Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2018, 23:11   #11
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- No - zaczęła Rota skinąwszy głową. Zanim jednak powiedziała kolejne słowo na jej barku pojawiła się łapa Diego, która jednocześnie przerwała kobiecie jak i odsunęła ją nieco w tył.


- No - niskim tembrem głosu, który wydobył się z kamiennej twarzy, powtórzył za towarzyszką gapiącą się na niego surowym wzrokiem.

Łysy mięśniak, któremu nie daleko było z sylwetki do samego szefa stanął pierwszy, wyprostował i naprężył się splatając ręce na klatce piersiowej. Miał na sobie mieszane elementy pancerza, jak cała trójka, choć jako jedyny całkiem pokaźną buławę zwisającą z jego pasa.

- Pysk nie zaorany, na sali się nada, szefie. Niech no który będzie się rzucać po winie, to go ustawię gdzie trzeba - zapewnił kiwając głową.

Gdy skończył, Rota chciała kontynuować, a dokładniej nawet i zacząć swoją kwestię. Otworzyła usta, by się odezwać, a tym razem przerwał jej Hans, wystąpiwszy o krok.


Był to człowiek niższy, choć z tego powodu wcale nie chudszy. Trochę zarośnięty brunet o spokojnym neutralnym obliczu, gdzie masę ciała miał rozłożoną na barki, najwidoczniej rozkładałał pracą jaką wykonywał machając siekierą wsuniętą za pas.

- Mnie to do środka nie trzeba dawać- ocenił, choć wraz z drugą myślą nieco zmienił zdanie. - ...ale za to w tłumie nie będzie mnie za dużo widać - uśmiechnął się półgębkiem.

Dla ich towarzyszki było to już za dużo. Dwa razy pozbawiona głosu zeźliła się sromotnie i milczeć już nie zamierzała.


Była to blondynka średniego kobiecego wzrostu o przeciętnej aparycji, której na dodatek nie miała w zwyczaju pielęgnować. Ani nie barczysta, ani nie hucherko. Najwyraźniej nie mająca innego ubioru niż przeszywanica obłożona fragmentami opancerzenia każdego nie od parady. Na plecach miecz, gdzieś indziej wetknięte sztylety. Wokół pasa napchanych parę sakiewek różnorakimi przydaśkami. Te ostatnie niestety sprawiały, że od Roty waliło siarką jak od smoka.

- A paszli mi won, cholernicy jedni! - uniosła głos zdzieliwszy piąchą jednego i drugiego po ramieniu. - Za babami będziecie się uganiać, jełopy, i całą trójkę wypieprzą na zbity pysk! A jak komu szkło w łapach jebnie, to się gapić będziecie jak ciele w malowane wrota! Po mnie wydzierać się będziecie. Chlewu tylko na salonach narobicie - wyrzuciła swoje, po czym dopiero skierowała się do szefa. - Ich to na powietrze, niech każdy obejrzy te facjaty. Będzie spokój a robota zrobiona.

- Co roku gorsi… - odpowiedział cicho dowódca, drapiąc się po głowie. Po dłuższej przerwie, która wyglądała na jakiś zaawansowany proces myślowy, dodał. - Ale tego żem jeszcze nie miał, żeby baba dwóch chłopów ustawiała. Z jednej strony dałbym cię do środka, bo jedni w razie czego kobiety nie chcą bić, a ci, co się ośmielą, to są zaskoczeni, kiedy odda… Ale tych dwóch, to znowu muszę dać na zewnątrz, to bym was musiał rozdzielać. Do kontaktu ze szlachtą to też pasujecie jak pies do… jak… nieważne… - Zrezygnował z błyskotliwego porównania, nie potrafiąc przypomnieć sobie wszystkich jego słów.

- Czyli jak, razem chcecie działać, czy rozdzieleni? Bo już kurwa sam nie wiem, co z taką ferajną zrobić… - zakończył, wyraźnie zdezorientowany prezentacją trójki przybyszy spod Mahakamu.

- Cwana, ja tu, kurwa, widze, co kombinujesz... - mruknął pod nosem Diego obracając się do Roty, która gapiła się na niego równie niezadowolona.

- Dobra... - odezwał się rozjemczo Hans. - Szef słucha, zrobimy tak. Dużego damy na wejście, będzie pilnował - zaproponował wskazując dłońmi odpowiednią osobę. - A my się zaszyjemy w środku i będziemy nadstawiać ucha, jak to szef powiedział. Bez mącenia w tłumie - podsumował unosząc pytająco brwi i patrząc na rozmówców.

- Niech będzie - sapnął Diego zabierając wzrok od równiez udobruchanej towarzyszki na rzecz decydującego.

- Jak baron potrzebuje, by bardziej pasować, to niech się czym podzieli, co tam by mu odpowiadało - Rota zwęszając okazję zagaiła temat, z którego można było wyciągnąć więcej korzyści.

- Na wejściu? Hehe, to dobre - powiedział prześmiewczo do pozostałej trójki najemników w pomieszczeniu. - Na wejściu to my mamy doborowych ludzi, co nie zaczynają zdania od “no”. Gdzie prosiakom do… no wiecie gdzie, takie powiedzenie było. Ale kombinatorzy z was nieźli, to być może będzie z was użytek i nie będziecie musieli za dużo gęby otwierać. No i jak i tak ma was dwóch ciągnąć za uganiania się za babami, to znajdziemy rozwiązanie. Przyjedzie tu czarodziejka. Od razu wlepiacie w nią swe ślepia, pewnie jak zawsze, ona będzie miała najbardziej cycki wywalone na wierzch, więc nie będzie to dziwota. Patrzycie na każdy jej ruch dłoni, każde mamrotanie pod nosem. Wszystko zapamiętujecie i dajecie znać swojej koleżance, żeby jej przerywała, jak tylko zacznie cokolwiek podejrzanego robić. Miałaś kiedyś do czynienia z czarodziejkami? Będziesz wiedziała, jak sobie radzić?
Zwrócił się na koniec do Roty z zaciekawionym wzrokiem.

Na atrakcyjne wieści Diego przekrzywił minę w znak uznania i pokiwał głową. Hans zaintrygowany wsłuchiwał się w słowa szefa układając całość w jeden obraz. Jedynie Rota milczała wpatrując się w zamyśleniu na proponującego.

- Nie za wiele - odpowiedziała naciągając nieco fakty, by po chwili się zrehabilitować. - Różni są wiedźmy i czaromioty. Co kraj to obyczaj, a co łeb to zwyczaj. Ale za to wiem, kiedy paniusia się wdzięczy, a kiedy już nie - przyznała biorąc się rękami za boki.

- No - potwierdził Hans sklejając w jedną całość fragmenty swych myśli. - Szef podsunie tego, kto ją tam zna, to się tym zajmiemy.

- Czyli nic nie wiecie o czarodziejkach - powiedział bez większych emocji dowódca. - I o tym, jak ona na innych i inni na nią będą reagować. Najważniejsze, to że to zawsze jadowite żmije, knujące i podstępne. Dlatego baron nawet nie wie, o co może takiej chodzić. Byle za wiele z tego, co chce zrobić, się jej nie udało. To wasza, odpowiedzialna broszka. Ani jeden, ani drugi ma mi z nią nawet nie próbować rozmawiać, bo was zrobi na miękkie jabłko… czy kwaśne. Ale im więcej będziecie o niej wiedzieć, tym lepiej. Są tu różne plotki, że kiedyś nawet z baronem się chędożyła po kątach, ale cholera tam wie. Chcecie, to możecie popytać. Ale najpierw dostaniecie jakieś płaszcze, bo nie będziecie tacy odrapani przy uczcie chodzić. Jeszcze jakieś wyposażenie będziecie potrzebować?

Robota miała polegać na siedzeniu i obserwowaniu, gdzie brzdęk sypał się mimochodem... Były to idealne warunki pracy na Roty. Zdecydowanie i bezapelacyjnie z całej trójki była najbardziej usatysfakcjonowana, choć służbowe oglądanie cyców piękności było nadzwyczaj interesującą nowinką w repertuarze jej towarzyszy. Blondwłosa niestety różniła się tym, że była zachłanna i nigdy nie mogła sobie odmówić czegoś jeszcze, póty druga strona nie odmówiła. W końcu baroński płaszcz nie w kij dmuchał i wart był swoje, nawet jeśli była to wartość spekulacyjna.

- Łaźni - rzuciła niby nieco zaczepnie, niby nie zaczepnie.

- Łaźni? - zdziwił się dowódca. - Skąd ja wam od razu całą łaź… a, że skorzystać! No to coś się znajdzie. To znaczy tam teraz dużo ludzi, wiadomo, jak to przed ucztą. Zwłaszcza, jak to u bab. Ale jak macie wśród gości łazić, to może i dobrze. No. Znajdzie się coś. Koledzy też respektują? - ciągle lekko zaskoczony dopytał Diega i Hansa.

Zmieszane miny towarzyszy nie wyrażały zbytniej chęci. Im bardziej pasowały zimniejsze warunki kąpielowe. Bili się z myślami, a Diego szturchnięty przez Rotę spojrzał się na nią po czym bez dłuższego namysłu niechętnie się zgodził.

- Respektują - podsumowująco kiwnął głową Hans mimo największej niechęci.

- To ile za robotę? - zmieniła temat Rota, której koncert życzeń jeszcze nie został zatrzymany.

- Jak na ogłoszeniu, nie będziemy się targować. Dwieście orenów temerskich. To i tak już podwyższona stawka, tylko dlatego, że jedziecie tu z daleka. - Dowódca na potwierdzenie twardych słów, zrobił groźną minę, co przy przeoranej bliznami twarzy nawet nie było szczególnie trudne.

- Dwieście to dobre na zachętę... - podjęła Rota, którą bardzo szybko zgasił wyraźny wzrok obu jej towarzyszy. Walczyła jeszcze chwilę z własną dumą i ciągotami, choć końcowo musiała przełknąć dalszy wywód. W ciszy przeanalizowała sytuację i doszła do wniosku, że co prawda cena nie ulegała zmianie, lecz o beneficjach nie zostało powiedziane ostatnie słowo. - Jeszcze coś - zagaiła nie mogąc nie wyjść zwycięsko z tego targu - spanie - wyłowiła najprostsze słowo mogące określić pragnienie, które w warunkach barońskich byłoby zdecydowanie przejmujące.

- O - podchwycił łysy Diego. - Balowanie o zmroku się nie skończy, a mi się nie uśmiecha po nocy biec do jakieś chłopskiej stodoły - oznajmił mając wciąż splecione ręce na klatce piersiowej.

- No - przytaknął Hans. - W końcu my nie stąd. Jak tu pilnować myśląc o łóżku na drugim końcu lasu?

- Spokojnie, na dzisiejszą i jutrzejszą noc macie zarezerwowaną chatę niedaleko pałacu. Tam też będzie baza wypadowa, jakieś żarło, bo o to pewnie zaraz też zapytacie. Nie wiem, skąd was wytrzasnęli, ale u nas jednak trochę o takie rzeczy się dba. Puchów jak w ekskluzywnym burdelu tam nie będzie, ale powinno wam starczyć. Ale od razu mówię, że jak zaczniecie robotę, to skończyć możecie tylko na wyłączny mój rozkaz! Bez kurwa jakichś swoich wymysłów. Zrozumiano?

- Zrozumiano - odpowiedziała Rota, której pytania faktycznie uprzedził zabliźniony na twarzy szef. Tyle ile mogła ugrać, to ugrała. Zysk był czytelny, beneficja również. Zadanie zarysowane. Po szczegóły należało udać się do służby, czy innych gości. Proste. Przynajmniej tak z początku mogło się wydawać...
 
Proxy jest offline