| Salka wykładowa nie była duża, ale w takim gronie i tak wystarczyła z nadmiarem. Danillo stanął na środku, wcześniej ściągając dublet i kładąc go na jednym ze stołów. Tak jak podejrzewała Lei, musiało mu być gorąco. Zaczął od trochę nudnawego wstępu o teorii magii. Magicznym Splocie stworzonym przez boginię Mystrę, którego manipulacja pozwalała na odprawianie czarów. Kiedy już skończył, przeszedł płynnie do następnego tematu - naturalnym predyspozycjom do sztuki magicznej.
- Każde z was trafiło tutaj, bo ma naturalny talent. Bo spontanicznie posłużyło się magią. To rzadka zdolność, najczęściej biorąca się z silnej linii krwi. Potomkowie smoków, aniołów czy diabłów sporadycznie odkrywają, że potrafią manipulować Splotem. W waszym przypadku jest podobnie. Powinniście zacząć od próby odtworzenia czaru, który po raz pierwszy rzuciliście. Eloro, co to było w twoim przypadku? - odwrócił się do elfki.
- Telekineza - odparła, odwracając się ku swym kolegom. - To manipulowanie przedmiotami na odległość - wyjaśniła z wyższością w głosie, jakby była pewna że musi to wytłumaczyć.
- A u ciebie Leileno?
- Błyskawica - powiedziała pewnie, choć zrobiła przy tym nieco zawstydzoną minę. - Nieduża na szczęście.
- Imponujące - uznał nauczyciel. - Jednocześnie naturalne dla tego typu magii. Zaklęcia wykorzystujące żywioły przychodzą tantrystom wyjątkowo łatwo. To powinno ułatwić ci opanowanie podstaw - uśmiechnął się, po czym przeszedł do wypytywania po kolei dalszych uczniów. Krasnolud z niechęcią przyznał, że wytworzył rozbłysk światła. Gnomka była pod tym względem podobna do Elki, ale o tym już rudowłosa wiedziała. Connor wyjaśnił, że zorientował się, że posiada magiczne moce tylko dlatego, że studiował wcześniej podstawy magii. Jego manifestacja nie była bowiem spektakularna i sprowadziła się do oszołomienia kochanki. Wywołało to chichot Dims, która miała swoje opinie o tym, jak wielkolud mógł ją oszołomić. Gdy Blessed skończył, miał już w zanadrzu kolejną “atrakcję”.
- Naturalny talent sam w sobie niewiele wam niestety da. Umiecie instynktownie wpływać na Splot, ale w przeciwieństwie do zaklinaczy, nie potraficie go instynktownie kształtować. To tak, jakby dać wam dłuto, zawiązać oczy i kazać coś wyrzeźbić. Tutaj wkrada się podobieństwo do czarodziejów i ich magicznych formuł. Musicie nauczyć się posługiwać dłutem - po krótkiej przemowie rozdał wszystkim uczniom po jednej, solidnie oprawionej księdze.
Leilena nie komentowała talentów pozostałych uczniów, zbyt podekscytowana tym wszystkim, aby wprawić w ruch swój język. Zamiast tego przyjrzała się dokładnie temu co dostała.
- Słyszałam kiedyś o ślepym rzeźbiarzu. Był podobno bardzo dobry w swoim fachu - cóż, jej milczenie nie mogło trwać wieki.
- A co rzeźbił? - podłapała od razu Lily.
- Postacie - odparła Lei, odrobinę powątpiewająco. - Podobno bardzo realistycznie, co sprawiło, że nie wszyscy wierzyli, że jest ślepy.
- To musiał się dużo namacać tych postaci, żeby wiedzieć co robi.
- Tego już nie wiem, mnie nie rzeźbił - zachichotała w odpowiedzi rudowłosa.
- Na rozmowy będzie czas w przerwie - upomniał Danillo lekkim tonem, ale w sposób który nie pozostawiał pola na dyskusję.
Rozdane przez niego księgi były prawie zupełnie puste. A przynajmniej ta, którą dostała Lei taka była. Jedynie na pierwszej kartce starannie wykaligrafowano litery i symbole.
- Od dziś waszym ulubionym zajęciem będzie nauka pisania - oznajmił nauczyciel z szerokim uśmiechem. - Magiczne formuły, jak sama nazwa wskazuje, mają swoją formę. Liczy się skład atramentu, liczy się kształt liter, liczy się grubość linii. Musicie opanować czytanie i zapisywanie czarów, bo to będzie wasz sposób na posługiwanie się dłutem.
Lei zapanowała nad ustami, które chciały się skrzywić. Przecież tego mogła się spodziewać, prawda? W głębi duszy co prawda miała nadzieję, że magia przyjdzie do niej sama i tylko poćwiczy jej formowanie. Zapisywanie zaklęć… cóż, nic jej nie mówiło póki co. Podobnie jak to co było w księdze zapisane. Blessed resztę swojej lekcji poświęcił na tłumaczeniu swym podopiecznym znaczenia niektórych symboli oraz tego jak prawidłowo je zapisywać. Na sam koniec przygotował nawet zadanie domowe.
- Każde z was musi zapisać się w bibliotece i wypożyczyć księgę, która zawiera zapis zaklęcia, które rzuciliście gdy obudziła się w was moc - po kolei zaczął dyktować każdemu uczniowi o jakie zaklęcie chodzi. W przypadku Lei nazywało się ono “Porażający dotyk”... co nie brzmiało zbyt zachęcająco.
- To tyle na dzisiaj. Oddaję was w ręce Meleghosta, który czekać będzie na was w swojej szklarni za pół godziny.
Pierwszoroczniacy spojrzeli po sobie niepewnie i zebrali się do wyjścia. Niewiele się to różniło od prawdziwych lekcji. I chyba nie było co się spodziewać niczego więcej na początek, z drugiej strony. Porażający dotyk może nie brzmiał imponująco i zachęcająco, ale czy dało się dawkować go tylko odrobinę dla zupełnie innych odczuć? Będzie musiała o to zapytać. Tymczasem ruszyła za innymi do wyjścia, po alchemii nie spodziewając się niczego ciekawszego.
- Studiowałem magię, ale ta tutaj jest jakaś inna - Connor postanowił zagadnąć Lei w drodze. - Symbole są inne. I pewnie inaczej się je wypowiada - dodał.
- Przynajmniej zaczynamy z podobnego poziomu - obdarzyła go przelotnym uśmiechem. - Ale sama nie wiem. Kaligrafia strasznie mi się kojarzy z innymi nudnymi zajęciami z mojej dotychczasowej nauki.
- Bo w gruncie rzeczy jest nudna sama w sobie - przyznał, ale po chwili dodał. - Ale czy udało ci się do tej pory podpalić coś kaligrafią?
- Prędzej coś, aby kaligrafi nie mieć - pokazała mu język.
Na to nie miał gotowej żadnej odpowiedzi i rozmowa zwyczajnie się urwała.
Lei mijała szklarnię codziennie w drodze na stołówkę, ale tego dnia pierwszy raz miała okazję wejść do środka. A wnętrze robiło spore wrażenie, od razu atakując zmysły. Było tam parno i dziewczyna mogła się cieszyć z tego, jak zwiewna była jej sukienka. Powietrze przepełniały zapachy różnorakich kwiatów i ziół, a gdzie się nie rozejrzeć widać było jakieś nowe kolory i kształty. Wszystko to nie zrobiło wrażenia jedynie na krasnoludzie, czy też raczej nie zrobiło pozytywnego wrażenia. Olaf krzywił się tylko po swoim zbyt ciepłym strojem.
- Pięknie tu - stwierdziła z zachwytem Lily.
- No dobrze, alchemia jest aż tak związana z zielarstwem? - zapytała na głos Lei, także się rozglądając. Była przekonana, że trafią gdzieś do podziemi, gdzie będą się przelewały w rurkach kolorowe substancje. Z drugiej strony, mieszanie substancji było równie mało ciekawe w teorii jak ścieranie i mieszanie ziół.
