Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2018, 10:17   #7
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Czasami Samuel miewał naprawdę paskudne sny. Ten najgorszy, o wypadających zębach powtarzał się co kilka miesięcy. Zapewne wiele koszmarów jest o wiele bardziej przerażających, ale ten, w którym tracił zęby był najbardziej realny. Stał zazwyczaj przed lustrem, szykował się do nabożeństwa a dotykając językiem trzonowca czuł jak ten zaczyna się ruszać. Dotykał go palcem, czuł jak wychodzi z dziąseł, a po chwili wypada i ląduje w umywalce. Zanim się obejrzał, wyciągał z dziąseł kolejne zęby. Wszystkie słabe i zepsute.


Wtedy przychodził moment, gdy zdawał sobie sprawę, że to tylko sen. Ale nie mógł się obudzić i docierało do niego, że zęby tym razem wypadły naprawdę. Ogarniała go dzika rozpacz i panika, ale nad ranem, otwierał oczy i pojawiało się uczucie ulgi. To jednak znowu tylko koszmar.

Gdy obudził się i spojrzał na swój zabandażowany kikut, był przekonany, że to znów jeden z tych popieprzonych snów. Że za chwilę otworzy oczy i znajdzie z powrotem w swojej sypialni. A potem poczuł nieopisany ból. Dłoń, której nie miał pulsowała żywym ogniem. Nie mógł się ruszyć, jakby, kości stawy i mięśnie na plecach wrzucono prosto do wyrzynarki. Dopiero gdy przyszedł lekarz dowiedział się, że w łóżku spędził trzy dni, nieprzytomny.
Prawda docierała do niego falami. Zalewała mu umysł koszmarami na jawie. Czarne myśli kłębiły się a jedno wspomnienie nakładało na drugie.

“Po latach praktyki człowiek potrafi rozpoznać kogoś kto potrzebuje życzliwej rozmowy”

“Moja ręka!!”

“Powinieneś korzystać póki jeszcze możesz ojczulku”

“To niemożliwe, kurwa niemożliwe!”

“To wszystko przez ciebie. Przez ciebie umarłam!”

“Ja pierdolę, niech to będzie sen. Niech to będzie tylko sen, proszę!”

“I dam ci spokój na jakiś czas jak mi oddasz cztery palce”


Po policzkach Samuela pociekły łzy. Ledwo słyszał głos lekarza. Zajęło mu parę chwil gdy zrozumiał jego pytanie. Musiał poważnie zastanowić się nad odpowiedzią. Może i był naćpany morfiną, ale nie odebrało mu to resztek zdrowego rozsądku. Jeśli powie, że rękę odgryzł mu czarnoskóry facet, uznają go za wariata albo dokładnie przebadają mocz i odkryją, że ojciec Sam lubi czasem zajarać trawkę. A od święta, wciągnąć coś mocniejszego.
- Nie pamiętam – skłamał – Czy moja siostra i matka wiedzą co się stało? Muszę z nimi porozmawiać.
- Niestety nie, ale możemy je poinformować jeśli sobie pan tego życzy. Ma pan gdzieś zapisane, albo chociaż pamięta pan ich numery telefonu? - zapytał życzliwie lekarz, przysuwając krzesło bliżej łóżka Samuela.
- Matka mieszka na Florydzie, a siostra w Salem – wyjaśnił cichym głosem ksiądz. Zawahał się przez chwilę – Mama ma problemy z sercem, wolałbym żeby na razie o niczym nie wiedziała. Podam panu numer mojej siostry.
Samuel podyktował z pamięci numer Susan.
- Oczywiście. Sally, powiadom siostrę pana Stone`a. Tymczasem ja sprawdzę jak goi się panu ręka. - powiedział mężczyzna, siadając obok łóżka księdza. Lekarz bardzo ostrożnie odwijał bandaż, pod którym ukryty był obrzydliwie wyglądający kikut, jaki pozostał mu po dłoni. Bolesna pamiątka koszmarnego spotkania w parku.
- Hmm...wydaje mi się że wszystko wygląda w porządku. Mimo wszystko powinien pan tutaj z nami zostać jeszcze przez trzy dni. Może chciałby pan osobiście porozmawiać z siostrą? Rozmowa z kimś bliskim byłaby w takiej sytuacji jak najbardziej wskazana.
Gdy lekarz badał rękę Sama, ksiądz zamknął oczy i odwrócił głowę.
- Oczywiście, że chciałbym z nią porozmawiać osobiście! – warknął poirytowany. Ogarniała go bezsilna wściekłość – A potem proszę przysłać tu kogoś z policji.
- Jak najbardziej, policja zostanie niezwłocznie powiadomiona o zdarzeniu. Czekaliśmy tylko aż się pan obudzi, gdyż sami niewiele informacji możemy im przekazać. Wiemy tylko że znalazła pana jakaś kobieta, leżącego w kałuży krwi na jednej z parkowych ścieżek. - odparł spokojnie lekarz, skupiając się na jak najdelikatniejszym zabandażowaniu ręki.
W tym samym momencie, jak na życzenie księdza na salę weszła pielęgniarka.
- Doktorze, siostra pana Stone`a odebrała i dopytuje się, czy może z nim osobiście porozmawiać.
- Oczywiście. Skończyłem już badać rękę pacjenta i możemy ruszać na dalszy obchód. Do widzenia panie Stone. Życzę miłego dnia. - powiedział wstając i odsunął krzesło od łóżka. Tymczasem pielęgniarka podała księdzu telefon w którym usłyszał znajomy głos.
- Samuel? Co się dzieje? - zapytała nerwowo jego siostra. W międzyczasie lekarz i pielęgniarka zdążyli opuścić salę.
Sam słysząc w słuchawce głos swojej bliźniaczki nie wytrzymał i wybuchnął płaczem.
- Miałem wypadek Susan – wydukał – Straciłem dłoń i leżę w szpitalu.
- C...co? Samuel, co się stało? Jechałeś autem? Boże tak mi przykro...ja...nie wiem co powiedzieć… - mężczyzna wyraźnie słyszał zduszony głos kobiety, która starała się być dla niego silna i powstrzymać swój płacz.
Ksiądz nie miał pojęcia jak to jej wyjaśnić. Od czego zacząć. Jedno było pewne. Nawet Susan mu nie uwierzy, gdy usłyszy co go spotkało.
- Nie, chodzi o inny wypadek. Dzieje się coś dziwnego i strasznego Suzy. Ktoś próbuje mnie zabić.
Ugryzł się w język, ale za późno. To zabrzmiało jak bełkot paranoika. Musiał zachować zdrowy rozsądek, być jak najbardziej racjonalny i rzeczowy. Od tego zależało życie jego bliskich.
- Posłuchaj. Ten ktoś zna naszą rodzinę. Wie wszystko o Hannah – wymawiając na głos imię siostrzenicy niemal usłyszał w słuchawce przyśpieszone bicie serca swojej siostry – Groził mi i może też grozić tobie. Musisz wyjechać na jakiś czas z Salem, najlepiej do matki, na Florydę. Tam powinnyście być bezpieczne.
- Braciszku czy to...czy to ten ktoś ci to zrobił? Rozmawiałeś już z policją?
- Dopiero co się obudziłem. Byłem nieprzytomny trzy dni, tak powiedział lekarz. Policja niedługo mnie przesłucha,, tobie też wszystko wyjaśnię, obiecuję. Na razie im mniej wiesz, tym lepiej - próbował złapać oddech - Przysięgam Suzy, że nie zwariowałem. Dzieje się tu coś strasznego. Obiecaj mi, że jeszcze dziś polecisz do Miami.
Sam zdał sobie sprawę, że znów szlocha w słuchawkę. Był kompletnie przerażony.
- Sam...ja… - w tym momencie wyraźnie usłyszał jak jego siostra bliźniaczka również rozkleiła się przy słuchawce. - Wiem że mówisz prawdę...obiecuję że polecę do Miami. Po śmierci Hannah nic mnie już tutaj nie trzyma...mam tylko ciebie i mamę. Ale jeśli tak jak mówiłeś ten człowiek wie wszystko o naszej rodzinie, to chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby gdybym zabrała mamę ze sobą i przyleciała do ciebie, do Rutherford. Razem powinniśmy dać sobie radę. Ten skurwiel dopadł już ciebie, więc pewnie jedzie teraz po którąś z nas. Co o tym sądzisz?
Sam słysząc propozycję siostry niemal zerwał się na równe nogi. Gdyby nie był osłabiony i przypięty do aparatury, pewnie wstałby nawet z łóżka.
- Nie! Musicie się trzymać od tego miasta z daleka, słyszysz Susan?! Nie przyjeżdżaj tu, błagam cię! – krzyczał do słuchawki przerażony.
Kątem oka Samuel zobaczył, że najwidoczniej jedna z pielęgniarek usłyszała jego okrzyk i spojrzała przez okienko w drzwiach. Kiedy jednak jej wzrok spotkał się ze wzrokiem księdza i zobaczyła że wszystko jest w porządku, poszła dalej.
- Sam...nie wiem co robić. Pojadę do mamy, ale obiecaj mi że dołączysz do nas najszybciej jak tylko będziesz mógł. Boję się o ciebie...tak bardzo się boję. O ciebie i o mamę. Wiem że nasz kontakt osłabł po moim ślubie i narodzinach Hannah… przepraszam. - tym razem jego siostra już oficjalnie zaczęła szlochać do słuchawki. - Kocham cię Sam. Obiecuję że będę dzwoniła, ale ty też obiecaj że będziesz nas stale o wszystkim informował.
- Jak tylko załatwię sprawy w Rutherford, dołączę do was, masz moje słowo siostrzyczko – odparł drżącym głosem – Ja też cię kocham. Wszystko się ułoży, zobaczysz - dodał na końcu i się rozłączył.

Po rozmowie ze swoją siostrą, w głowie mężczyzny zapanowała pustka. Wydawało mu się, że otaczają go wręcz opary ciszy. Niczym niezmąconej. Leżał tak pośród niej wpatrując się w sufit i starając się wychwycić chociaż najmniejszy dźwięk. Udało się. Gdzieś z oddali dobiegł go odgłos działającej aparatury medycznej. Po krótkiej chwili dołączył do niego jeszcze inny dźwięk, wydobywający się jak mu się zdawało z umywalki jaka obecna była na jego sali. Jakieś dziwne bulgotanie i brzęczenie, które przerodziło się następnie w ustawiczny metaliczny brzęk.



Samuel patrzył na umywalkę w niemym zdziwieniu, z otwartymi szeroko ustami. Zastanawiał się czy przypadkiem znów nie stracił przytomności i nie zapadł w jakiś pojebany sen. Odruchowo nacisnął przycisk wzywający pielęgniarkę.
Brzęczący dźwięk rozległ się w położonym niedaleko pokoju pielęgniarskim. Jeden, drugi, trzeci.
“Kurwa, na pewno znowu zajęte są piciem kawy i ploteczkami” - pomyślał Samuel.
Po chwili do dźwięku dobiegającego z umywalki dołączyło kasłanie i krztuszenie się, połączone z bulgotem i stukaniem metalu. Stuk, puk, stuk, brzęk. Dźwięki te były coraz głośniejsze.
Sam chciał zatkać uszy, ale zdał sobie sprawę, że to niemożliwe i zaśmiał się histerycznie. Ułożył się na łóżku w pozycji embrionalnej a potem zasunął na siebie pościel, znikając pod kołdrą. Często tak robił za dzieciaka, gdy się czegoś bał. Zazwyczaj cienie czające się w pokoju i za oknem po chwili znikały. Niech ten pieprzony dźwięk też się w końcu skończy!
Czasami dziecięce sposoby radzenia sobie z problemami dorosłego życia bywają najlepsze. Tak też było i tym razem. Dźwięki bulgotania, kasłania, metalicznego brzęczenia i krztuszenia się stopniowo cichły, aż w końcu całkowicie zniknęły. Samuel mógł być dumny z tego, że całkowitym przypadkiem wystrychnął na dudka szpitalny zlew, a raczej to co za jego pomocą chciało go dorwać. Usłyszał jeszcze tylko wściekły okrzyk, po którym do sali weszła ta sama pielęgniarka która połączyła go telefonicznie z siostrą.
- Panie Stone? Wszystko dobrze? Co to za hałasy?
Czy właśnie tracił zmysły? Czy te wszystkie sny, halucynacje były oznaką obłędu? Po tym co przeszedł wcale by się nie zdziwił, gdyby po prostu oszalał. Może Mike McCoughan też nie był prawdziwy, może go sobie tylko zwizualizował a rękę odgryzło mu dzikie zwierzę tak jak sugerował lekarz. .
- Coś jest w zlewie – szepnął, powoli wykopując się spod pościeli i pokazując palcem zdrowej ręki na umywalkę.
Kobieta nawet nie próbowała ukryć swojego zdziwienia, które wyraźnie wymalowało jej się na twarzy.
- W zlewie? - zapytała zaskoczona. Mimo wszystko starała się zachować profesjonalnie i rzeczywiście sprawdzić, czy coś było nie tak. Podeszła do umywalki i odkręciła wodę najpierw jednym, a później drugim kurkiem.
- Panie Stone, wydaje mi się że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Czy… mam wezwać lekarza? Dobrze się pan czuje? Może to wina mocnych leków?
- Z lekami wszystko w porządku – odpowiedział z wyrzutem – Nie są za mocne, wręcz przeciwnie. Prosiłbym o więcej morfiny.
Czyli jednak miał halucynacje. Coś się działo z jego głową. Ale przecież wariat, nie wie, że jest wariatem, nie potrafi wyciągać logicznych wniosków. To wszystko działo się naprawdę, coś próbowało doprowadzić go do obłędu. To coś miało twarz czarnoskórego mężczyzny i jego siostrzenicy Hannah. To coś nie miało prawa istnieć, a jednak…Przeszywający ból w miejscu, gdzie kiedyś była jego dłoń był namacalnym dowodem.
- Ale najpierw chciałbym zadzwonić do kurii w Seatlle. W google znajdzie pani numer do kancelarii – poprosił.
- Teraz?
- Tak, teraz.
- Oczywiście. Proszę chwilkę zaczekać - odpowiedziała, wychodząc i patrząc przy tym dziwnie na Samuela. Wróciła po jakichś 20 minutach. - Proszę. - powiedziała i podała mu szpitalny telefon bezprzewodowy.
Kiedy w końcu udało mu się dodzwonić, w słuchawce usłyszał głos jakiegoś mężczyzny, który przedstawił się jako ksiądz i zapytał w jakiej sprawie Samuel dzwoni.
- Nazywam się Samuel Stone, jestem proboszczem w parafii w Rutherford. Chciałbym poprosić o namiary do waszego egzorcysty. Wiem, że do każdej kurii przydzielony jest chociaż jeden. To pilna sprawa, mógłby mi ksiądz pomóc?
- Oczywiście, miejscowym egzorcystą jest ksiądz biskup John Torrez. Mam przekazać połączenie?
- Bardzo bym prosił -
Po kilku minutach w słuchawce rozległ się głos starszego mężczyzny.
- Biskup Torrez, w czym mogę pomóc?
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedział do słuchawki Sam walcząc by głos mu się nie załamał – Przepraszam, że niepokoję waszą eminencję…Nazywam się Samuel Stone. Dziewięć lat temu udzielił mi ksiądz biskup święceń, ale kto by pamiętał…. Jestem teraz proboszczem w Rutherford.
Samuel nie wiedział jak zacząć rozmowę. Miał tyle do opowiedzenia. Nie tylko o Mike’u McCounghanie, lecz też o sobie, o swoim nędznym życiu, które stało się parodią kapłaństwa.
- Stało się coś strasznego i…myślę, że ksiądz biskup powinien jak najszybciej tu przyjechać i to zbadać.
- Na wieki wieków amen. - odparł. - Rzeczywiście Samuelu to dosyć dawno. A pamięć ludzka bywa ułomna. - chwilę po tym w słuchawce zapanowała cisza, a po niej nastąpiło głośne westchnienie. - Ja… proszę mi nic nie mówić. Przyjadę najszybciej jak się da. Chyba domyślam się o co chodzi. Rutherford... Powinienem być na miejscu jutro z samego rana. Gdzie się ksiądz znajduje? Da radę wytrzymać do jutra?
Samuel był zaskoczony błyskawiczną decyzja biskupa Torreza. Od jakiegoś czasu miał ksieży za próżniaków, którzy bardziej cenią swoje wygody niż posługę kapłańską. Sam był najlepszym przykładem.
- Jestem w miejscowym szpitalu. Zostanę tu jeszcze trzy dni. Do jutro nie powinno wydarzyć się już nic złego…Chyba.
- Dobrze, a więc przyjadę do księdza jutro z samego rana. Muszę się odpowiednio przygotować. I niech księdza Pan Bóg strzeże. Jedyna rada jaką mogę dać to modlić się i nie reagować do tego czasu na żadne...znaki że tak to ujmę. Porozmawiamy kiedy będę na miejscu. Do widzenia.
Biskup błyskawicznie po tym się rozłączył a w telefonie zapanowała głucha cisza.
 
waydack jest offline