Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2018, 13:44   #10
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Pozwolę sobie wtrącić - Denelor wykonał uprzejmy gest - Jeśli to kwestia krwi krążącej w waszych żyłach i genealogii to wiem, że Tan Arreta może pochwalić się rodowodem sięgającym czasów pierwszego cesarza. Studiowałem wasze pochodzenie, mam nadzieję, że nie macie o to urazy. Jeśli jednak chodzi o siłę krwi to córka Arrtagha może się poszczycić najwyższym urodzeniem. Księżniczko Ve’Sell, czy to wystarczający argument?

- Nie, Tanie Denalorze, gdyż jeśli nie posiada tytułu księżniczki krwi, nadal ustępuje mi w hierarchii. Wielu jest pochodzących z boskiej krwi Katana ustępujących mi pozycją. Po to właśnie stworzył boski Katan system tytułów, aby uniknąć takich waśni. Podałam sposoby w jaki możemy to rozwiązać, a raczej ty możesz to rozwiązać, bo ja wraz moim mężem nie przystaniemy by dowodził nami ktoś niżej w hierarchii. Nie uprzedziłeś nas też, że ma to być wyprawa wojenna, gdzie jest potrzebny wojskowy przywódca czy też jakikolwiek przywódca. - Tan Ellena mówiła już spokojnie, widać iż decyzja została już podjęta.
- Khym, od siebie dodam, iż nadużyłeś naszej uprzejmości. Prosisz o wielką przysługę. Nie przedstawiłeś zaś żadnej dokładnej oferty, jedynie mgliste obietnice, Bez żadnych gwarancji i depozytów na naszych kontach, czy też zapisów w księgach wieczystych dotyczących ziem, które nam przekażesz. - Tan Tellon przemówił obejmując małżonkę w pasie. Nim przemówił el Taggaren chwilę coś szeptał mu do ucha.
- Tak, skórka niewarta wyprawki. - dodał sentencjonalnie el Taggaren.
- Nie jesteśmy zmuszeni do przyjmowania każdego zadania. Przyjmujemy jedynie, takie jakie nam odpowiadają,czy tylko olbrzymią zapłatą godną księżniczki krwii czy też w inny sposób może nas zainteresować. Nasze ziemie dostarczają nam odpowiednich dochodów rokrocznie. Tak oferta... - dodała księżniczka po czym się głęboko zamyśliła. Towarzysze czekali na to co też odpowie Tan Denalor, czy doprecyzuje swoją ofertę.

- Nawet nie śmiem przypuszczać, że za niegodziwą mamonę Tan Ellonna zrzeknie się swego prawa do przewodzenia grupie… - czarodziej zawiesił głos.
- To niemal oczywiste… lecz nadal nie przedstawiłeś oferty, w tym odpowiedniej zaliczki. Są przedmioty, za które byłabym skłonna zrzec się przywództwa, na czas tej wyprawy na rzecz innego szlachcica. - odparła już spokojnie księżniczka Ellenna.
Towarzyszący im kapłan uśmiechał się krzywo, wykonując gest liczenia.

- No i tak trzeba było mówić od razu zamiast mamić nam oczy jakimiś tytułami i honorem. - Ucieszył się Herbert który nie raz miał już z najemnikami do czynienia. - Czyli ile chcecie?

- Mylisz się chłopie, - przerwała Elllenna. - To negocjacje pomiędzy mną a Tan Delenorem. Wiedz, że samo chwilowe zrzeczenie przywództwa jest dla mnie cenne. Jedynie jeśli otrzymam przedmiot przez niektórych profanów nazywany relikwiarzem natychmiastowego liczowstwa, dla mego męża, będę skłonna rozważyć ustąpienie w przywództwie. Oczywiście przed wyprawą. Oczywiście i sama oferta za wyprawę musi mnie zainteresować.

- No dobrze, skoro stawiacie sprawę w ten sposób, warto by udowodnić najpierw, że warci jesteście swej ceny. - Herbert puścił mimo uszu uwagę o swym pochodzeniu. - U nas na nizinach społecznych mówi się, że nie warto kupować kota w worku, a wyprawa z opłacanymi sowicie za to nie przydatnymi malkontentami nie będzie przebiegała sprawniej niż bez nich.

- Samo zaproszenie nas jest tego dowodem. Tan Delenor doskonale znał nasze osiągnięcia. - odparował szybko Tan Tellon

- Denelor nie jest nieomylny, gdyby był nie potrzebowałby teraz pomocy. - Szybko sparował Herbert.

- Nie musimy nic udowadniać zwłaszcza niżej urodzonym. - odparował tan Tellon

- Nie musicie, nie musicie też otrzymywać dodatkowego wynagrodzenia, ale tego chcecie, potraktujcie to jako część negocjacji. - Reanimator nie odpuszczał, zbyt wiele razy już został oszukany przez naciągaczy by dać się nabić w butelkę po raz kolejny.

- To nie ty masz płacić. - dodał szybko Taggaren

- Za to chcecie by zapłacił mój przyjaciel, który mniejsze ma doświadczenie w podobnych negocjacjach, więc przemawiam w jego imieniu.

- Szukasz siły w planach energii negatywnej Herbercie, nie sądzisz, iż obrażanie kapłanów Morglihta może być dla ciebie zgubne. - dodał el Taggaren.

- Nie sądzę. Wracając do tematu, cóż prócz pięknych słów i żądań możecie nam zaoferować co warte byłoby ceny jakiej żądacie?

- Prowadzę negocjacje jedynie z tan Delenorem. - odparła księżniczka Ellena, Wdzięcznym ruchem opierając rękę na jednej z posrebrzanych czaszek wiszącej jej u pasa.

- Rozumiem, czyli nie potraficie udowodnić swej przydatności nikomu prócz Denelora?

- Sztuczki kupców na mnie wrażenia nie robią, Tan Delenor wie co osiągnęliśmy i dlaczego nas tu wszystkich zaprosił. To on podejmie decyzję. - księżniczka czekała na decyzje Delenora.

- Sztuczki kupców… kupcy kupczą swym towarem, rzemieślnicy umiejętnościami, chłopi pracą… każdy stan ma swój towar, nie spotkałam jednak Tana, który tak jawnie kupczyłby swoim honorem… - szepnęła Arreta do ucha brata po czym dodała już głośno - księżniczko szanuje twe pochodzenie i pozycję, jednak nie wybieramy się łowy ni na paradę gdzie najczystszy diament musi świecić najmocniej, a na misję ratunkową, na której czekają nas liczne nieznane zagrożenia, w której nie raz pobrudzimy się krwią i błotem. Jeśli mamy więc wrócić bezpiecznie musi nami przewodzić najbardziej kompetentna osoba… jestem w stanie oddać Ci formalną zwierzchność nad misją, jeżeli nie będziesz mi przeszkadzać w wykonywaniu moich obowiązków, chyba że … przekonasz mnie że posiadasz wystarczające umiejętności do prowadzenia akcji ratunkowej w niesprzyjających warunkach w nieznanym świecie…

- Dla dobra misji jestem gotowa przyjąć taką formalną rolę przywódcy tej wyprawy. Zezwalam ci też na kierowanie ludźmi, lecz nie moimi. Rady przyjmiemy i może postąpimy według nich. Rozkazów nie wykonają, gdyż wykonują tylko moje rozkazy. Gotowa jestem na taki kompromis. - odparł już spokojnie księżniczka Ellenaa.
- Pani zapłata. - syknął Taggaren.
- Przypomniano mi o najważniejszym dla niektórych. Jak jest dokładnie zapłata, jak zaliczka wypłacona w dowolny sposób, chociażby na nasz konta w Imperialnym Banku.

- Wybacz Pani, ale ten kompromis mnie nie zadowala. Nie może być tak, że tylko część uczestników wyprawy podejmować będzie codzienne obowiązki, takie jak na ten przykład nocne straże lub w razie nagłej potrzeby tylko część będzie mogła działać, gdyż pozostali nie podejmą żadnego działania bez waszego wyraźnego, osobistego rozkazu, a co jeśli wasz rozkaz będzie w danej chwili nie osiągalny, gdyż będziecie spać lub przebywać w oddaleniu... Przypominam, że na dworskie ceregiele nie będzie tam czasu. Misje ratunkowe, zwłaszcza te przeprowadzane w obcym i prawdopodobnie wrogim środowisku często wymagają natychmiastowego podejmowania decyzji i równie szybkiego reagowania na nagle pojawiające się okoliczności.. Często właśnie od tego zależy ich powodzenie. Równie dobrze możemy podzielić się na dwie drużyny, a mag wypłaci nagrodę tej z nich która odnajdzie i doprowadzi jego małżonkę. - oczyca była nieustępliwa

- Zatem najrozsądniejsze będzie gdy przejmę dowodzenie, skoro na kompromis nie godzisz się. O moje kwalifikacje zaś nie musisz się martwić. W końcu martwiaczymi imperialnymi armiami nie dowodzą wojownicy a wysoko urodzeni kapłani i czarodzieje. - odparła po chwili namysłu księżniczka Ellena.

- Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy martwiakami a żyjącym i czującymi istotami które nie zgrzeszyły przeciw Wielkiemu Katanowi i jego prawu i nie zostały skazane na karę wiecznej pracy za żywota i po śmierci. Martwiacy nie mają takich potrzeb jak żyjący, więc i mniejsza o nich troska, a i zawsze w razie potrzeby można ich podnieść drugi raz. Istnieją przyczyny dla których magowie dowodzą wyłącznie martwiakami. - słaby argument orczycy został zostawiony bez komentarza.

- Jednak najważniejszą kwestia, tak interesująca mojego sługę jest zapłata. Przywództwo interesuje tylko mnie. Bo być może być za niska. Jeśli będzie zadowalająca, wtedy być może będziemy konkurować o nagrodę. Zważ jednak jakie szanse masz bez kapłanów w tej wyprawie. - odparła z uśmiechem kapłanka.

Orczyca wzruszyła tylko ramionami uśmiechając się kurtuazyjnie.

- Tan Arreto wybacz, że wtrącam się niepytany, lecz nie mamy pewności czy kapłani w sferze stworzonej przez Denelora zachowają kontakt ze swoimi bogami. Musimy zatem przyjąć, że sama ich przydatność już na wstępie stoi pod znakiem zapytania. - Zauważył Reanimator. - Oczywiście Denelorze wspomniałeś, że magia działa normalnie, lecz czy przeprowadzałeś próby z magią boskiego pochodzenia?

- Jeśli tak jest. To w tej to chwili rezygnujemy z wyprawy. Zapewne nie przeżylibyśmy przejścia do tak spartolonego półplanu. W wszystkich półplanach i planach dział magia objawień, choć możliwe są jakieś wyjątki w zakresie magii na ten przykład mogą nie działać czary lecznicze czy też inne czary z czarów tajemnych. Nie będziemy przechodzili do spartolonego aż tak pólplanu. - dodał od siebie tan Tellon.

Herbert patrzył na smokowatego arystokratę jakby właśnie zobaczył ducha własnego dziadka tańczącego polkę z matką Katana. Nic jednak nie wyrzekł, bo zaprawdę nie było już nic więcej do powiedzenia w tej sprawie.

-Czyny, nie słowa, decydują o wielkości i chwale! - Rodrik nie chciał okazać dysrespektu arystokratom przewyższającym go statusem, ale miał już dosyć tych jałowych dyskusji.
- Tracimy czas, którym małżonka naszego gospodarza może nie dysponować! Powiedziałem już dawno, że zgadzam się podążać za szlachetną Tan Arretą! Ruszajmy więc… - demonstracyjnie wstał od stołu.

-Jak szybko i łatwo możesz nas przenieść do tej sfery? - Zapytał czarodzieja.
- Twoja wola. - odparł el Taggaren. - Ja przyjmuję rozkaz jedynie od rodu Ve’ Sell, gdy uczestniczę z nimi w misji.

- Rodrig dobrze prawi - powiedziała Arreta - ustalmy najpierw kwestie niezbędne związane z akcją ratunkową, a potem wrócimy do tej jałowej dyskusji. i zdecydujemy czy idziemy razem czy się rozdzielamy. - ta sytuacja zaczynała ja już męczyć.

- Podsumujmy więc - Denelor wciął się w ostry dyskurs - Mamy dwóch nieformalnych przywódców. Za Tan Arretą stoją Rodrik i Herbert. Z drugiej strony mamy Tan Ellennę i jej dwóch popleczników. Daryus, jak go znam, nie jest zainteresowany swarami i pójdzie z każdym kto odznacza się rozumem i zdrowym rozsądkiem. Niestety - czarodziej rozłożył ręce - dostrzegam tu pierwiastek niezgody. Spodziewałem się dyskusji, ale za poduszczeniem Tan Ellenny doszło do ostrej polemiki, wręcz kłótni. Widzę tu tylko jedno wyjście. Państwo Ve’Sell, El Taggarenie, muszę was prosić byście opuścili nasze grono. To, jak już ustaliliśmy, wyprawa badawcza, ale przede wszystkim misja ratunkowa. Nie zaryzykuję życia mojej pani wysyłając na wyprawę skłóconych ratowników.

- Oczywiście proszę was o dyskrecję, czcigodny Taggarenie, państwo Ve’sell. Odpowiednia kwota w złotych koronach zasili wasze konto w Banku Imperialnym. W zamian proszę tylko o dyskrecję. Opuśćcie, proszę, mój dom.

Księżniczka Ellenna żachnęła się.
- Z pewnością ten epizod nie jest wart zapamiętania. - podała dłoń mężowi on ujął ją i wyprowadził.
Gdy małżeństwo opuściło już pokój. Taggaren zatrzymał się na chwilę w drzwiach.
- Morghliht będzie wspierał cię w tej wyprawie, o ile tylko datek dla jego kapłanów będzie odpowiednio hojny.

Denelor odprowadził trójkę do drzwi.

***

Po powrocie zasiadł na swym miejscu i wznowił rozmowę dopilnowawszy by służki dolały każdemu wina.
- Wracając do tematu - mały czarodziej wrócił do tematu - I odpowiadając na twe ostatnie pytanie, Herbercie, tak, magia objawień działa w półsferze. Przeprowadziłem testy i jestem tego pewien. Macie jeszcze pytania? Bardzo proszę.

- Całe mnóstwo pytań - Herbert niemal natychmiast zapomniał o wszystkim co niezwiązane z przedmiotem jego studiów - zacznijmy jednak od najważniejszego. Projekcje o których wspomniałeś, domyślam się, że w lokalnych warunkach półplanu są materialne, co jednak jeśli któraś z nich wydostanie się do naszego świata? Będzie materialną czy też efemeryczną istotą? Kolejna sprawa to kwestia bardziej złożona, otóż powiedz mi przyjacielu czy stworzenia zwane przez Ciebie projekcjami są żywe?

- Projekcje w żaden sposób nie mogą się wydostać. To niemożliwe, istnieją tylko w swoim świecie. Ale istnieją prawdziwie, mają swój rozum i emocje. Niestety, nie podlegają sztuce reanimacji. To tyle jeśli chodzi o ich status ontyczny.

-A jak najlepiej walczyć z tymi “projekcjami”? Broń biała może je zranić, są na coś szczególnie odporne albo wrażliwe?
- Rodrik stwierdził, że pora na bardziej praktyczne pytania.

- Jak najlepiej walczyć? Ramieniem, wiarą i stalą! - uśmiechnął się chytrze czarodziej - A zupełnie poważnie, broń biała jest skuteczna, podobnie jak magia ofensywna. Innymi słowy, nawet zwykłe ostrze może je zranić i pozbawić życia. Życia...to ciekawy problem - Denelor zamyślił się na chwilę, ale szybko wrócił do swych gości mierzących go wyczekującymi spojrzeniami - Przepraszam, zamyśliłem się. Pytajcie.

Rodrik nie czuł się do końca pewnie w temacie innych sfer i zamieszkujących je projekcji, ale starał się tego nie okazywać. Wyprostował się i spojrzał na Danelora z determinacją. Zastanawiał się, czy on coś ukrywa.
-Masz jakąś mapę tego miejsca? Czy te projekcje są w większości ludźmi? Jak postrzegają ciebie i twoją żonę?

- Mapy nie posiadam, ale planuję wysłać z wami małego posłańca, który będzie was prowadził. Co do samych projekcji, różnie to wygląda. W górnej części sfery to głównie bestie. Jak mówiłem nie powinny was zaatakować jeśli będziecie trzymać się razem. Co do mego statutu, nikt mnie tam nie powinien kojarzyć. Z moją małżonką może być różnie. Od zamknięcia sfery minął miesiąc i miała dość czasu by ustawić sprawy po swojemu - czarodziej uśmiechnął się melancholijnie - To straszna kobieta.

- Denelorze, czy to aby na pewno ma być misja ratunkowa? Wspomniałeś przecież, że twoja żona ma pewne zdolności do kształtowania sfery podług swej woli. A teraz te słowa… zaczynam się zastanawiać czy jej absencja nie jest dobrowolna. - Tak, dyplomacja nigdy nie była mocną stroną Herberta, ale też nigdy się specjalnie nie wysilał by ów stan zmienić.

- Powiedziałem prawdę, Herbercie - rzekł czarodziej dość oschle, ale Herbert znał go dość dobrze by stwierdzić, że nie kłamie - Jej zdolności nie wystarczą by się wydostać. Przy okazji, pozostała kwestia ekwipunku i zwierząt pociągowych. Po wejściu w obręb sfery wasz ekwipunek znajdzie się w waszym miejscu startowym. Waszych zwierząt nie jestem w stanie przetransportować, ale mogę wam zapewnić rumaki projekcje.

- A co z moimi służącymi, będziesz w stanie ich przenieść wraz z ekwipunkiem? - Dopytywał Herbert któremu w głowie zaczęło kiełkować ziarno bardzo niepokojącej myśli. - Co więcej, co jesteś w stanie wyciągnąć z półsfery?

- Nie ma problemu - zapewnił Denelor dolewając wina - A wyciągnąć mogę tylko prawdziwych. Projekcje i przedmioty Stamtąd istnieją tylko w rzeczywistości sceny.
- I jeszcze jedno. Głównym celem jest uratowanie Impatentii, ale byłbym szczęśliwy i wdzięczny gdybyście spenetrowali także podziemną część miasta. To znaczy jeszcze bardziej szczęśliwy i wdzięczny niż w tym pierwszym przypadku.

-Rumak byłby dla mnie przydatny…. -stwierdził Rodrik, po czym przeszył Danelora surowym spojrzeniem..
-Czyli rozumiem, że nawet jak odnajdziemy twoją małżonkę, to wolałbyś, abyśmy zasadniczo nie wracali od razu tylko spenetrowali część podziemną sfery? Dobre zrozumienie celu naszej misji jest bardzo istotne… w każdym razie masz mój miecz, w imię Pierwszego Imperatora uratujemy Impatentię…- Rodrik z satysfakcją przyjął wycofanie się tej smoczo-elfiej pary, nie ufał im, a nie mogli sobie pozwolić na wewnętrzne spory. Tak będzie miał okazję wykazać się przed arystokratką Uruk-Hai, a przy tym pewnie i wzbogacić.

- Tak właśnie - skinął głową Denelor - Jakieś jeszcze pytania? Nie widzę, nie słyszę. Umówmy się więc jutro na wschód księżyców. A póki co wzmocnijmy się starym czerwonym winem i porozmawiajmy o weselszych i ciekawszych sprawach. Herbercie, mam nadzieje, że zostaniesz dłużej? Jestem ciekaw relacji z twych ostatnich badań…

El Taggaren wrócił po dłuższej chwili wprowadzony przez służącego. Towarzyszył mu ożywiony szkielet chyba lamparta.
- Moi przełożeni wykazali się brakiem dbałości o moje finanse. W przeciwieństwie do nich nie posiadam włości i zakładów, które przynosiły by mi stały dochód. Taka wyprawa jest dla mnie okazją zdobycia znacznego skarbu oraz zapłaty za uratowanie małżonki wielmożnego Delenora. Na szczęście umowa z rodem Ve' Sell stanowi, iż mogę podejmować własne misje, o ile tylko w tym czasie nie planują własnych. Zatem jestem do waszej dyspozycji za równy udział, pierwszeństwo w wyborze ciekawych ciał do ożywienia. Jak widać jako kapłan MORGHLITH specjalizuję się w tworzeniu nieumarłych i przywoływaniu ich z planu energii negatywnej, leczę normalnie i magicznie. Jeśli wyjrzycie za okno ujrzycie na dziedzińcu szkielet hydry, to zaś powinno dać wszystkim pojęcie o moich mocach. Oczywiście gotów jestem na czas wyprawy pójść pod dowództwo wielmożnej Arrety.

Na dziedzińcu stał szkielet hydry, której dwanaście głów skierowanych było każda w inną stronę.

Ukłonił się uruk-hai.
- Wielmożna dla Ciebie mam dodatkową propozycję. Gotów jestem przejść na służbę do ciebie. Moje warunki Pani. Równy udział, pierwszeństwo w wyborze ciał do przekształcenia w nieumarłych, zapłata w wysokości dwustu imperialny złotych koron za miesiąc. Możliwościowy podejmowania własnych misji o ile nie kolidowało by to z planami Wielmożnej Pani. Zwrot za kosztowniejsze składniki do czarów, które to koszty musiałbym ponieść w Twojej służbie. Nie zdradzę też żadnych informacji o moich poprzednich pracodawcach, poza ogólnie znanymi. Dysponuje też dwoma rytuałami jeden nie będzie przydatny, drugi mało przydatny, gdyż można go rzucić tylko podczas pełni księżyca w ostatnim miesiącu roku. Podnosi on wszystkich zmarłych z danego cmentarza, nekropoli pola bitwy jako szkielety które służą mi przez miesiąc. Na terenie Imperium Katana takie czyny jak ożywienie całego cmentarza można dokonywać tylko za zgodą władz.

Orczyca skinęła głową.
- Zgadzam się na pierwszą propozycję. Co do drugiej rozważę ją i jeśli dasz na misji dowody swej wysokość wartości.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline