Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2018, 08:58   #7
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - Na krawędzi snu*

Gdy nagie stopy dotknęły podłogi ich właścicielka poczuła płaski, solidny chłód pod nimi. Ale nic się więcej nie stało. Łóżko zaszurało trochę gdy z niego zeszła ale poza tym jej dwaj towarzysze w tej sali chyba spali tak samo jak przed chwilą. Właściwie to była głodna. No ale w końcu przegapiła obiad a kolacja wciąż leżała przy jej łóżku. Jednak chociaż głód był nieprzyjemnym uczuciem to jednak nie był jeszcze dominującym. Miała w końcu inne priorytety. Ot, choćby sprawdzić czy zwędzone krzyżówki nadal leżą przed drzwiami do urazówki.

Przeszła cicho przez własną salę, otworzyła drzwi i ujrzała półmrok korytarza. Musiał być oświetlony ale dość oszczędnie. Chyba jakimiś świecami, olejakami lub karbidówkami. Musiały być ustawione gdzieś przy korytarzu ale właśnie dość oszczędnie. Więc korytarz był dość pusty jeśli chodzi o kryjówki to miał wiele plam cienia. Mogła tylko przygryźć wargi gdy w świetle lampki umieszczonej w pobliżu drzwi na drugi oddział dojrzała same drzwi. Żadnej gazety leżącej w pobliżu. Widocznie ktoś zaopiekował się jej zdobyczą jak spała. Ale po chwili w kieszeni piżamy nadal wymacała zdobyte na serdaku Betty paracetamol. Tego widocznie nie znaleźli albo może i nie szukali nawet.

Gdy tak stała w progu uchylonych drzwi własnej sali uświadomiła sobie, że dochodzą do niej jakieś dźwięki. Po chwili nasłuchiwania zorientowała się, że to chyba jakaś muzyka. Melodia. Ale dochodziła raczej gdzieś zza jej pleców. Odwróciła się i spojrzała w zaciemnioną salę. W oczy rzucał się prostokąt okna który był jedynym źródłem słabego światła w tej bezksiężycowej nocy. Okno było znowu uchylone. Muzyka nie mogła dobiegać z tej sali więc pewnie dochodziła gdzieś z zewnątrz. Po cichu poklaskała bosymi stopami aż do parapetu.





Gdy była już przy nim była już pewna. Muzyka. Jakaś gitara. Głos. Ktoś śpiewał. Otworzyła okno by słyszeć wyraźniej. Owiał ją chłód nocy. Dnie były ciepłe jakby nadal lato zapomniało, że już po typowych letnich miesiącach. Ale w nocy już zalatywało chłodem. Na samą piżamę był mało przyjemny ale nadal nie było to prawdziwe zimno. I właśnie jak otworzyła okno doszedł do niej głos. Męski, zalatujący nostalgią głos niosący nocnym niebiosom swój żal i smutek. Dochodził gdzieś z głębin nocy a jednak był na tyle wyraźny, że dało się słyszeć i zrozumieć słowa.


https://www.youtube.com/watch?v=tVlqcpvbnds


Wieża i okno, kolejna mdła noc
Za oknem pejzaż, północ i mrok



No i rzeczywiście siedziała po nocy w oknie. Mógł być nawet środek nocy to by pasowało do tej północy. I było ciemno. Panował typowy dla Ruin mrok. Za oknem widziała ciemną ścianę parku który w dzień widziała przez ogrodzenie gdy Maria oprowadzała ją po parku.


Kroki jak strzały, uciekły gdzieś w dal
Ostatni przechodzień, zdradził martwy czas



I rzeczywiście. Było pusto. Pusto nocną, bezludną pustością gdy po nocy to nie człowiek był panem stworzenia. A to wiedział i człowiek i te stworzenia. Czarna ściana lasu też wyglądała na martwą. Martwą czyli bezludną ale niekoniecznie pustą czy pozbawioną życia.


Światło neonów, zabija taniec cieni
Nagie manekiny ze swych panów się śmieją


Po nocy, bez nadmiaru bodźców umysł zdawał się pracować sam z siebie. Puszczony samopas błądził własnymi ścieżkami balansując na ulotnych wrażeniach i skojarzeniach swojej właścicielki. Ta zaczynała czuć. Coś. Zaczęły się pojawiać jakieś ulotne myśli, wrażenia, wspomnienia. Ale gdy tylko próbowała się na nich skoncentrować, chwycić w garść te rozpływały się jak dym się ponownie łącząc się z kotłującą się ciemnością. I tą na zewnątrz, za murami szpitala i tą wewnątrz, w trzewiach własnych zapomnianych wspomnień i umysłu. A puste mury, wypalone wraki, zarośnięty park, porzucone ulice zdawały się szyderczo szydzić z napuszonej potęgi i inteligencji swoich dawnych władców. A nieświadomy nocnego słuchacza facet grał i śpiewał dalej.


Ożywa martwa cisza, dźwięki jak szkło
Szalony głos syreny, gdzieś zniknął za mgłą



Lamia mimo kołowrotu myśli nadal słyszała śpiewany kawałek. Słyszała każde słowo. Rozumiała co one oznaczają. Ale jednocześnie jakoś jej umysł interpretował je po swojemu. Cisza zdawała się promieniować zza okna. Zupełnie jakby była w centrum bezkresnego oceanu wymarłych Ruin. Ostatnim żywym człowiekiem na tej skazanej na zagładę planecie. Racjonalność podpowiadała, że to po prostu noc. Środek nocy. Więc ludzie śpią w swoich domach dlatego jest pusto i ciemno. Ale irracjonalne lęki podnosiły w tych ciemnościach swój łeb i szczerzyły kły. Szalony kocioł czarownic pełen kotłujących się tam wspomnień bulgotał coraz bardziej. Musiała złapać się parapetu by nie ulec wrażeniu, że to nią tak miota dookoła.


Nie wiem co jest prawdą na krawędzi snu
Nie wiem co jest snem na krawędzi prawdy
Nie wiem co jest prawdą na krawędzi snu
Nie wiem co jest snem na krawędzi prawdy
Miasto i noc, miasto i szok
Miasto i noc, miasto i szok



Facet śpiewał dalej. Doszedł do refrenu. Słyszała w nim jakiś bunt. Niezgodę. Ale i pogodę ducha. Facet dostrzegał ten przegrany świat, nie podobał mu się on wcale, ani trochę i chociaż nie miał mocy sprawczej by to odmienić to jednak potrafił utrzymać pogodę ducha i iść dalej własną drogą.

Facet śpiewał o śnie. Krawędzi snu. Przemieszaniu jawy i snu. Obrazach które trudno jej było zakwalifikować do któregoś ze światów. Które pasowały do obydwu. Albo do żadnego. Efekt uboczny prochów? Uszkodzenie mózgu? Choroba? Może po prostu miała bujną wyobraźnie? Kocioł w głowie nasilał się. W tym kotle zaczeły pojawiać się wyraźniejsze majaki. Jakby obrazy, postacie, imiona, miejsca próbowały przez jakąś kiślowatą błonę przedrzeć do niej, chwycić ją za rękę iii… i co? Wciągnąć do siebie? Może to ona je miała wyciągnąć? Skołowana opadła na podłogę. A facet za oknem, przegrał w milczeniu kawałek po refrenie nim zaczął kolejna zwrotkę.


Słońce w zenicie i ożył martwy czas
Miasto znów walczy ze swym cieniem jeszcze raz



Tak. Walczyła. Jeszcze raz. Raz za razem. Po raz kolejny. Jeszcze raz. I jeszcze. Bez końca. Bez nadziei końca. Wszyscy walczyli. Wszyscy którzy byli “tam”. Właśnie tak to wyglądało. Nienazwane wówczas emocje wróciły teraz zupełnie jakby facet z piosenki nadał im kształt i imię. Tak to właśnie wyglądało “tam”. Jak walka z własnym cieniem.


