Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2018, 14:33   #58
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Joel widząc jak Barry pada nieprzytomny na ziemię, natychmiast doskoczył do brata. Wyglądało na to, że był tylko ogłuszony, choć Strode nie wykluczał, że po tak potężnym ciosie trzeba będzie odwiedzić chirurga szczękowego.
- To ja przepraszam panie Wood. Od dwóch dni Barry dziwnie się zachowuje. Nigdy nie był taki agresywny – próbował się tłumaczyć nauczyciel po czym dodał – Nie możecie teraz wyjść, jest godzina policyjna a ci żołnierze…
Nauczyciel westchnął wymownie.
- Możecie spać w sypialni i w pokoju gościnnym a ja zdrzemnę się na kanapie – dokończył i spojrzał na brata – Musimy tylko coś zrobić z Barrym, żeby nie pozabijał nas we śnie.

- Mną się nie przejmujcie - wtrącił się Henry chociaż w tym momencie chyba nikt się nim nie przejmował, - mi wystarczy fotel w salonie. - Najwyraźniej nie pomyślał nawet, że ktoś mógłby chcieć go wyprosić z mieszkania.

Jack jednak nie wyglądał na przekonanego i spojrzał na Darleen, czekając na jej decyzję.

Darla oderwała się od ściany, gdzie przezornie się usunęła, żeby ktoś jej nie zahaczył w zamieszaniu.
- Ojciec zwykle też się tak nie zachowuje – mruknęła przepraszająco. – Coś dziwnego się dzieje w mieście, mój znajomemu też odwaliło, choć nie bywa agresywny. Może dlatego nas odcięli? – przeniosła pytające spojrzenie z Joela na staruszka.

Słowa dziewczyny wywołały w nauczycielu lekki niepokój. Przez chwilę zastanawiał się czy powiedzieć im o swoich doświadczeniach. W końcu uznał, że powinni poznać prawdę.
- Darleen ma rację. Jestem spokojnym gościem, brzydzę się przemocą, ale od wczoraj…
Strode rzucił okiem w stronę Barrego sprawdzając czy dalej jest nieprzytomny.
- Barry mnie zaatakował pod szpitalem, pierwszy raz w życiu podniósł na mnie rękę. Doznałem wstrząsu mózgu a dzisiaj rano gdy się obudziłem znalazłem pod łóżkiem kij bejsbolowy. Zakrwawiony. Problem w tym, że nie wiem jak się tam znalazł. Nic nie pamiętam, wydawało mi się, że w nocy spałem jak zabity…A teraz zaczynam mieć wątpliwości. Bo jeśli faktycznie coś wpływa na mieszkańców i wywołuje w nich agresję, to nikt z nas nie jest bezpieczny.

Barry oddychał regularnie ale dalej był nieprzytomny.

- Poniosło mnie - przyznał Jack ciągle rozcierając pięść.

- Ale… - zaprotestował Henry, - o czym wy mówicie? Mały Jo by nigdy… nawet muchy nie skrzywdził… a wszystko to jakiś spisek ruskich mających na celu przejąć kopalnię!

Darla pokiwała głową.
- Ja też myślę, że ma to związek z kopalnią - wtręt o spisku ruskich pominęła milczeniem. - Mój znajomy brał udział w akcji ratunkowej, był narażony na… - poszukała słowa - bezpośrednią ekspozycję? Potem prawie zakatował człowieka. Prosił mnie o pomoc, był przerażony, nie rozumiał, co się stało.
Spojrzała na ojca.
- Też jesteś pobudzony. Byłeś w kopalni po tąpnięciu? A Ty, Joel? Twój brat?
Nie czekając na odpowiedź zastanawiała się gorączkowo.
- Ja czuję się normalnie… na razie. Powinniśmy opracować jakąś procedurę na wypadek, gdyby komuś odbiło.. Bo w pomoc wojska nie za bardzo wierzę.

- Kilka godzin po tąpnięciu pojechałem zobaczyć co się stało. Stałem na wzniesieniu, ale nie zbliżałem się bezpośrednio do terenu kopalni – przyznał Joel po czym od razu przypomniał sobie o swoim bracie – Barry czasem ucieka z domu i jeździ tam, Pan Wood wie dlaczego.

Joel nie wiedział co Darleen wie o wypadku, który wydarzył się dwadzieścia lat temu. Musiała być jeszcze małym dzieckiem i pewnie wiele rzeczy wtedy do niej nie docierało. Nauczyciel nie chciał wdawać się w szczegóły i opowiadać, dlaczego jego starszy brat jest jaki jest. Czekały na nich ważniejsze kwestie.

- Ale nie sądzę, by po wypadku w ogóle wychodził z domu, przez prawie cały czas byłem przy nim, nie miał bezpośredniego kontaktu z kopalnią. Może przyczyna jego zachowania leży gdzie indziej. Wiecie, Barry ma obsesję, uważa że kopalnia zabiła naszego tatę i brata, traktuje to miejsce dość…personalnie. Może po tąpnięciu wróciły dawne wspomnienia i lęki się nasiliły, nie wiem..

Joel na chwilę zawiesił się próbując pozbierać myśli. Zaschło mu w gardlę ale zauważył, że szklanka z wodą jest pusta.
- Jeśli Darleen ma rację, jeśli to faktycznie jest jakiś wirus mamy przesrane. Pół biedy jeśli przenosi się przez kontakt bezpośredni, ale jeśli to coś jest w powietrzu…To znaczy, że teoretycznie wszyscy jesteśmy zarażeni. Być może wirus znajduje się w uśpieniu i uaktywnia pod wpływem jakichś bodźców, za mało mam danych, żeby to stwierdzić. Musimy się obserwować nawzajem a w nocy proponuję objąć warty, po dwie osoby na zmianę. Zamieszki w Diamond Taint zaczęły się w nocy, być może po zmroku coś niedobrego zaczyna wychodzić z ludzi. Zobaczymy co się wydarzy dzisiaj – rzucił na koniec Joel czekając na odpowiedź.

- Miejmy nadzieję, że nic się już nie wydarzy - powiedziała Darleen i spojrzała na Barry’ego. - Co będzie, jak się obudzi? Nie jest zadowolony, że w domu jest ktoś obcy… Może jednak powinniśmy iść?
- Jak się ocknie podam mu leki
– odpowiedział Joel - Zwiększę dawkę, do rana powinien spać a nawet jak się obudzi będzie powolny i otępiały. Uważam, że bezpieczniej będzie, jak zostaniemy tu wszyscy razem. Wasza decyzja co zrobicie.

Staruszek przysłuchiwał się chwilę rozmowie ale w końcu machnął ręką i udał się na fotel w salonie moszcząc się wygodnie. Broń oparł o podłokietnik fotela.

- Nie, nie byłem w kopalni od czasu tąpnięcia - odezwał się w końcu Jack. - Widziałem się jedynie z… kilkoma osobami, które przy niej pracują - powiedział oględnie. - Z resztą… po tym tąpnięciu i tym co się dzieje wokół chyba wszyscy jesteśmy trochę nerwowi. To może nie mieć nic wspólnego z żadnym wirusem - bagatelizował.
Darleen potrząsnęła głową.
- Tato, chciałabym wierzyć w to, co mówisz… ale ten facet w aucie.. nie zachowujesz się tak. Nie znam cię takiego. Coś się dzieje, coś niedobrego.
- Jeśli tak
- zwróciła się do Joela - to wolałabym zostać. Przynajmniej do rana, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Niezależnie od tego, co się może wydarzyć, jest godzina policyjna.

Jack odpowiedział tylko wzruszeniem ramionami. Najwidoczniej nie chciał dyskutować tej kwestii.

- Dobrze. W takim razie proponuję jednak objąć czterogodzinne warty na zmianę i pilnować się nawzajem. Ja zacznę pierwszy, ktoś chętny się dołączyć? – tu spojrzał najpierw na staruszka a potem Jacka i jego córkę.

- Drugi! - krzyknął Henry z fotela.

-Ja też mogę pierwsza, nie chodze tak wcześnie spać - zadeklarowała Darla. - Czyli my do drugiej, a potem ty, tato , z panem Henrym do rana?

- W porządku - zgodził się Jack.

Kiedy już wszystko było ustalone Joel zwrócił się do Woodów.
- Przygotuję dla was łóżka w sypialni i w gościnnym. Miejcie oko na Barrego, jak się zacznie budzić zawołajcie.
Strode wyszedł z salonu.
-Wystarczy jedno! - krzyknęła za mężczyzną Darla. - Nie brzydzę się spać w pościeli po tobie - uśmiechnęła się do ojca. Napięcie zaczynało się robić nieznośne.

Joel usłyszał Darleen, ale czuł się zobowiązany ugościć rodzinę Woodów najlepiej jak potrafił. Przygotował więc dwa łóżka, jedno w pokoju gościnnym, drugie w sypialni. Z szafki wyjął świeże ręczniki i pokazał im gdzie są łazienki. Barry wciąż leżał oszołomiony, ale powoli zaczynał się wybudzać. Nauczyciel zwrócił się do Henry'ego i swoich gości.
- Wyjdźcie z salonu, lepiej żeby was teraz nie widział. Podam mu leki i zaprowadzę do pokoju.

- Prysznic się przyda - przytaknął Wood. - I chyba pójdę już w ślady Henrego. Staruszek już chyba zasnął w fotelu. To był męczący dzień.

Nim odszedł, zatrzymał się jeszcze przy Joelu.

- Dzięki i… przepraszam za to - skinął głową na dochodzącego do siebie chłopaka.

Darla przeszła do kuchni. Usiadła przy stole kuchennym i wygrzebała z torby blister pastylek. Wydłubała jedną i połknęła bez popijania.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline