- Czego możemy się tam spodziewać? - zapytał Mandalorianin. Dobre rozpoznanie to podstawa, więc miał nadzieję, iż Catharka wiedziała cokolwiek więcej ponad przypuszczalną lokalizację.
- Bandy Wookiee ujeżdżających stado Banth - odparła zgryźliwie. -
Właśnie po to się tu wybrałam, żeby to sprawdzić. Ale osobiście liczę na to, że będzie to prostu paru typów z blasterami, pewnie większość zblazowana i naćpana. - Skoro mają być naćpani, to jakie zagrożenie stanowią dla Grakkusa? Zwykłe szumowiny - powiedział Rhail, rozglądając się, czy ktoś nie postanowił bliżej się z nimi zapoznać. - Tak jakby u Grakkusa nikt nie ćpał - skomentowała zgryźliwie Lyssa.
- I przez to tracą na swej wartości - odparł Rhail.
- Cóż, to niezbyt wiele... - Hastal wziął drona w dłoń i rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować, którędy najbezpieczniej go posłać. Chyba nie mógł w tym momencie liczyć na wiele więcej ponad swoją intuicję i doświadczenie. Puścił ostrożnie drona we wskazanym kierunku, starając się pokierować go tak, aby zobaczyć jak najwięcej, samemu jak najmniej się narażając. Widocznie Catharka sama rzeczywiście nie wiedziała wiele o tym miejscu albo nie chciała się dzielić…
Dron odleciał nad zniszczone slumsy. Po chwili wykrył masywny budynek podobny do bunkra, z niewielkimi oknami i stalowymi drzwiami. Idealne miejsce na bazę w tym niegościnnym miejscu. Przed wejściem odnotował małe zamieszanie. Dwójka mężczyzn z karabinami stała przed wrotami, a naprzeciw nich jakaś niska postać otoczona dwoma wysokimi droidami. Prowadzili nader żywiołową dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że się kłócili. Poza tym dron wykrył niewielką automatyczną wieżyczkę ustawioną ponad drzwiami.
- Widzę dwóch strażników z karabinami przed wejściem i wieżyczkę. Oni chyba nie wyglądają na ćpunów. - Hastal pokazał towarzyszom obraz z drona.
- To chyba nie tutaj - rzucił ironicznie zabrak -
my szukamy ćpunów. Przeciez to chyba niemożliwe, by to, co mówi Lyssa nie było prawdą. - Do tego ten niski, zakapturzony gość z droidami - dodał Mandalorianin poważnym tonem, choć z trudem ukrywał uśmiech. -
No cóż, możecie podejść, przyjrzeć im się z bliska. Ja poszukam lepszego miejsca, by ich podglądać - Rozkazał dronowi się rozejrzeć i postarał się znaleźć dogodne stanowisko strzeleckie.
- Nie rozsiadaj się za bardzo, jeśli mamy tam wejść, to trzeba zdjąć straż i od razu wchodzić. - odpał Rhail -
Pytanie tylko, po co zaczynać rozróbę? Jak na razie nic nie wskazuje, że coś kombinują. I co masz do zakapturzonych? - zabrak zarzucił kaptur płaszcza na głowę, kryjąc twarz w cieniu. -
Chodź, laska, posłuchamy, o czym gadają.
- Może przynajmniej on ma prochy - odpowiedział Hastal. -
Lepiej przygotować się zamieszanie, niż dać się zaskoczyć. Będę niedaleko. Uważajcie. *
- Słuchaj, futrzaku - odezwał się jeden ze strażników, prawdopodobnie człowiek, choć to niepewne, bo był opancerzony od stóp do głów, w momencie gdy Lyssa z Rhailem podeszli na odpowiednią odległość.
- Nie dostaniesz swojego datapadu, nim nie zapłacisz z góry, twoje sztuczki nas nie zwiodą. A teraz wracaj, skąd przybyłeś, tylko się pośpiesz, Gang Torreo już wie, że w jego Królestwie pojawiły się dwa porządne droidy, praktycznie bezpańskie - zarechotał głucho, przyglądając się dwóm maszynom, których rzeczywiście mógł pozazdrościć niejeden herszt bandy. Wyglądały na dosyć starą konstrukcję, ale dobrze utrzymane i wzmocnione autorskimi pancerzami.
W tym samym momencie Hastal znalazł idealną pozycję snajperską wprost naprzeciw wrót. Odległość była mała nawet jak na strzelca wyborowego, ale w takiej ciemności mógł się spokojnie rozłożyć na daszku jednego z opuszczonych slumsów i czekać na sygnał.
-
Ja wam dam ostatnią szansę, byście się zastanowili - odezwał się niski jegomość nieco piskliwym głosem. -
Mogę wam dać znacznie więcej kredytów, niż oczekujecie z góry i zapewnić lepsze życie poza tą nędzną dziurą. Znam wielu ludzi, którzy przyjęliby takich nieugiętych wojaków pod swoje skrzydła. A jeśli odzyskam mój datapad, będę mógł zrobić dla was wiele.
