Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2018, 23:06   #3
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi w tej kolejce...


Wolfgang swój standardowy dzień zaczynał od sytego, pożywnego śniadania. Inni żołnierze w garnizonie zaczynali od musztry, którą prowadził przerażający sierżant Cedryk, ale Baderhoff wstawał wcześniej i zawsze zdążył zjeść. Znajomość z garnizonowym kucharzem popłacała, bo mężczyzna miał słabość do tytoniu, którym czasem obdarowywał go Wolfgang. W końcu syn zielarki miał swoje dojścia. Po pierwszym posiłku żołnierz miał czas na modlitwę do Myrmidii oraz podstawową higienę - w tym pielęgnację swojego bujnego zarostu. Zwykle pod koniec tej ostatniej dało się słyszeć dźwięk dzwonu garnizonowego nawołującego na poranną musztrę bojową. Wspomniany już sierżant Cedryk był mistrzem w szkoleniu żołnierzy we wszystkim - zaczynając na sprawnym wykonywaniu rozkazów, poprzez ustawianie się w kolumnie, równe marsze, aż po same techniki walki. Sierżant miał ogromny posłuch wśród swoich ludzi, ponieważ jego nauki nie kończyły się na ćwiczebnych placu. Ponoć Cedryk od czasu mianowania sierżantem zawsze szedł do boju w pierwszym szeregu pokazując młodszym i mniej doświadczonym żołnierzom jak powinno się walczyć.

Baderhoff był jednym ze sprawniejszych żołnierzy w garnizonie i mimo iż mężczyzna stawał się coraz lepszym spotykało się to z ciągłym niezadowoleniem jego ojca, który był oficerem w tym samym garnizonie. Stary Gustav Baderhoff uważał, że wojownik w wieku jego syna powinien być już starym sierżantem, ale prawda była taka, że mierziło go, że jego jedyny syn nie wybrał jako broni specjalistycznej rusznicy - jak ojciec - tylko halabardę. Wolfgang wolał zwyczajnie poczuć krew i mieć przeciwnika na wyciągnięcie ręki aniżeli walczyć przy wykorzystaniu sztuczek takich jak proch czy inne wynalazki. Nie zmienia to jednak faktu, że Gustav Baderhoff był zadowolony z wyszkolenia wielu żołnierzy, do których nie należał jego syn. Kiedy na nieporozumienie ze specjalizacją nakładały się takie rzeczy jak młodzieńcza chęć zabawy czy pociąg do hazardu Wolfganga otrzymywało się to samo co zwykle czyli pokoleniowy konflikt ojca z synem. Może coś się zmieni kiedy młody żołnierz będzie kilka razy o krok od śmierci, ale póki co... pozostało mu uśmiechać się do ojca chwalącego żołnierzy, których on bił w przedbiegach.

Po porannej mustrze Wolfgang trenował dalej kiedy inni poszli na śniadanie. Dopiero kiedy tamci je kończyli mężczyzna szedł się umyć i przygotować do dnia pracy. Tego pięknego dnia oddział Baderhoffa wraz z sierżantem Cedrykiem na czele miał za zadanie patrolować przyległą do włości Hrabiego granicę. Nie były to olbrzymie tereny, ale Cedryk podchodził do swojej misji bardzo poważnie i niby prosta robota zamieniała się w koszmar - szczególnie dla żołnierzy słabszych kondycyjnie.


Po wielu godzinach pracy Wolfgang mógł wrócić do garnizonu, zjeść kolejny posiłek oraz przygotować do wyjścia na miasto. Tego dnia mógł opuścić garnizon i wrócić dopiero za dwa dni. Taka przepustka nie spotykała się z aprobatą jego ojca jednak żołnierz mógł wtedy odwiedzić resztę rodziny - matkę i siostrę - oraz zająć się jakąś robotą mogącą przynieść nieco Karli. Dla Wolfganga nie było nic piękniejszego jak po ciężko przepracowanym dniu udać się do rodziny aby na wieczór wyjść na miasto i pograć w kości. Jego stałymi partnerami w tej rozrywce byli Eryk Muller - syn celnika - oraz Albert Frotz - żołnierz, który pechowo nie otrzymał tym razem przepustki. Muller od dawna czekał tylko na okazję aby wyrwać się z "celnego bagna" jak pieszczotliwie nazywał pracę z jego ojcem Kasparem i pograć spokojnie w kości z Wolfgangiem i innymi bywalcami lokalnej gospody.

Po opuszczeniu garnizonu Wolfgang udał się do jego rodzinnego domu, gdzie zastał matkę oraz siostrę. Jego matka wychowała się w biednej rodzinie, która była tak liczna, że trafiła na wychowanie do wiekowej zielarki. Z czasem z biednej, wychudzonej dziewczyny stała się wysoką i piękną kobietą, do której bardzo wielu ludzi przychodziło po napary, maści i leki. Była ona pogrążona wyłącznie w pracy do czasu aż zakochała się w młodym sierżancie. Niedługo po tym poczęta została ich córka Sara, a kilka lat po niej syn Wolfgang. Młody Baderhoff żałował, że los nie wyciągnął z dupy jego ojca kija będącego swoistą personifikacją jego dumy, dyscypliny i nieustępliwości. Wolfgang nie był w stanie wyobrazić sobie ojca w roli młodzieńczego wolnego ducha.

Siostra Wolfganga była idealna. Mimo niemal trzydziestu lat na karku wyglądała na ledwie pełnoletnią. Wysoka, szczupła, z długimi czarnymi włosami i zielonymi oczami ich matki mogła równie dobrze zostać aktorką. Wybrała jednak aptekarstwo i studia w oddalonym o szmat drogi Nuln. Brat wiedział, że to ją rodzice kochali bardziej. Matka kiedy tylko mogła kontaktowała się z nią, a ojciec prawie cały swój majątek przeznaczył na edukację Sary.

Wolfgang nie był w stanie długo usiedzieć w domu i po wymianie grzecznościowych zwrotów z rodziną wyruszył w poszukiwaniu dobrej zabawy. Towarzystwo dopisywało mu od progu, bo czekał na niego Eryk, z którym mieli tego dnia oskubać jakiegoś gracza. Gdyby tylko Wolfgang wiedział, że wraz z fantami pozostałych syn celnika tego dnia wygra jego topór...


W karczmie było tym razem dość tłoczno. Wolfgang wypił jedno piwo i zaczął spokojnie grę w towarzystwie młodego celnika. Baderhoff był też blisko ustalenia jakiejś roboty. Ponoć Hrabiego męczyli złodzieje bydła i poszukiwani byli nocni strażnicy aby złapać zwyrodnialców. Wolfgang nie znał mężczyzn, z którymi miał się zająć stróżowaniem, ale szybko poznał ich imiona. Żołnierz - mimo wesołego usposobienia - nie był jednak aż tak ufny i wolał do ukończenia tej pierwszej wspólnej misji pozostać zdystansowanym. Zdecydowanie barwną postacią w całym otoczeniu był Kasztaniak, który był pijanym tego dnia krasnoludem. Brodacz był niski i krępy dlatego Baderhoff uznał, że pewnie potrafił robić żelazem lepiej niż większość bywalców karczmy.

Po rozmowie ze strażniczą ekipą Wolfgang mógł wrócić do Eryka bogatszy o jednego gracza. Adelbert ruszył za nim do stolika.

- Bitniście? Wojowaliście już w polu? - Zapytał się żołnierza. - Jeżeli choć część plotek jest prawdą, to macie tutaj pełne ręce roboty… - dodał badawczo.

Grali w trójkę. Wolfgang, Adelbert i Eryk Muller. Fortuna jednak uśmiechała się tylko do wojaka. Mieszek młodego Baderhoffa wzbogacił się o dwa srebrniki, a z pozostałych dwóch ubyło po jednym. Mimo przegranego srebrnika cyrulik był rad z chwili rozrywki. Bywały chwile, że tracił znacznie więcej...

- Byłem na kilku bitkach, ale nie było to nic ciekawego. - odparł Wolfgang. - Jesteśmy blisko granicy dlatego z gór kilka razy zlazły na nas poczwary. Zwykle dawaliśmy radę bez większych obrażeń, bo zielonoskórzy nie są przeciwnikiem dla wykwalifikowanego żołnierza. Ty w jakich bataliach brałeś już udział? - zapytał Baderhoff ciekawy.

