Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 02:46   #57
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - Perturbacje

Sigrun i David



Podróż w tunelach londyńskiego metra nie była taka jaką pamiętała dziewczyna z irokezem. Zamiast oświetlonych wagonów szli na przełaj po żwirze i po ciemku. Ale ten osuwający się przy każdym kroku żwir dawał nadzieję, że nadal są w metrze a nie nie wiadomo gdzie. Przecież tory były podsypane takim małymi kamykami. To się nie zmieniło chociaż mieli świadomość, że jeżeli przy każdym kroku słyszą każdy swój krok przez ten żwir to nie wiadomo kto czy co jeszcze to słyszy. Szwedka zdała sobie sprawę, że jej wiedza i znajomość metra polega na orientacji po kolorach i nazwach linii i stacji oraz ich relacji na mapie i terenie. Ale w ciemnościach tunel to tunel. Bez kolorów, bez nazw, bez numerów, bez światła tak naprawdę mogła być w dowolnym tunelu jakiegoś metra. Gdyby Nick sobie zażartował, pomylił się czy ich zwyczajnie oszukał to równie dobrze mogli być w dowolnym tunelu metra w Londynie. Albo i nie w Londynie. Bez nazw, bez kolorów linii była podobnie bezradna jak idący za nią Australijczyk czy ktokolwiek inny z tych co się przebudzili. A do tego jeszcze był ten cały cyrk jaki miała robić tutaj strefa.

Krwotok Davida okazał się niezbyt poważny. Rozbity nos, rozcięty łuk brwiowy, poobijane wargi, rozdarty policzek. Wszystko to były płytkie rany. Ale jak to z każdą raną w okolicach twarzy denerwowały, przeszkadzały i obficie krwawiły. Na to ostatnie chociaż Sigrun mogła zaradzić próbując po ciemku i samym zmysłem dotyku założyć jeden ze swoich bandaży. Musieli działać pod presją on stać względnie spokojnie a ona wygrzebać ten bandaż, rozpakować go i jeszcze obwiązać nim twarz i głowę równego sobie wzrostem towarzysza. A wszystko to w świadomości, że ta dziwna, blada poświata zbliża się i zbliża coraz bardziej. W pewnym momencie Greerowi wydało się, że słyszy cichy szum albo buczenie od strony tej poświaty.

Ale zdążyli uporać się z opatrunkiem dla Australijczyka zanim to coś zbliżyło się bardziej. Wydawało się, że jeśli nie lewituje to musi być dość wysokie. Bo ta blada, błękitnawa poświata zaczynała się może i na wysokości ich głów ale nieforemna plama światła sączyła się przez ciemność znacznie wyżej niż sięgałby jakikolwiek człowiek. Chyba, żeby stanął na dachu wagonu metra ale żadnego wagonu raczej nie mijali.

Poza tym to coś nie obsuwało kamyków tak jak oni przy każdym kroku. Gdy tak przez nie-wiadomo-ile przedzierali się z mozołem przez kolejne metry tunelu dało się to zauważyć. No i nie chciało ich zgubić. Szwedka i Australijczyk zorientowali się, że utrzymują podobną prędkość jak ta dziwna poświata. Poruszanie się po ciemku, macając ścianę wzdłuż której szli i brodząc przez te kolejowe kamienie mieli marne tempo. Na powierzchni, na chodniku, przy świetle bez trudu by minęli kogoś takiego szybkim marszem. Ale tutaj nie było co marzyć o osiągnięciu tak zawrotnej prędkości. Nie bez światła. Szybsze tempo groziło wpakowaniem się w kolejne kłopoty. Ale z drugiej strony nie natrafili na żadnego hibernatusa ani stalkera a to coś uparcie zmierzało za nimi i nie mogli tego zgubić. Zresztą w prostym odcinku tunelu zbyt wiele opcji podróży nie było.

Idąc po ciemku słyszeli swoje oddechy na górze, obsuwające się kamyki pod swoimi butami, dziwny szum czy szelest, czasem dziwne, niezidentyfikowane dźwięki jakie docierały do nich tunelem. W powietrzu była stęchła wilgoć, ściany też były pokryte ta wilgocią, brudem, błotem i nalotem niewiadomego pochodzenia. Chyba robiło się coraz wilgotniej bo coraz częściej kamyki i buty chlupotały w jakiś kałużach. Ciemność, złowroga ciemność, wydawała się przytłaczać swoją bezdennością. Nie było na czym skoncentrować wzroku. Impas w tym pościgu trwał. Ale ludzie zdawali sobie sprawę, że ich w końcu siły opuszczą lub stres pokona. A nie mieli pojęcia o możliwościach tego czegoś za nimi. Czasem to gdy wydawało się, że poświata jest zdecydowanie bliżej zaczynał cicho syczeć gwizdek od Abi. Wtedy próbowali przyspieszyć i po chwili gwizdek cichł.

W pewnym momencie idąc na przedzie Szwedka namacała na brudnej, mokrej ścianie jakiś wpięty w nią kabel. Po jakimś czasie natknęła się na puszkę rozdzielającą kable też w dół. Musiała być tu mała rozdzielnia co po ciemku wymacała stukając i wyczuwając plastikową pokrywę chroniącą dostępu do wnętrza. Ledwo ją dotknęła gdy ta najwyraźniej nadwyrężona czasem i kto wie czym jeszcze konstrukcja odpadła i stuknęła przy jej butach. A pod nią ukazał się całkiem znajomy widok rzędów bezpieczników, prztyczków, i co dziwne świecących diodek. Jakimś cudem w tych kablach po tak długim czasie musiała zachować się jakaś energia. Ale takie rozdzielnie powinny być z jakiejś okazji. O ile czegoś nie przegapili do tej pory to mogło oznaczać, że gdzieś wkrótce jest jakieś większe pomieszczenie albo chociaż inny korytarz. A ta dziwna, blada poświata wciąż była na ich tropie uparcie nie chcąc dać się zgubić, zupełnie jakby czekała aż ludzie popełnią jakiś błąd lub coś ich spowolni na tyle by mogła je dopaść. A oboje już byli nieźle zgrzani od tego przedzierania się krok po kroku przez ten żwir, pot spływał po grzbietach a końcówki włosów mieli mokre od potu tak samo jak twarze.



Koichi, Mervin, Michael i Keira



Mervin znalazł coś zimnego, mokrego i twardego co dało się podnieść. Pewnie jakiś kamień. Sytuacja była bardzo niejasna i bardzo stresująca ale zastukał tym przedmiotem w ścianę. Ale pamiętał te nickowe sygnały. Dwa szybkie, trzy szybkie albo trzy wolne. Tyle im zdążył przekazać ten mało sympatyczny stalker. Teraz Brytyjczyk wybrał jeden z tych zapamiętanych sygnałów stukając zimnym przedmiotem w ścianę. Japończyk obok nie pamiętał tej sygnalizacji tak dobrze ale rozpoznawał co robi jego partner chociaż nie pamiętał już który to sygnał puszcza w ciemność.

Obydwaj nie byli pewni czy jakoś sprowokowali atak. Ani czym. Wyciąganiem łomu? Stukaniem o ścianę? Swoim wtargnięciem “tutaj”? W każdym razie istotne było to, że atak nastąpił. I to prawie od razu gdy przebrzmiały sygnały nadane przez Brytyjczyka a łom wylądował w dłoni Japończyka. Plusk, kolejny i już! Japończyk poczuł jak coś rzuca się z impetem na jego klatkę piersiową i odpycha go do tyłu zanim zdążył zasłonić się czy zadać cios. Zdał sobie sprawę, że to coś było jak najbardziej materialne a sądząc po tym jak boleśnie go użarło przywodziło na myśl jakiegoś drapieżnego czworonoga. Ale nie miał czasu nad tym myśleć ani analizować! Walka już trwała!

Brytyjczyk nie miał jak wesprzeć Azjatę. Nie dość, że absolutnie nic nie widział to korytarz był na tyle wąski, że może dwóch ludzi mogło się minąć jeśli obydwaj przykleili się każdy do swojej ściany i spokojnie się minęli ale w walce nawet jedna osoba skutecznie korkowała przewód korytarza. Sądząc po tym jak czesto końcówka łomu uderzała o beton a ciała walczących również nawet im było tam ciasno. Drogę do stwora zagradzał Wyspiarzowi drugi Wyspiarz. Brytyjczyk słyszał krzyki Azjaty, jego szybki oddech i odgłosy uderzeń jakie zadawał i obrywał. Wszystko to działo się nie dalej niż kilka kroków od niego a jednak nie miał okazji ani tego zobaczyć ani dołączyć.

Koichi został zepchnięty do defensywy. To coś użarło go boleśnie w ramię którym desperacko próbował się zasłonić. Poczuł ból i krew. Tak, to było coś jak najbardziej materialnego. Czuł pod palcami, pod dłońmi, na sobie realny ciężar drugiej istoty. Coś co go atakowało wśród wody którą rozbryzgiwali jednocześnie gdy próbowali nawzajem trafić przeciwnika i jednocześnie nie dać mu się trafić. Było ciemno i ciasno. Azjata czuł jak nieraz kraniec łomu zahaczał o beton deformując jego ciosy. Uderzenia prowadzone po omacku też nie były tak precyzyjnie jak wówczas gdy widziało się cel. Ale jednak w końcu trafił to coś! A potem jeszcze raz! I jeszcze! Wreszcie to coś upadło w wodę. Nie dał się temu podnieść tylko wykończył gdy tylko nadarzyła się okazja. Chyba to zabił. Bo w końcu stał nieruchomo a w uspokajającej się wodzie leżało to coś. Też nieruchomo. Bez światła jednak nie był tego do końca pewny. Ale gdyby to był jakiś standardowy czworonóg taki jakie znał ze swojego świata raczej powinien już wyzionąć ducha. Stał tak ciężko oddychając, ociekając gorącą krwią i zimną wodą.

Wtedy znowu coś się stało. Tym razem z góry. Tą samą dziurą jaką obydwaj tu wpadli znowu dał się słyszeć jakiś rumor, na stojącego bliżej dziury Brytyjczyka coś się obsypało, krzyknął jakiś kobiecy, przestraszony głos i z góry powtórzył się schemat jaki niedawno przerabiał z milczącym Azjatą. Tylko teraz to na niego ktoś spadł z góry i razem znowu wpadli w tą zimną, śmierdzącą wodę na dnie korytarza.

Albinoska która zdecydowała się z ich dwójki iść pierwsza sama nie była pewna jak to się stało. Szła powoli i ostrożnie a za nią Michael. Nagle wszystko zawirowało i w tej ciemności poczuła jak osuwa się w ciemność. Krzyknęła krótko ze strachu łapiąc się jakiejś szyny czy innego pręta więc zdołała się utrzymać na krawędzi dziury. Ale Michael nie miał tyle szczęścia i turlając się w dół jakiegoś zbocza krzyknął a potem poleciał na łeb i szyję by zaraz potem zbocze się skończyło i zaczął spadać w ciemność. Serce mogło podejść do gardła ze strachu ale nie zdążyło. Ledwo moment potem wpadł na coś czy raczej chyba na kogoś i razem wpadli w rozbryzgującą się pod ich ciałami wodę.



Marian i Joe



Powiązani ze sobą paskiem mężczyźni szli w milczeniu. Denerwująca była świadomość, że każdy krok powodował chrzęst osuwającego się żwiru co niezbyt sprzyjało bezszelestnemu poruszaniu się. Mimo dość spokojnego tempa ciągłe napięcie i wszechotaczająca ciemność w której mogło czyhać cokolwiek była stresująca. Nakładało się to na wcześniejsze błądzenie po rurach i kanałach gdzie nie mieli jeszcze okazji odpocząć po tamtym wysiłku. Teraz zaś znów się przedzierali.

Ciemność ogłupiała zmysły i umysły. Nie sposób było określić czasu i przestrzeni. Wydawało się już że godzinami błądzą w tych katakumbach metra. A może dopiero minuty czy kwadrans? Pół godziny? Godzinę? Bezczasie powodowało, że nawet przebyta odległość było trudno ocenić. Ile przebyli od chaotycznego rozstania się z resztą? Kilkaset metrów? Kilkadziesiąt? Kilometr? Kilka? Ciemność wydawała się być niezmienna. Podobnie jak chrzęst żwiru pod butami i coraz cięższe oddechy. Obydwaj byli nieźle wysportowani i mieli kondycję powyżej średniej ulicznej. Przynajmniej tej z ich czasów. A jednak odczuwali już zmęczenie. Praktycznie od czasu wyjścia spod prysznica i przeciskania się przez windę cały czas byli w ruchu, gdzieś szli, czołgali się albo przeciskali. I zdawało się to nie mieć końca.

Ciemność deprymowała. Polak starał się nie myśleć, Amerykanin zaś myślał o zagubionej w tych tunelach albinosce. Zapała sam nie miał pojęcia ile czasu to trwa. Zanim zorientował się, że odpłynął. Szedł machinalnie, nic się nie działo co odwróciłoby uwagę. A może działo się tylko właśnie to przegapił? Opuszczony przez myśli umysł wypełniła ciemność. Zupełnie jakby przelała się z otaczającego mroku do jego głowy. A potem z tej ciemności pojawiły się obrazy. Już kiedyś szedł po takich kamieniach. Po takim żwirze. W górach. Ale to było na powietrzu. Wspomnienie wróciło gdzieś z mroków hibernatycznej niepamięci. Widział kolejne twarze, obrazy, głosy, dźwięki, zapachy. Chaotyczny kalejdoskop z którego trudno coś było uchwycić. Ale zdawał sobie sprawę, że należą do niego, do tego co kiedyś przeżył. Gdzieś, kiedyś, w innym świecie rządzącymi się innymi mechanizmami, z innymi ludźmi, z innymi sprawami i dążeniami. A teraz był tutaj.

Tutaj zaś miał dłoń którą macał ścianę przy której szedł. Dłoń była w czymś. W jakiś paprochach? Pajęczynie? Coś podobnego była na ścianie. Jakby mech albo gąbka. I chyba to coś oblepiło mu dłoń. Coś miękkiego, przyklejało się do ciała i ubrania. Właściwie nie miał pojęcia od jak dawno jest w tym czymś. Chwilę potem zorientował się, że chyba mają do czynienia z jakąś większą przestrzenią. Wymacał jakąś skarpę. Peron? Całkiem możliwe. Sięgał mu gdzieś do piersi a przecież szli wzdłuż torów to pasowałoby na jakiś peron. A perony zwykle były na jakichś stacjach. Skarpa peronu też był porośnięta, wyściełana czy oblepiona tym czymś miękkim.

Joe również się zorientował, że chyba doszli do jakiejś stacji. A przynajmniej do czegoś co mogło być peronem. Tylko nie wiedział jaka to mogła być stacja. Olbrzym martwił się o Keirę. Zgubili się i rozdzielili podczas tej chaotycznej ucieczki z kryjówki stalkerów. Czasami gdy szli po osuwającym się spod butów kolejowym żwirze wydawało mu się, że coś słyszy. Głosy? Nie. Chyba nie. A może… Nie był pewny. Gdy próbował wsłuchać się ostatecznie musiał uznać, że albo to kolejne dźwięki gdzieś z głębi tuneli albo mu się zdawało. Tak naprawdę był pewny tylko dźwięków rozdeptywanego przez siebie i Mariana żwiru i własnych oddechów. No i naporu linki jaką się obwiązali. Przynajmniej nie był sam i miał jakiegoś żywego człowieka bo samemu można by tu chyba prędko zwariować. Przypomniał sobie swojego ojca. Tyle rzeczy wiedział i umiał. Poradziłby sobie z tą całą strefą? Znalazłby odpowiedzi na jakie nawet stalkerzy chyba nie znali odpowiedzi? Doradziłby coś? Momentami wspomnienia wydawały się tak realne jakby ojciec szedł razem z nim i patrzył na niego tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. Nie był tylko pewny co by zrobił. Pokiwał głową z zadowolenia? Pokręcił na znak, że nie jest zadowolony?

Od jakiegoś czasu wyczuwał, że ściany są porośnięte albo oblepione czymś. Ale nie wiedział właściwie czym. Marian jednak szedł nadal do przodu jakby się tym nie martwił. Joe z trudem był w stanie zarejestorwać moment od kiedy odczuwa to miękkie coś na dłoni macającej po ścianie. Ale w tych bezimiennych ciemnościach w ogóle trudno notowało się momenty i właściwie wszystko inne też. Standardowe obliczenia w metrach czy minutach traciły sens. Nie trzeba było chyba żadnej nadnaturalnej strefy by zwariować od tej ciągłej ciemności. Zorientował się, że przy tej chyba stacji powietrze się nieco zmieniło. Pojawił się jakby nowy zapach albo zrobiło się wilgotniejsze czy cieplejsze. Nie był pewny. Może wszystko na raz a może tylko tak otumaniony zmęczeniem i brakiem bodźców umysł tak to rejestrował.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline