Prowadziłem od rana musztrę. Tym razem jednak z lekko zaspokojonym głodem. Trochę zjadłem wczoraj w trakcie uczty, dziś na śniadanie pyszne jakieś placki zwane naleśnikami przyrządzone przez niziołka kucharza, trochę dojadłem udźcem zabranym z wczorajszej uczty. Dwie wygrane wczorajsze walki i wzięcie żywcem kultysty, a także namówienie kilku ludzików do służby na Visle wprawiło mnie w dobry humor. Starałem się dziś nie wyżywać na moich żołnierzach. Oni widząc, że poranne słonce świecące mi w twarz i regularny szczęk broni wprowadza mnie w lekkie drzemki starali się trenować niespiesznie, ale również bez zbędnego ociągania i przerw. Co bardzo mnie cieszyło.
Dodatkową radość sprawiło mi przybycie czekisty Ivana, który doprowadził skazańców. Mieli oni stać się nowymi żołnierzami. Mam nadzieję, że w miarę sprawnymi. Udało mi się w miarę szybko spławić oficera. Po prostu trzymałem się wersji, że nic nie wiem. Piłem, a później wróciłem na statek odprowadzony przez towarzyszy.
Kiedy wreszcie czekista sobie poszedł stanęłam przed nowo przybyłymi.
Gorok: Jestem Gorok, jestem bosmanem. To jest Visla. Na Visle rządzi kapitan Czarnowsky . A to jest broń. Bierzcie i pokażcie co potraficie. I to żwawo. Nie wykonywanie poleceń najszybciej jak potraficie na pewno sprawi wam ból.
Dopiero sporo czasu po wypłynięciu odpuściłem nowo przybyłym. Wiedziałem już co potrafią i czy do czegoś się nadają. Teraz przyszedł czas na wyciąganie informacji. Chciałem przesłuchać tego kultystę w obecności Silvia. On mógł przedłużyć jego życie. Ale na razie ruszyłem do kapitana, może sam kapitan miał ochotę zadać kilka pytań.