Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2018, 14:37   #2
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Choć w Winterhaven miał co robić, to jego tułacza dusza rwała się do podróży po pięknych, dziewiczych terenach całej Doliny, dlatego niemal od razu odpowiedział na ogłoszenie niejakiego Sheldona Turnfina, pragnącego wynająć ludzi do ochrony łodzi z towarem. Na spotkaniu halfling nakreślił mu zakres pracy - najpierw miał udać się do Fallcrest, a stamtąd, już drogą rzeczną, aż do Nenlast. To mogła być ciekawa przygoda, a Efferil umiał przekonywać innych do siebie i kompetencji, jakie posiadał. Poza tym osoba potrafiąca zręcznie posługiwać się łukiem zawsze była mile widziana w karawanach kupieckich, nieważne czy na lądzie, czy rzece. Dostał tę robotę i wraz z czwórką pozostałych "wybrańców" wyruszył w stronę Fallcrest.

Był wysokim, dość dobrze zbudowanym, czarnowłosym elfem. Nosił się prosto i funkcjonalnie, bez zbędnych upiększeń. Ćwiekowana skórznia najlepszej jakości chroniła korpus i jednocześnie nie ograniczała mobilności, która była dla Efferila bardzo ważna. Na nią podczas złej pogody zwykle narzucał ciemnobrązowy, nieprzemakalny płaszcz z kapturem, a ubioru dopełniały luźne, szare spodnie i wysokie buty. Uzbrojenie elfa stanowił długi miecz, sztylet i finezyjnie wykonany długi łuk. Z dwóch kołczanów pełnych strzał wystawały farbowane na czerwono lotki. Każdy, kto na niego spojrzał, od razu wiedział, czym Galanodel się zajmuje. Na plecy zarzucony miał wypchany po brzegi plecak.


Towarzyszył mu czarny wilk o imieniu Jasper, z którym łączyła go szczególna więź - nie wiedzieć czemu, został odrzucony przez stado i elf przygarnął szczeniaka, gdy ten był już na granicy życia i śmierci. Zajął się nim dobrze, a wilk odpłacił mu lojalnością i przyjaźnią, a raz czy dwa nawet uratował życie tropiciela. Efferil nie wyobrażał sobie życia bez niego - byli jak jeden organizm, uzupełniali się i dobrze im się wspólnie podróżowało. W czasie drogi do Fallcrest dał się poznać pozostałym jako wesołek, choć był mężczyzną raczej twardo stąpającym po ziemi. Nie izolował się jednak od innych, lubił porozmawiać i wymienić poglądy na przeróżne tematy. W czasie postojów polowali z Jasperem, zapewniając drużynie zawsze świeże mięso.

O ile pierwsze dni podróży były bardzo ciepłe, a słońce grzało, nie dając wytchnienia, tak w końcu pogoda zaczęła się psuć. Efferil sądził, że to tylko przejściowe zachmurzenie i ochłodzenie, w końcu w lecie i takie dni się zdarzały, ale gdy z ciężkich, grafitowych chmur zaczął sypać śnieg, tropiciel wiedział, że coś tu nie gra.
- To musi być jakaś magia, inaczej nie da rady tego wytłumaczyć. Coś złego musiało się chyba wydarzyć w okolicy... co myślicie? - zagadał do towarzyszy, gdy przedzierali się przez padający śnieg. Od razu też narzucił na siebie grubszy, zimowy płaszcz z kapturem podszytym futrem.

W kolejnych dniach pogoda się nie poprawiała, a było wręcz coraz gorzej. Takie anomalie co prawda mogły się zdarzyć, ale z pewnością nie na taką skalę i nie aż takie. Gdy mijali opuszczone gospodarstwa, Efferil zaczął się nad tym wszystkim mocniej zastanawiać, a po dotarciu do bramy Fallcrest, którą zostawiono samą sobie, aż się skrzywił. Takie przejście z gorącego lata prosto w mroźną zimę nie było naturalne, a wręcz nieco niepokojące. Przechodząc przez most i widząc skutą lodem rzekę, prychnął tylko.
- No to chyba nic nie wyjdzie z tej naszej rzecznej wyprawy do Nenlast - powiedział, wskazując palcem na przysypaną śniegiem krę.

Fallcrest zdawało się być zupełnie opuszczone, choć co jakiś czas Efferil dostrzegał ciekawskie spojrzenia zza okiennic domostw. Zima zaatakowała całe miasteczko i okolicę, a nie było póki co nikogo, kto mógłby dać im jakiś pogląd na tę sytuację i odpowiedzieć na parę pytań. W końcu jednak dostrzegli ludzi przy nabrzeżu, zebranych wokół ognisk i namiotów. Galanodel nie rozumiał tego - czy nie lepiej byłoby, gdyby siedzieli teraz w swoich domach, zamiast koczować przy zamarzniętej rzece?
- W końcu jakieś żywe dusze. Chodźmy tam do nich, może uda nam się dowiedzieć czegoś na temat tej przedziwnej pogody. No i przydałoby się rozmówić z Barro Turnfinem. Jeśli oczywiście wciąż jest w miasteczku...
Po tych słowach puścił przodem po schodach Jaspera i ruszył za nim, próbując utrzymać w ryzach płaszcz, którego poły nachalnie rozwiewał mroźny wiatr.
 
Mroku jest offline