| Dowutin mając na sobie jedynie spodnie i nie przejmując się zakrywaniem górnej części ciała, wyszedł do gościa.
- Garm. Co słychać? Potrzebujesz pomocy? - Zapytał od razu i skierował się do barku, skąd wziął jedną z butli i nalał sobie do szklanki. - Koktajlu? - Może i trunek nie zachęcał wyglądem, ale najważniejsze było dla Dowutina, że był dobry i orzeźwiający.
- Gerdarr, przecież wiesz, że ci nie odmówię. - Weequay na moment uśmiechnął się, jednak po chwili spochmurniał. Wyraz jego twarzy był czystym odzwierciedleniem grobowej powagi. Zawsze taki był, ale dziś wyglądał wyjątkowo paskudnie. - Przyszedł porozmawiać z tobą na temat twojej najbliższej walki na arenie…
- Co, stawiasz na mnie kasę, czy może chcesz się dołączyć? - Zapytał Gerdarr i pociągnął łyk koktajlu. Zaraz sięgnął też po drugą szklankę i nalał Garmowi.
- Jest drugi zakład, Gerdarr, umm, właściwie nawet trzeci… Redajj by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że ci o tym mówię, ale powinieneś wiedzieć… To zakłady, o których wie tylko elita. Grają między sobą. Pierwszy z nich ma dotyczyć twojej walki, ale w inny sposób. Założyli się o to, czy posłuchasz rozkazu Redajja. Bukmacherzy określili kurs 15 do 1 na to, że się poddasz. Tylko parę osób obstawiło, że się ukorzysz, reszta jest pewna, że zrobisz Redajjowi na złość i zgnieciesz Trandosza. Drugi zakład dotyczy twojej kolejnej walki, zaraz po tym, jak zabijesz tego jaszczura… I to mnie martwi. Mają zamiar wypuścić na ciebie najgorsze bestie, jakie mamy. Masz marne szanse na przeżycie i niewielu obstawia na twoją wygraną…
Słysząc o kolejnych zakładach, Gerdarr zarechotał. Interes widać się kręcił.
- Jakie bestie? - Zapytał ze szczerym zaciekawieniem, ale bez śladu lęku - Kto obstawił, że się posłucham? - Dopytał jeszcze po chwili, ciekaw z jednej strony, kto bierze udział, a z drugiej, kto tak obstawia.
Baize westchnął ciężko:
- Niestety, na oba pytania mogę odpowiedzieć tylko: nie wiem. Decyzja o tym, jakie bestie na ciebie wypuścimy, zapadnie tuż przed walką. Może to być nawet rankor… Może coś mniejszego na rozgrzewkę... Informacji o zakładach więcej nie posiadam. Nie wiem, kto konkretnie bierze w nich udział.
- Rancor, mówisz? - Może to i było szalone, ale chyba oczy Dowutina zaświeciły się na tę informację. Zaśmiał się po chwili - Będzie zabawnie.
- Rozumiem, że masz zamiar zrobić na złość Redajjowi? - spytał z powagą Weequay, a po chwili roześmiał się. - Dobra, nie było pytania. W takim razie postaram się ci pomóc. Widzisz… - Baize sięgnął do swojej torby, wyciągnął z niej wielką rękawicę, rzucił ją na stół. Pasowała idealnie na dłoń Dowutina. - Z oszustami trzeba grać jak oszust. Ta rękawica ma ukrytą strzykawkę z trzema stimpackami. Wystarczy wcisnąć tamten guzik, a wstrzykniesz sobie jedną dawkę, nikt nawet niczego nie zauważy… Co do bestii… Spróbuję je jakoś uspokoić, ale marne szanse, że cokolwiek zdziałam…
Gerdarr wziął rękawicę od Garma i dokładnie się jej przyjrzał. Wolałby wygrać z bestiami bez takich wspomagaczy, ale może będzie musiał ich użyć.
- Szykuje się niezłe widowisko - Skomentował Gerdarr z krzywym uśmiechem na twarzy. - Dzięki - Klepnął po ramieniu Weequaya tak, że tamten się zachwiał od siły uderzenia.
- Nie ma sprawy… Jeśli nie masz nic przeciwko, posiedzę tu jeszcze trochę. Mam przeczucie, że na zewnątrz czai się któryś z przydupasów Redajja, gotowy podkablować na mnie, jak tylko stąd wyjdę…
- Jak chcesz mogę Cię wyrzucić, będą mieli o czym gadać. - Gerdarr zarechotał - Albo mam lepszy pomysł... Pójdę obić mu ryło za podglądanie.
Gerdarr zniknął na chwilę z pokoju, aby wrócić ze swoim vibroostrzem. Wyszedł tak z nim w ręku i w samych spodniach na zewnątrz. Krótkie rozejrzenie się dało rezultat w postaci jednookiego Iktotchi. Dowutin ruszył na niego szybkim krokiem.
- Jak nie chcesz stracić drugiego ślepia, to patrz w swoje sprawy, a nie podglądaj innych jak zboczeniec! - widocznie samo to ostrzeżenie wystarczyło, aby rzekomy podglądacz zaczął uciekać. Chociaż może wkurzona twarz i broń w ręku w tym pomogły. - Jak jeszcze raz Cię zobaczę w pobliżu, to Ci je wyłupię! - Rzucił za uciekającym, bo nie chciało mu się go gonić. Odwrócił się i wrócił do siebie gdzie do czekającego Garma rzucił krótkie. - I po problemie. Uciekał aż się kurzyło. - zarechotał, pożegnał się z Garmem i położył się na stole do masaży a ośmioręka Xadzia wzięła się za masaż. Czując jednoczesny ucisk w wielu miejscach Dowutin mógł sobie ponownie pogratulować wyboru Besaliski na masażystkę. |