Konto usunięte | Sala Tronowa Słowa wypowiedziane przez Detleva odbiły się echem w podłużnej sali i na chwilę po nich zapadła przejmująca cisza, kiedy zgromadzeni przy drzwiach awanturnicy rozmyślali nad otrzymaną ofertą. Część z nich stała tam z zaciętym wyrazem twarzy, świadczącym, że nie będą paktować z kultystami, choćby ich własne matki były zakładnikami, ale mimo to nikt nie odważył się jako pierwszy postawić kroku w stronę nieprzyjaciół. Wtedy właśnie – kiedy milczenie stało się trudne do zniesienia – wystąpił naprzód Peter, zwany Krasnoludem. Jego przemowa była stosunkowo krótka, acz podane argumenty miały sens i pewnie przekonałyby Detleva, gdyby nie fakt, że instynktownie czuł w kościach, że awanturnicy próbują go wykiwać. Poza tym nie był on osobą przywykłą do kompromisów – Detlev Kampf rządził, a nie słuchał żądań innych.
- Naprawdę uważasz mnie za głupca, niziołku? - Rzucił w jego stronę kultysta, wychylając się do przodu na kunsztownie wyrzeźbionym z drewna tronie. W jego szarych, wilczych oczach błyszczał gniew.
- Nie będzie kompromisów. Życie tych chędożonych kurew w zamian za naszą wolność - zażądał przesyconym groźbą głosem. - Nie wydam wam żadnej wiedząc, że nie jestem bezpieczny.
- Wygrałeś - wtrącił się donośnym i ponurym głosem krasnolud Kyan, który stał wtedy u boku blondwłosej norsmenki. - Nie możemy pozwolić, aby tak zacny ród wymarł i przepadł. Jednak moje oddziały są żądne pomsty. Nie sprzeciwiom siem rozkazom, aleć musisz wyjść z rozpaloną flarą i przekroczyć wolno dziedziniec, by żodna grupa krewkich młodych khazadów nie mogła wykorzystać faktu, iż nie wiedzieli, bomdz nie zauważyli. Wielu dziś zabiłeś spośród mego ludu. Wyjdźcie z flarą i opuszczonym orężem ciasno w szyku i nie prowokujcie. Oraz przysięgnij, że wypuścisz samice nietknięte i żywe. Takie som moje warunki. Jeśli ci siem nie podobają, podnoś rzyć i walcz, to jedyna oferta jakom ode mnie otrzymasz, a za chwile i ta ni byndzi aktualna, winc decyduj rychło. Coż odrzekniesz mi? - Rzekł krasnolud, trzymając ciężki młot w swojej prawicy i obdarzając kultystę oczekującym odpowiedzi spojrzeniem.
Jakie była odpowiedź na ten temat Detleva, tego nikt się nie dowiedział. Było pewnym, że choć przez krótką chwilę rozważał słowa Kyana, szukając w nich jakiegoś podstępu. Odpalona flara w ręku? Zastanowił kultystę ten kuriozalny warunek, ale z zamyślenia wyrwała go Astrid.
- Flara to podpucha - wtrąciła się bezczelnie Norsmanka, puszczając Kyanowi krótki, acz pewny siebie uśmieszek.
- Ostatnio jak taką rzuciłam, to ci maga rozdupiło na trzy strony świata... Albo cztery - zastanowiła się małą chwilę, stukając paluszkiem w podbródek, aż w końcu wzruszyła ramionami - Tak czy inaczej, zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja oferta jest pozbawiona jakiejkolwiek taktyki? W sensie no wiesz, bez obrazy, ale ta elfka to już tych włosów straciła garść, a druga kobieta pewnie niedługo wyłysieje ze strachu. Pomijam już fakt, że nie mamy nawet pewności, czy to nie są twoje kultystki oraz co ważniejsze, to my mamy księgę. - Astrid odchrząknęła dając jeden, niewielki krok w przód.
- Może lepiej zróbmy tak: ty puścisz te dwie laski, których i tak nie znamy i nie wiemy w sumie co to za podróbki Asów z talii kart, a my nie zniszczymy księgi i damy ci szansę na jej odzyskanie. Bo nie oszukujmy się, ale jeśli będziesz chciał je zabić, to i tak zrobisz, nie mam racji? Nie jesteś przecież głupi - Blondynka patrzyła na niego wyczekująco, nie pokazując po sobie, że naprawdę jej zależy. Nie była w końcu pewna czy aby na pewno tak jest, jednakże te kobiety nie pisały się na tę bitwę z własnej woli, mogły być tylko niewinnymi ofiarami wojny, a ze wszystkich wojennych konsekwencji najbardziej nie lubiła tego, że cierpią ci, którzy nieświadomie zostali wplątani w walkę.
- Księga jest tutaj - dodała wskazując na tobołek Katariny, która dla Astrid wyglądała na wiedźmę. Pasowała więc do osoby, która mogłaby coś takiego przy sobie mieć. - Ty puść dziewki w naszą stronę, a my szurniemy ci tobół po podłodze.
- W jednym kobieto się nie pomyliłaś. Nie jestem głupcem… - odparł jej Detlev, powstając dumnie z tronu i idąc po schodach w dół, w stronę ołtarza. Każdy jego krok okraszony był iście szlachecką gracją i pewnością siebie.
- Ty zaś upewniłaś mnie w przeświadczeniu, że mam do czynienia z bandą nędznych kłamców. Nawet jeśli jest tam księga, jak twierdzisz, to po śmierci czarnoksiężnika nie stanowi ona dla mnie żadnego użytku - kiedy kultysta kończył mówić, drzwi za plecami awanturników otworzyły się. Do środka wtargnęła doborowa uzbrojona grupa składająca się z ludzi, niziołka oraz krasnoluda, na widok których część znajdujących się w środku poszukiwaczy przygód zwróciła swoje bronie.
- Zostawcie ich! - Rozkazał na głos Kyan. - Ichże mieliśmy uwolnić oraz tom ylfkę, co klynczy przed tym wojem. Niestetyż… - ostatnie słowo dodał już cicho i pod nosem.
- Dość! - Przerwał wszystkim Detlev Kampf, wyraźnie rozgniewany ucieczką więźniów i tym, że znowu mu przerwano, po czym przeniósł swój gniewny wzrok na trzymającego Lilou, potężnie umięśnionego gwardzistę i skinął mu porozumiewawczo głową. - Zabić ich wszystkich! - Warknął na głos, po czym sam wyciągnął z kabur pistolety skałkowe i wycelował oba w zgrupowanych przed nim awanturników.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |