Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2018, 06:22   #5
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - Wózkiem po szpitalnym parku.





- Wyposażenie? - Maria powtórzyła pytanie pacjentki jaką nazywała kruszynką. I pytanie chyba ją zdziwiło. Wznowiły powolny spacer. Koła wózka toczyły się z cichutkim chrzęstem po żwirze jakim były wysypane ścieżki i chodniki parku wokół szpitala. Poza tym było mnóstwo krzaków, traw i drzew. W pewnym momencie dotarły nawet do jakiejś bieżni. Okazało się, że obecny szpital został otworzony w dawnej szkole średniej. Maria okazała się być świetnym przewodnikiem i źródłem informacji o mieście. Mazzi wyczuwała, że ta chyba chce ją przygotować do radzenia sobie w tym miejscu po opuszczeniu murów szpitala.

- Większość obecnego personelu pochodzi ze szpitala McKennana. Albo zostali przez nich wyszkoleni. Niestety szpital spłonął tuż po wojnie a później kto się uratował i co się dało uratować to przenieśliśmy tutaj. Straszne to było. - Maria pokręciła głową na wspomnienie tamtych wydarzeń. Przy okazji pokazała kierunek gdzie był tamten szpital McKennana. Wystarczyło iść prosto przez park i po kwadransie, może dwóch jeśli by się nie śpieszyć to by się doszło. Niestety park obecnie zarósł i zdziczał więc coraz bardziej przypominał plamę regularnego lasu pośród miejskich budynków. Ale starsza kobieta twierdziła, że gdyby tych drzew nie było albo jakby było rzadsze to byłoby stąd widać budynek szpitala. Obecnie nadal dało się go zobaczyć z wyższych pięter dawnej szkoły które sięgały poza poziom drzew. Dodała z żalem, że w szpitalu może nawet po wielu latach byłyby cenne rzeczy do zabrania, zwłaszcza dla szpitala i jego pacjentów no ale cieszył się złą sławą nawiedzonego lub po prostu niebezpiecznego budynku.

- A wyposażenie. - wróciła po jakimś czasie jakby sobie przypomniała o co dziewczyna na pchanym przez nią wózku pytała. - Tym się nie martw. Jak będziesz stąd wychodzić damy ci jakieś ubranie. Nie puścimy cię przecież w szpitalnej piżamie na ulicę. - powiedziała łagodnie pochylając się nieco by spojrzeć na twarz dziewczyny na wózku. Ta odkryła, że starsza pani uśmiecha się ciepło i troskliwie z tej okazji. Przez chwilę znowu spokojnie jechały dalej tą alejką zostawiając dawną szkolną bieżnię za sobą zanim Maria znowu zaczęła coś opowiadać. Słońce robiło się coraz pełniejsze i mocniejsze. Mimo wrześniowego miesiąca było ciepło jak w przyjemny, dzień pełnego lata. A do tego dzięki licznym drzewom przed ostrym Słońcem chronił ich cień.

- W domu weterana też na pewno coś ci dadzą do ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Wiesz, ręczniki, torby i inne takie rzeczy. Pewnie trafisz na pokój z kimś. Tam zwykle są 4-ki bo to kiedyś akademik był. - Maria zdawała się mieć jakąś historyjkę o każdym budynku w tym mieście. Przynajmniej z tymi z jakimi widocznie często miała jakieś sprawy czy powiązania.

- Dopóki będziesz mieszkać w domu weterana to utrzymanie właściwie masz za darmo. Jeśli doktor Brenn mówił o Święcie Dziękczynienia to pewnie da ci skierowanie przynajmniej do tego czasu. Przynajmniej na podstawowym poziomie. No wiesz, pokój, łóżko, trzy posiłki dziennie, od nas będziesz miała darmowe wizyty u nas a tam też mają dyżurnego lekarza. Chyba jakiś ogólny, dentysta i ginekolog. Ale to się czasem zmienia więc nie wiem jak to wygląda teraz. - starsza kobieta pokręciła głową co Lamia poznała po głosie. I pewnie zmarszczyła brwi gdy się nad tym zastanawiała próbując sobie przypomnieć jak to bywa w tym domu weterana. Własne łóżko i trzy posiłki dziennie to przy frontowych warunkach brzmiało jak karnet na luksusowy hotel. I to taki bez wszy i pluskiew. Bez gazów bojowych i błota. Bez napadów artyleryjskich i min na każdym kroku. No po prostu luksus.

- A poza tym jako weteranowi i rekonwalescentowi w domu wypłacą ci zaległy żołd. Nie masz żadnych dokumentów więc będą liczyć odkąd przybyłaś tutaj. Ale to i tak będzie z miesiąc. Poza tym masz prawo do renty. Odbiera się ją co tydzień też, w domu. Ale to już tam na miejscu ci powiedzą dokładniej. - Maria musiała odsapnąć siadając na ławce gdy obok zakotwiczyła wózek z pacjentką. Teraz usiadła i przymknęła oczy ciesząc się promieniami słonecznymi w ten pogodny dzień. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nawet zdrzemnęła się z tak ustawioną do ciepła słonecznego twarzą.

Mazzi miała okazję pomyśleć. Na Froncie żołd był z lekka abstrakcyjną wartością. Za specjalnie nie było go ani po co trzymać ani na co wydać. Wojacy więc często przepuszczali go grając ze sobą w karty czy robiąc głupie zakłady. Głupie dla kogoś kto był na Froncie gościem albo w ogóle. Bo gdy się tam spędziło odpowiednią ilość czasu to Front zmieniał człowieka, wsiąkał w niego a potem z wolna sączył się z niego jak pot przez skórę nawet gdy był gdzie indziej. No a z forsą zwykle najwięcej przepuszczało się w przyfrontowych knajpach i burdelach które robiły na tym kokosy. Bo właściwie nie było ani jak przechować tych bonów, żetonów, papierów, weksli, dolarów czy fantów i trofeów ani gdzie ich sensownie wysłać. Było tylko tu i teraz na Froncie albo tu i teraz w knajpie na jedno czy dwu dniowej przepustce raz na kilka tygodni. A teraz miała dostać wypłatę za cały miesiąc i była w mieście czyli miejscu gdzie można było ją na coś wydać.

- A broń. - starsza kobieta ocknęła się otwierając oczy równie niespodziewanie jak je parę chwil temu przymknęła. - Jak już będziesz gotowa i zdolna do służby to możesz się zgłosić do ratusza. Tam są najważniejsze biura w tym te wojskowe. Powiedzą ci co i jak. Wcielą cię do jakiejś jednostki albo co. Nie lubię broni. Wojska, wojny i zabijania też nie lubię. Przez to jest tyle tragedii i cierpienia. - starsza pani mówiła najpierw niechętnie jakby tylko z obowiązku czy na życzenie tej młodszej mówiła o tej broni i reszcie. Ale dość płynnie i niespodziewanie przeszła w coś co brzmiało jak osobiste wyznanie. Patrzyła chwilę na siedzącą obok młodszą kobietę jakby miała się zaraz rozpłakać. W końcu uniosła dłoń i delikatnie przyłożyła ją do policzka tej młodszej.

- Nasza córeczka też była pielęgniarką. I była taka z niej kruszynka jak z ciebie. Masz takie same policzki jak ona. - wyznała lekko gładząc dłonią policzek Mazzi. W końcu opuściła ją i popatrzyła gdzieś na skraj swojego fartucha. - Zgłosiła się na ochotnika na tą straszną wojnę. Pocisk spadł na punkt opatrunkowy gdzie pracowała. Nikt nie przeżył. Przysłali nam jej nieśmiertelnik. - powiedziała w końcu ocierając nadgarstkiem oczy. W końcu siąpnęła nosem, odchrząknęła i z głośnym stuknięciem dłonie opadły jej na kolana i wstała podchodząc znowu na tył wózka by wznowić spacer po szpitalnym parku.

- Zawsze żartowaliśmy z naszym mężem, że ktoś nam ją podrzucił. Bo taka z niej była kruszynka. A ja to jak widzisz a mój to też nie ułomek. Skąd ona się wzięła? Mój to mówił, że to z niedożywienia. My to jeszcze dorastaliśmy jak wszystko było. Ale wy, młodzi? Co wy macie z tego życia w porównaniu do nas? Same zmartwienia i straszne rzeczy. My to chociaż poużywaliśmy jak byliśmy w waszym wieku ale was to zawsze nam szkoda było. A mój umarł dwa sezony temu. Ah, cóż to był za facet! Każdej kobiecie bym życzyła takiego skarba jaki mi się trafił! Co miesiąc chodzę na cmentarz by zapalić mu świeczkę. On tyle rzeczy wiedział i wszystko umiał naprawić. No złote miał te ręce. Wszyscy do nas przychodzili by im coś naprawił albo powiedział coś, coś doradził. Taki był ten mój. - Maria trochę poweselała gdy zaczeła opowiadać o swoim mężu. Wydawało się, że dawne, ciepłe wspomnienia pozwalają jej zapomnieć o innych, ciężkich wspomnieniach. Doszły do narożnika parku i skręciły w kolejną prostą.

Przy spacerze zmęczenie i sielankowa atmosfera, spokojny chrobot kół wózka, jego delikatne kołysanie zmogły w końcu pacjentkę bo znowu przysnęła. Stwierdziła to po tym gdy znowu były na korytarzu i wjeżdżały do pokoju z jej łóżkiem. Podłoga jeszcze była trochę wilgotna od mopowania i unosił się delikatny zapach środków myjących.


