Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2018, 19:47   #18
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Panie Kaelon, gdyby rasa miała takie znaczenie, to by pana tu nie było - powiedział w odpowiedzi Edmund i jednocześnie przypomniał śnieżnemu elfowi, że przyjął go do tego zlecenia już dużo wcześniej, wybierając spośród innych, a teraz tylko dopełniali formalności.

Przed wyruszeniem Tynar nie omieszkał sprawdzić adresów i adresatów, na otrzymanych kopertach. Postarał się nawet, aby je dobrze zapamiętać.

Amis Cabrera
Maria Osete, port w Walencji



Doned Razor
Trzimizi, Amaraziliji
Loch, Droga Południowa nr.4, nr.36



* * *

Po opuszczeniu biura, drużyna udała się najpierw do strażników po odbiór broni. Galden im towarzyszył, jako że wcześniej pod przykrywką zostawił u nich swój miecz.
- Ale byłem blisko zwycięstwa - zagadał jeszcze w głównym holu. - Bo znajomość drogi mnie przecież nie zdradziła. Ani to jego “poznaję” - kiwnięciem głowy wskazał większego strażnika. - Gdyby nie brak akt, to bym wygrał - tłumaczył się, czy może marudził?... ale właściwie miał rację, gdyż nikt z drużyny nie zwracał uwagi na wymienione przez niego detale. A szczegóły te okazały się jednak mieć znaczenie.
Strażnicy kiwnęli tylko głowami i nie odezwali się ani słowem, gdy mężczyźni odbierali swoją broń. Wszystko było na miejscu.
- Na dziś konie są dla was. Zostawcie je w Walencji, w stajni Fonza. Henry się nimi zajmie i będą tam czekać na wasz powrót - do poprzedniego gadania, Galdan dodał jednak coś istotnego. Teraz wiedzieli co zrobić z końmi i nie musieli doszukiwać się tych informacji w kontrakcie.
Po odebraniu broni drużyna ruszyła do stajenki, gdzie bez trudu dosiedli właśnie wspomnianych koni. Ten na którym jechał Galden, nadal tam pozostał - mężczyzna wrócił się do biura po odebraniu swego miecza.


* * *

Ruszyli w drogę do miasta portowego. Tynar trzymał szkatułkę przed sobą i nawet mu ona nie przeszkadzała podczas jazdy. Po drodze mieli co prawda okazję porozmawiać i poznać się trochę, aczkolwiek poprzestali na zamienieniu między sobą kilku słów. Jazda konna średnio sprzyjała rozmowom, a co ważniejsze wszyscy byli zajęci swoją pracą i głównie rozglądali się uważnie, wypatrując ewentualnej zasadzki. Czasu dla siebie i tak będą mieć potem w nadmiarze, jak już będą płynąć statkiem.
Tymczasem ich podróż nie owocowała w żadne przygody - droga była raczej uczęszczana, a wokół dominowały łąki i pola, z raczej okazyjnie występującymi w tle wioskami i zagajnikami. Co ważniejsze, droga ozdobiona odpowiednimi znakami, dzięki czemu w niecałe trzy godziny, jeszcze przed wieczorem dotarli do Walencji.

W samym mieście najpierw odwiedzili Stajnie Fonza, aby zostawić konie. Bardzo łatwo było ją znaleźć, gdyż znajdowała się ona nieomal przy bramie do miasta i odznaczał ją odpowiedni szyld. Prowadzący stajnię mężczyzna, był przystojny i wyluzowany. Spokojny, ale konkretny. Mimo braku listu do niego, wiedział w czym tkwi sprawa z pobytem koni Hantrela w jego stajni, więc to chyba nie był pierwszy taki przypadek.
Tynar też dogadał się z nim bez problemu, gwarantując Strafferowi dobrą opiekę na czas nieobecności czarodzieja.

Zaraz potem, nie tracąc czasu drużyna udała się do portu, na spotkanie z Cabrerą. Znając nazwę statku i imię kapitana wystarczyły dwa pytania do odpowiednich osób w kapitanacie portu.
- Dok numer czternaście. W tamtą stronę - krótko i beznamiętnie odpowiedział zapytany urzędnik portu.

Drużyna ruszyła więc wzdłuż portu. A ten wyglądał jak każdy inny. Statki i marynarze. Tu coś wyładowywali, tam ładowali. A jeden miał chyba jakiś remont. Oczywiście nie brakowało też straży. Co ciekawe wokół straży, nieomal w jej szeregach, dawało się zauważyć niedźwiedzie. Prawdziwe, niczym nie skrępowane, po prostu tam były... Jednego takiego niedźwiedzia minęli z dość bliska. Był naprawdę duży i silny, z pewnością groźny, ale im nic nie zrobił i nawet na nich nie zareagował. W oddali dawało się zauważyć ich więcej.

Z zamyślenia wyrwało minięcie doku trzynastego. Co oznaczało, że kolejny statek jest tym którego szukali. A prezentował się on niczego sobie.


“Maria Osete” był to raczej duży statek, długi na ponad pięćdziesiąt metrów i szeroki na jakieś piętnaście. Okręt miał dwa maszty główne, oraz jeden mniejszy, a do tego jeden... taki ukośny na przedzie - z pewnością miał swoją nazwę, ale drużyna nie składała się z żeglarzy i jakoś specjalnie ich to nie interesowało. Dla nich ważne było, aby szybko dotarli do celu.

Trwał jakiś załadunek, więc do wypłynięcia było jeszcze chyba trochę czasu... Nie wiedzieli, ale widać było od kogo mogą się tego dokładnie dowiedzieć.
Pośród ubranych w czarne spodnie i białą koszulę ludzi, jeden mężczyzna wyróżniał się swym brązowym skórzanym odzieniem i wyglądało na to że nadzorował załadunek.
- Pan Amis Cabrera?! - spytał głośno Zevran, uznając że tak będzie najprościej.
Mężczyzna zareagował! Odwrócił się dość żwawo w ich stronę.


Cabrera był mężczyzną o starannie przyciętych wąsach i krótkiej brodzie, raczej wysoki, ubrany w brązową skórę. Z niewielką skórzaną torbą zawieszoną na ramieniu.
- Tak, to ja. A panowie? - odpowiedział, przyglądając się ekipie.


* * *

Po zwyczajowym przywitaniu się i wzajemnym przedstawieniu się, mogli oddać mu list od Hantrela, a potem przejść do konkretów całej wyprawy i omówić szczegóły. Dla Delamrosa ważna była jedna konkretna sprawa.
- Pan Hantrel obiecał też gratis miejsce w ładowni - Delamros nagiął nieco prawdę na swoją korzyść, jak przystało na dobrego kupca. - Ale bez konkretnych wymiarów. Ufam, że trochę się znajdzie? - zagadał.
- W tamtą stronę, owszem. Mamy miejsca, tak na dwie krowy w zagrodach - odparł Cabrera.
- Wspaniale - odparł zadowolony Delamros - to ja wracam za mniej niż godzinę - zwrócił się do reszty drużyny i czym prędzej popędził dokonać ostatnich zakupów przed wypłynięciem.
 
Mekow jest offline