Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2018, 18:04   #18
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Salka wykładowa nie była duża, ale w takim gronie i tak wystarczyła z nadmiarem. Danillo stanął na środku, wcześniej ściągając dublet i kładąc go na jednym ze stołów. Tak jak podejrzewała Lei, musiało mu być gorąco. Zaczął od trochę nudnawego wstępu o teorii magii. Magicznym Splocie stworzonym przez boginię Mystrę, którego manipulacja pozwalała na odprawianie czarów. Kiedy już skończył, przeszedł płynnie do następnego tematu - naturalnym predyspozycjom do sztuki magicznej.
- Każde z was trafiło tutaj, bo ma naturalny talent. Bo spontanicznie posłużyło się magią. To rzadka zdolność, najczęściej biorąca się z silnej linii krwi. Potomkowie smoków, aniołów czy diabłów sporadycznie odkrywają, że potrafią manipulować Splotem. W waszym przypadku jest podobnie. Powinniście zacząć od próby odtworzenia czaru, który po raz pierwszy rzuciliście. Eloro, co to było w twoim przypadku? - odwrócił się do elfki.
- Telekineza - odparła, odwracając się ku swym kolegom. - To manipulowanie przedmiotami na odległość - wyjaśniła z wyższością w głosie, jakby była pewna że musi to wytłumaczyć.
- A u ciebie Leileno?
- Błyskawica - powiedziała pewnie, choć zrobiła przy tym nieco zawstydzoną minę. - Nieduża na szczęście.
- Imponujące - uznał nauczyciel. - Jednocześnie naturalne dla tego typu magii. Zaklęcia wykorzystujące żywioły przychodzą tantrystom wyjątkowo łatwo. To powinno ułatwić ci opanowanie podstaw - uśmiechnął się, po czym przeszedł do wypytywania po kolei dalszych uczniów. Krasnolud z niechęcią przyznał, że wytworzył rozbłysk światła. Gnomka była pod tym względem podobna do Elki, ale o tym już rudowłosa wiedziała. Connor wyjaśnił, że zorientował się, że posiada magiczne moce tylko dlatego, że studiował wcześniej podstawy magii. Jego manifestacja nie była bowiem spektakularna i sprowadziła się do oszołomienia kochanki. Wywołało to chichot Dims, która miała swoje opinie o tym, jak wielkolud mógł ją oszołomić. Gdy Blessed skończył, miał już w zanadrzu kolejną “atrakcję”.
- Naturalny talent sam w sobie niewiele wam niestety da. Umiecie instynktownie wpływać na Splot, ale w przeciwieństwie do zaklinaczy, nie potraficie go instynktownie kształtować. To tak, jakby dać wam dłuto, zawiązać oczy i kazać coś wyrzeźbić. Tutaj wkrada się podobieństwo do czarodziejów i ich magicznych formuł. Musicie nauczyć się posługiwać dłutem - po krótkiej przemowie rozdał wszystkim uczniom po jednej, solidnie oprawionej księdze.
Leilena nie komentowała talentów pozostałych uczniów, zbyt podekscytowana tym wszystkim, aby wprawić w ruch swój język. Zamiast tego przyjrzała się dokładnie temu co dostała.
- Słyszałam kiedyś o ślepym rzeźbiarzu. Był podobno bardzo dobry w swoim fachu - cóż, jej milczenie nie mogło trwać wieki.
- A co rzeźbił? - podłapała od razu Lily.
- Postacie - odparła Lei, odrobinę powątpiewająco. - Podobno bardzo realistycznie, co sprawiło, że nie wszyscy wierzyli, że jest ślepy.
- To musiał się dużo namacać tych postaci, żeby wiedzieć co robi.
- Tego już nie wiem, mnie nie rzeźbił - zachichotała w odpowiedzi rudowłosa.
- Na rozmowy będzie czas w przerwie - upomniał Danillo lekkim tonem, ale w sposób który nie pozostawiał pola na dyskusję.
Rozdane przez niego księgi były prawie zupełnie puste. A przynajmniej ta, którą dostała Lei taka była. Jedynie na pierwszej kartce starannie wykaligrafowano litery i symbole.
- Od dziś waszym ulubionym zajęciem będzie nauka pisania - oznajmił nauczyciel z szerokim uśmiechem. - Magiczne formuły, jak sama nazwa wskazuje, mają swoją formę. Liczy się skład atramentu, liczy się kształt liter, liczy się grubość linii. Musicie opanować czytanie i zapisywanie czarów, bo to będzie wasz sposób na posługiwanie się dłutem.
Lei zapanowała nad ustami, które chciały się skrzywić. Przecież tego mogła się spodziewać, prawda? W głębi duszy co prawda miała nadzieję, że magia przyjdzie do niej sama i tylko poćwiczy jej formowanie. Zapisywanie zaklęć… cóż, nic jej nie mówiło póki co. Podobnie jak to co było w księdze zapisane. Blessed resztę swojej lekcji poświęcił na tłumaczeniu swym podopiecznym znaczenia niektórych symboli oraz tego jak prawidłowo je zapisywać. Na sam koniec przygotował nawet zadanie domowe.
- Każde z was musi zapisać się w bibliotece i wypożyczyć księgę, która zawiera zapis zaklęcia, które rzuciliście gdy obudziła się w was moc - po kolei zaczął dyktować każdemu uczniowi o jakie zaklęcie chodzi. W przypadku Lei nazywało się ono “Porażający dotyk”... co nie brzmiało zbyt zachęcająco.
- To tyle na dzisiaj. Oddaję was w ręce Meleghosta, który czekać będzie na was w swojej szklarni za pół godziny.
Pierwszoroczniacy spojrzeli po sobie niepewnie i zebrali się do wyjścia. Niewiele się to różniło od prawdziwych lekcji. I chyba nie było co się spodziewać niczego więcej na początek, z drugiej strony. Porażający dotyk może nie brzmiał imponująco i zachęcająco, ale czy dało się dawkować go tylko odrobinę dla zupełnie innych odczuć? Będzie musiała o to zapytać. Tymczasem ruszyła za innymi do wyjścia, po alchemii nie spodziewając się niczego ciekawszego.
- Studiowałem magię, ale ta tutaj jest jakaś inna - Connor postanowił zagadnąć Lei w drodze. - Symbole są inne. I pewnie inaczej się je wypowiada - dodał.
- Przynajmniej zaczynamy z podobnego poziomu - obdarzyła go przelotnym uśmiechem. - Ale sama nie wiem. Kaligrafia strasznie mi się kojarzy z innymi nudnymi zajęciami z mojej dotychczasowej nauki.
- Bo w gruncie rzeczy jest nudna sama w sobie - przyznał, ale po chwili dodał. - Ale czy udało ci się do tej pory podpalić coś kaligrafią?
- Prędzej coś, aby kaligrafi nie mieć - pokazała mu język.
Na to nie miał gotowej żadnej odpowiedzi i rozmowa zwyczajnie się urwała.

Lei mijała szklarnię codziennie w drodze na stołówkę, ale tego dnia pierwszy raz miała okazję wejść do środka. A wnętrze robiło spore wrażenie, od razu atakując zmysły. Było tam parno i dziewczyna mogła się cieszyć z tego, jak zwiewna była jej sukienka. Powietrze przepełniały zapachy różnorakich kwiatów i ziół, a gdzie się nie rozejrzeć widać było jakieś nowe kolory i kształty. Wszystko to nie zrobiło wrażenia jedynie na krasnoludzie, czy też raczej nie zrobiło pozytywnego wrażenia. Olaf krzywił się tylko po swoim zbyt ciepłym strojem.
- Pięknie tu - stwierdziła z zachwytem Lily.
- No dobrze, alchemia jest aż tak związana z zielarstwem? - zapytała na głos Lei, także się rozglądając. Była przekonana, że trafią gdzieś do podziemi, gdzie będą się przelewały w rurkach kolorowe substancje. Z drugiej strony, mieszanie substancji było równie mało ciekawe w teorii jak ścieranie i mieszanie ziół.
- W sumie jak już pytasz - zamyśliła się gnomka - to chyba dość słabo. Alchemia kojarzyła mi się zawsze z martwą materią, jakimiś metalami albo płynami
Pierwszy dzień prawdziwej nauki okazywał się z każdą mijającą chwilą... mało ekscytujący. Jedyną nietypową obserwacją, jakiej dokonała Leilena było zauważenie, że stoicka i wyniosła na codzień Elka w szklarni rozglądałą się na lewo i prawo jak mała dziewczynka. Wprost oczy jej się świeciły na widok całej tej roślinności.
- Czy wszyscy się już zebrali? - rozległ się silny, męski głos. To Meleghost wyłonił się z jednej z gęstych alejek.
- Tak - odpowiedziała Elora, odzyskując panowanie nad sobą.
- Bardzo dobrze. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej się czegoś nauczycie. Kto powie mi na czym polega alchemia? - pytanie zawisło w powietrzu.
To się co prawda nazywał stereotyp, ale zainteresowanie elfki roślinami jakoś nie dziwiło Lei zupełnie. Z tego co słyszała i czytała, ta rasa mogłaby nie wychodzić z lasu. Albo tylko część tej rasy? W każdym razie padło pytanie i zamyślona rudowłosa jak gdyby rozpędem, jak zwykle nie panując nad językiem, rzucając pierwszą odpowiedź, która przyszła jej do głowy.
- Między innymi na mieszaniu różnych substancji w celu uzyskania konkretnego efektu?
- Z grubsza poprawnie - zgodził się nauczyciel. Nie brzmiało to jak pochwała, raczej jak powstrzymywanie się od nagany, że rudowłosa nie podała jakiejś formalnej formułki. - Zielarstwo jest dziedziną zbliżoną do alchemii. Polega na mieszaniu specyfików w celu uzyskania mikstury lub specyfiku o pożądanych cechach. Jak co roku mam monotonny obowiązek nauczenia nowych uczniów jak przyrządzić podstawowe mikstury, które pozwolą wam bezpiecznie spółkować z kim tam chcecie - oznajmił sucho.
Rudowłosa nie zareagowała na jego słowa, patrząc się jak na zwykłego, nudnego nauczyciela. Tak wyglądał i sam pewnie tak się czuł. Wiedziała też, co będą tu najpierw robić, więc żadnego zaskoczenia. Po prostu czekała na instrukcje. I takie nastąpiły. Sprowadzały się głównie do “słuchajcie uważnie i patrzcie”. Meleghost pokazywał rośliny, które hodował w swej szklarni, zwracając szczególną uwagę na ich charakterystyczne cechy: kształt i fakturę liści, długość łodyg, barwę. Wszystko to kazał zapamiętywać, bowiem w przeciwieństwie do Danillo nie rozdał żadnych przyrządów do pisania. Jedynie Olaf był przewidujący i przyniósł własny pergamin i pióro, przez co większość czasu spędził siedząc na ziemi i notując. Jak na kogoś, kto nie chciał tam być bardzo przykładał się do nauki.
- Osobno te rośliny mają swoje, przeważnie niezbyt spektakularne właściwości. Ta jest przyprawą, ta powoduje rozstrój żołądka - wskazywał. - Ale ich odpowiednie połączenie tworzy naturalne środki antykoncepcyjne.
Po tym wstępie zaczął opowiadać o składzie dwóch mikstur, z których pierwsza miała osłabiać czasowo męskie nasienie, a druga zapobiegać kobiecej ciąży.
- Jutro zaczniecie ćwiczyć przyrządzanie obu mikstur. Ścinanie roślin, rozdrabnianie ich, mieszanie, gotowanie - wymieniał. - Czy są jakieś pytania?
Lei pokręciła głową, obiecując sobie przychodzić z przyborami i książką na zajęcia. Podobnie jak Olaf chciała się nauczyć podstaw jak najszybciej, choć z innego powodu niż krasnolud.
