Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 15:27   #30
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Kunszt wojenny Katarinie nie imponował, choć zorganizowana szarża krasnoludów będąca następstwem głośnych wybuchów mogła zrobić wrażenie na kimś zaprawionym w tym rzemiośle. Ona natomiast, niczym sama śmierć przechadzająca się pośród trupów i wrzeszczących w agonii kultystów, czuła się jak nieproszony gość w tym teatrze krwi i stali. Jej miejsce było zupełnie gdzie indziej - poza linią wroga, pod osłoną cieni rozwiązując problemy i eliminując zagrożenia czychające na innych. A jednak stała teraz na skąpanym w czerwieni i błocie pobojowisku, spod skrywającego twarz kaptura rozglądając się na boki, ze zgrozą podziwiając bitewne dzieło.

Tyle śmierci…
… cóż, dobrze że tylko tyle.

Poczuła ulgę, choć daleko jej było do rozluźnienia, bo wciąż było coś do zrobienia. Blondwłosa z Norski wykonała świetną robotę wysadzając czarnoksiężnika oraz jego świtę w powietrze, nie zważając zupełnie na działanie plugawej magii. Gdyby nie to, mogłoby być znacznie gorzej. Odbity przez nich artefakt Chaosu, gdyby dać wrogom nieco więcej czasu, mógłby sprowadzić na nich wszystkich zgubę. Bardzo jej szkoda było krasnoludów, którzy polegli w okropnych męczarniach, jakie sprowadziło na nich Dhar, lecz dobrze wiedzieli w co się pakowali. Tak to już na tym świecie bywało - idąc na wojnę wszyscy szukają sławy i chwały, chcąc zapisać się w kronikach historycznych, ale tylko garstka ich zaznaje, kiedy reszta ginie w mrokach dziejów kompletnie zapomniana. Na koniec weselą się tylko ci żywi, a martwi… cóż.

Martwi pozostają statystyką.

Mimo tej ponurej myśli, na twarzy Katariny zagościł drobny uśmieszek, gdy sobie o czymś przypomniała.
Chyba wszystkie kobiety z Norski cechowała odwaga… albo szaleństwo? Byłaby cennym nabytkiem w jej wyprawie po skarb Skarabeusza Śmierci.

Dhar... Jego energia, naznaczona zaklęciem z domeny zepsucia, wciąż unosiła się w powietrzu, a ona aż za dobrze czuła to swoim nadwrażliwym zmysłem magicznym, niejednokrotnie przez nią przeklinanym w takich sytuacjach. Od momentu gdy inkantacja weszła w życie, miała wrażenie jakby wiatr przesiąknął smrodem zgnilizny wgryzającym się nawet w najskrytsze zakamarki ciała. Czuła mdłości, a skóra gryzła jakby spędziła dobry tydzień tarzając się w nieczystościach. Przez moment chciała jedynie zanurzyć się w balii ciepłej wody, by wyszorować się szczotką i mydłem zapachowym, aby z siebie to wszystko zmyć. Jednak było to tylko zwykłe wrażenie, nie fakt. Użyła więc całej swojej siły woli, by odgonić okropne uczucie, zamykając je w klatce swojej własnej dyscypliny. Nie była w stanie całkowicie się go pozbyć, lecz tyle wystarczyło, aby nie stawiało się ciągle na pierwszym planie myśli.
Magia Nurgle’a, tak jak wszystkich pozostałych niszczycielskich potęg, miała do siebie pewną właściwość. Ich efekt natychmiastowy potrafił być przerażający, jednak tak naprawdę należało się obawiać tego, co przyjdzie później. W najlepszym wypadku były to choroby, w najgorszym… mutacje. Tak więc, unikając kojarzących się z jakąś zupą w ziemnych misach niewielkich kałuż krwi z pływającymi w nich flakami, pospieszyła w stronę Dorana, mijając Reinmara, któremu naprawdę wdzięczna była za jego ciężką pracę. Gdyby nie on, leżałaby gdzieś w błocie pośród martwych, kompletnie zapomniana.
A ona ginąć w taki sposób nie zamierzała.

- Wodzu Doranie Gromowładny! - Zwróciła na siebie uwagę podnosząc głos. Na jej twarzy jak zwykle malowała się powaga, tutaj całkowicie adekwatna do sytuacji oraz do wiadomości, jaka miała być przekazana. - Żołnierze, którzy padli ofiarą zaklęcia czarnoksiężnika, powinni jak najszybciej zostać poddani opiece medycznej nie tylko z powodu ich aktualnego stanu, ale też w celu obserwacji z powodu ewentualnych chorób. Ciała zmarłych również sugeruję spalić, by nie rozpoczęło to jakiejś plagi zesłanej przez magię Chaosu.
Zajęty ukrócaniem życia jakiemuś bezimiennemu kultyście khazad aż przerwał na chwilę swe ponure zadanie, by zmielić w ustach jakieś dobre pół tuzina przekleństw, nim rozwalił swej ofierze łeb. Jednak po jego spojrzeniu, jakim ją obdarzył, Katarina od razu się domyśliła, że ten się spodziewał takiego obrotu spraw. Oczekiwał jedynie potwierdzenia, na które skinął jej głową.
- Poślemy po medyków, a zarażone oddziały poddamy kwarantannie. Sukinsyny… - warknął krasnoludzki przywódca, dla podkreślenia kopiąc ze złością znajdujące się w pośmiertnych drgawkach ciało, chrupocząc mu kilka żeber z nieprzyjemnym odgłosem - A ciałami też się zajmiemy.
To wystarczyło. Sprawa księgi też już była załatwiona. Jeszcze tylko Detleva oraz tych cholernych awanturników należało doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości i ich zadanie w tym miejscu się kończyło. Astrid już udała się do wnętrza budynku wraz z pozostałymi, zamierzając wypełnić komendę Dorana. Jedynie Reinmar za nią wyglądał wzrokiem, oczekując przy wejściu jak to zwykł robił. W duchu aż parsknęła krótkim śmiechem. Jego to pewnie nawet wojna by nie zmieniła.
Poszła więc i ona, ignorując widok niemal całkowicie rozpuszczonego przez Uglu kultysty, który posłał nieprzyjemne dreszcze po jej plecach.


Negocjacje zawiodły. Sensownych argumentów było mało, włącznie ten z księgą, choć ze wszystkich prawdopodobnie był najlepszy, gdyby chcieć ocalić skórę obu kobiet. Po prostu Detlev, będący teraz niczym szczur w klatce, na pewno wiedział, że tak łatwo księgi by nie odzyskał. Nie był naiwniakiem... a szkoda.
Ona tym czasie próbowała wymyślić jakąś okrężną drogę, by jednocześnie unieszkodliwić Detleva i nie poświęcać jego ofiar w imię “słusznej sprawy”, niech ją szlag. Nienawidziła tego robić - wybierać między zniszczeniem chaośnickiego wynaturzenia a życiem innych. I tak źle, i tak źle. Większość jej podobnych by się nawet nie zastanawiała, skazując kobiety na śmierć, a ona…
Wahała się. Zawsze się wahała.
W końcu coś takiego nie leżało w jej naturze.
Niestety było już za późno. Z zaciętym wyrazem twarzy zaczerpnęła więc obficie z otaczających ją cieni, w duchu błagając wiatry, by i tym razem były dla niej łaskawe, bo właśnie zaczynała inkantację jeszcze potężniejszego zaklęcia niż to, co wyzwoliła w trakcie starcia na zewnątrz. To było wszystko, co mogła od siebie dać. Jeśli się nie uda, to cóż…
… trzeba będzie zmierzyć się z nieuniknionym. Pocieszała ją jedynie świadomość, że nawet ich nie znała.
 
Flamedancer jest offline