Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2018, 22:01   #10
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Rogar niechętnie opuszczał swoje rodowe gniazdo, tym bardziej że zostawiał w nim dwa ptaszki, o których ciężko mu było myśleć inaczej niż o sępach. A przynajmniej tak widział młodego Ube, pani Barthad widziała mu się bardziej jako gęś i to nie z gatunku tych nad wyraz inteligentnych. Ilyrio będzie miał jednak na nich oko i to musiało wystarczyć. A Zeldan pojawi się na tej przeklętej uczcie u Lewengrove'a i zaraz wraca z powrotem.

W drodze obyło się bez przeszkód. Jej część Rogar pokonał wierzchem, kiedy indziej siedział na wozie, a lejce Białonóżki przywiązał do wozu, za którym posłusznie szła. Noc w przydrożnej karczmie również nie zapewniła mu wrażeń. Był za to wdzięczny losowi, który widać wyczerpał limit niemiłych niespodzianek jeszcze w Dobroli.

Tak przynajmniej szlachcic uważał do czasu, gdy wraz ze swoim małym orszakiem nie dotarł na dwór barona. Już jedno z pierwszych zdań, jakie usłyszał z ust szlachty, która licznie zjechała na ucztę, dotyczyło spisków i knowań. Jakie to typowe dla tej klasy społecznej, jak bardzo tym gardził i jak bardzo był w tej kwestii hipokrytą.

Na podsłuchaniu przyszłych spiskowców jednak się nie skończyło. Już wkrótce jeden z nich, ich przywódca, jak przypuszczał Rogar, zapukał do jego drzwi. Ostatni z rodu Zeldanów nakazał Farkowi wpuszczenie bogatego ziemianina, a następnie wyprawił sługę z pokoju. Po prawdzie nie miał ochoty na rozmowy z pyszałkowatą szlachtą, tym bardziej w sprawie z jaką stary możny przychodził, ale uznał, że nie może go od tak odprawić. Trudno było uwierzyć, że ewentualny przewrót pałacowy, a raczej dworski, dojdzie do skutku, ale gdyby jednak, lepiej nie zrażać ludzi, którzy w jego wyniku mogą dojść do władzy. Panu na Dobroli trudno było na szybko podjąć decyzję jak powinien się zachować, gdy wiadoma propozycja w końcu wypłynie na wierzch. Postanowił, że zobaczy jak potoczy się sama rozmowa. W ostateczności będzie to dobra okazja, by pożartować sobie z Wanza. Oczywiście tak, by ten się tego nie domyślił.

- Witam serdecznie - powitał gościa. - Pan Kylian Wanz, jeśli się nie mylę? Poznałem po herbie na tunice. Ojciec wiele mi o waszmość panu opowiadał. Prawdziwy to zaszczyt dla mnie, móc waści poznać. Może usiądziemy? - wskazał krzesła. - Niestety nie mogę zaproponować niczego do picia. Dopiero co przyjechałem i nie zdążyłem jeszcze posłać sług po rzeczy potrzebne do… zadomowienia się - uśmiechnął się szeroko. - No, ale czym mogę służyć?

- To dla mnie zaszczyt, że kojarzycie mój herb - odpowiedział dość szczerze, lekko zaskoczony rozmówca. - Jakkolwiek wciąż opłakujemy śmierć pana ojca, Ralaufa, tak widać, że jesteście godnym następcą głowy rodu. Słyszałem jednakże, od życzliwych nam obojgu osób, że męczy was sprawa ożenku, nie mogąc znaleźć odpowiedniej kandydatki. Nie chcąc obgadywać was za plecami, bo li to mocno niezręczne, tak chciałem osobiście was zapytać, czy prawda to?

- Cóż to, macie zamiar bawić się w swata? - zażartował Rogar, wzmacniając przekaz krótkim śmiechem. - Żony nie mam, to prawda. Ale mój ojciec również żenił się w późnym wieku, a i mój dziadunio, jak mi mówiono, również. A narzeczoną znalazłem, córkę starego pana Barthada z Rottenbergu, może słyszeliście o nim? Niestety ową dziewczynę napadli na trakcie jakowyś pieprzeni grasanci i… - nie dokończył, tak wypadało. - W każdym razie ślubu nie będzie, a i z szukaniem nowej kandydatki na panią Zeldan będzie się trzeba wstrzymać do końca żałoby - Rogar umyślnie mówił o wszystkim lekkim tonem, dając do zrozumienia, że wspomniane wydarzenia niespecjalnie go dotknęły.

- Ja w swata? Skądże, skądże - odparł Wanz, również nieco rozbawiony. - Daleko mi, co najwyżej moja małżonka czasem lubi takie głupoty, ale kto tam za babami nadąży… zresztą pewnie wiecie najlepiej. Szkoda tej Barthadowej, chociaż słyszałżem, że to trochę dziwna rodzina. Więc podejrzewam, czemu panu tak bardzo nie żal ich kandydatki. Aczkolwiek każdego szkoda, tym bardziej, że to w pana okolicach ponoć się wydarzyło. U nas w okolicach Mayeny to nie do pomyślenia by było. Że też baron Lewengrove tak nie upilnuje, żeby porządek z tymi bandytami jakiś zrobić…

Po tych słowach Rogar mógł odczuć wzmożoną czujność Kyliana, by rozpoznać jego reakcję na nieprzychylne słowa wobec barona i dość nerwowe oczekiwanie na odpowiedź. Sam jednak pomyślał: “O nie, bratku, tak łatwo mnie nie podejdziesz. Wysil trochę ten siwy łeb”.

- Czy ja powiedziałem, że mi jej nie żal? - umyślnie ciągnął pierwotny temat. - Bardzo mi jej żal, to była urocza dziewczyna. Nawet wysłałem swoich ludzi w pogoń za tymi bandytami. Gdyby nie zaproszenie na ucztę, byłbym razem z nimi - ton jego głosu nie zmieniał się, wciąż był lekceważący.

- Oj, oczywiście, że nie to miałem na myśli - odparł lekko zbity z tropu Wanz. - Nie wątpię, że strata panny Barthad wielką stratę wywołuje, jedynie chodziło mi o jej rodzinę. Chociaż dobrze to słyszeć, że i oni, i pan gotowi na własną rękę podjąć poszukiwania. U nas w Mayenie na pewno byłoby to za wsparciem naszych władz, jak widać, tutaj inne panują zwyczaje. Rozumiem, że zjawiliście się na uczcie, by osobiście wyrazić dezaprobatę baronowi z bezpieczeństwa podległych mu okolic?

- Nie - odparł krótko Rogar. - W zasadzie nie wiem po kiego czorta tutaj przybyłem. Baron wezwał, no to jestem. Mam po prawdzie swoje zdanie o nim, ale zbyt chudy ze mnie pachołek, by samotnie przeciw niemu stawać. Wolę już spokojnie siedzieć w swojej Dobroli, która obronić potrafię sam - wycelował palcem w Wanza, aby podkreślić ostatnią część zdania.

- Wiecie, nawet smok dupa, kiedy przeciwników kupa, ha ha ha - zaśmiał się ze swojego żartu mężczyzna. - Ja powiem szczerze, że wiele osób nieprzychylnych naszemu baronowi. Rozmawiam, to tu, to tam. Każdemu się znajdzie coś, co wadzi. Ale każdy się boi, bo cóż to, przeciw baronowi stawać. Sam nas tu gromadzi, by nas nieco podkupić ucztą, zabawą, ale może właśnie powinniśmy z tego skorzystać w drugą stronę, by właśnie zebrać się przeciw niemu. Co sądzicie?

- Mówicie o buncie? Oczywiście nasza rozmowa jest czysto teoretyczna - zaznaczył Rogar typowym zwrotem dyplomaty. - Nie mam głowy do wielkiej polityki, ale tak sobie myślę, że jeśli ktoś podniesie broń na Lewengrove’a, zaraz Foltest ściągnie tu ze swoimi chorągwiami, żeby wasala bronić, albo mścić się za niego, jeśli ci teoretyczni buntownicy zdążą go do tego czasu pozbawić głowy. No bo chyba miejscowa szlachta nie może w tym względzie liczyć na poparcie króla? Albo chociaż… ciche przyzwolenie?

- Król nigdy jakoś źle z Lewengrovem nie żył, ale z drugiej strony, właśnie teraz zajęty niepokojami z Redanią. Ale w konflikt zbrojny bym nie chciał wchodzić, zaraz ktoś trzeci jeszcze o jakąś zdradę kogoś osądzi i będzie duży problem. To jeśli już, to tak bardziej zgrabnie by trzeba. Wiecie… podstępem. - zakończył wypowiedź dumny z siebie Kylian, wpatrując się dziwnie w Zeldana, jakby oczekiwał jakiejś deklaracji rozmówcy.

- Podstępem, powiadacie - Rogar udał, że się namyśla. - A któż miałby tego dokonać? Przecież nie szlachta, która takimi metodami się brzydzi. Miejskie cechy najmą jakowyś zabójców? Bo chyba o innym sposobie niż posłanie Lewengrove’a na tamten świat nie zamyślacie?

- Szlachta brzydzi? - zdziwił się Wanz. - Nie wiem, jak długo trzeba by żyć, by pamiętać takich czasów, o ile w ogóle kiedykolwiek takie były. Być może u was silne, honorowe tradycje rodzinne, panie Zeldan, ale z tego, co ja poznałem, to knowania, spiski, to główna rzecz, jaka naszej szlachcie w głowie. I właśnie taki też jest sam baron, zamiast zajmować się swoimi ziemiami i bezpieczeństwem, by niewinna panna Barthad nie musiała tak brutalnie swego żywota zakończyć, to zbiera nas tutaj na uczcie, właśnie po to, by knować po bokach. Powiem wprost, panie Zeldan. Jeśliście jako i my niezadowoleni z władania barona, póki co wystarczy mi wasze słowo. Czas policzyć szable. A gdy nadejdzie pora, to zmyślne głowy już będą wiedzieć, co robić.

- To była tylko ironia. To takie wyrażenie, które… Zresztą nieważne - Rogar zrezygnował z pouczania starszego szlachcica. - Pomówmy szczerze. Żywicie jakiś afront względem barona Lewengrove’a, to wasza sprawa. Ale próbujecie mnie wciągnąć do waszego kółka wzajemnej adoracji, wykorzystując mój żal po stracie narzeczonej, a to już nie tylko moja sprawa, ale wyjątkowo prymitywna próba nakłonienia mnie do zatańczenia tak, jak mi zagracie, panie Wanz.

Na czole Rogara pojawił się groźny mars, ale szybko zniknął, a sam Zeldan wybuchnął szczerym śmiechem.

- Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać - rzekł, gdy się uspokoił. - Mówicie, że czas policzyć szable. Policzmy więc. Nie myślicie chyba, że opowiem się po którejś ze stron, nie wiedząc jakie kto ma w ręku karty?

Kylian wyraźnie się speszył, gdy okazało się, że nie pojął ironii.

- A wiecie, bo ja tak… - zaczął bełkotać nieskładnie, mocno zbity z tropu. - No nie wiem panie, była pewna kwestia, będąca rzeczywistym powodem mojej obecności tutaj, ale chyba jednak się wstrzymam póki co. Jeśli stawiacie sprawę tak, że będziecie po liczniejszej stronie. Ale to i tak dla mnie cenna wiadomość. Dziękuję za szczerość.

Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby miał już dość rozmowy. Wyglądał, jakby zastanawiał się, czy wybiec z pomieszczenia, ale jeszcze dodał.

- A może wy macie jaką sprawę jeszcze do mnie? Bo jak nie, to zacznę przygotowania do uczty…

- Mam, panie Wanz - odpowiedział Rogar. - Chciałbym abyście uwierzyli, że nawet jeśli nie jestem waści sojusznikiem, to nie jestem waści wrogiem. Jak mówiłem, nie znam się na wielkiej polityce i jest mi obojętne kto mieszka w tym dworze. Czy będzie to Lewengrove, czy też ktoś inny, być może bardziej godny baronii, nie moja to rzecz. I temu, i temu będę służył wiernie. Mam nadzieję, że się rozumiemy?

- Oczywiście, panie Zeldan - Wanz starał się trzymać fason. - Znam się na ludziach i gdybym wątpił w pana intencje, przecież tego wszystkiego bym panu nie powiedział, ha ha? - zaśmiał się nerwowo, niespokojnie przebierając nogami.

- Czego mi nie powiedział? Z tego co pamiętam dyskutowaliśmy o zeszłorocznych żniwach, wspomnieliście też o moim świętej pamięci ojcu i poinformowaliście mnie o dobrej partii do ożenku pod Mayeną. Chyba pamięć mnie nie zawodzi?

- Tako i jest, jak mówicie. Natychmiast po powrocie do Mayeny szepnę słówko gdzie trzeba, by gdy tylko czas pozwoli nam pozbyć się żalu w sercach po śmierci panny Barthad, udało się znaleźć matkę dla przyszłego pokolenia Zeldanów - Kylian pokłonił się, lekko pocieszony słowami Rogara, po czym prędko wyszedł z jego komnaty.

Pan na Dobroli wstał by pożegnać gościa, a zaraz po jego wyjściu usiadł i zamyślił się głęboko. Długo się zastanawiał co powinien teraz zrobić, bo tego, że powinien coś przedsięwziąć, był pewien. Cholerny Wanz postawił go przed wyborem, a to była bardzo niekomfortowa pozycja. Odmówienie jego podjęcia mogło być błędem, ale to już się stało. Teraz trzeba było znaleźć sposób jego naprawienia. Zdawało się, że wybór miał tylko jeden...

Wkrótce wrócił Farek i Rogar nakazał mu przygotowanie stroju do uczty. Nie zamierzał stroić się niczym paw, postawił na strój prosty i praktyczny. Zwykłe czarne, lniane spodnie i biała koszula oraz skórzane buty z cholewami. Jedynie, sięgająca kostek, tunika z długimi rękawami miała mieć barwę purpury, a na piersi widnieć miał herb Zeldanów, złoty lew na czarnym polu. Na palce szlachcic założy swoje pierścienie, a do pasa przywiesi sztylet w pochwie ze złotymi zdobieniami. Gdyby tylko mógł wziąć miecz...
 
Col Frost jest offline