- W sumie jak już pytasz - zamyśliła się gnomka - to chyba dość słabo. Alchemia kojarzyła mi się zawsze z martwą materią, jakimiś metalami albo płynami
Pierwszy dzień prawdziwej nauki okazywał się z każdą mijającą chwilą... mało ekscytujący. Jedyną nietypową obserwacją, jakiej dokonała Leilena było zauważenie, że stoicka i wyniosła na codzień Elka w szklarni rozglądałą się na lewo i prawo jak mała dziewczynka. Wprost oczy jej się świeciły na widok całej tej roślinności.
- Czy wszyscy się już zebrali? - rozległ się silny, męski głos. To Meleghost wyłonił się z jednej z gęstych alejek.
- Tak - odpowiedziała Elora, odzyskując panowanie nad sobą.
- Bardzo dobrze. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej się czegoś nauczycie. Kto powie mi na czym polega alchemia? - pytanie zawisło w powietrzu.
To się co prawda nazywał stereotyp, ale zainteresowanie elfki roślinami jakoś nie dziwiło Lei zupełnie. Z tego co słyszała i czytała, ta rasa mogłaby nie wychodzić z lasu. Albo tylko część tej rasy? W każdym razie padło pytanie i zamyślona rudowłosa jak gdyby rozpędem, jak zwykle nie panując nad językiem, rzucając pierwszą odpowiedź, która przyszła jej do głowy.
- Między innymi na mieszaniu różnych substancji w celu uzyskania konkretnego efektu?
- Z grubsza poprawnie - zgodził się nauczyciel. Nie brzmiało to jak pochwała, raczej jak powstrzymywanie się od nagany, że rudowłosa nie podała jakiejś formalnej formułki. - Zielarstwo jest dziedziną zbliżoną do alchemii. Polega na mieszaniu specyfików w celu uzyskania mikstury lub specyfiku o pożądanych cechach. Jak co roku mam monotonny obowiązek nauczenia nowych uczniów jak przyrządzić podstawowe mikstury, które pozwolą wam bezpiecznie spółkować z kim tam chcecie - oznajmił sucho.
Rudowłosa nie zareagowała na jego słowa, patrząc się jak na zwykłego, nudnego nauczyciela. Tak wyglądał i sam pewnie tak się czuł. Wiedziała też, co będą tu najpierw robić, więc żadnego zaskoczenia. Po prostu czekała na instrukcje. I takie nastąpiły. Sprowadzały się głównie do “słuchajcie uważnie i patrzcie”. Meleghost pokazywał rośliny, które hodował w swej szklarni, zwracając szczególną uwagę na ich charakterystyczne cechy: kształt i fakturę liści, długość łodyg, barwę. Wszystko to kazał zapamiętywać, bowiem w przeciwieństwie do Danillo nie rozdał żadnych przyrządów do pisania. Jedynie Olaf był przewidujący i przyniósł własny pergamin i pióro, przez co większość czasu spędził siedząc na ziemi i notując. Jak na kogoś, kto nie chciał tam być bardzo przykładał się do nauki.
- Osobno te rośliny mają swoje, przeważnie niezbyt spektakularne właściwości. Ta jest przyprawą, ta powoduje rozstrój żołądka - wskazywał. - Ale ich odpowiednie połączenie tworzy naturalne środki antykoncepcyjne.
Po tym wstępie zaczął opowiadać o składzie dwóch mikstur, z których pierwsza miała osłabiać czasowo męskie nasienie, a druga zapobiegać kobiecej ciąży.
- Jutro zaczniecie ćwiczyć przyrządzanie obu mikstur. Ścinanie roślin, rozdrabnianie ich, mieszanie, gotowanie - wymieniał. - Czy są jakieś pytania?
Lei pokręciła głową, obiecując sobie przychodzić z przyborami i książką na zajęcia. Podobnie jak Olaf chciała się nauczyć podstaw jak najszybciej, choć z innego powodu niż krasnolud.
- A… a czy to wszystko co pan opowiadał jest gdzieś spisane? - spytała Lily, która może i wszystkiego bacznie słuchała, ale informacji było tak wiele że nie było sposób tego wszystkiego spamiętać.
- To były tylko elementarne podstawy, jeśli nie umiesz zapamiętać już tego, to wróżę ci kariery czarodziejki - odparł oschle Meleghost. Jakoś nikt inny nie miał ochoty ryzykować kolejnych pytań i lekcja dobiegła końca.
Zbliżała się pora obiadowa, dokładnie tak jak mówił Presmer pierwszego dnia zajęcia trwały od posiłku do posiłku. Cała grupa udała się więc do stołówki.
- Dupek z tego alchemika - burknęła gnomka tak, żeby wszyscy mogli ją usłyszeć.
- Chyba nie lubi uczyć. Albo uczniów - Lei była o wiele mniej przejęta. W swoim życiu zdążyła już poznać pełną gamę nauczycieli. Mówiła też o wiele ciszej. - Może uważa, że jest mu pisane w życiu coś o wiele większego. To po prostu nie będzie mój ulubiony przedmiot.
- Alchemik uczy tak, jak uważa za stosowne. To obowiązkiem ucznia jest pozyskiwać wiedzę z jego wykładów - stwierdziła górnolotnie elfka.
- Ciekawe czy tak samo mówiłabyś, gdybyśmy pod ziemią uczyli się o skałach - cięty język Lei zripostował od razu.
- Alchemia zajmuje się też metalami, a je przecież pozyskuje się z kopalnii - odpowiedziała bez wahania. - Jeśli trzeba będzie do takiej pójść, to pójdziemy.
- Chętnie popatrzę jak je wydobywasz, a ty Olafie? - Lei stłumiła rozbawienie postawą spiczastouchej. Rzeczywiście była tak wyniosła, że już towarzystwo milczącego krasnoluda wydawało się o wiele przyjemniejsze. Rudowłosa jednak nie narzekała, nie jej wtrącać się do tego jacy chcieli być inni. Co nie znaczyło, że będzie ich podjudzać. W końcu musiała sobie gdzieś zrekompensować to, że to oni mieli kilkadziesiąt lat więcej na zdobywanie wiedzy. Cholerna długowieczność. Ciekawe czy magia mogła ją zapewnić?
- Rozbiłabyś sobie śliczną główkę o strop, elfico - podsumował krótko krasnolud. Elora tylko się żachnęła i nic już nie odpowiedziała.
Lei także nic już nie powiedziała, zamiast tego wzięła tacę i ruszyła po jedzenie. Jeszcze czuła głód po wczorajszych aktywnościach, jej ciało przetwarzało energię wyjątkowo szybko. Choć nie tak szybko co Lily, która w małym ciele wydawała się mieścić tyle co Connor.
- A jak ty widzisz nasze dalsze życie w tym miejscu pod okiem nowych nauczycieli? - zapytała tego ostatniego, kiedy już siadali przy stole. Jak zawsze niezbyt blisko wyniosłej elfki, bo Leilena wątpiła, żeby tamta zmieniła zdanie i nagle chciała trzymać z ich grupą.
- Nauczyciele… Danillo wydaje się sympatyczny - odpowiedział ostrożnie. - A z Meleghostem pewnie wytrzymamy. Ważne, że cel nauki ciekawy, a koleżanki fajne.
Lei zachichotała i posłała chłopakowi buziaka.
- Pewnie masz rację. Ja z moim roztrzepaniem nigdy pewnie nie będę dobra w alchemii. Nie tak widzę swoją karierę - mrugnęła do niego.
- A jak? - podpytała jak zawsze ciekawska gnomka.
- W magii oczywiście. Jak tylko uda mi się jej nauczyć - odpowiedziała bez namysłu, wkładając sobie do ust widelec pełny całkiem dobrego obiadu. |