---


- O, wstałaś? To dobrze, niedługo obiad. Poczekaj troszkę to przygotuję ci kąpiel. - Maria wydawała się być niezmordowana w swoim cieple, cierpliwości i uśmiechu. Zostawiła Lamię przy jej łóżku i wyszła. Przy okazji dostrzegła, że do tego od strony korytarza, co nie miał płuc przyszedł ksiądz. I o czymś cicho rozmawiali. Korzystając z tego, że mogła podjechać na wózku mogła obejrzeć i swojego drugiego sąsiada. Okazało się, że to jakiś facet. Trudno coś było powiedzieć więcej bo górną połowę głowy, razem z twarzą i oczami miał obandażowaną więc widać było tylko jego szczękę. Nieco już zarośniętą jakby od kilku dni nikt jej nie golił.

Maria wróciła po jakimś czasie i zawiozła swoją podopieczną ileś drzwi dalej. Jak się okazało do dawnej łazienki połączonej z prysznicami. Tyle, że stały tam dwie, duże balie już pewnie jako współczesne udoskonalenie. Jedna z balii była z wodą. Może nie pełną, nawet nie z połową ale tak, że dało się odczuć, że siedzi się w wodzie. W czystej wodzie. I to czystej i ciepłej wodzie. Na Froncie to by musiała się wystarać na przepustce o taki luksus. Na co dzień zwykle musiał wystarczyć dzban i miska z wodą na całe ablucje. Albo wiadro. Czasem słoneczny prysznic jeśli dało się go zorganizować. Wystawiało się w plastikowym worku czy czymś podobnym wodę by poleżała jakiś czas na Słońcu. I wtedy ta woda nagrzewała się od tego słonecznego ciepła. A tutaj ciepło słoneczne było zastąpione przez akumulatory i grzałkę. Od ciężarówek. Po 170, 180, może 200 Ah. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała ale wiedziała. nawet jak naklejki z napisami i oznaczeniami były zdarte i nieczytelne. I wiedziała, że są ciężkie po kilkadziesiąt kilo, jak nie rozłożony na części M 252*.

Maria zostawiła ją gdy uznała, że może to zrobić. Zostawiła też czystą piżamę by jej kruszynka mogła się przebrać. Przy okazji znowu opowiedziała jej parę rzeczy. Na przykład to, że taki zestaw do kąpieli czyli akumulator + grzałka jest tutaj standardem. Że wystarczy parę minut, do kwadransa aby nagrzać zimną wodę. W zależności jak bardzo zużyty akumulator, jak duży no i ile tej wody ma nagrzać. W Sioux Falls było duże zaplecze frontowe między innymi duże warsztaty remontowe pojazdów to i tych akumulatorów było sporo w obrocie. A grzałki można było kupić prawie na każdym rogu czy stoisku.

Nie powiedziała tego wprost ale Lamia domyśliła się, że w szpitalu mają baczenie by nie dać pacjentom samemu grzebać w zestawie woda + grzałka + akumulator. Gdyby chciała wziąć kąpiel wystarczy powiedzieć i ktoś z personelu to przygotuje. Dobitym na to dowodem było to, że pielęgniarka zabrała ze sobą grzałkę.

Ale wówczas Lamia została wreszcie sama. Sama i nie miała pojęcia od kiedy, mogła się nacieszyć własną balią z własną, czystą, nagrzaną wodą. Nawet parę butelek z szamponami i żelami do kąpieli stało gotowych do użycia. Gdy wreszcie wpakowała się do środka okazało się, że woda sięga jej trochę powyżej bioder, prawie do pępka.

Wreszcie mogła się dokładnie obejrzeć i znów miała dwojakie uczucie. Z jednej strony świetnie znała swoje ciało a z drugiej też jakby widziała je po raz pierwszy. Kąpiel podziałała odświeżająco i można było się przy niej zrelaksować. A gdy z niej wyszła mogła się sobie przyjrzeć w lustrze jakie było zamontowane w drzwiach szafy. Więc widziała większość swojej sylwetki powyżej kostek. Widziała to co już dobrze znała. I sporo nowego. Głównie blizn. W zdecydowanej większości małych, pasujących do szrapneli i odłamków o jakich mówił rano Brenn. Zorientowała się, że wybuch musiał być po jej lewej. Bo lewa strona począwszy od ramion, przez bok, bodro i nogę była zdecydowanie bardziej poszatkowana drobnymi obecnie bliznami. Poza tym były też na brzuchu, szczęce, szyi, piersiach ale ogólna zasada się zgadzała, że im bliżej prawej strony tym mniej blizn. Wszystkie były dość drobne więc kto wie, może i rzeczywiście zniknął albo chociaż zbledną tak by nie rzucać się w oczy.

