Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2018, 13:00   #1
Nitara
Konto usunięte
 
Nitara's Avatar
 
Reputacja: 1 Nitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputację
[DnD 3.5/Dolina Nentir] Władca Zimy


8 dzień miesiąca Goodmonth,
Droga Królów i Fallcrest,
Dolina Nentir,
2992 roku Kalendarza Nerath



Od spotkania z Sheldonem Turnfinem, niziołkiem z kupieckiego klanu handlującego przeróżnymi dobrami na całej szerokości i długości Doliny Nentir minęły dwa dni. Przebywaliście akurat w Winterhaven i odpowiedzieliście na ogłoszenie, które halfling zamieścił na jednym ze słupów w centrum miasta. Zadanie zdawało się być jednym z prostszych, jakich podejmowaliście się ostatnimi czasy - Turnfin szukał ludzi do ochrony łodzi z towarem mającym wypłynąć z Fallcrest aż do Nenlast, co oznaczało ponad miesiąc w miarę spokojnej pracy na rzece Nentir. Zgłosiło się sporo chętnych, jednak Sheldon wybrał właśnie waszą piątkę, twierdząc, że ma nosa do pracowników. W Fallcrest mieliście spotkać się z bratem Sheldona, kupcem Barro Turnfinem, który był głową klanu i szefem całego biznesu, a za przewóz materiałów zaproponowano wam po trzydzieści sztuk złota zapłaty na głowę, co było bardzo dobrym zarobkiem w stosunku do stopnia trudności zlecenia.

Z Winterhaven wyruszyliście dzień po parafowaniu umowy z Turnfinami i póki co nikt na szlaku was nie niepokoił, a letnia pogoda sprawiała, że podróż przebiegała w przyjemnych okolicznościach - wiał lekki wietrzyk, który dawał nieco orzeźwienia od lejącego się z nieba skwaru. Wszędzie słychać było śpiew ptaków, ludzie pracowali na mijanych przez was polach i w sadach a po błękitnym niebie nie płynęła najmniejsza nawet chmura. Lato w pełni oddawało to, co miało najlepszego. Co jakiś czas mijaliście wozy kupieckie, czy podobnych wam awanturników, spieszących do Winterhaven. Pierwszą noc spędziliście w ruinach jakiejś starej wieży nieopodal Drogi Królów, drugą na sporej polanie niedaleko Lasu Płaszcza. Choć te okolice owiane były złą sławą, ani razu nie zostaliście zaatakowani.


Im bliżej Fallcrest byliście, tym pogoda coraz bardziej się psuła. Najpierw słońce zaszło chmurami, potem zerwał się porywisty wiatr. Trzeciego dnia podróży z napęczniałych, sino szarych chmur sypnęło śniegiem, a temperatura mocno spadła, tak, że należało narzucić na siebie cieplejsze odzienie, co też niemal od razu uczyniliście. Nie mieliście pojęcia, co się dzieje, ale w tej ponurej, nienaturalnej jak na tę porę roku aurze było coś niepokojącego. Coś niedobrego musiało się wydarzyć w okolicy i czuliście to doskonale. Im dalej się posuwaliście, tym cięższy wydawał się być lodowo-śnieżny baldachim rozciągnięty nad każdą płaszczyzną. Skały i ozdobione czapami śniegu gałęzie opuszczały się niemal na sam trakt, jakby chciały odzyskać to, co niegdyś zostało im zabrane przez człowieka. Chmury zdawały się wisieć pomiędzy górskimi szczytami, podobne do dymu z jesiennego ogniska, i kłębiły się tak nisko, że mieliście wrażenie, iż wystarczy sięgnąć ręką, by ich dotknąć. Cały świat wokół zamienił się w jedną wielką połać bieli. Po drodze nie minęliście żadnej karawany kupieckiej, ani podobnych sobie, strudzonych wędrowców. To akurat nie dziwiło, bo podróżować w taką pogodę musieli albo desperaci, albo ci, którzy nie mieli wyjścia. Jednakże o tej porze roku gościńce powinny witać podróżnych śpiewem ptaków, zielenią i przyjemnie grzejącym słońcem, a nie mroźną zimą.

Nie lepiej sytuacja miała się w okolicy samego miasteczka. Mijaliście opuszczone farmy i przysypane śniegiem pola kukurydzy oraz zboża. Wszędzie panowała ponura, przytłaczająca cisza, przerywana jedynie skrzypiącym pod waszymi butami białym puchem. Ludzie pozostawili własne gospodarstwa, udręczeni pogodą, by prawdopodobnie znaleźć schronienie i pomoc w Fallcrest. Podążając głównym traktem przysypanym śniegiem, po mozolnym marszu wśród zadymki, dotarliście w końcu pod wysokie mury miasteczka. I tu przyszło kolejne zaskoczenie - przy głównych, wielkich wrotach, które ktoś zostawił otwarte, nie powitał was żaden strażnik. Hałda nawianego śniegu sprawiała, że ciężkie drzwi nie poruszały się nawet od wiejącego mocno wiatru. Przekroczyliście je, wchodząc na szeroki, drewniany most prowadzący na główną ulicę. Rzekę, która zwykle wartko tędy płynęła, pokrywała teraz gruba warstwa lodu i śniegu, tak jak zresztą wszystko dookoła. Weszliście między ciche domy przysypane czapami białego puchu.


Ulica była pusta i cicha; od czas do czasu słychać było jedynie świst wiatru zawodzącego między budynkami. Okoliczne sklepy i domy pozamykano na cztery spusty, a jedyną oznaką, że miasto nie jest całkiem wymarłe, było kilka słupów dymu unoszących się z kominów w oddali, które ochoczo rozwiewał mroźny wiatr. Nawet ledwo dostrzegalny w zamieci zamek samego Lorda Strażnika stojący na wzgórzu nieopodal, wyglądał posępnie i samotnie. Idąc główną ścieżką, czasami dostrzegaliście jakiś ruch w oknach, bądź uchylone okiennice, ale nikt nie wyszedł wam na powitanie. Ludzie grzali się w domach, próbując przetrwać tę dziwną, nienaturalną pogodę, która zaskoczyła chyba wszystkich w okolicy. Zmrożony puch chrupał pod butami w rytm waszych kroków, niemal nie czuliście zgrabiałych z zimna dłoni. Wszyscy marzyliście o wełnianym kocu, buzującym kominku czy kubku grzanego wina. Nie do pomyślenia jeszcze kilka dni temu, gdy słońce smażyło przyjemnie na bezchmurnym niebie.

Minęliście zamkniętą i opustoszałą karczmę "Srebrny Jednorożec" i ruszając schodami na niższy poziom miasteczka w oczy rzuciło wam się kilka migotliwych punktów nad rzeką. Przyjrzeliście im się, dostrzegając spore ognisko i kilka płonących koksowników, przy których kłębili się zmarznięci ludzie. Wokół rozstawiono masę namiotów, a nabrzeże wyglądało jak swoisty obóz uchodźców. Skoro zebrała się tam duża grupka mieszkańców miasta, więc być może i tam będziecie mogli dowiedzieć się, gdzie znaleźć waszego niedoszłego pracodawcę Barro Turnfina oraz co tu w ogóle się dzieje. A przynajmniej taką mieliście nadzieję.

 

Ostatnio edytowane przez Nitara : 27-08-2018 o 13:25.
Nitara jest offline