takiej sytuacji nie będzie musiała się podporządkowywać Tan Arrecie zaś Tan Arreta nie będzie ponosiła za nią odpowiedzialności. Oczywiście to czy Tan Ve’Sell uda się ze swym mężem do domu czy na inną wyprawę to już jej decyzja.
Tan Ellena odsłoniła w uśmiechu zęby.
- Rozwiązanie jest jeszcze prostsze, mogę ciebie upiec i zjeść za takie rady. Jednakże uchybiłam bym zasadom gościnność. Tan Delenorze do ciebie należy decyzja. Albo nie ma przywódcy, tak jak proponował mój mąż, albo ja przewodzę. Możemy też odejść. Zważ czy wtedy wyprawa ma szansę na pomyślne zakończenie. Spojrzała wymownie na gospodarza, potem na Herberta. Nie skończyła jeszcze z tym chłopem.
- Tan Ve’Sell, nie do Denelora należy decyzja lecz do tych którzy za przywódcą podążą. Cóże przyszło by Ci z podwładnych nie respektujacych twej władzy? My zaś, a przynajmniej Tan Carsall i ja, uznajemy zwierzchnictwo Tan Arrety. Możesz dołączyć do nas lub nie dołączać, jest to twój wybór do którego nikt Cię nie przymusi. Zważ jednak, że to mądrość a nie buta przynosi więcej korzyści. - Odparł Herbert bez cienia strachu przed smoczym zębem, za to z ogładą większą niż okazywał przez całe swe dotychczasowe istnienie.
Arreta w milczeniu przyglądała się wymianie zdań powoli przesuwając się na bardziej dogodną pod względem pozycje. Od chwili w której mag Herbert i Tan Carsall opowiedzieli się po jej stronie przejęła odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo. Nie mogła więc pozwolić aby z tego powodu spadł chociażby jeden włos z ich głowy.
- Zaiste rację ma obecny tu Herbert, prawdą jest że nie sposób przeprowadzić efektywnej misji ratunkowej bez chociażby formalnego dowódcy, którego rolą jest zapewnienie bezpieczeństwa nie tylko ratowanej osobie ale i ratującym. Wszelkie zaś swary w drużynie bojowej z czasem prowadzić mogą jedynie do większego nieszczęścia, gdyż rodzą one pokusę skupiania się na własnym ego miast na misji. To zaś podważa wzajemne zaufanie które jest kluczowe dla sprawnego wykonania misji, bez tego nikt z nas nie będzie mógł skupić się wyłącznie na użyciu swych zdolności dla wykonania celu i bezpiecznego powrotu.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |