Powiesiłam maskę na ścianie jako trofeum i uznałam, że będzie pasować. Niemniej sama sprawa nie została wcale rozwiązana. Można poobijać sobie mordy przy okazji uczty, ale dziwaczne maski i stwory chaosu wykraczały niepokojąco poza karczemne burdy. Dobrze, że ci którzy spotkali nas w nocy byli martwi, ale pewne było, że to raczej ułamek czegoś większego. Tam jednak gdzie jest ryzyko, są też i skarby po które można sięgnąć.
Kapitan dał się przekonać by ruszyć z pomocą dla brata Bogdana. Czas pokaże czy będzie to dobra decyzja. Niemniej, jeśli okazja sama pcha się pod nóż nie jest słusznie z niej nie skorzystać.
Pokręciłam się w okolicy kapitana licząc, że może wyjaśni swoje decyzje. Zagadałam też innych oficerów, czy nie potrzebują jakiejś pomocy. No i zrobiłam obchód wśród załogi. Badanie nastrojów należało do kapłana, a nic tak nie pomaga ich ustalić jak kilka słów pochwały lub solidny opierdol i spojrzenie w oczy żeglarzowi. Załoga musi wiedzieć, że kapłan jest całym sercem po ich stronie, tak długo jak oni są po stronie kapitana.