Ferna spojrzała na
Woricka i uśmiechnęła się lekko na jego propozycję.
- Och, myślę, że nie ma potrzeby siłować się, by napić się krasnoludzkiego piwa. Nasz pracodawca i tak za wszystko płaci, więc pij do woli, towarzyszu. Poza tym ja nigdy nie piję alkoholu przed zadaniem. No i zdecydowanie bardziej wolę czerwone wino od piwa - rzuciła wesoło do tropiciela i odchyliła się nieco na krześle. -
Będziesz wiedział na przyszłość, czym dobrym mnie poczęstować. - Puściła do niego oczko.
Przysłuchiwała się przy okazji, co pozostali mają do powiedzenia. Oprócz czarodziejki i tropiciela, mieli jeszcze w drużynie kapłana i halflińskiego łotrzyka, co dobrze rokowało przed misją, bo warto było mieć obok siebie ludzi, którzy nie tylko dobrze machają orężem, ale i potrafią zrobić coś więcej. Tak w razie czego. Bo choć zadanie nie wydawało się zbyt skomplikowane, to wojowniczka wiedziała, że zawsze coś może pójść nie tak. W obecnych czasach i położeniu, w jakim się znalazła, Ferna musiała się pilnować.
Do wieczora nie opuszczała już karczmy, bo i nie musiała uzupełniać zapasów na okolicznym targowisku. Wszystko, co potrzebne na tę wyprawę miała albo przy sobie. Wynajęła sobie pojedynczy pokój, posiedziała z nowo poznanymi towarzyszami i porozmawiała z nimi, nie zdradzając jednak zbyt wiele na swój temat - nie musieli wiedzieć, że jest upadłą szlachcianką, a jej nazwisko nie jest zbyt dobrze kojarzone w okolicach. Na wszystko pewnie przyjdzie czas, teraz jednak wolała pozostać na tyle anonimową, na ile mogła. Gdy za oknem zaczęło się już ściemniać, postanowiła udać się na spoczynek.
- Idę do siebie - powiedziała do pozostałych, zbierając swoje rzeczy. -
Wyruszamy jutro z rana po śniadaniu, więc nie siedźcie zbyt długo i nie przesadźcie z alkoholem. To tylko taka moja dobra rada, bo na pewno wszystkim nam będzie się lepiej podróżować wyspanymi i bez kaca, czyż nie? Dobranoc i do zobaczenia przy śniadaniu.
Po opuszczeniu kompanów, podeszła do szynku, za którym uwijał się gospodarz i zamówiła balię pełną gorącej wody, do tego wiadro zimnej, po czym skierowała się schodami na piętro. Zajmowała ostatni pokój po prawej i to nie był standard, do jakiego była przyzwyczajona, niemniej musiało do niej w końcu dotrzeć, że jeszcze wiele wody upłynie, zanim znów zacznie żyć tak, jak żyła wcześniej. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Pokój był niewiele większy od łazienki w dworku jej rodziców, a znajdowało się tu jedynie łóżko i komoda. Na szczęście wypchana czymś miękkim imitacja materaca pozwoli jej chyba całkiem dobrze spać. Na pewno przekona się o tym na własnej skórze.
Niedługo później dostarczono jej balię z wodą, więc Ferna zamknęła drzwi na klucz, rozebrała się i weszła do przyjemnej, bardzo ciepłej wody, która sprawiła, że w chwilę się zrelaksowała. Rozleniwiona, zamknęła oczy i zanurzyła się niemal całkowicie pod taflę wody. Cieszyła się chwilą, która w kolejnych dniach na szlaku będzie ciężka do powtórzenia. Leżała w balii dopóki woda niemal zupełnie ostygła - gdy jeszcze mieszkała w dworku rodziców, uwielbiała brać długie kąpiele, zwłaszcza mając służkę, która donosiła jej wiadra z wodą, jeśli ta zaczynała stygnąć. To były stare czasy, których wojowniczce często brakowało. Wiedziała jednak, że prędzej, czy później, nadejdzie dzień, że oczyści nazwisko z bezdpostawnych zarzutów.
Po kąpieli szybko wskoczyła do łóżka i nakryta kołdrą aż po uszy, zasnęła niczym dziecko.
Następnego dnia obudziła się, gdy za oknem świtało. Przemyła twarz zimną wodą, która została jej z wczorajszego wieczoru, po czym zrobiła kilka pompek i brzuszków, tak, jak pokazywał jej Ragnar. Musiała być w dobrej formie, jeśli miała radzić sobie na szlaku. Po kilku minutach takich ćwiczeń, ubrała się, by być gotową do drogi i zeszła do wspólnej sali. Jedynie dwa stoliki były zajęte, więc kobieta usiadła przy tym samym, przy którym siedzieli wczoraj, zgadzając się pojechać do Phandalin. Była na dole jako pierwsza z towarzyszy, więc postanowiła na nich poczekać zamawiając sobie jakieś syte śniadanie. Zajadając się pysznym omletem z kiełbasą, oczekiwała na kompanów i nie mogła doczekać się, kiedy w końcu wyruszą w drogę. Nie cierpiała siedzieć bezczynnie.