Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2018, 21:13   #34
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Alkohol przyjemnie rozgrzewał morpha. Butelka powoli pustoszała - ale nie za szybko, by olimpijczyk zbyt mocno to odczuł. Smith był świadomy, że choć nie jest opancerzony od stóp do głów, to jednak jest jedynym bojowym assetem w tym gronie. Trzeźwość była wskazana. Minuty mijały na rozmyślaniu oraz naradzie z Billem. Opal pojechała, a Ramirez i Elektra zajęli się swoją magią. Katon w końcu dał znać - wybiła godzina audiencji u znajomego adwokata. Muza nawiązała połączenie, które po kilkunastu sekundach zostało przyjęte. Wzrok Smitha zmętniał, gdy bezpośrednio na insertach meshowych otworzyło się okienko z video-chatem prezentującym biurko oraz siedzącą za nim małpę w garniturze. Wydęła wargi i uśmiechnęła się.


- Dzień dobry. Jestem Hubert Bennets. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że każda minuta tej rozmowy jest płatna zgodnie z publicznie dostępnym cennikiem. Teraz zaś zapraszam do przedstawienia swojej osoby, oraz problemu.
Nad blatem biurka pojawił się stoper odmierzający sekundy. Adwokat nie widział Smitha ze swojej strony, a nawet gdyby - nikła była szansa, by go rozpoznał po zmianie morfa.

Tyle że Smith nie zamierzał udawać że jest kimś innym. Wolał uderzyć w znajome tony i zaryzykować.
Użyć poczucia winy, strachu i wdzięczności w postaci jednego mocnego koktajlu. Jeśli zamierzał uzyskać coś więcej nie mógł być dla Huberta klientem #79684328 czy czymś w tym rodzaju.
- Smith. Ten Smith którego Omni-Fict i ty raczyliście porzucić na pastwę losu, gdy zrobiło się gorąco. Wiedz jednak, że niełatwo mnie zabić.- twarzy może nie widział, ale intonacja słów musiała być małpeczce znajoma.
Kontynuował dalej rozmowę uspokajającym tonem głosu.- Ale nie mam żalu i nie szukam zemsty. Jestem profesjonalistą i znam ryzyko. Tamto niefortunne przerwanie naszych kontaktów było logicznym podejściem do wynikłej wtedy sytuacji z twojej strony.
Hubert mógł nawet podejrzewać że kryjąca się w cieniu twarz Smitha uśmiechnęła się. - Zawsze ceniłem profesjonalizm u ciebie i potrzebuję pomocy. Oczywiście nie oczekuję, że zrobisz co ci zlecę za darmo. Nie martw się, nie oczekuję jałmużny ni przysług. Mam jak ci zapłacić jeśli wciągniesz mnie na listę swoich anonimowych, acz ważnych klientów. Liczę na zyskowną dla obu stron i dyskretną współpracę.

Hubert uśmiechnął się szeroko ukazując cały szpaler wybielonych, równych, nienaturalnych zębów.
- Smithy boi! - uderzył w blat otwartą dłonią nachylając się do kamery. - Jak na anonimowego klienta, to jesteś mało anonimowy, ale zawsze doceniałem twoją anonimowość, jeśli wiesz o czym mówię - dodał szybko.
Rozparł się na fotelu i sięgnął poza kadr, by wyciągnąć szklankę z parasolką. W środku chlupotał jakiś drink.
- To co… jak już skończyliśmy zapewnienia o wzajemnej przyjaźni, to do rzeczy Smithy boi. Wiesz że dla ciebie wszystko. Powiedz tylko co, a ja powiem za ile.
Wyszczerzył znowu zęby i wydał z siebie szereg głośnych dźwięków sugerujących radość.
- Zanim powiem za ile, to powiem jak. Dyskretnie i pod pozorem szukania nowych okazji dla tajemniczego inwestora. Madame Gisele prowadzi egzotyczny burdelik o nazwie D.R.E.A.M..- zaczął wyjaśniać Smith.- Możliwe że jest tylko twarzą tego burdeliku, a nawet jeśli nie jest to z pewnością są inni cisi inwestorzy i opiekunowie. Chcę wiedzieć kto przy tym Śnie macza paluszki, od strony ekonomicznej i prawnej. Kto ma tam patenty do używanych tam programów, prawa własności budynku i rękawów, kto prowadzi nadzór bezpieczeństwa . Wszystkie małe detaliki. Im brudniejsze, tym lepsze.
- Dream? Ciekawa nazwa - przyznał. - Chyba, możliwe, raczej nie korzystałem. Mogę popytać tu i ówdzie, ale rozumiesz jak to jest z brudnymi rzeczami…
Pokazał do kamery wnętrza dłoni.
- Ciężko je podnieść samemu nie brudząc sobie rąk. Takie tajemnice są zaś z reguły pilnie strzeżone przez osoby mające wpływy. Jesteś pewien, że nie chcesz wynająć prywatnego detektywa?
- Za dużo czasu… a informacji tych potrzebuję jak najszybciej. Zresztą to co mnie interesuje to aspekty prawne. Akty własności, udziały w zyskach, prawa autorskie do użytych tam programów. Chcę wiedzieć kto naprawdę jest właścicielem tego burdelu, kto go naprawdę założył i kto naprawdę pociąga tam sznurki. To wszystko ukryte jest w prawniczym żargonie i archiwach naszego miasta. Znasz może detektywa który potrafiłby pływać zwinnie w biurokratycznym bagienku? Bo ja nie.- wyjaśnił swoje pole zainteresowań Smith.-Znam ciebie i twoje małpeczki. To jest wasz teren łowiecki. Nie oczekuję, więc nic ponad to, co da się uzyskać drogą prawniczych kruczków i może pogaduszek z zaprzyjaźnionymi urzędnikami
- Niech będzie, niech będzie... - wymruczał szympans. - Dalej co prawda uważam, że przydałby ci się prywatny detektyw… ale w mojej opinii, to tak jakby prywatny detektyw wynajmował prywatnego detektywa, jeśli łapiesz o co mi chodzi Smithy-boi. - Małpa zaśmiała się gwałtownym wybuchem piskliwych dźwięków.
- Zrobię to dla ciebie, ale będziesz mi coś winien. - kontynuował. - Takich rzeczy to ja fakturować nie zamierzam, więc kredyty zostawmy tam gdzie ich miejsce, czyli w świetle Izby Kontroli i Nadzoru. Postawmy na przysługę… chciałbym, abyś upewnił się, że pewien jegomość otrzyma od swego ubezpieczyciela odpowiednią opiekę i resleeve, na który zdecydowanie zasłużył.
Smith nie pierwszy raz rozmawiał z Bennetem, więc doskonale zdawał sobie sprawę, że mowa tu o sprzątnięciu kogoś.
- Zrobię to. A jeśli nie ja… to wynajęty przeze mnie zabójca.- odparł Smith zgadzając się na warunki małpiszona. - I liczę na współpracę w przyszłości. Bądź co bądź, potrafię docenić wartość dobrego prawnika.
- Zab... - Bennet rozejrzał się wkoło. - Nie mam pojęcia o czym mówisz. Proszę nawet tak nie żartować.
Wzrok mu na moment rozjechał się i zmętniał, po czym wrócił z powrotem uwagą do kamery. Nie potrwało to jednak długo. Puścił oko do Smitha, po czym się rozłączył. Czarna ramka na insertach meshowych jarzyła się tylko jednym białym napisem “Vertigo Lund”.
Smith polecił Katonowi znaleźć informacje na temat tego/tej Vertigo Lund. Kim on/ona był(a) publicznie. Nie była to sprawa pilna. Raczej coś czym Smith się zajmie po rozwiązaniu obecnego problemu.
Sam zaś zaczął poszukiwać w swoich kontaktach kogoś z odpowiednim dla niego sprzętem (także niekoniecznie legalnym) i żadnymi skrupułami w kwestii sprzedaży. Potrzebował broni i pancerza dzięki którym mógłby poradzić sobie z mechanicznymi rękawami.
Katon z drobnymi problemami znalazł garść informacji na temat Vertigo Lunda. Urzędnik Nadzoru - instytucji pilnującej porządku i status quo na Marsie. Była to bardzo wpływowa organizacja dbająca o interesy korporacji oraz władzy. Dysponowała własnymi oddziałami para-militarnymi, a krążyły też plotki, że trzymali na smyczy infomorfy specjalizujące się w zwalczaniu cyberprzestępstw. Vertigo był przez to też osobą publiczną. Dzięki temu Smith dowiedział się, że piastuje stanowisko analityka. Z uwagi na ochronę rękawów, nie było jednak żadnej adnotacji apropo miejsca zamieszkania, czy kontaktu innego niż główna skrzynka wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej.
Smith jednak wiedział, że jeśli imię i nazwisko się zgadza, to Vertigo jednocześnie jest agentem Firewalla - tym samym, z którym nie tak dawno rozmawiał po śledztwie zakończonym odnalezieniem Elektry.
W kwestii sprzętu, miał szczęście. Handlarz z którego pomocy zwykle korzystał, pozostawał dostępny. Można było bez trudu umówić godzinę spotkania i miejsce wymiany, o ile Smith dostarczyłby już teraz listę zakupów. Wśród propozycji znalazły się płyty karapaksowe lub ciężki pancerz z hełmem. Wśród spluw zarówno karabiny kinetyczne z elektroszynami jak i wersja plazmowa, czy nawet bolter cząsteczkowy. To oczywiście nie wyczerpywało możliwości handlarza, a Smith wiedział, że część sprzętu z pewnością jest pochodzenia wojskowego.

Nie był to dla niego problem. Potrzebował broni i to solidnej, więc wojskowy sprzęt był idealny na tą sytuację. Plazmowe zabawki kusiły, jak i cząsteczkowy bolter, ale Smith wolał coś bardziej klasycznego. Z plazmowymi spluwami nie miał zbyt wiele do czynienia, więc miałby problem z ich właściwym wykorzystaniem. Wolał staromodne rozwiązania, więc wybór nasuwał się sam…. 375X VARIS Magnetic firmy AlterTech. Nieco cięższy niż standardowe egzemplarze karabin kinetyczny Varis pozbawiony był możliwości ostrzału ciągłego, zamiast tego radził sobie lepiej z przebijaniem pancerzy i osłon. Smith używał już VARISów, aczkolwiek nie tego modelu. Ostatni jakiego używał, miał chyba numer 373X i okazał się solidnym kawałkiem technologii. Taaak… ten się więc nadawał. Do tego standardowe wibroostrze, bo miecz był zbyt ostentacyjny. A zawsze warto mieć pod ręką, jako wyjście awaryjne. No i zapasowy magazynek do broni. Pozostał pancerz…. Tu Smith miał dylemat. Niemniej ostatecznie wybrał zbroję karapaksową. Nie lubił obciążenia, wolał polegać bardziej na swej zwinności.
Kolejną sprawą było ulegalnienie całego tego sprzętu. Tu Smith miał do wyboru dwie możliwości. Podszyć się pracownika istniejącej firmy ochroniarskiej lub stworzyć własną firmę z logo, pozwoleniami na broń ect. będącą wymówką na czas akcji i do zlikwidowania po niej. Niestety założenie takiej firmy wymagało czasu, gotówki, prawników, gotówki oraz gotówki na łapówki by przyspieszyć procedury.
Z dużo tego. Nawet fortunka Smitha miała swoje limity.
Wybrał więc fałszywe logo i ID dość popularnej i taniej agencji ochroniarskiej, co by prawdopodobieństwo przyłapania na kłamstewku jak najbardziej zminimalizować.
Ustalenie czasu i miejsca przekazania towaru… przesłanie zapłaty. Gotowe. Wszystko szło zgodnie z jego planem. Przynajmniej na razie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline