Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2018, 08:30   #8
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Krzesło zaszurało gdzieś za plecami byłego niewolnika.

- Moje gratulacje, Leith, oto stałeś się pełnoprawnym mężczyzną. Ciesz się tym wieczorem, Esmeralda jest do twojej dyspozycji. Tylko nie przesadźcie. Rano oczekuję cię na śniadaniu. Omówimy sobie na spokojnie twoje... umiejętności i plan treningu. A teraz dobrej nocy wam życzę. - Leith kiwał co prawda głową ale był za bardzo zaaferowany opróżnianiem się do końca na twarz Esmeraldy by do końca kojarzyć co mężczyzna do niego mówi i czy w ogóle tu jest czy już go nie ma. Bękart opadł na łóżko obok Skrzydlatej, leżąc na plecach przeczesał włosy, łapał oddech.

Przekręcił się na bok, ciało Esmeraldy, jej nagość, zapach, wciąż wzbudzały w bękarcie pożądliwość. Nowicjuszowi takiemu jak Leith wystarczyła zaledwie chwila oddechu by sztywność znów zaczęła mu “dokuczać”. Mężczyzna zachłannie ugniatał teraz pierś kobiety a drugą dłonią grzebał jej między udami. Wiedział już co chce zrobić.
- Spróbuję być ostrożny. - obiecał szczerze choć może bez specjalnego przekonania, gdy rozłożył szeroko nogi Skrzydlatej i przyłożył swój pal do jej różowego aksamitu.

Korpulentna kobieta bynajmniej nie planowała protestować. Wręcz przeciwnie. Sama rozłożyła nogi jeszcze szerzej.
- Powolutku, pomalutku, złociutki i damy radę. Aż mnie ciarki przechodzą, dawno nie czułam w sobie takiego olbrzyma. - zachęciła go.
- Aha… - zgodził się naprowadzając swoją żyłę na skrzydlatą szczelinkę. Leith uznał iż ma mniej więcej pojęcie jak to ma wejść. Kiedy wszystko było już (w jego rozumieniu) na miejscu, mężczyzna pchnął do przodu… z oporem ale jednak, zatapiając się w korpulentnej kochance. Przezornie jednak trzymał się za siebie oburącz, toteż nie wszedł znów jakoś daleko, przecież Esmeralda chciała “powoli i pomału”
Mimo to na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Kobieta jęknęła nim zagryzła zęby i stłumiła dźwięk. Leith uznał więc, że wszystko jest w porządku, bo przecież jakby kobiecie jakaś krzywda się działa, to by mu wnet powiedziała, prawda? Skoro zaś Esmeraldzie krzywda się nie działa, należało zastanowić się, co działo się Leithowi, a działo się… bardzo ciasno i przyjemnie! Mężczyzna zaczął więc z coraz większym podnieceniem pchać więcej i więcej, jedną dłoń opierając o ramię kobiety, drugą o jej biodro, niedługo będzie w połowie…
- O taaaak... Normalnie jak dziewica... znów coś czuję... Mrrr... i to nie jest w dupcię...
Skrzydlata wierciła się pod nim, jakby sama chciała się na niego nabić. Leith z kolei już całkowicie wyłączył wtedy jakiekolwiek racjonalne myślenie, jeden z najbardziej pierwotnych instynktów, ograniczony przez całe życie, całkowicie przejął nad nim kontrolę. Wyciągał i wkładał, wsuwał i wysuwał, wciskał, wwiercał, wbijał. Ta ciasność, to uczucie, liczyło się tylko to, tylko on. Leith chyba nigdy nie kochał się z Esmeraldą, nie uprawiał z nią miłości. Chyba nawet jej nie pieprzył, lecz odrazu zaczął od ruchania. Ale nawet to trwało tylko chwilę i wnet bękart skrzydlatą już jebał. A potem… potem już nawet tego było za mało. Leith ją rżnął, a raczej rąbał. Jego dłonie opierały się to na obojczykach kobiety, to na jej szyi. Nie chciał by krzyczała za głośno, by ktoś przybył z jej z pomocą i mu teraz przerwał, dlatego gdy tylko Esmeralda chciała krzyknąć, mężczyzna zaciskał dłonie na jej gardle, puszczał tylko po to by Skrzydlata mogła zaczerpnąć trochę powietrza.

Mimo to Esmeralda nie skarżyła się - może dlatego, że nie mogła, a może dlatego, że znosiła już gorsze traktowanie. Faktem jednak było, że zapewniła Leithowi wiele chwil rozkoszy, o której istnieniu nie miał wcześniej za bardzo pojęcia. Zaś rano, gdy służąca zaprosiła go na śniadanie, choć był niewyspany i obolały, miał podejrzanie dobry humor. Jakby cały świat stał się pogodniejszy, przyjaźniejszy... a dziewczyny, które widział w głównej sali, wydawały się po prostu ociekać swoją seksualnością, nawet gdy zerkały na niego mało przychylnym wzrokiem.
Leith natomiast nie starał się nawet wkładać w wyraz swoich oczu jakiegoś specjalnego zabarwinia, przychylnego czy też nie. Mężczyzna zwyczajnie samczo cieszył wzrok niewieścimi wdziękami.

Tymczasem Rhysand jednak już nań czekał i gdy tylko bękart pojawił się w wejściu do głównej sali przybytku, przywołał go ruchem dłoni. Na stole przed mężczyzną rozstawiono kilka większych półmisków. Połowy z tych potraw Leith nawet nie rozpoznawał, był w stanie jednak domyślić się, że żółtawa, smakowicie pachnąca breja to jajecznica, a wystające spod jakiejś zieleniny mięso należało prawdopodobnie do jakiegoś ptaka.

Kiedy bękart zajął miejsce, jedna z dziewczyn od razu położyła przed nim pusty talerz i zestaw sztućców, mężczyzna zupełnie zignorował te ostatnie.
- Częstuj się. Mam trochę mało czasu, więc będziemy jeść i gadać. - rzekł Rhysand i sam odkroił kawałek pieczeni, którą miał na swoim talerzu, po czym włożył ją do ust. Gdy tylko przełknął kęs, zaczął mówić:

- Przyznam szczerze, że patrząc na twoją aparycję i... brak charyzmy, Leith, miałem wątpliwości co do twojego szkolenia. Jednak gdy zobaczyłem... twoje wyposażenie - uśmiechnął się nieznacznie - oraz to jak braki umiejętności nadrabiasz kreatywnością, w pełni zgadzam się z wyborem Księżnej, co do twojej osoby i myślę, że masz szansę zostać kochankiem księżniczki… - Leith nabrał głęboki łyk ale w desperackiej nadziei zamaskowania szoku - Do tego jednak wciąż długa droga, a czasu niewiele, toteż zacznę od rzeczy najważniejszych. Przede wszystkim musisz wiedzieć, że tak, jak poużywałeś sobie wczoraj, na zamku nigdy sobie nie poużywasz. Właśnie po to są zresztą burdele, żeby samiec mógł... dopuścić do głosu swoje pierwotne instynkta... - znów przerwa, tym razem na kęs kruchego, pachnącego przyprawami pieczywa - Na zamku jednak najważniejsze są one - kobiety, którym będziesz służył lub u których będziesz starał się o protektorat. To ich przyjemność jest najważniejsza, ich spełnienie. Choć to zabrzmi dość wulgarnie: na Dworze Wiatru nie będzie liczyło się twoje urodzenie czy twoja przeszłość, jeśli wyruchasz odpowiednią osobę. I to dobrze wyruchasz, na tyle, by znów tego chciała. Powiem wprost... tam liczy się zabijanie i jebanie. A właściwie to tylko jebanie, bo po prawdzie w tych całych turniejach chodzi o to, że im większym ktoś jest zabijaką na arenie, tym bardziej Szlachetne chcą go zaciągnąć do swojej alkowy. Jeśli więc uda ci się dostać w łaski potężnej Skrzydlatej, by ta zechciała nadać ci status swojego kochanka, to będziesz mógł grać jej kartami. Najlepszym tego przykładem jest Luciel, którego większość dworzan miałaby pewnie ochotę rozszarpać gołymi rękami, ale dopóki to on posuwa Księżną... musimy go wszyscy znosić. I słuchać. - Rhysand skrzywił się na samą myśl o tym. Zapadła cisza, gdy blondyn zatonął we własnych - jak się zdawało - niezbyt wesołych myślach.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline