Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2018, 14:31   #20
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wcześniej

Cytat:
- Interesujący dobór słów... - stwierdził - ...niestety, najlepiej płatne zajęcia wymagają posiadania oręża i ryzyka przelania własnej krwi. Wchodzisz w to?
Przez chwilę mełła w ustach formującą się odpowiedź. Z całą pewnością nie ufała temu człowiekowi. Po pierwsze, predysponował do tego, aby zostać świętym mężem. Już sama ta funkcja budziła w niej wstręt. Poza tym na początku zwrócił się do niej po imieniu. Nie pamiętała już czy przedstawiała się komuś w mieście, lecz musiała być możliwie czujna.
Co nie zmieniało faktu, że zwyczajnie potrzebowała gotówki.
- Wchodzę. Mów zatem.
- Prosta fucha. - odpowiedział akolita - Herr Dieter potrzebuje ludzi do strzeżenia lasu między Kreutzhofen i Weilerberg. Niedługo wyruszamy.
Zastanawiała się tylko chwilę. Wolała zostać w Kreutzhofen, lecz dobrze wiedziała, że nie może sobie pozwolić na przebieranie w zleceniach. Na wszystko należało sobie zapracować.
- Prosta powiadasz. Ile razy to słyszałam. Ale dobrze, ruszę z wami. Wszystko lepsze od bezczynności.
- Święte słowa. - przytaknął z uznaniem Abelard - Odpocznij, niedługo wyruszamy.
Po tych słowach akolita wstał od stołu i wrócił do wesołej kampanii.
Teraz

Przez jakiś czas dość intensywnie zastanawiała się, co tutaj robi. Przybyła do miasta w zgoła innym celu, z drugiej jednak strony - pieniądz nie śmierdział. Szczególnie, iż ostatnio miała go tyle, co na kilka pajd chleba.
Teraz siedziała w borze z malowniczą drużyną. Kogo tu nie było. Wygadany stajenny nie wyglądał na zaprawionego w bojach, ale przemawiał przezeń jakiś spryt. Cyrulik zawsze był w cenie, nawet początkujący. Kranolud, jak to każdy reprezentant tej rasy - zbyt głośny i wylewny. Przeciwieństwo szczurołapa, którego milczenie bardzo sobie ceniła. Wolfgang robił wojaczką, jednak bynajmniej sprawiał wrażenie prostego rębacza. Ta cała Robin zdawała się dobrze znać las, co już udowodniła. O bednarzu nie wyrobiła sobie jeszcze oceny, zaś akolitę obserwowała szczególnie uważnie.
Sama nie wychylała się zanadto. Całą drogę milczała, idąc z wiernym hartem u boku (którego już kilkakrotnie musiała uspokajać, gdy szczerzył kły do pupila Adelberta). Pozostawała bezczynna aż do momentu, kiedy wszyscy usłyszeli osobliwe dźwięki. W jej ręku natychmiast pojawił się sztylet, który nawet w ciemnościach znaczył się zaschniętymi plamami krwi. Nie było to szczególnie groźne narzędzie, jednak ten i ów zdziwiłby się, co Cathelyn potrafiła z nim uczynić. Jednocześnie dziewczyna przyciągnęła do siebie podopiecznego. Skierowała go do najbliższego drzewa, dając polecenie aby pozostał blisko.


Cathelyn dała na susa na spękany pień, poczynając wspinaczkę w kierunku korony. Liczyła, że z tej pozycji zobaczy więcej lub uzyska dogodną pozycję do ataku z zaskoczenia.
Próbowała szybko i możliwie bezszelestnie dźwigać ciało na kolejnych gałęziach. Kiedy ten cały Abelard pytał o jej umiejętności, nie wspomniała mu o kilka dodatkowych rzeczach. Właściwie, pominęła całkiem sporo.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 29-08-2018 o 15:40.
Caleb jest offline