Zerkając na twarze lokalsów Frank czuł przypływ pogardy. Małpy co umieją klikać na holo i pociągać za spust.
Plus był taki że chyba będą ich sprawdzać. Jakby mieli pewność to by od razu walili z gnatów.
Na przodzie siedział kierowca od Handlowych - Trevor oraz Rebe. Frank przez luft oglądał całą sytuację.
- Rżnij głupa. Nie wychylajcie się. Przeładujemy na ostrą. - mruknął.
Furgonetka zwolniła i elegancko zjechała na bok. Trevor uniósł ręce nad kierownicę. Żyd natomiast wychylił się z dłońmi na widoku.
- Hej hej! Co się dzieje. Szef mówił że opłacił przejazd! Co?! Sorry, sorry! Nie słyszę! Sorry! Ok ok! Bez nerw, panowie! Jesteśmy my dwaj i kolega pilnujący towaru! Szef mówił że... Dobra, ale nie mówcie nikomu bo nogi nam szef z dupy powyrywa! Ej, Władymir! Lokalni robią inspekcję, żebyś nikogo tam nie postrzelił jak ostatnio!
- Kurwa! Szef zabronił otwierać busa, aż na miejsce nie dojedziemy! - zawołał Frank kończąc ładować strzelbę ostrą amunicją.
- Szukają jakiś pojebów. Dajmy im rzucić okiem. Chłopaki są wkurwieni, zobaczą te skrzynie z wódą i się uspokoją!
- Kurwa! Żadnego alko dla lokalsów! To przedufocki towar jest!
- Włodek, ty zapijaczony skurwielu, nie rób burdy o to cholerne chlanie!
- Jak się szef szczai to cała wina na Ciebie!
Frank kiwnął do pozostałych Lekkich. Mike zgarnął drugą strzelbę, a pozostali uzbroili się w pistolety. Rebe był prawdziwym ekspertem od nawijania makaronu na uszy i wiedział że aby zaskoczyć brudasów trzeba po prostu przejąć inicjatywę w rozmowie. Nie było to łatwe bo tamci ciągle machali spluwami i gardłowali jeden przez drugiego. Już za chwilę miało dojść do starcia.
Rebe wysiadł z szoferki z uniesionymi dłońmi i podszedł do tylnych drzwiczek vana.
Lokalsi jednak nie mieli tyle cierpliwości. Jeden z nich chwycił za klamkę bocznych drzwi i chrobotem odsunął je wchodząc prosto pod lufy dwóch strzelb... |