- A ja ci powiedziałem, spierniczaj stąd! Nie chcę, żeby Torreo ścigał nas za to, że podziurawiliśmy mu jego droidy! - odparł niemal krzykiem niewzruszony strażnik. Razem ze swoim towarzyszem unieśli blastery i wycelowali w namolnych gości.
- Udajemy, że to nas nie interesuje - powiedział szeptem do Lyssy, nie zmieniając rytmu kroków. W zasadzie to na razie faktycznie go to nie interesowało.
Ruszył biorąc pod ramię dziewczynę.
- Zwariowałeś? - Lyssa wyraźnie wątpiła w zamiary Rhaila. Prawdopodobnie miała zamiar się gdzieś ukryć, ale było już za późno. Strażnicy ich zauważyli.
- Hej, coście za jedni?! - ryknął na nich mężczyzna, dotychczas zajęty zbywaniem przybysza z droidami. -
Stać!
- A czy my się wam wpieprzamy w interesy? - odparł Rhail. -
My mamy swoje sprawy. Wy swoje. Idziemy w swoją stronę. Chcesz zaczynać niepotrzebną awanturę? - Wpieprzacie się prosto na nasze terytorium. To nie są Alderaańskie alejki, żeby sobie urządzać romantyczne spacerki - zarechotał mężczyzna. Jego towarzysz wciąż milczał. Nieco różnił się od niego wyglądem, miał widoczne mechaniczne implanty. Hełm, który nosił, zdawał się nie być tak naprawdę hełmem, lecz wszczepioną bezpośrednio w twarz blachą z otworami na sztuczne oczy. Gdzieniegdzie spod fragmentów zbroi wystawały kępki futra. Widząc zbliżających się Zabraka i Catharkę, wycelował w nich ze swojego ciężkiego blastera.
- Jeszcze jeden krok i wypluję na was serię z mojego blastera - odezwał się po raz pierwszy robotycznym głosem.
- Daj znać Torreo - zwrócił się stanowczo do towarzysza -
na jeden dzień opuścił straże przy zejściach do podziemi i już zaczęło się tu panoszyć pełno obcych dziwaków.
- Bacz, kogo nazywasz dziwakiem! - odparła zadziornie Lyssa, co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Cyborg już trzymał palec na spuście, lecz wciąż czekał.
Gestem nakazał ciszę Lyssie.
- Strzelanie do mnie byłoby błędem - powiedział. -
Pewnie ja już bym się nie cieszył z konsekwencji, jakie by was spotkały, ale nie zazdrościł bym wam.
Wolnym ruchem rozchylił płaszcz.
- Nie mam broni, widzisz, ja załatwiam sprawy inaczej - ciągnął -
oczywiście chodzenie bez broni w takim miejscu byłoby głupotą, dlatego mam ją. Sporo kosztowała, ale jest warta tej ceny. Wyluzuj, bo ani ja nie chcę dziur w moim płaszczu, ani ty niepotrzebnych kłopotów.
- Nie masz broni? - parsknął człowiek, po czym spojrzał na dłonie Rhaila. - Przecież widzę te rękawice. Są zakazane w większości systemów. Dobry pięściarz może dosłownie zrobić nimi miazgę z przeciwnika… O ile zdąży dobiec do celu, tak więc stój, gdzie stoisz i gadaj, po coś przylazł.
- Czyżbyś chciał na mnie donieść z tego powodu? - odparł Rhail. -
Ale dość bzdetów. Myślisz. To dobrze. Być może jesteście tymi, których potrzebujemy. Jest kasa do zarobienia, ale ryzyko jest spore. Hmm, większe niż spore. Droid taktyczny wyliczył 23% szans na powodzenie i więcej niż 50% straty.
- Jeśli szukasz najemników, to trafiłeś w złe miejsce. My już mamy robotę - odparł stanowczo strażnik. W tym samym momencie odezwał się jego commlink w hełmofonie, nikt nie słyszał, co do niego mówiono, lecz po chwili poprawił chwyt broni i rzekł do wszystkich: -
Dobra, koniec tego dobrego, macie dziesięć sekund, żeby się stąd wynieść albo podziurawimy was jak sitko.
Jego towarzysz w międzyczasie wcisnął guzik na panelu przy drzwiach i tuż przed strażnikami wyjechały z ziemi durastalowe płyty osłaniające ich poniżej pasa.
- Zwijamy się - rzucił do Lyssy i zaczął wycofywać.
Strażników usatysfakcjonował ten odwrót natrętów. Również i Drall z droidami się wycofał, wcześniej obdarzając Zabraka z Catharką złowrogim spojrzeniem. Oddalili się w różne strony. Lyssa od razu zaczęła zarzucać Rhailowi złe podejście.
- Niczego się nie dowiedzieliśmy! - zaczęła wygłaszać swe pretensje. -
Nie wiemy, kim są, co tu robią, ilu ich właściwie jest. Wiemy jedynie, że mają solidny bunkier i nie dostaniemy się do niego tak łatwo…
Rhail już miał odpowiadać, gdy z komunikatora odezwał się cichy głos Hastala:
- Mam problem. - Idziemy do ciebie - rzucił do komlinka, a do Lyssy:
- Idź z prawej, ja podejdę z drugiej.
Ruszył ostrożnie, starając się, by nie rzucać się w oczy.