- Cóż… złamało się kilka nosów. - Adelbert kaszlnął. - Jestem wędrownym uzdrowicielem, nie wojakiem. - Dodał po chwili. - Czego powinienem się najbardziej wystrzegać w tutejszym lesie? - Zapytał Wolfganga.

- W sumie niewiele poza kilkoma wyprawami mam na karku. - powiedział żołnierz. - Specjalistą od lasu zapewne jest nasz łowczy, ale on bardziej na usługach Hrabiego jest więc z nim mało jest okazji do rozmowy. - Wolfgang się zastanowił. - Wydaje mi się, że to stróżowanie w lesie między Kreutzhofen a Weilerberg ma związek ze znikaniem bydła. Nie wiem czy wystarczy dla nas roboty, ale niezbyt mądrze postąpili tamci nie zabierając krasnoluda. Może wypił już ciutkę, ale nie od dziś wiadomo, że w ciemności, przy szczątkowym świetle, brodacze widzą o niebo lepiej od ludzi. Apropo krasnoluda… - Wolfgang podniósł rękę patrząc na wstawionego już brodacza. - Hej krasnoludzie. Może masz ochotę na partyjkę kości? - zapytał żołnierz.

Kasztaniak, lekko zataczając się, przystąpił do stolika grających.
- A, nie pogardzem, nie pogardzem.

Krasnolud usiadł, trzymając w ręku prawie pusty kufel. Chlusnął resztkę piwa, otarł wielkie wąsiska i beknąwszy, przedstawił się kurtuazyjnie.

- Jam jest Kasztaniak. Cholernie mi miło. O co gramy?

- Ja nazywam się Wolfgang. - powiedział wysoki, rudobrody mężczyzna podając dłoń krasnoludowi. - A to jest mój przyjaciel i niebywały gracz, Eryk.

Wymieniony podał rękę Khazadowi skinąwszy z uśmiechem głową.

- Adelbert. - przedstawił się trzeci z obecnych przy stoliku graczy.

- Myślę, że warto by nieco podnieść stawki. - rzucił Eryk.

- Niech będzie, ale bez przesady. - powiedział Wolfgang. - Niech nasi nowi towarzysze nie pomyślą czasem, że gramy tylko dla zysku. Tu przede wszystkim liczy się dobra zabawa. - dodał podnosząc rękę i prosząc o piwa dla całej czwórki.

- Ni ma ryzyka, ni ma zabawy - krzyknął Kasztaniak, zamaszystym ruchem kładąc na stole swoją kuszę. - Ja daję swoją broń! Tera wy, kompania!

- Tego się nie spodziewałem. - rzucił Wolfgang kładąc powoli na stole swój topór. - Nie wiem czy powinniśmy grać o takie stawki, ale niech będzie.

- Toć ci dzielna postawa panie krasnolud. Widać żeś równy zawodnik - pochwalił Kasztaniaka Eryk. - Mój miecz zatem również w grze - broń syna celnika również wylądowała na stole. - Wchodzisz? - zwrócił wzrok w kierunku Adelberta, ten jednak na ten moment spasował.


Dobra gra zakończyła się tego dnia niezbyt dobrym wynikiem dla Wolfganga. Eryk wyszedł bogatszy o jego topór i kuszę krasnoluda. Jedynym pocieszeniem dla żołnierza była ekipa, z którą mógł iść stróżować. Adelbert znał się na łataniu rannych pewnie lepiej od Wolfganga, którego podstaw nauczyła matka. Kasztaniak mówił, że potrafi strzelać z kuszy dlatego musieli pożyczyć oręż od Eryka. Wolfgang proponował aby podczas stróżowania Adelbert trzymał pochodnię, krasnolud kuszę mając na podorędziu topór, a Wolfgang halabardę. Co prawda żołnierz nie spodziewał się spotkać w lesie bydłokradów, ale nigdy nic nie wiadomo...
 
Lechu jest offline