Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2018, 03:18   #4
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Wczoraj

Krasnolud obudził się nagle, zlany zimnym potem. Oddychał ciężko, serce mu kołatało. Cholerna mara. Znowu mu się przyśniła. Ostatnimi czasy wręcz bał się zasypiać. Od tamtego dnia, gdy zniknęła Strzałka, jego towarzyszka i ukochana, uporczywie podczas snu wracała wizja dziewczyny całej we krwi, z odciętą ręką i rozdartą w kroczu suknią…

Dość, kurwa – powiedział mimowolnie i odgonił nachalną myśl.

Miał przecież jej suknię przy sobie. Nietkniętą, tylko brudną. Znaczy to, że nic się jej nie stało. Albo że najpierw ją rozebrali…

Uderzył się pięścią w głowę. Odrobinę za mocno. Bania bolała i tak wskutek kilkudniowej libacji, jaką urządził sobie z przyczyny niemocy i desperacji. Bez Strzałki nie wiedział, co ma ze sobą począć, a co gorsza – jak i czy może jej pomóc. Postanowił zatem pić do nieprzytomności i wyrzygać w końcu własne wnętrzności i ten oto plan skrzętnie realizował. Był zrezygnowany. Tylko w rauszu potrafił zagłuszyć straszne wizje, powodujące gęsią skórkę obrazy, słowa i dźwięki. Miał wrażenie, że wariuje.

Nie minęły cztery dni od tego dnia, w którym znalazł suknię Strzałki. Tę samą, której zawsze używała jako przynęty na głupich podróżników, tę samą, w której zawsze się kochali. Teraz leżała zamknięta w drewnianej skrzyni w kącie, ubrudzona błotem – tak jak ją znalazł. Kasztaniak podpełznął do skrzyni, nie mogąc wstać z powodu zawrotów głowy. Otwarł ją szybko, wyjął suknię. I rozbeczał się jak elfia panienka.

Nie zważał na to, że ktoś usłyszy. Zawodził głośno i rozpaczliwie. Stracił cel swojego życia, plany na przyszłość, radość dnia codziennego… w tej chwili miał głęboko w dupie, kto co sobie o nim pomyśli. Miał ochotę umrzeć. Ale zbyt się bał.

Wreszcie, gdy głośny płacz zmęczył go już, złożył sukienkę pieczołowicie i umieścił z powrotem w skrzyni. Zamknął na kluczyk, by nikt jej nie mógł dotknąć lub co gorsza zabrać. Kluczyk przywiesił do pasa, a potem osunął na podłogę, twarzą do desek. Leżał tak czas jakiś, myśląc o możliwościach, prawdopodobieństwach, nadziejach, choć o tych ostatnich myślał zdecydowanie najmniej. Nie wierzył już, mimo że bardzo chciał wierzyć. Te rozmyślania przerwał nagły spazm całego ciała, po czym krasnolud zerzygał się na podłogę, prosto pod siebie. Nie czuł jednak wstrętu, było mu wszystko jedno.

Dość! Poderwał się nagle, zatoczył, w głowie mu zaszumiało. Złe myśli powracają, a jedyne lekarstwo, jakie na nie znał, było na dole – zamknięte w solidnych beczkach karczmarza. Szybko, lecz nieumiejętnie porachował w głowie, ile jeszcze mu zostało. Dosyć, by zabalować jeszcze chociaż jedną noc. Noc, którą, mimo poranka, Kasztaniak postanowił rozpocząć już teraz. Otrzepał się nieco, usunął niedbale rzygowiny z brody. I wyszedł, chcąc znowu zapomnieć.

Dziś
Wieczór


Stali przed łowcą Dieterem. On i jego nowopoznani konfratrzy - Wolfgang i
Adelbert. Mieli razem cieciować tej nocy. Kasztaniak sam się dziwił, że wybrał się tutaj z nimi, ale spostrzegł jeszcze w gospodzie, że zawartość sakiewki niebezpiecznie się kurczy. A za dobry humor – jak za wszystko na tym skutwiałym świecie – musiał płacić. Robota ciecia, chociaż nie brzmiała dumnie, wydawała się prostą zarobionymi pieniędzmi. Trzymając zatem swoją starą, wysłużoną kuszę – która faktycznie tego wieczora zmieniła właściciela po nierozważnym podniesieniu stawki – Kasztaniak starał się wyglądać groźnie i nie chwiać za bardzo. Miał nadzieję, że Dieter ich zaaprobuje do nowej roli, jak prawdopodobnie grupkę, która wyszła z karczmy wcześniej. Istotnie, śmieszna mu się hassa trafiła – poborowy czy inny wojskowy czort i cyrulik, o ile go pamięć nie zawodziła. Przynajmniej będzie kto miał zszywać w razie czego. Choć krasnolud wiedział, że bojową ekipą to oni nie są i lepiej, by bydłokrady skupiły się tylko na wykradaniu bydła, a nie, na przykład, ranieniu bogom ducha winnych cieciów.
 
MrKroffin jest offline