Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2018, 22:49   #6
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Como su casa no hay dos. Home sweet home, jak mawiają gringos, nawet jeśli twój dom to casa de putas a twoja familia to tuzin dziwek przeoranych na wszelkie możliwe sposoby setkami kutasów oraz banda gangsterów, zdolnych pobić kogoś do nieprzytomności za zniewagę lub za garść pesos.
Tak, Javier zdecydowanie wolał dziwki. Po pierwsze miał z nimi coś wspólnego: sprzedawał umiejętności za kasę a jego zajęcie nie budziło zbytniego szacunku. Po drugie: dziwki lubiły jego, ponieważ był bardziej subtelny i milszy dla nich niż reszta. Mówiły mu pieszczotliwie „Xavi”.
To samo zdrobnienie w ustach kolegów pobrzmiewało drwiną.
Javier był w gangu obiektem żartów i chłopcem do bicia. Kiedy on próbował mówić i zachowywać się jak oni, nie było w tym autentyczności i oni czuli to również. Istniała między nimi niewidzialna bariera.
Gardzili nim, bo był ćpunem, który w przeciwieństwie do większości z nich mógł wieść dostatnie, uczciwe życie i to spierdolił. Bo dołączył do nich nie z pragnienia bycia pandillero i życia jak pandillero a z konieczności, gdy już spalił za sobą mosty.
Gardzili nim, bo był tchórzem. Bał się fizycznego bólu, nie umiał walczyć i wystarczyło podnieść rękę a odruchowo się kulił. Chyba, że był nawąchany – wtedy potrafił odpyskować, oddać a sprowokowany nawet wpaść w furię. Pozostali wiedzieli, żeby nie przesadzać, odkąd naćpany, doprowadzony do skrajności Orozco rozbił jednemu z nich butelkę na łbie i byłby zatłukł na śmierć, nim go odciągnęli. Zyskał wtedy minimum respektu i opinię świra. Kumple mieli jeszcze jeden powód, żeby go nie lubić i się go obawiać: krążyły podejrzenia, że na polecenie szefa, swoimi metodami sprawdza ich lojalność.
Nie szanował go nawet jego kuzyn Hidalgo, który wciągnął go do gangu. Ale dzisiaj Hidalga nie było wśród zebranych, Pies wezwał widocznie tylko tych, którzy mieli choćby odrobinę rozumu.

- Si, señor! Punish me harder! – odezwał się egzaltowanym damskim głosem laptop, spoczywający na kolanach Javiera. – Fu… - głośnik zamilkł, wyłączony przez speszonego chłopaka, który szybko wydukał:
- Przepraszam.
Xavi nie wyglądał dziś zdrowo, co znaczyło że jeszcze nie wciągał. Właściwie to niski, wątłej budowy okularnik z przetłuszczonymi włosami nigdy nie wyglądał dobrze, ale na trzeźwo i o poranku prezentował się wyjątkowo żałośnie.
Mimo to odkąd szef skończył briefing, swoim zwyczajem stukał w klawiaturę i teraz musiał kliknąć w niewłaściwe okno. Na co dzień Orozco zajmował się informatyczną stroną ich małego pornobiznesu. Dzięki cyfrowej obróbce oraz inwestycjom w lepsze kamerki i serwery twórczość SVStudios zyskała znacznie na jakości a zysk niemal się podwoił. Również pomysłem Javiera była ekspansja na rynek amerykański, w związku z czym udzielał ostatnio dziewczynom korepetycji z angielskiego. Szybko opanowały te kilkanaście niezbędnych słów, wykrzykując je z seksownym hiszpańskim akcentem. Nowa stronka: „Naughty Mex Maids” szybko zyskiwała na popularności.

- Spróbuję zhakować „Narwańców” – dodał szybko Xawi, by zatrzeć złe wrażenie. – Przydałby się adres Darrivano lub miejsca, gdzie się spotykają. Numer telefonu też się przyda, ale jak nie macie to sam znajdę. Zrobię im serwis wi-fi.

„Serwis wi-fi” był drugą, po administrowaniu stronami porno, specjalnością Javiera. Miał starego vana z logo firmy Telmex - największego dostawcy internetu w Mazatlán i w całym Meksyku. Do tego przebranie a nawet fałszywy identyfikator konserwatora sieci. Kartele Sinaloa czy Juarez zatrudniały całe sztaby informatyków, lecz drobne gangi jak Narwańcy lub Węże przed dołączeniem Orozco nie przykładały do takich spraw wagi. Beztrosko używali publicznych wi-fi, zabezpieczonych w przestarzałym standardzie WEP albo i w ogóle. Wymieniali nieszyfrowane informacje przez sms-y, mailami czy nawet na Messengerze, nie zawracali sobie głowy używaniem TORów, VPNów czy choćby proxy. Większość nie miała nawet porządnego antywira na smartfonie. Publikowali na Facebooku informacje, dzięki którym dziecinnie łatwo było zgadnąć ich debilne hasła i szyfry. Niektórzy idioci wrzucali wręcz sweet-focie z bronią, stertami banknotów i usypanymi ścieżkami kokainy. To wszystko uchodziło im na sucho tylko dzięki legendarnemu wręcz skorumpowaniu i nieudolności meksykańskiej policji.

To wszystko mógł jednak wykorzystać Javier Orozco.
Dzięki temu, że znał się na swoim fachu i potrafił grać. Mała (mała!) ścieżka koki dla kurażu, proste przebranie i wchodził gładko w dowolną rolę, od pracownika banku po dostawcę tortilli. Tak jakby nie bycie sobą dodawało mu śmiałości.
Miał przy tym zaletę bycia podobnym zupełnie do nikogo. Xavi ani trochę nie przypominał gangstera i nie był kojarzony z Wężami. Bardzo rzadko pokazywał się z nimi na mieście. Posiadał tą rzadką zdolność rozpływania się w tłumie, spojrzenia prześlizgiwały się po jego nudnej, szarej fizjonomii i wędrowały dalej w poszukiwaniu ciekawszego obiektu do obserwacji. Ludzie zapominali jego twarz sekundę po tym jak ją ujrzeli.
Także teraz, wypowiedziawszy kilka zdań, stał się znów fragmentem tła, jak kolejny mebel, nie zwracając na siebie więcej uwagi niż przyciągało ciche stukanie w klawiaturę.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 07-09-2018 o 23:05.
Bounty jest offline