Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2018, 00:44   #11
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Trzy zimy.
Dokładnie trzy zimy minęły od momentu wydarzeń z Krausnick. Od tamtego czasu naprawdę dużo się zmieniło - być może nawet więcej, niż przeciętny człowiek mógłby sobie wyobrażać, widząc niegdyś bogom ducha winne dziewczę, a teraz maginię z altdorfskiego kolegium, mimo że miała zostać zupełnie kimś innym.
Taka już była kolej rzeczy. Jedni osiągali czego chcieli. Drudzy pławili się w luksusach. Trzeci tonęli we własnym ubóstwie.
A z tych nielicznych pozostałych kpił sobie los.

Zza pagórków zawiał niosący promyki nowego dnia wietrzyk, rozwiewając opary nocy i jej gęste, płowe włosy wypływające spod szerokiego kaptura, który oszczędnym ruchem naciągnęła na głowę nieco bardziej, pogłębiając tym samym całun cienia oblekający jej ładną twarz. Od czasu obcowania cienistą energią Katarina Zakarova zawsze reagowała tym drobnym gestem, gdy akurat Mannsleib świecił bezpośrednio na nią. Towarzyszyło temu dziwne, niezbyt komfortowe odczucie odsłonięcia i bezsilności, jako że Uglu kumulowało się jedynie w miejscach nieoświetlonych - i właśnie tam tacy jak ona mieli największą moc. Powiedzenie “Unikaj cieni, gdyż te gryzą”, popularne w jej kręgach, wcale nie wzięło się znikąd.
Lecz mimo dyskomfortu, ta drobna, choć dość wysoka kobieta o kislevskiej urodzie kroczyła z dumnie wypiętą piersią naprzód, niezrażona wszechobecnym pod jej butami podróżnymi błotem. Utrzymany w ciemnych tonacjach dopasowany ubiór z niezłego, a przy tym wytrzymałego materiału podkreślał jej zgrabną figurę oraz aurę wyższości i tajemnicy, jaką emanowała. Szabelka przy pasie, sztylet przy udzie i łuk na plecach zabrane z Goboczujki, choć wyglądały bardzo prosto, stanowiły nieodłączną część jej rynsztunku bojowego. Uważny obserwator by pewnie zauważył znacznie większą ilość niewielkiej broni ukrytej przy ciele, jednak nigdy nie dawała swoim rozmówcom okazji, by mogli ją dostrzec.
Mając u boku Reinmara oraz Błyska, budzącego respekt, acz wyjątkowo wesołego huskiego z heterochromią, można pomyśleć, że trudno ją przeoczyć bez względu na otaczający ją tłum, lecz wystarczyło jedynie spuścić ją z oka, a kontrowersyjnie działo się zupełnie coś przeciwnego.

Dała się pozostałym poznać jako osoba zdyscyplinowana, chłodna, bezpośrednia, bezwzględna i twarda, ceniąca sobie rzeczowość i profesjonalizm. Była oszczędna w słowach, preferując słuchać, analizować i działać. Zbyt często się nie uśmiechała, czasami ograniczając się jedynie do lekkiego uniesienia kącika ust w górę. Gdy milczenie brało w towarzystwie górę, zdarzało się ujrzeć ją wpatrującą się gdzieś w przestrzeń, zupełnie nieobecną myślami w otaczającym ją świecie. Za to była bystra i z ciekawością podchodziła do otaczającego ją świata oraz związanych z nim spraw, często notując w notesie nabytą wiedzę. Intrygowały ją wszelkie tajemnice zawarte czy to w ludowych opowieściach, czy starożytnych tomiszczach.

A co do tych ostatnich, była w posiadaniu jednego - była to rozlatująca się księga traktująca o Skarabeuszu Śmierci, będąca jedyną wskazówką naprowadzającą na lokalizację skarbu antycznego króla. Był to zaledwie mit, być może kompletna bujda, lecz właśnie ten jeden kawałek literatury pociągnął ją w dalekie zakątki Starego Świata w pogoni za przygodą, w którą wplątała jeszcze kilka innych osób. Każda z nich była wyjątkowa, a nawet na swój sposób dziwna, unikatowa, wyróżniająca się spośród całego odmawiającego jej motłochu. Ale właśnie ta grupa zdecydowała się zaryzykować własne żywota i czas, by znaleźć coś przysypanego piaskami czasu i wyobrażeń.
A może wyłącznie zaspokoić własną ciekawość?


Scharmbeck?
Heh, ta miejscowość powinna zostać nazwana “Chlew”!
Choć wiele słyszała na temat bretońskich chłopów będących zaledwie mrówkami dla jakże “wspaniałych”, psia ich mać, rycerzy, ujrzenie na własne oczy takiej nędzy i rozpaczy wywołało u niej całą lawinę uczuć, poczynając od szoku, idąc przez gniew, a kończąc zwyczajnie na smutku, co objawiło się jedynie zaciśnięciem warg w cienką kreskę. Ci ludzie, ubrani w przeżarte przez mole łachmany, żyli w tym miejscu jak wychudzone świnie żrące z koryta spleśniałe ochłapy, jakie rzucała im niezbyt łaskawa okolica, i śpiąc w gnoju, zapewne bez świadomości czekającego ich uboju, jaki w przyszłości zgotowaliby im malalici w swojej stojącej na wzgórzu rzeźni. Walczyli o przeżycie każdego dnia, by ujrzeć kolejny świt, aby znów udać się w swój nic nieznaczący dla świata, a nawet swych panów bój. Nie zdawali sobie sprawy, że to w ich własnych rękach leżał ich los oraz możliwość polepszenia swojego standardu życia. Wystarczyło jedynie przekroczyć linię horyzontu…
A jednak decydowali się dokonywać żywota Scharmbeck, którego nazwa brzmiała niczym swoisty żart, nie mając zupełnie nic poza swoimi rodzinami. Po prostu bali się innego życia niż to, co już mieli. Ich cały świat to była ta jedna, zapomniana przez nawet najłaskawszych bogów wioska, gdzie rządziły strach, przygnębienie i niemoc.
Czy przeżycie kolejnego dnia było dla nich błogosławieństwem, czy może przekleństwem?
A czy ten obwarowany dwór stojący na wzgórzu… dawał im jakieś poczucie bezpieczeństwa?
Szczerze w to wątpiła.

Bogowie… Tak jakby wzywanie Sigmara miało w jakikolwiek sposób pomóc czy to im czy mieszkańcom osady - ten już był wystarczająco zajęty, skoro tyle osób w Imperium ciągle wypowiadało jego imię: zaklinali na Sigmara, składali przysięgi na Sigmara, brali na świadka Sigmara, oddawali się w opiekę Sigmarowi…
Palili w imię Sigmara. Egzorcyzmowali na Sigmara. Torturowali dla Sigmara. Mordowali dla Sigmara.
Aż jej wargi się lekko uniosły w kpiącym uśmiechu.
Były to jedynie puste słowa wypowiadane równie odruchowo, co rzucenie w czyjąś stronę “na zdrowie” w przypadku kichnięcia, albo “skurwysyn”, gdy ktoś kogoś zirytuje. Powiadało się, że wypowiedzenie imienia danego boga sprowadza na dany obszar jego uwagę i obdarzało dobrodziejstwami.
Gdyby tak było naprawdę, to Imperium byłoby krainą mlekiem i miodem płynącą.
Albo co chwila spadałyby z niebios gwiazdy.
I dlaczego ludzie próbują zwrócić na siebie boski wzrok sprawiając sobie i innym ból?

Pieczenie oczu uświadomiło jej, że nie mrugała od dłuższego czasu przez to zamyślenie. Przegnała to uczucie, zamykając na chwilę powieki, i pewnie by odwróciła spojrzenie od Scharmbeck, gdyby nie ruch pomiędzy budynkami. Skierowała tam wzrok, co prawda nie spodziewając się zbyt wiele.
No i owszem, wiele tam nie było. Zaledwie jedna sparaliżowana strachem dziewczyna będąca niczym robaczek wpatrujący się w wielki oblężniczy but mający zamiar zgnieść ją i całe znane jej życie. Tyle że to właśnie ta dziewczyna i jej rozszerzone w przerażeniu szare oczy wpatrujące się w toczący się wojenny pochód, a może w nią samą, przypomniały Katarinie w jakiś sposób siebie sprzed lat, gdy jej własny świat zawalił się na głowę. I to spojrzenie… podobnym obdarzyła Lexę pod Goboczujką i Lamberta pod drzewem Wisielców, gdy cała roztrzęsiona spodziewała się rychłej śmierci.
I nagle zrobiło się jej żal tych ludzi… a przynajmniej tej jednej osoby.
Nagle ta została wciągnięta przez jakąś anonimową rękę wgłąb pobliskiego budynku.
“Nie zbawisz świata, dziewucho. Daruj sobie” - usłyszała gdzieś na granicy swoich myśli, gdy obudziła się w niej ta cząstka siebie, którą była dawniej.
- Ejże, kurwa! - usłyszała pretensjonalny głos za sobą, gdy jakiś krasnolud z grzechotem pancerza odbił się od jej pleców - Albo se idziesz jak kazali, albo se tu kurwa stoisz, ale na boku!
“Dasz im palec, a oni zjedzą całą rękę”.
Husky idący przy niej aż położył uszy po sobie, przyglądając się swojej pani
- Idziemy dalej - powiedziała Błyskowi, drapiąc go uspokajająco po łbie.
“Nawet jeśli im pomożesz, to nie będą wiedzieć co dalej. Nie możesz im pomóc”.
Przynajmniej ta szarooka nieznajoma miała rodzinę, która się o nią troszczyła.

W przeciwieństwie do Katy.


Pomimo maski stoickiego spokoju na twarzy, obserwując dwór odczuwała najprawdziwszy w świecie strach. Była cała roztrzęsiona. Ledwie mogła zapanować nad drżeniem dłoni, a jej ciało oblewał zimny pot. Wykorzystywała całą siłę woli, by nad sobą zapanować, co było cholernie trudne. Już niejednokrotnie widziała zniszczenia, jakie Chaos za sobą niósł. Nawet gdyby nie ujrzała ich na własne oczy, to wystarczyło przypomnieć sobie historię Praag i tyle wystarczyło. A teraz stała przed starciem, gdzie w grę miał wejść artefakt niszczycielskich potęg. Tak jak każdy mag Kolegium Cienia, była żołnierzem na wojnie przeciw splugawieniu, więc nawet się nie zastanawiała gdy przyszło co do czego, choć przybywając do Karak Hirn nawet się planowała brać udział w jakiś wyprawach wojennych. Jej szkolenie tego nie obejmowało, ale cóż...
Teraz żałowała, że nie poszła w ślady innych wędrownych magów zamiast poszukiwać przygód.
Były jednak pewne rzeczy do zrobienia.
Ale chrzanić samo jej uczestnictwo w tym szaleństwie. Jeszcze był Reinmar. Był dobrym towarzyszem. Jego przeszłość na pewno nie była kryształowa, być może nawet ciemna, jednak nikt nie zasługiwał na cios z pełną siłą Dhar. Tego by nie życzyła nawet największemu zbirowi.
Zapach śmierci unosił się w okolicy od samego początku. Mimo potężnych maszyn i wspaniałego uzbrojenia, walka mogła się skończyć obustronną rzezią, jeśli coś pójdzie źle. Uśmiechy na twarzach wojowników jednak zdawały się absolutnie temu przeczyć. Z drugiej strony mogło to być jedynie sztuczne pokrzepianie siebie nawzajem, co i tak było trudne w ponurej aurze tego miejsca.
“Lepiej dla nich… Ja tu postoję i przygotuję kilka zaklęć na wszelki wypadek” - pomyślała, ściskając w dłoni małą fiolkę trucizny z czarnego lotosu, której kojarząca się z samą śmiercią barwa zdawała się pochłaniać światło.
W porównaniu z tym, starcie przy ołtarzu Khorne’a przestało być takie straszne.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 26-08-2018 o 12:46.
Flamedancer jest offline