Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2018, 07:57   #7
Nitara
Konto usunięte
 
Nitara's Avatar
 
Reputacja: 1 Nitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputacjęNitara ma wspaniałą reputację
Przekonani o tym, że w obozie przy nabrzeżu będziecie mogli otrzymać jakieś odpowiedzi na nurtujące was pytania, a przy okazji być może odpocząć i coś zjeść, ruszyliście zasypanymi śniegiem schodami w dół, a potem wydeptaną między budynkami ścieżką. Jak i wcześniej, mijaliście opuszczone domostwa z zamkniętymi okiennicami i dopiero po dłuższej chwili dotarliście do magazynu, pod którym sześciu ludzi i krasnolud opróżniało stojący pod nim wóz. Walcząc ze śniegiem i wiatrem, wnosili do środka zabezpieczone jedzenie oraz inne zapasy.

Przy wejściu do magazynu stało również ośmiu strażników, którzy - niczym przysypane białym puchem posągi - nadzorowali pracujących mężczyzn. Jeden z nich, wyraźnie zaskoczony waszym widokiem, wskazał halabardą kierunek, w którym i tak podążaliście.
- Wszyscy przyjezdni mają udać się do obozu przy rzece. Zarządzenie Lorda Strażnika Farena Markelhaya na czas zimy - powiedział ponury, zakapturzony mężczyzna.
- My do Barro Turnfina, gdzie go znajdziemy? - Zapytał Efferil.
- Jest w obozie... to w zasadzie był pomysł Turnfinów, więc na pewno ich tam znajdziecie. A teraz ruszcie się, bo ludzi od roboty mi odrywacie - rzucił i krzyknął na dwóch mężczyzn, którzy z zaciekawieniem przyglądali się Briarowi i Jasperowi.

Nie mając większego wyboru, ruszyliście w dół miasteczka, by po dłuższej chwili marszu znaleźć się w obozie pełnym rozstawionych na całym nabrzeżu namiotów. Niemal na każdym kroku płonęło ognisko i koksowniki, pod którymi zebrali się zziębnięci i wyraźnie zmartwieni własną sytuacją ludzie. Większość patrzyła na was bez wyrazu, rozcierając zmarznięte dłonie i przeskakując z nogi na nogę, inni posyłali wam podejrzliwe, albo zaciekawione spojrzenia. Zwłaszcza oba wilki przykuwały uwagę i u niektórych budziły rysujący się na bladych obliczach lęk. Rzeka natomiast skuta była lodem i było pewne, że łodzie nigdzie nie wypłyną, póki nie przyjdzie poprawa pogody.


Nieopodal, obok dwóch największych namiotów w obozie, zebrała się spora grupka ludzi, do których dołączyliście, przysłuchując się żywo prowadzonej dyskusji. Pośrodku skupiska stał wysoki mężyczyzna o siwych włosach opadających do ramion i starannie przystrzyżonym zaroście. Odziany był w piękny, szyty na miarę płaszcz zimowy, zza którego wystawała misternie wykonana rękojeść miecza. Twarz miał surową, a jego rysy zdradzały doświadczenie zarówno życiowe, jak i bitewne. Wyróżniał się najbardziej na tle zebranego tłumu. Obok niego stało dwóch rosłych strażników i halfling, łudząco podobny do Sheldona Turnfina.
- Słyszeliście Barro Turnfina! - zakrzyknął mocnym, męskim głosem wojownik. - Zima na dobre rozgościła się również w dole rzeki, dlatego racjonowanie pożywienia jest najlepszym obecnie wyjściem z tej sytuacji. Przetrwamy to, mówię wam, ludzie! W przeszłości zimy przychodziły i odchodziły, ta również odejdzie!

- Z całym szacunkiem, Lordzie Strażniku, ale niech każdy zadba o siebie! - odkrzyknął mu wysoki, szczupły mężczyzna o bujnej, czarnej czuprynie. - Dopóki to się nie skończy, powinniśmy być w domach z rodzinami, a nie siedzieć tutaj jak szczury i patrzeć sobie na ręce, czy ktoś czasem nie zjadł o jedną porcję za dużo! Najpierw porąbaliśmy sprzęt z naszych domów, by zapewnić sobie ciepło, ale drewno powoli się kończy... co będzie następne? Będziemy rąbać własne domy, żeby się ogrzać?

- I kto to mówi! - Prychnął stojący nieopodal barczysty krasnolud. - Masz więcej, niż potrzebujesz, Armosie, a i tak nie chcesz się dzielić. Może ja i moi synowie powinniśmy ci z tym pomóc?
- Przyjaciele, jesteśmy cywilizowani, nie ma powodów uciekać się do agresji - powiedział miękkim głosem halfling stojący przy Lordzie Strażniku.
- Armos ma rację co do strat. Zapłacisz mi za każdy mebel mojego rodu, który musiałam spalić tej nienaturalnej zimy, Lordzie Strażniku - mruknęła wysoka, odziana w bogato zdobiony płaszcz kobieta-tiefling, nosząca na plecach sporą kosę bojową. - Zrobisz to, albo...

- Albo co, Amaro z domu Azaer?! - Warknął jakiś przysadzisty mężczyzna wyglądający na farmera. Za jego plecami kilku mu podobnych poprawiło uchwyty dłoni na widłach i siekierach. - Co zrobisz człowiekowi, który próbuje wykarmić moją rodzinę? Ty i Armos zapominacie, że ludzie, którzy kładą żarcie na wasze stoły, czyli my, chłopi, zostaliśmy najbardziej dotknięci tym kataklizmem!
- Kiedy to się skończy? - Zakwiliła jakaś starsza kobieta. - Ta paskudna pogoda utrzymuje się od tygodnia i z dnia na dzień się pogarsza. To nie przejdzie! Powinniśmy wynieść się na północ!

- Co za głupi pomysł głupiej kobiety - burknął ten, na którego mówiono Armos. - Od kiedy to podróż na północ oznacza lepszą pogodę? Może od razu powinniśmy przenieść się do Lasu Zimowych Pni i rozbić obóz przy Jeziorze Zimowej Mgły? Jestem pewien, że barbarzyńcy z klanu Tygrysiego Pazura przyjmą nas z otwartymi rękoma. - Zaśmiał się pogardliwie.
- Pelor to bóg słońca i lata! Powinniśmy modlić się wszyscy do Pelora! - Krzyknął krasnolud w kapłańskich szatach z symbolem swego boga na piersi - męską twarzą wpisaną w słońce.
- Nonsens! - Odparła mu jakaś ludzka kobieta. - Erathis jest patronem naszego miasteczka! Musimy złożyć jej ofiary, a wtedy ona na pewno się nad nami ulituje!

Wśród ludzi podniosła się wrzawa. Niektórzy przekrzykiwali się, inni gestykulowali energicznie rękoma. Widać było, że sytuacja w Fallcrest jest napięta i raczej kwestią czasu było, kiedy rozpęta się tutaj wojna domowa. Lord Strażnik próbował uspokoić tłuszczę, aż w końcu jego wzrok natrafił na was, kryjących się za pierwszą linią mieszkańców i przysłuchujących dyskusji.
- Cisza! - Warknął gardłowo i wszyscy w końcu zamilkli. Wskazał opiętą grubą rękawicą dłonią w waszym kierunku. - Mamy gości, moi drodzy. Kim jesteście i co robicie w Fallcrest? - Spytał, a oczy mieszkańców i dyskutantów przeniosły się wprost na was, gdy część zebranych rozstąpiła się, ukazując was pozostałym. Zauważyliście, że dłonie niektórych powędrowały w okolice broni, na co Briar i Jasper odpowiedzieli cichym powarkiwaniem.

 
Nitara jest offline