Z blizn największe chyba miała na głowie, z boku lewej strony głowy. Ale trudno było aż tak przechylić głowę by to samej zobaczyć. No i może wydawały się większe przez te wygolone placki włosów gdy pewnie wygolili jej by dostać się do tych odłamków. No i ramiona.

Ramiona były jedynymi większymi bliznami jakie na sobie znalazła. Trochę dziwne było, że nadgarstki i dłonie miała prawie całe. Tak samo jak końcówkę ramion powyżej bicepsów. Za to ten środek, dolną część bicepsów, łokcie i przedramiona aż do nadgarstków to była jedna wielka rana. Chociaż już w większości widać było gojącą się skórę co dawało nadzieję, na to, że też się zaleczy. Mimo to w kontakcie z wodą nadal piekło.

Była już sucha, przebrana i gotowa do wyjścia. Doszła do drzwi gotowa je otworzyć gdy nagle ktoś złapał za klamkę z drugiej strony. A gdy ta nie ustąpiła próbował pchnąć drzwi zdenerwowanym ruchem. W szczelinie między podłogą a drzwiami widziała cienie pasujące do dwóch nóg stojących po drugiej stronie.

- Gdzie idziesz? Człowieku nie zostawiaj mnie tak! To co te konowały mi dają to jakiś szajs! Wykończą mnie! - męski głos był wyraźnie proszący, może nawet nieco zdenerwowany i przestraszony ale podszyty desperacją.

- Zamknij się! - syknął z irytacją inny głos. Też męski ale ten był wyraźnie czujny i chyba zirytowany. To chyba on próbował otworzyć drzwi a ten drugi stał gdzieś obok.

- Człowieku, nie mogę czekać do poniedziałku no zlituj się! Nie przetrwam weekendu! Mówię ci to nie przetrwam weekendu i stracisz klienta! Zdechnę tutaj jak mnie nie poratujesz. - ten drugi dalej namawiał tego bliższego drzwi. Szarpanie za klamkę ustało.

- Zamknij się! Ktoś tu chyba jest. - powiedział ten przy drzwiach i nastąpiła chwila ciszy jakby obydwaj nasłuchiwali.

- To pewnie się pluska. To i tak nie wejdziesz. Albo się zacięły. Często się zacinają. Zresztą co za różnica? Człowieku muszę mieć ten odlot czujesz? Nie mogę zasnąć. Jak śpię to mi się śni wtedy. Daj mi coś na pamięć. Znaczy by nie pamiętać. Te debile w fartuchach tego nie łapią, mówią, że zwariowałem! Nie zwariowałem do chuja! Nie było ich tam gdzie ja byłem! Nie jestem wariatem! Słyszysz! Słyszysz mnie kurwa!? Nie jestem wariatem! Wszyscy mnie słyszycie?! Nie jestem żadnym cholern… - facet wydawał się być zniecierpliwiony i zniechęcony tym, że coś przeszkadza mu w osiągnięciu celu. Zaczął mówić szybko i szybciej aż w końcu gdy doszedł do bycia wariatem w parę chwil stracił nad sobą panowanie i najpierw podniósł głos a w końcu zaczął krzyczeć. Przeszkodziło mu uderzenie jakby o ścianę uderzyło jakieś ciało.

- Zamknij się idioto! - syknął wściekle ten co dotąd stał przy drzwiach. Ale było już za późno. Rozległy się pytające, podniesione głosy i tupot nóg na korytarzu. - Znów ma atak! Dajcie mu coś na uspokojenie! - odkrzyknął ten pierwszy wciąż chyba mocując sie z tym drugim. Ten jednak widać musiał się wyrwać bo odgłosy kroków, krzyków i ruchów odsunęły się od drzwi. - Łapcie go, wyrwał mi się! - krzyknął po chwilę zduszonym nieco głosem jakby dostał w żołądek czy szczękę. Przez moment odgłosy nieco przycichły dopóki gdzieś z końca korytarza nie rozległ się rozpaczliwy krzyk.

- Niee! Nieeee! Nieeeeee! Nie chcę do izolatki! Już nie będę! Chciałem tylko nie spać! Nie śnić! Nieee! Nie zamykajcie mnie! Nic wam nie zrobiłem! Puśćcie mnie! To te obrazy! To przez te obrazy! One mnie zabijają! Dlaczego!? Dlaczego mnie nie słuchacie?! Dlaczego mnie nie rozumiecie?! - odgłosy szamotaniny i krzyki cichły stopniowo aż ucichły zupełnie. Tylko przez korytarz jeszcze w jedną i druga stronę słychać było mniej lub bardziej pospieszne kroki, cichsze i mniej gwałtowne głosy.


---


*M 252 - średni moździerz piechoty kal. 81 mm, waży ok 40 kg. Do transportu się go rozkłada na trzy podstawowe części: lufę, stojak i płytę oporową.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline