Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2018, 13:00   #30
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Czego możemy się tam spodziewać? - zapytał Mandalorianin. Dobre rozpoznanie to podstawa, więc miał nadzieję, iż Catharka wiedziała cokolwiek więcej ponad przypuszczalną lokalizację.
- Bandy Wookiee ujeżdżających stado Banth - odparła zgryźliwie. - Właśnie po to się tu wybrałam, żeby to sprawdzić. Ale osobiście liczę na to, że będzie to prostu paru typów z blasterami, pewnie większość zblazowana i naćpana.
- Skoro mają być naćpani, to jakie zagrożenie stanowią dla Grakkusa? Zwykłe szumowiny - powiedział Rhail, rozglądając się, czy ktoś nie postanowił bliżej się z nimi zapoznać.
- Tak jakby u Grakkusa nikt nie ćpał - skomentowała zgryźliwie Lyssa.
- I przez to tracą na swej wartości - odparł Rhail.
- Cóż, to niezbyt wiele... - Hastal wziął drona w dłoń i rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować, którędy najbezpieczniej go posłać. Chyba nie mógł w tym momencie liczyć na wiele więcej ponad swoją intuicję i doświadczenie. Puścił ostrożnie drona we wskazanym kierunku, starając się pokierować go tak, aby zobaczyć jak najwięcej, samemu jak najmniej się narażając. Widocznie Catharka sama rzeczywiście nie wiedziała wiele o tym miejscu albo nie chciała się dzielić…
Dron odleciał nad zniszczone slumsy. Po chwili wykrył masywny budynek podobny do bunkra, z niewielkimi oknami i stalowymi drzwiami. Idealne miejsce na bazę w tym niegościnnym miejscu. Przed wejściem odnotował małe zamieszanie. Dwójka mężczyzn z karabinami stała przed wrotami, a naprzeciw nich jakaś niska postać otoczona dwoma wysokimi droidami. Prowadzili nader żywiołową dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że się kłócili. Poza tym dron wykrył niewielką automatyczną wieżyczkę ustawioną ponad drzwiami.
- Widzę dwóch strażników z karabinami przed wejściem i wieżyczkę. Oni chyba nie wyglądają na ćpunów. - Hastal pokazał towarzyszom obraz z drona.
- To chyba nie tutaj - rzucił ironicznie zabrak - my szukamy ćpunów. Przeciez to chyba niemożliwe, by to, co mówi Lyssa nie było prawdą.
- Do tego ten niski, zakapturzony gość z droidami - dodał Mandalorianin poważnym tonem, choć z trudem ukrywał uśmiech. - No cóż, możecie podejść, przyjrzeć im się z bliska. Ja poszukam lepszego miejsca, by ich podglądać - Rozkazał dronowi się rozejrzeć i postarał się znaleźć dogodne stanowisko strzeleckie.
- Nie rozsiadaj się za bardzo, jeśli mamy tam wejść, to trzeba zdjąć straż i od razu wchodzić. - odpał Rhail - Pytanie tylko, po co zaczynać rozróbę? Jak na razie nic nie wskazuje, że coś kombinują. I co masz do zakapturzonych? - zabrak zarzucił kaptur płaszcza na głowę, kryjąc twarz w cieniu. - Chodź, laska, posłuchamy, o czym gadają.
- Może przynajmniej on ma prochy
- odpowiedział Hastal. - Lepiej przygotować się zamieszanie, niż dać się zaskoczyć. Będę niedaleko. Uważajcie.

*

- Słuchaj, futrzaku - odezwał się jeden ze strażników, prawdopodobnie człowiek, choć to niepewne, bo był opancerzony od stóp do głów, w momencie gdy Lyssa z Rhailem podeszli na odpowiednią odległość. - Nie dostaniesz swojego datapadu, nim nie zapłacisz z góry, twoje sztuczki nas nie zwiodą. A teraz wracaj, skąd przybyłeś, tylko się pośpiesz, Gang Torreo już wie, że w jego Królestwie pojawiły się dwa porządne droidy, praktycznie bezpańskie - zarechotał głucho, przyglądając się dwóm maszynom, których rzeczywiście mógł pozazdrościć niejeden herszt bandy. Wyglądały na dosyć starą konstrukcję, ale dobrze utrzymane i wzmocnione autorskimi pancerzami.
W tym samym momencie Hastal znalazł idealną pozycję snajperską wprost naprzeciw wrót. Odległość była mała nawet jak na strzelca wyborowego, ale w takiej ciemności mógł się spokojnie rozłożyć na daszku jednego z opuszczonych slumsów i czekać na sygnał.
- Ja wam dam ostatnią szansę, byście się zastanowili - odezwał się niski jegomość nieco piskliwym głosem. - Mogę wam dać znacznie więcej kredytów, niż oczekujecie z góry i zapewnić lepsze życie poza tą nędzną dziurą. Znam wielu ludzi, którzy przyjęliby takich nieugiętych wojaków pod swoje skrzydła. A jeśli odzyskam mój datapad, będę mógł zrobić dla was wiele.
- A ja ci powiedziałem, spierniczaj stąd! Nie chcę, żeby Torreo ścigał nas za to, że podziurawiliśmy mu jego droidy!
- odparł niemal krzykiem niewzruszony strażnik. Razem ze swoim towarzyszem unieśli blastery i wycelowali w namolnych gości.
- Udajemy, że to nas nie interesuje - powiedział szeptem do Lyssy, nie zmieniając rytmu kroków. W zasadzie to na razie faktycznie go to nie interesowało.
Ruszył biorąc pod ramię dziewczynę.
- Zwariowałeś? - Lyssa wyraźnie wątpiła w zamiary Rhaila. Prawdopodobnie miała zamiar się gdzieś ukryć, ale było już za późno. Strażnicy ich zauważyli.
- Hej, coście za jedni?! - ryknął na nich mężczyzna, dotychczas zajęty zbywaniem przybysza z droidami. - Stać!
- A czy my się wam wpieprzamy w interesy?
- odparł Rhail. - My mamy swoje sprawy. Wy swoje. Idziemy w swoją stronę. Chcesz zaczynać niepotrzebną awanturę?
- Wpieprzacie się prosto na nasze terytorium. To nie są Alderaańskie alejki, żeby sobie urządzać romantyczne spacerki - zarechotał mężczyzna. Jego towarzysz wciąż milczał. Nieco różnił się od niego wyglądem, miał widoczne mechaniczne implanty. Hełm, który nosił, zdawał się nie być tak naprawdę hełmem, lecz wszczepioną bezpośrednio w twarz blachą z otworami na sztuczne oczy. Gdzieniegdzie spod fragmentów zbroi wystawały kępki futra. Widząc zbliżających się Zabraka i Catharkę, wycelował w nich ze swojego ciężkiego blastera.
- Jeszcze jeden krok i wypluję na was serię z mojego blastera - odezwał się po raz pierwszy robotycznym głosem. - Daj znać Torreo - zwrócił się stanowczo do towarzysza - na jeden dzień opuścił straże przy zejściach do podziemi i już zaczęło się tu panoszyć pełno obcych dziwaków.
- Bacz, kogo nazywasz dziwakiem!
- odparła zadziornie Lyssa, co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Cyborg już trzymał palec na spuście, lecz wciąż czekał.

Gestem nakazał ciszę Lyssie.
- Strzelanie do mnie byłoby błędem - powiedział. - Pewnie ja już bym się nie cieszył z konsekwencji, jakie by was spotkały, ale nie zazdrościł bym wam.
Wolnym ruchem rozchylił płaszcz.
- Nie mam broni, widzisz, ja załatwiam sprawy inaczej - ciągnął - oczywiście chodzenie bez broni w takim miejscu byłoby głupotą, dlatego mam ją. Sporo kosztowała, ale jest warta tej ceny. Wyluzuj, bo ani ja nie chcę dziur w moim płaszczu, ani ty niepotrzebnych kłopotów.
- Nie masz broni?
- parsknął człowiek, po czym spojrzał na dłonie Rhaila. - Przecież widzę te rękawice. Są zakazane w większości systemów. Dobry pięściarz może dosłownie zrobić nimi miazgę z przeciwnika… O ile zdąży dobiec do celu, tak więc stój, gdzie stoisz i gadaj, po coś przylazł.
- Czyżbyś chciał na mnie donieść z tego powodu? - odparł Rhail. - Ale dość bzdetów. Myślisz. To dobrze. Być może jesteście tymi, których potrzebujemy. Jest kasa do zarobienia, ale ryzyko jest spore. Hmm, większe niż spore. Droid taktyczny wyliczył 23% szans na powodzenie i więcej niż 50% straty.
- Jeśli szukasz najemników, to trafiłeś w złe miejsce. My już mamy robotę
- odparł stanowczo strażnik. W tym samym momencie odezwał się jego commlink w hełmofonie, nikt nie słyszał, co do niego mówiono, lecz po chwili poprawił chwyt broni i rzekł do wszystkich: - Dobra, koniec tego dobrego, macie dziesięć sekund, żeby się stąd wynieść albo podziurawimy was jak sitko.
Jego towarzysz w międzyczasie wcisnął guzik na panelu przy drzwiach i tuż przed strażnikami wyjechały z ziemi durastalowe płyty osłaniające ich poniżej pasa.
- Zwijamy się - rzucił do Lyssy i zaczął wycofywać.
Strażników usatysfakcjonował ten odwrót natrętów. Również i Drall z droidami się wycofał, wcześniej obdarzając Zabraka z Catharką złowrogim spojrzeniem. Oddalili się w różne strony. Lyssa od razu zaczęła zarzucać Rhailowi złe podejście.
- Niczego się nie dowiedzieliśmy! - zaczęła wygłaszać swe pretensje. - Nie wiemy, kim są, co tu robią, ilu ich właściwie jest. Wiemy jedynie, że mają solidny bunkier i nie dostaniemy się do niego tak łatwo…
Rhail już miał odpowiadać, gdy z komunikatora odezwał się cichy głos Hastala:
- Mam problem.

- Idziemy do ciebie - rzucił do komlinka, a do Lyssy: - Idź z prawej, ja podejdę z drugiej.
Ruszył ostrożnie, starając się, by nie rzucać się w oczy.
 
Mike jest offline