- A… a czy to wszystko co pan opowiadał jest gdzieś spisane? - spytała Lily, która może i wszystkiego bacznie słuchała, ale informacji było tak wiele że nie było sposób tego wszystkiego spamiętać.
- To były tylko elementarne podstawy, jeśli nie umiesz zapamiętać już tego, to wróżę ci kariery czarodziejki - odparł oschle Meleghost. Jakoś nikt inny nie miał ochoty ryzykować kolejnych pytań i lekcja dobiegła końca.

Zbliżała się pora obiadowa, dokładnie tak jak mówił Presmer pierwszego dnia zajęcia trwały od posiłku do posiłku. Cała grupa udała się więc do stołówki.
- Dupek z tego alchemika - burknęła gnomka tak, żeby wszyscy mogli ją usłyszeć.
- Chyba nie lubi uczyć. Albo uczniów - Lei była o wiele mniej przejęta. W swoim życiu zdążyła już poznać pełną gamę nauczycieli. Mówiła też o wiele ciszej. - Może uważa, że jest mu pisane w życiu coś o wiele większego. To po prostu nie będzie mój ulubiony przedmiot.
- Alchemik uczy tak, jak uważa za stosowne. To obowiązkiem ucznia jest pozyskiwać wiedzę z jego wykładów - stwierdziła górnolotnie elfka.
- Ciekawe czy tak samo mówiłabyś, gdybyśmy pod ziemią uczyli się o skałach - cięty język Lei zripostował od razu.
- Alchemia zajmuje się też metalami, a je przecież pozyskuje się z kopalnii - odpowiedziała bez wahania. - Jeśli trzeba będzie do takiej pójść, to pójdziemy.
- Chętnie popatrzę jak je wydobywasz, a ty Olafie? - Lei stłumiła rozbawienie postawą spiczastouchej. Rzeczywiście była tak wyniosła, że już towarzystwo milczącego krasnoluda wydawało się o wiele przyjemniejsze. Rudowłosa jednak nie narzekała, nie jej wtrącać się do tego jacy chcieli być inni. Co nie znaczyło, że będzie ich podjudzać. W końcu musiała sobie gdzieś zrekompensować to, że to oni mieli kilkadziesiąt lat więcej na zdobywanie wiedzy. Cholerna długowieczność. Ciekawe czy magia mogła ją zapewnić?
- Rozbiłabyś sobie śliczną główkę o strop, elfico - podsumował krótko krasnolud. Elora tylko się żachnęła i nic już nie odpowiedziała.
Lei także nic już nie powiedziała, zamiast tego wzięła tacę i ruszyła po jedzenie. Jeszcze czuła głód po wczorajszych aktywnościach, jej ciało przetwarzało energię wyjątkowo szybko. Choć nie tak szybko co Lily, która w małym ciele wydawała się mieścić tyle co Connor.
- A jak ty widzisz nasze dalsze życie w tym miejscu pod okiem nowych nauczycieli? - zapytała tego ostatniego, kiedy już siadali przy stole. Jak zawsze niezbyt blisko wyniosłej elfki, bo Leilena wątpiła, żeby tamta zmieniła zdanie i nagle chciała trzymać z ich grupą.
- Nauczyciele… Danillo wydaje się sympatyczny - odpowiedział ostrożnie. - A z Meleghostem pewnie wytrzymamy. Ważne, że cel nauki ciekawy, a koleżanki fajne.
Lei zachichotała i posłała chłopakowi buziaka.
- Pewnie masz rację. Ja z moim roztrzepaniem nigdy pewnie nie będę dobra w alchemii. Nie tak widzę swoją karierę - mrugnęła do niego.
- A jak? - podpytała jak zawsze ciekawska gnomka.
- W magii oczywiście. Jak tylko uda mi się jej nauczyć - odpowiedziała bez namysłu, wkładając sobie do ust widelec pełny całkiem dobrego obiadu.
 
Lady jest offline