Bezwład i próżnia, szybkość i szał
Cel został gdzieś za nami, ktoś kiedyś go zna



Tak. Tak było. Ile razy się zastanawiali? Ile razy przeklinali? Ile razy wściekali się i marotali pod nosem czy między sobą. ile razy obiecywali sobie, że to już koniec. Że więcej nie. Że to bez sensu. Głupota. Po cholerę? Po cholerę trzymać tą kamienicę, dom handlowy czy stację benzynową. Skrzyżowanie, młyn, wiatrak, ulicę, barykadę. Po co? Po co po raz kolejny odbijać jakiś hangar? Blok, dom, klub? Przecież tam i tak wszystko leżało w gruzach! Ktoś miał w tym jakiś plan? Jakiś cel? Tak na poważnie? Ludziom po coś były potrzebne te sterty gruzów? Jak się było “tam” i to “tam - tam” dokładnie “tam” na samym dnie, w błotnistym okopie, w niewiadomo ile razy bombardowanej, zbryzgiwanej krwią i flakami mieszkańców ziemiance którą za każdym razem sie odbudowywało, przy barykadzie, przy prawie samobójczej “pozycji wysuniętej”, czołgając się przez nocny błotnisty gruz ziemi niczyjej, ogrzewając się kubkiem kawy z termosu na trzech, to czy ktoś tam znał jakiś cel tego wszystkiego? Czy to wszystko, ta cała kampania, wojna toczyła się pod wpływem immersji. Ludzie wykonywali rzeczy i mówili słowa jakie ich nauczono, jakie od nich oczekiwano. Bo nie znali nic innego. Ale czy był w tym jakiś cel? Może rzeczywiście ci co go znali już dawno gryzą piach albo rzucili wszystko i machnęli na to ręką. Tylko te biedne żuczki wojny dalej toczyły tę swoją kulę gnoju po frontowych torach jak zostały tego nauczone.


Miliony sprzecznych celów, mieszają się wciąż
Świat nakręcanych lalek, zdarzenia i los



Sprzeczne cele? Tak to też świetnie znała. Jak wtedy gdy mieli zdobywać czerwony budynek. Solidna, kilkupiętrowa konstrukcja z czerwonej cegły. Dominująca nad okolicą, dająca solidny punkt oporu i bazę wypadową na okolicę kilku przecznic. Wedle planu mieli na zdobycie 12 godzin. Byli solidnie wyposażeni, uzbrojeni, mieli mocne wsparcie innych jednostek. Wydawało się, że są gotowi. Ruszyli do szturmu o brzasku. Walki praktycznie o każde piętro i każde pomieszczenie trwały dokładnie 14 dni i 14 nocy. 2 dni walk i trzeci na odpoczynek. Jak w zegarku. 2 doby walk i 3 na odpoczynek. I z wojskową konsekwencją ta maszynka do mielenia mięsa działała bezbłędnie. Kolejne ataki, kontrataki, szturmy na piętra, walki o poszczególne sale, obrona zdobytych pozycji, odwrót, powrót, manewr, bez przerwy, bez ustanku, bez chwili wytchnienia. Ale w końcu zdobyli ten cholerny czerwony dom mimo, że straty sięgały połowy stanów osobowych. Piętnastego dnia przyszedł rozkaz o odwrocie na z góry upatrzone pozycje z powodu niekorzystnej sytuacji w rejonie. Gdy dowódca przeczytał ten rozkaz a raczej gdy wreszcie przeszedł mu on przez gardło wszyscy mieli w oczach te samo pytanie. “To po co to było?”.


Prorocy krzyczą hasła, żebracy się śmieją
Bezduszne marionetki na wietrze się chwieją



Błona niepamięci zrobiła się taka cienka! Już prawie! Przypomniała sobie! Miał takie dziwne nazwisko. Jak jakaś firma kiedyś. Gerlach? Gerber? Przypomniała sobie. Strzępki. Wrócił po nią. Wszyscy po nią wrócili. Przeciez ona wróciła po nich. Przypomniała sobie. Po to biegła. Tak szybko! Tyle razy upadła. Tyle samo co się podniosła. A był taki upał, tak ciężko było nogi unieść, powstać, ten cały kurewski złom jak ciążył pancerz dusił płuca, i wydawało się, że można się w nim ugotować. Dobrze, że nie było ataku gazowego bo te gazmaski chyba by ich wykończyły na dobre w tym upale. Ale biegła! Tak bardzo! Musiała im powiedzieć! Ostrzec!

- Kurwa słyszysz co ona mówi?! Zostaliśmy tylko my! Stąd aż do rzeki nikogo nie ma! Czaisz czaczę?! Aż do rzeki jesteśmy ostatnimi ludźmi! Spierdalajmy zanim nas blaszaki odetną! - jeden z jej kumpli złapał go za kamizelkę i potrząsał wrzeszcząc w twarz. Reszta patrzyła w oszołomieniu na całą scenę i wyzierał z nich strach. Te straszne słowo jakiego bał się każdy wojak na Froncie. “Kocioł”. Ale nie było rozkazu odwrotu. A opuszczenie bez rozkazu wyznaczonej pozycji to dezercja. A za dezercję na polu walki grozi pluton egzekucyjny. Nie miał więc łatwego wyboru.

Detale zatarły się znowu ale słyszała, czuła, widziała napięcie tamtych minut. Nawet teraz. Nie pamiętała co zrobił. Co zdecydował. Co oni wszyscy zrobili. Ale z nocnych majaków pojawił się kolejny obraz.

Chwiała się. Jakoś dziwnie. Zakaszlała. Żar, gorąc. Pożar. Twarz. Nad nią. I ręce. Wyciągnięte w jej stronę. Widziała ich twarze i usta. Krzyczały coś do niej ale nic nie słyszała. Nie była pewna czy teraz majak jest niepełny czy naprawde wtedy nie słyszała. Ale z ruchu ust widziała jak krzyczą jej imię. Ponaglali. Do czego? Głowa opadła jej na dół. No tak. Któryś z chłopaków stał na ziemi, przy biurku i trzymał ją w pasie. Podawał ją tym co byli na górze. Piętro wyżej. Chyba musieli wybić otwór w tym suficie. Widziała kawałek leżącego przy dziurze bosha. No tak. Już załapała o co chodzi. Kumpel nie mógł sam z siebie jej podnieść na tyle by ci co zostali przy dziurze mogli ją złapać. Nawet jak jeden z nich, podtrzymywany przez resztę prawie do połowy wysokości zanurzył się w dziurze i wyciągnął ku niej ręce. Niewiele brakowało. Przynajmniej gdy chwiała się bezwładnie w objęciach tego na dole. Ale wystarczyło, że uniosła ramiona w górę… Tak! Złapał ją! Czuła jego dłonie na swoich nadgarstkach. Zaczęli wciągać tamtego a on ją. Wtedy wdarł się kolejny podmuch napalmu. Wpadł od dołu, rozbryzgał się po suficie przez rozwalone okna. Ściana ognia poszła po suficie. Zdążyła tylko zamknąć oczy i odwrócić głowę a chłopaki dopiero wciągali ją do dziury gdy jej ramiona ogarnęła fala gorąca jak z hutniczego pieca.

Światło na moment rozbłysło. Potem znów pożarła je chciwa ciemność. Z ciemności nie wyłoniły się kolejne obrazy. Ale pojawiły się dźwięki. Dźwięki marionetek. Głosy. Nie widziała nic. Leżała w jakimś bezczasiu niewiadomo jak i gdzie. Ale słyszała. “Prawem wojskowego sądu doraźnego, za porzucenie pozycji na polu walki, tchórzostwo, sabotaż i zdradę…” mówił nasycony zimną nienawiścią męski głos. Czuła gulę strachu w żołądku i gardle. Chciała uciekać, biec, krzyczeć, wytłumaczyć, ostrzec, powiedzieć, tyle rzeczy powiedzieć! A jednocześnie wiedziała, że to bezcelowe, skazane na klęskę jeszcze zanim ulęgło się w jej głowie. Wszystko to skończyło się odgłosem palby plutonu egzekucyjnego. Poczuła szarpnięcie jakby to kule przeorały jej ciało.


Nie wiem co jest prawdą na krawędzi snu
Nie wiem co jest snem na krawędzi prawdy
Nie wiem co jest prawdą na krawędzi snu
Nie wiem co jest snem na krawędzi prawdy
Miasto i noc, miasto i szok
Miasto i noc, miasto i szok



Znowu. Znowu nie była pewna z czym ma do czynienia. Wspomnieniami? Czy były to jej imaginacje własnych strachów? Był jakiś czerwony budynek? Był jaki Gerlach czy Gerber? Przecież to były jakieś nazwy dawnych firm. Kojarzyła akurat to. Rozstrzelali tam kogoś? Czy tylko ona obawiała się, że kogoś rozstrzelają? Przecież przez chwilę wydawało jej się, że to ona. Że to ją tam rozstrzelali. Prawie czuła kule jakie przeszywają jej ciało. Czy też to znowu jakaś imaginacja? Wszystko się mieszało. Obrazy, wspomnienia, strachy, imiona, nazwy, miejsca. Uświadomiła sobie, że klęczy przy parapecie. Z cichej, mrocznej nocy przestały dochodzić dźwięki. Facet skończył swój kawałek i teraz panowała nocna cisza. Za oknem, ponad czarną ścianą drzew wznosiło się mroczne i obojętne niebo.


---


*Na krawędzi snu - tytuł piosenki KSU cytowanej w tym poście.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline